Ach, co to były za święta! Żal, że trwały tak krótko i że od następnych dzieli mnie kolejne kilkanaście miesięcy. Minione Boże Narodzenie dobitnie przypomniało mi, za co uwielbiam te święta. Za niepowtarzalną atmosferę, za to coś w powietrzu, co sprawia, że choć przez te kilka grudniowych tygodni łudzę się, że ludzie nie są wcale tacy źli, a świat taki okrutny, jak mogłoby się wydawać.
Uwielbiałam je dawno temu, kiedy spędzałam je w polskim domu i kiedy były zazwyczaj białe, pozbawione prezentów, za to zawsze wypełnione aromatycznymi zapachami dobiegającymi z kuchni. Uwielbiam je nadal, choć najczęściej są zielone, bo przecież taka jest moja nowa "ojczyzna", Irlandia. Mimo tego, że za większość przygotowań do nich to ja jestem odpowiedzialna. Kocham je za to, że zazwyczaj są wymarzone: spędzone tylko wśród tych, których naprawdę szanuję i cenię. Za to, że nie ma w nich obłudy, działań pod publikę, spięć, nerwowej atmosfery i robienia tego, czego się nie lubi. I to jest właśnie moja recepta na święta idealne: otaczanie się tylko tymi, których się kocha, robienie tylko tego, co się lubi.
Robiłam zatem to, co chciałam i co sprawiało mi przyjemność, nawet jeśli nie było to najmądrzejszym posunięciem z punktu widzenia mojego organizmu. Spędzanie nocy na robieniu różnych ciekawych rzeczy i chodzenie spać nad ranem to moje guilty pleasures, na które z niebywałą radością pozwalam sobie zawsze wtedy, kiedy jestem wolna od pracy.
Przy okazji po raz kolejny przekonałam się, że czasami do pełni szczęścia – zwłaszcza wtedy, gdy za oknem wiatr żałośnie zawodzi, lub wszystko szaleńczo chłosta niemalże z siłą huraganu - wystarczy dach nad głową, dobra książka, filiżanka smacznej kawy, dziecko w ramionach, mięciutka sierść mruczącego kota i ciepły koc.
Bez rodziny jesteśmy tylko smutnymi bytami pozbawionymi korzeni i przeszłości. Potwornie samotnymi w dodatku. Nigdy nie zamieniłabym się z Nieśmiertelnym na jego nigdy niekończący się żywot. Nie przehandlowałabym swojej marnej, ściśle określonej egzystencji. Nie chciałabym dożyć dnia, w którym obudziłabym się i z przerażeniem stwierdziłabym, że jestem na tym świecie sama – beż żadnej bliskiej mi duszy, z którą łączą mnie wspólne geny i ta sama krew.
To, co piękne, zawsze się kiedyś kończy. Nawet w niektórych bajkach. Dlatego po tygodniowym nurzaniu się w błogim lenistwie, trzeba było wziąć się w garść i stawić czoło szarej rzeczywistości. Wiem, że do realizacji moich planów będę potrzebować mnóstwo konsekwencji i woli walki, ale nie poddaję się. Wykonuję wojenną hakę i stawiam się na placu boju. Dopóki będę walczyć, na pewno nie przegram.
Taito, nareszcie post napisany tak po prostu o tym co czujesz, od serca! Teraz dopiero dostrzegam, jak bardzo mi brakowało takich wpisów i takiej Taity!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie Twoje notki. Uwielbiam też Święta :))) Niestety, pewnie jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, zanim będziemy je mogli spędzić, tak jak Ty: robiąc wyłącznie to co się lubi. Ale nie tracę nadziei :)
strasznie zaintrygowało mnie zdanie"z dzieckiem w ramionach". Czyżbyś nas o czymś zapomniała poinformować??? :)
Witaj Taitko,
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę o tych prezentach i jak to w piosence coca coli największe prezenty nosi się w sercach. Ważniejsze jest to, co wokół te zapachy, przygotowania. Cała ta otoczka. Widzę chyba żywą choinkę:) Czyżbyś też siedziała do późna w nocy, a potem wstawała o tak haniebnej porze jak ja?;) Dziś książka tak mnie wciągnęła, że się zorientowałam jak była czwarta rano.
Myślę, że często tak wygląda pełnia szczęścia na co dzień. A druga połowa szczęścia polega na zauważeniu tych wszystkich, pozornie prostych rzeczy. Dziecko w ramionach? Zaintrygowałaś mnie.
Podobnie intrygująco zabrzmiałą realizacja planów.
Pozdrawiam Cię niedzielnie.
