Jeszcze do niedawna żyłam w przekonaniu, że święty Mikołaj przychodzi tylko do dobrych dzieci. Nie mogło być inaczej, skoro taką prawdę przekazywano dziatwie z pokolenia na pokolenie. Tymczasem doświadczenia z kilku ostatnich lat dobitnie pokazują co innego. Może kiedyś, w odległej przeszłości, tak to wyglądało, ale pozmieniał się świat, pozmieniały się Mikołaje. Mówcie co chcecie, ale ja tam jestem święcie przekonana, że ten dziadyga z workiem na plecach, w czerwonym kubraku, co spuszcza się przez komin, to stary perwers jest lubujący się w niegrzecznych dziewczynkach. Daleko mi do słodkiego aniołka i niewinnej dziuni, a mimo to pod choinką znalazłam mnóstwo prezentów, mimo że w najśmielszych marzeniach widziałam tam tylko jeden. Mikołaju, skądkolwiek przybywasz, kimkolwiek jesteś, należy Ci się ukłon z przyklękiem, kufelek piwa i biuściasta kobita. Wykazałeś się niesłychanie trafnym gustem, szczodrobliwością i dobrocią serca przewyższającą tę Matki Teresy. Masz chłopie gest! A my dzięki Tobie mieliśmy - i zapewne jeszcze będziemy mieć - mnóstwo godzin dobrej zabawy, relaksu i uciechy.
Książki, filmy, płyty CD, gry planszowe, kosmetyki – umiejętnie dobrane są naprawdę świetnym prezentem. „Pan tu