Pełnoletnia?! To Ty jeszcze tu zaglądasz? Jak miło! Wielką radość mi uczyniłaś swoją obecnością tutaj :) Jeśli notki tego typu powodują Twoją reaktywację, to muszę częściej je zamieszczać ;) Następna też powinna Cię zadowolić. Będzie o prezentach i rekomendacjach, itd.
OdpowiedzUsuńOby tylko Wisła nie wyschła ;) Jak dotąd doskonale sobie radzicie, więc z czasem wypracujecie sobie Wasz własny sposób na idealne święta. Cieszę się bardzo, że poszerzasz grono ich miłośników.
O kurczę, nie spodziewałam się, że te kilka niewinnych słów tak bardzo rozbudzi Waszą ciekawość :) Napiszę tak: Moja Droga, o bardzo wielu rzeczach Was nie informuję, ale w ostatnim czasie odwiedził mnie Mikołaj, nie bocian ;) Na dowód zamieszczę niedługo zdjęcia ;)
U mnie znowu wichura. Mało co kota, biedaka, z dachu nie zwiało... Trzymaj się ciepło! :)
Rose, odgryziesz mi głowę za lekceważenie Cię. Od dobrych paru dni zabieram się za napisanie maila. Chyba się domyślasz, co będzie jego tematyką?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że prezenty nie są najważniejsze. Uwielbiałam święta nawet wtedy, kiedy ich nie dostawałam [w moim rodzinnym domu dostawaliśmy upominki tylko 6 grudnia]. Nie sądzę, bym coś przez to straciła. Po tylu latach pewnie nawet nie pamiętałabym, co wtedy dostałam pod choinkę. Za to do dziś dokładnie pamiętam, jak kiedyś po kolacji wigilijnej całą rodziną poszliśmy się pomodlić do pokoju obok, jak trzeszczał śnieg pod nogami w drodze na pasterkę, jak dom pięknie pachniał, jak było nastrojowo i rodzinnie... Uwielbiam kupować i dawać prezenty. Robię to bardzo chętnie, ale to nie jest istota świąt. Ważne, żeby wokół nas byli ci, których kochamy. Ich nie można kupić za żadną cenę.
Dobrze widzisz. Mamy żywą choinkę. Stoi dzielnie, aż zal będzie ją niedługo rozebrać...
Oczywiście, że tak - jestem, w zasadzie to jesteśmy, nocnymi markami. I jestem zupełnie niereformowalna. W grudniu najpóźniej poszliśmy spać o... szóstej rano. Wczoraj trochę wcześniej - zrobiliśmy kilka partyjek w nowej grze planszowej, a potem oglądaliśmy serial.
A co ciekawego teraz czytasz?
Zostawcie to biedne dziecko w spokoju ;) Nie ma się czym ekscytować ;) O planach też cisza - nic nadzwyczajnego, ale będą jednak wymagać ode mnie silnej woli. Nie będzie łatwo.
Ja również pozdrawiam Cię serdecznie i idę... wziąć prysznic. Wiem, wiem. Powinnam to była zrobić parę godzin temu :)
I have no idea.
OdpowiedzUsuńUczepiłam się tak tych prezentów bo u nas zwykle jest to duży problem. Mamy dużą rodzinę, a na święta kupuje się prezenty za 100, 200 zł, co przy wspólnej Wigilii, bo czasami się takie zdarzają jest dla nas prawdziwym gwoździem. Ja i moje rodzeństwo nigdy nie wiemy jak mamy z tego wybrnąć. Podobnie jest z urodzinami. Wielokrotnie od osób, z którymi mieszkałam słyszałam, że u nich nie ma prezentów, albo są symboliczne i nie uwierzysz, ale bardzo mi się to podoba. Ja przeżyłam jak dotąd zaledwie dwa, trzy razy takie prawdziwe święta, gdzie śnieg trzaskał pod stopami, śpiewało się kolędy i wspólnie szło się na pasterkę. Dwa razy brałam udział w przygotowaniach mojej siostry do świąt, a tam do w ogóle bajka. Siostra ma jeszcze stary piec na drewno i węgiel, na którym smaży ryby, ma las, mieszka na wsi więc teraz jak szliśmy na pasterkę oglądałam z siostrzeńcem i siostrą gwiazdy. Nie mogliśmy się napatrzeć!
Moja już zdążyła uschnąć i walczę z chęcią rozebrania jej, ale nie mogę. Musi jeszcze postać i tak dzielnie się trzyma od 19 grudnia:)
To tak jak ja. Choć ja jeszcze dziś może sobie pozwolę, ale od jutra muszę się spróbować przestawić, bo mam potem ranną zmianę i będę zarywać noce. Nie będę potrafiła zasnąć po tym jak chodzę spać w środku nocy czy nad ranem. Jestem zdecydowanie sową.
Czytam, co Cię pewnie nie zdziwi Cecelię Ahern i nie wiem jak ona to robi, ale za każdym razem przy jej książce tracę poczucie czasu i rzeczywistości. Choć ta książka wcale się na to nie zapowiadała i ciężko mi było się do niej zabrać.
Tak, pamiętam. Tobie tak jak i mi jeszcze zegar biologiczny nie wybuchł;) Stawiam, że to dziecko Twojej siostry (o ile takową masz, ale przeczucie mówi mi, że masz). Oj moje plany też wymagają dużo silnej woli, pracy i nakładu finansowego, ale zacznę w nie wierzyć jak już się trochę zmaterializują. Jakkolwiek to brzmi.
E tam, ja dopiero się ubrałam i byłam umyć zęby od rana, więc mną się nie przejmuj;)
Taito, proszę Cię, przestań w końcu mnie szokować. To Wy macie kota???
OdpowiedzUsuńZaglądam, a jakże, tylko ciężko jest napisać coś na temat książki, której się nie czytało albo filmu, którego nie widziało... jeśli o książki chodzi, mamy jednak chyba odmienne gusty ;)
Nie mogę się doczekać następnego postu :)
Pozdrawiam!
Trafiłam tu... przypadkiem? Święta z tymi, których szanuję i cenię... Myślałam, że tylko ja tak mam. Czasami przemierzałam kilometry, czasami brnęłam do nich przez śnieg na piechotkę. Zapach świerku, potraw... ale przede wszystkim te uśmiechnięte oczy na Twój widok. Zupełnie inne powietrze :)
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego tak doceniamy te święta, bo trwają krótko, jeśli mierzyc je długością całego roku. Są w jakiś wyjątkowy sposób szczególne(może dzięki wspomnieniom?).
OdpowiedzUsuńTaito, życze Ci dobrego, pełnego wspaniałych wypraw Roku 2014!
Anka
Trwają zdecydowanie za krótko. Nie pogniewałabym się, gdyby były znacznie dłuższe. Na szczęście mieliśmy dość dużo wolnego z okazji Bożego Narodzenia, więc był czas na relaks i odpoczynek.
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia, Hrabino. Niech się Wam szczęści w tym nowym roku :)
Witaj, Tereso. Dziękuję za czas poświęcony przeczytaniu mojego wpisu i skomentowaniu go.
OdpowiedzUsuńZ moich obserwacji wynika, że sporo osób nie lubi świąt właśnie dlatego, że wiążą się one z robieniem tego, czego nie lubią: nadmiernymi przygotowaniami, przeładowanymi spotkaniami towarzyskimi, ze stresem, z dużymi wydatkami...
Wielu wspaniałych świąt Ci życzę!
Mhm, adoptowanego :) I to jakiego fajnego i mądrego! :) Specjalnie dla Ciebie sfotografowałam go dzisiaj, jak spał na moim łóżku. Postaram się w najbliższym czasie podesłać Ci fotki mailem. Ubóstwiam go :) Nawet mimo tego, że często budzi mnie w środku nocy, bo chce się pobawić/jest głodny/musi wyjść na podwórko załatwić swoje potrzeby [nie ma kuwety w domu].
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy nasz gust jest aż tak odmienny. Zapomniałaś już, jak przeżywałyśmy przygody Richarda i Kahlan? ;) Ciężko mi to stwierdzić, bo Ty z kolei nie wspominasz u siebie o tym, co czytasz lub oglądasz. Szkoda też, że nie udzielasz się już na filmwebie - on wyznacza podobieństwo gustów na podstawie ocenionych filmów. Z tego, co zauważyłam, to już daaawno nic tam nie aktualizowałaś. Jak chcesz, to możesz podpatrzeć, jakie filmy oceniłam. Robię to na bieżąco, moje konto jest aktualne.
Nowy post będzie albo w poniedziałek, albo najpóźniej we wtorek.
Trzymaj się ciepło :) I dzięki, że się odezwałaś :)
W takim wypadku to chyba najlepiej z nich zrezygnować, albo kupić coś skromnego i symbolicznego. Przecież dla wielu osób w Polsce to 100-200 zł ma naprawdę dużą wartość i stanowi sporą część ich wypłaty. Ja na szczęście nigdy nie musiałam kupować prezentów dla dużej, a w dodatku dalszej rodziny. Pewnie miałabym z tym spory problem. Ciężko trafić w cudzy gust, kiedy nie zna się zbyt dobrze tej osoby. Z moimi bliskimi nie mam tego problemu. Znam ich na tyle dobrze, że wiem, czym można im sprawić przyjemność.
OdpowiedzUsuńZ tego, co kojarzę, to Ty masz jodłę, my mamy świerka. Nabyliśmy go praktycznie w tym samym czasie co Ty. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo nie traci igieł i wygląda całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że nie trzymam go ani w wodzie, ani w glebie. Po szóstym stycznie zacznie się tu ozdób, ale chyba jeszcze trochę potrzymam nasze drzewko. Samo da mi znać, kiedy będę mogła się go pozbyć ;)
Ja dziś najpóźniej pójdę spać po pierwszej, bo jutro po szóstej pobudka.
Czytałam chyba tylko jedną książkę jej autorstwa i to w dodatku w przekładzie na język polski, więc może dlatego nie dane mi było poznać się na jej kunszcie literackim. Kiedyś z ciekawości sięgnę po jakąś w oryginale. Często widuję jej książki w Tesco.
Zimno! Nie zgadłaś, choć masz rację - mam siostrę.
Niech policzę. Jak nikogo nie pominęłam to jest nas w sumie na wspólnych świętach 15 osób. Sporo do obdarowania;) To prawda, ciężko trafić w cudzy gust jak się kogoś nie zna zbyt dobrze.
OdpowiedzUsuńTak, mam jodłę i nie spodziewałam się, że tyle wytrwa. Moja jest w doniczce, ale już chwilę temu przestałam ją podlewać, ponieważ doniczka chyba jest dziurawa i zalewałam przy tym panele. Nie chciałabym ich uszkodzić.
Ojej, wystarczy Ci pięć godzin snu? Hm?
Nie było to przypadkiem P.S. Kocham Cię? Ta książka to jeden z wyjątków, gdzie film jest lepszy od książki. Co prawda to była pierwsza książka, którą przeczytałam i całe szczęście, że mnie podkusiło do następnych, były zdecydowanie lepsze. Aczkolwiek śmiem twierdzić, że to nie jest rodzaj literatury, który Ci się spodoba. Masz chyba inny gust w tej kwestii niż ja.
Wiedziałam! To pewnie jakieś dziecko od strony Połówka?;)
Piętnaście osób przy wigilijnym stole? Wow. Prawdę powiedziawszy nie lubię takiego "tłumu". Zdecydowanie bardziej preferuję skromne i kameralne kolacje wigilijne - tylko z najbliższymi. Takie zawsze były w moim rodzinnym domu [tylko domownicy] i takie zawsze robię w Irlandii. Ma to swoje plusy. Resztę rodziny można odwiedzić w pozostałe dni.
OdpowiedzUsuńCzasami musi wystarczyć. W tygodniu roboczym przeważnie śpię po jakieś sześć godzin. W weekendy dłużej.
Tak, tak. Dobrze pamiętasz. Czy mi się spodoba? Nie wiem. Jeśli nie jest to absurdalne science-fiction, tandetny romans i nie ma w nim za dużo wątków miłosnych, to niewykluczone, że przypadnie mi do gustu. A tak w ogóle, to ja nie ograniczam się tylko i wyłącznie do thrillerów i kryminałów. Nie daj się zwieść pozorom. Lubię je, to prawda, ale sięgam także po inną literaturę. W następnym poście zobaczysz moje świąteczne łupy książkowe [i nie tylko]. A tak na marginesie, to pewnie nie wiesz, że bardzo cenię Fiodora Dostojewskiego. Uwielbiam np. "Zbrodnię i karę"! To była jedna z moich ulubionych lektur w liceum. Bardzo lubię też Alberta Camusa, Honoriusza Balzaca, Emile'a Zolę, Sidonie Colette i kilku innych klasyków francuskich. Zdziwiona? ;)
Pudło! :)
Ja też nie lubię, dlatego nie lubię wspólnych świąt. Pamiętam jak któregoś roku wszystkie dzieciaki rodzinne były małe, o matko prawie zwariowałam z tego hałasu i szaleństwa.
OdpowiedzUsuńMało. A ja sobie wyrzucam, że nie zawsze śpię przepisowe 8 godzin bo się zagadam w kuchni czy w sieci.
Zdecydowanie Ci się nie spodoba:) Tandetny to może nie, ale przynajmniej jeden główny wątek miłosny jest. Teraz to się zaczynam Ciebie bać. Dziewczyna, z którą wracałam w samolocie z Eire czytała Zbrodnię i karę i zachwycała się Dostojewskim. Wtedy nawet długo się zastanawiałam czy to nie Ty, ale potem jak poznałam Twoje imię i kolor włosów to już wiedziałam, że to na pewno nie Ciebie widziałam.
Wstyd się przyznać, ale Zbrodni i kary nie czytałam, reszty też nie, Camusa lubię. Mam zdecydowane zaległości w literaturze klasycznej, ale jakoś nie potrafię się wybrać do biblioteki tutaj. Współlokatorka mi czasami coś zamawia na swoje konto, ale jak chciałam coś z klasyki na przykład Annę Kareninę to nigdy nie było. Nie, jakoś mnie to nie dziwi. Musisz mnie zadziwić innymi faktami o sobie;)
O kurcze. To pewnie ktoś z bliskich znajomych na miejscu?;)
A tak w ogóle zamiast odpisywać mi tutaj może być się pofatygowała na maila w końcu?;) Aaaa i też chcę zobaczyć kota.
A ja mimo wszystko za świętami nie przepadam, same święta jeszcze ujdą, choć nie różnią się za bardzo od weekendów spędzanych z rodziną, może poza menu. Atmosfera świąt dla mnie już dawno zginęła w pośpiechu, hałasie i harmidrze dni codziennego. Szaleństwo związane ze świętami, tłumy w sklepach, kolejki, zaduch sprawiają, że nie mam serca do tych świąt. Poza tym stale pomniejszające się grono przy stole... Tęsknię za świętami z dzieciństwa u dziadka przy dużym stole, gdzie czasami siadało nas 20-25 osób. Prezenty były ale raczej drobiazgi. najlepszy prezent jaki dostałam to uszyty przez moją ciocię bet dla lalki, miałam wtedy chyba z 9 lat. To były święta... Za takimi tęsknie...
OdpowiedzUsuńAle żeby smutno nie było to na nowy rok przesyłam Wam najcieplejsze życzenia radości i spełnienia :)) Faktycznie dawno nie było u Ciebie tak osobistych notek :)) Tęskniłam za taka Taitą :) Buźka
Oj, dzieci potrafią dać w kość. Wiem coś o tym. Ale potrafią też rozśmieszyć do łez, wzruszyć, uśmiechnąć się lub powiedzieć coś takiego, że serce człowiekowi rośnie i od razu jest się skłonnym wszystko wybaczyć takiemu szkrabowi.
OdpowiedzUsuńJa lepiej funkcjonuję, gdy śpię np. 6 godzin zamiast 12. Poza tym w takich przypadkach zawsze ratuję się aromatyczną kawą i jakoś dzień mija. Oczywiście na dłuższą metę nie jest to zdrowe i nikomu tego nie polecam ;)
Imię można zmienić, kolor włosów też ;)
Dla mnie biblioteka to jedyne rozwiązanie. W domu i tak mam za dużo książek. Pomieszczenie wszystkich wiąże się z naciąganiem pomysłowości do granic możliwości. Pochłaniam tak dużo książek [72 sztuki w 2013 roku, 2 w tym obecnym], że gdybym chciała je kupować a nie wypożyczać, to chyba bym zbankrutowała i przemieniła dom w jakiś antykwariat.
Pudło :)
Tak właśnie planowałam zrobić, a na ten genialny pomysł wpadłam w wannie czytając książkę :) Zaraz zabieram się za maila. Co do zdjęć, o których wspominałam Pełnoletniej, to jeszcze ich nie zgrałam na komputer, ale poszukam w archiwalnych albumach. Tam powinno coś być. Kot to ostatnio mój ulubiony "obiekt" do fotografowania :) Robię mu mnóstwo zdjęć komórką, kiedy siedzę w łóżku i czytam, a on leży obok i wygina się we wszystkie kierunki świata.
Tłumy faktycznie potrafią dać w kość. Ja na szczęście na co dzień nie mam z nimi do czynienia. Przed świętami wybrałam się do sąsiedniego miasta do dużego centrum handlowego - o, matko, to był jakiś koszmar. Kupiłam, co potrzebowałam i zwijałam się stamtąd w błyskawicznym tempie.
OdpowiedzUsuńBet dla lalki? To tylko potwierdza, że kiedyś było dużo łatwiej ucieszyć dzieci drobnym prezentem. Ja się zawsze cieszyłam z każdego drobiazgu, a współczesne dzieci... szkoda mówić. Już kilkulatki życzą sobie smartfony i tablety pod choinkę. Przesada.
Nie było, bo po pierwsze nie mam w zwyczaju zwierzania się obcym, a po drugie nie sądziłam, że kogoś to będzie interesowało. Skoro tak Wam się podobają takie notki, to postaram się częściej je zamieszczać.
Dzięki, Elso. Powodzenia Wam życzę - niech zdrowie Wam dopisuje, miłość się umacnia, a interesy się kręcą :)
Rzadko potrafią dać w kość. Lubię je za autentyczność, radość, bezpośredniość.
OdpowiedzUsuńTaito, rzadko kiedy śpię 12 godzin, dziś na przykład spałam 9. Kiedyś też tak mało spałam, nie przyniosło mi to nic dobrego;)
Oj tam, oj tam. Zmieniałaś kiedyś kolor włosów:D
Ja nie lubię korzystać z bibliotek z kilku powodów-po pierwsze mam ogromny problem, żeby dotrzeć i oddać w terminie książki. Inna kwestia, że te książki nie zawsze są czyste i trochę brzydzi mnie branie ich do rąk, a kolejna, że do książek mam bardzo intymny stosunek. Nie pożyczam ich, szanuje ogromnie i wolę mieć swoje. Jeśli kiedyś będę miała własny dom marzy mi się imponująca biblioteczka, widziałam taką w willi, w której nocowałam na urlopie. Gdybyś Ty mnie widziała! Nie wiedziałam gdzie spojrzeć, taki miałam obłąkany wzrok na widok tych wszystkich książek, a byłam tam zbyt krótko, aby się w którąś zagłębić.
Osz Ty! Nie mam pomysłu.
No i kot nie dotarł, ale e mail choć dotarł;)
Jeśli kiedyś zostaniesz matką, to pewnie zmienisz zdanie ;)
OdpowiedzUsuńChyba rzadko która pracująca osoba może sobie pozwolić na przespanie połowy doby.
Jasne, że zmieniałam. Byłam jasną i ciemną blondynką, byłam ciemną szatynką z bordowymi pasemkami. Kobieta zmienną jest przecież. Kameleon to nasze drugie imię :)
Na mnie te terminy działają bardzo mobilizująco. Przeważnie jest tak, że jak idę do biblioteki, to od razu biorę sześć książek, bo taki mam limit. Muszę je oddać w ciągu miesiąca, a co za tym idzie, muszę się streszczać. Ja również mam takie samo podejście do książek jak Ty, ale od jakiegoś czasu staram się nabywać tylko takie pozycje czytelnicze, do których mogę wracać wielokrotnie. Jest wielu autorów, których lubię czytać, ale niekoniecznie chcę mieć w swojej biblioteczce.
Kot dotrze w swoim czasie, póki co przeprasza za opóźnienie :) Do wczorajszego maila dołączyłam tyyyyle zdjęć, że poczta odmówiła mi posłuszeństwa. Kot okazał się za wielki i za ciężki, muszę go pomniejszyć w wolnej chwili ;) Zatem cierpliwości, na pewno do Ciebie przybędzie.
No pięknie, skończył się limit moich odpowiedzi widzę i zamykam się w sobie;)
OdpowiedzUsuńP.S. Kot dotarł, dziękuję. Piękny jest i wcale nie wielki i ciężki. Nie mów o nim tak, bo też się zamknie w sobie jak ja;)
Mocno Dzień Dobry !!! :)
OdpowiedzUsuńNajwsam przód donoszę Ci ,żem zdrowym wrócił z ostępów, czego i Tobie na cały rok życzę :)
Święta udane jak mało kiedy poprzednio! Nie wszyscy jednak tak mieli, bo łakomstwo powaliło jednego gościa w wigilię i całe święta aż do Nowego Roku spędził nad miseczką kleiku( brrr...). Ja co prawda w wigilię też zaliczyłem zbyt bliskie spotkanie z fruwajacą szczapą drewna ( fioletowy łuk brwiowy), ale za to mogłem ogłosić że widziałem pierwsza gwiazdę ... i tak rozpoczęliśmy święta :) Do pełni szczęścia brakowało już tylko uroku zaśnieżonego lasu. Fajnie było! Acha... i jeszcze jedno - to chyba będzie rok kota:) Pozdrawiam serdecznie!
Cieszę się, że święta Ci się udały i odpoczęłaś.
OdpowiedzUsuńA jak minął Sylwester i Nowy Rok?
No chyba nie dasz się pokonać systemowi? Nie rób mi tego! ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie wielki? To ja się teraz zastanawiam, jakie Ty zdjęcia dostałaś ;) Słyszałam, że telewizja dodaje kilogramy, ale nie że zdjęcia wyszczuplają ;)
Przekażę mu, że Ci się spodobał ;) Uwielbiam jego nos i brodę! :)
Nie dość, że radujesz me serce swoją obecnością tutaj, to jeszcze przynosisz taaakie wspaniałe wiadomości :) Świetnie, że święta się Wam udały i że dobry humor Cię nie opuszcza.
OdpowiedzUsuńHahaha - przednia przygoda ;)
Po czym wnosisz, że to będzie rok kota?
Niestety nie można mieć wszystkiego. Słyszałam o tej polskiej "zimie stulecia". My też mieliśmy zielone święta, ale i tak było cudnie!
A wiesz, że pod choinką znalazłam "Człowieka nietoperza" Nesbo?
Życzę Wam wszystkiego najlepszego na nowy rok! :) Oby był wspaniały i obfitował w mnóstwo atrakcji :)
To dla mnie zwyczajne dni - nigdy ich nie świętuję. W Sylwestra całe moje "szaleństwo" sprowadzało się do opróżnienia lampki Bordeaux :)
OdpowiedzUsuńDziękuje serdecznie za życzenia :) Ja również chce, aby ten rok był dla Was sympatyczny i wniósł dużo radości :):)
OdpowiedzUsuńWidząc w innym Twoim poście (jakkolwiek to nie brzmi :) taką ilość prezentów, dochodzę do wniosku że ten z czerwonym nochalem musiał być chyba na niezłej bani... tyle prezentów!! A ja przecież też byłem grzeczny ... buuuu !
Nie wiem o której przygodzie piszesz, bo moja w drewutni była faktycznie śmieszna, ale ta gościa z zieloną twarzą siedzącego nad kleikiem to już całkiem... :):)
Brak śniegu nie przeszkodził nam w codziennych spacerach po lesie i okolicy, a nie stygnąca tak szybko kawa na tarasie to już szczyt szczęścia.
Nas też nawiedził KOT a dokładniej to chyba kotka... Przypętało sie to zaraz jak przyjechaliśmy i już siedząc na płocie zaczęła drzeć.... pyszczek. Potem za każdym razem jak się zjawiała to też przy dźwiekach swojej serenady. Do domu nie chciała wchodzić, do ręki też jakoś z rezerwą... ale zawsze coś tam z miseczki skubnęła . A właśnie... co oznacza w języku kota jak siedzi na tylnych łapach a przednimi tak miękko przestępuje wysuwając i chowając pazurki? Dla mnie to nowość. Kot tam został , my wróciliśmy, ale zagadka jest nadal...
Pozdrawiam z ciepłej wciąż krainy :)
Póki co jest dobrze. Rok zaczął się pomyślnie. A co do radości, to sen z powiek spędza mi wizja moich nadchodzących urodzin ;) Chciałabym wierzyć, że kobieta jest jak wino - im starsza, tym lepsza. Na razie lepiej wychodzi mi opłakiwanie utraconej młodości ;)
OdpowiedzUsuńPewnie był na bani. Biorąc pod uwagę ilość domów, które musiał obskoczyć i niekorzystne warunki atmosferyczne, to z pewnością musiał się znieczulić na wszystkie niedogodności. Następnym razem - wbrew powszechnie panującej modzie na zostawianie mu mleka i ciasteczek - podaruję mu butelkę dobrej irlandzkiej whiskey. Może dodatkowo u niego zapunktuję?
Tak prawdę powiedziawszy to za te wszystkie upominki było odpowiedzialnych kilku Mikołajów. Prezentów nie jest tak dużo, jak mogłoby się wydawać, jeśli weźmiesz pod uwagę fakt, że składają się na nie także upominki imieninowe. Poza tym sporo jest prezentów wspólnych.
Pisałam o Twojej, niefortunnej przygodzie. Wierzę jednak, że nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. Zostałeś poturbowany, ale uraz pewnie dodał Ci 20 punktów do atrakcyjności/męskości, a i pewnie przy okazji cieszyłeś się ulgowym traktowaniem ze strony ukochanej ;)
Kawa na tarasie/balkonie - I like it!
Koty potrafią być naprawdę słodkie i pocieszne. Uwielbiam naszego słodziaka i ogromnie się cieszę, że jest z nami. Jego bliskość działa na mnie naprawdę uspokajająco i relaksująco. No może poza przypadkami, kiedy budzi mnie w nocy - a podczas tej ostatniej zrobił to dwa razy: najpierw, żeby go nakarmić, a potem, żeby go wypuścić. Ma brzydki nawyk - strasznie dużo zjada w nocy. Bardzo lubię zwierzęta. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, wychowałam się wśród nich ;) Choć daleko mi do Mowgliego ;)
Koty "ugniatają" - bo chyba to miałeś na myśli - dlatego, że są zrelaksowane i szczęśliwe :) To pozytywny przekaz z ich strony :) Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałeś małe kocięta pijące mleko matki. Ja wielokrotnie miałam okazję je obserwować. Maluchy robią to praktycznie od urodzenia - ssą "masując" matkę i poprawiając przy tym przepływ mleka. To gest, który wykonują wtedy, kiedy jest im dobrze. I ja z tą teorią się zgadzam. Zdecydowanie sprawdza się w przypadku naszego futrzaka.
Pozdrawiam serdecznie :)
Witam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDo moich poprzednio składanych życzeń świąteczno-noworocznych dołączam w takim razie również te imieninowo-urodzinowe: zdrówka i ciągłej pogody ducha bez zachmurzeń i szkwałów! Nie wiem ile lat już zaliczyłaś, dlatego nie życzę standardowych 100 lat, aby nie powtórzyć gafy ambasadora Japonii wobec pani Ćwiklińskiej , gdy życzył 100 lat życia w jej 98 urodziny :):):) hehehe...
Co do mojej przygody w drewutni to nie trafiłaś z tymi 20-toma punktami , bo jak je dodać do posiadanych pełnych 100% atrakcyjności? :) a o ulgowym traktowaniu to też nie było mowy .... zwłaszcza przez moją Połówkę :):):)
Żarty na bok.... no może tylko troche ... :)
Jak wypalą moje plany ( jednak plany a nie przypadek) to za kilka dni może rozpocznę zaległy urlop... Akurat zapowiadają u nas przyjście zimy... po prostu super :) Trzymaj się ciepło i pogodnie. Pozdrowienia dla Twojego Połówka :)
P.S.
OdpowiedzUsuńDzięki za informację o zachowaniu kota. Jak widać nie było mu(jej) z nami tak źle, chociaż kontakty z nami to sobie tak jakoś sam(a) dawkował(a). piszę w domyśle on/ona bo nadal nie wiem co to było - na ręce nie dało się to wziąć i pooglądać było trudno ... :)
Kocim ekspertem nie jestem, ale chętnie służę pomocą. Mam całkiem spore doświadczenia z tymi zwierzakami :)
OdpowiedzUsuńGłupio by było zacząć znajomość z kotem od zaglądania mu pod ogon ;) Zazwyczaj łatwo jest odróżnić samca od samiczki. Ja poznaję głównie po głowie i sylwetce :)
Dziękuję w imieniu Połówka - to on miał imieniny - i swoim :)
OdpowiedzUsuńHahaha, tak stara to jeszcze nie jestem. Siwych włosów nie mam, nie noszę okularów, nie jestem zgarbiona i nie poruszam się o lasce ;)
Chcesz powiedzieć, że jesteś tak męski i atrakcyjny, że już bardziej się nie da? :)
W takim układzie z całego serca Ci tego życzę i od teraz zaczynam trzymać kciuki. Oby się udało! U mnie najbliższy urlop zapowiada się w kwietniu przed Wielkanocą. A potem w maju. Przyznam, że po cichu liczę też na to, że w lutym [wtedy wypadnie nam 10 rocznica] uda nam się gdzieś wyjechać, choćby na dwa dni. Byłoby super...
Miłego weekendu życzę :) Ja skończyłam już pracę w tym tygodniu i najbliższe dwa dni mam zamiar spędzić w leniwej atmosferze - oglądając seriale i czytając książki. W następnym tygodniu zaś czeka mnie nie lada gratka - zobaczę Brendana Gleesona, jednego z naszych ulubionych aktorów! Can't wait!
Proszę bardzo :)
OdpowiedzUsuńTak mi się jakoś ta prawdziwa anegdotka sama wkomponowała - oczywiście że to z mojej strony żart, ale sprowokowany tym Twoim "opłakiwaniem utraconej młodości "... :)
I to też był żart ... chociaż nie mnie to oceniać, ale kto wie...
Zima to może nieciekawa pora roku, ale widzę że obfituje u Ciebie w wiele atrakcji i uroczystości. Gratuluję 10-cio lecia :) i życzę nawet trzech dni urlopowego szaleństwa...
Moje plany są coraz bardziej realne - dzięki za Twoje duchowe wsparcie :) Znowu będę poza zasięgiem internetu bo tam to istna czarna dziura. Może coś się ciekawego wydarzy, to po powrocie się odezwę... ;)
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na blogu.
A to prawda akurat - zimową porą wypadają imieniny Połówka, moje urodziny, nasza rocznica... Co do dziesięcioletniej rocznicy - powiem szczerze, że nawet nie wiem, kiedy ten czas minął! I nie wiem, jak Połówek mógł ze mną tyle wytrzymać. Ten facet to ma jednak stalowe nerwy i dobre serce ;)
OdpowiedzUsuńCo się zaś jeszcze tyczy zimowych atrakcji, to na razie numerem jeden jest dla mnie jutrzejsze spotkanie z Brendanem Gleesonem, jednym z moich ulubionych aktorów. Ale jestem podekscytowana!
Odezwij się nawet jeśli nic ciekawego się nie wydarzy ;)
Miłego wypoczynku życzę i bezpiecznej drogi :)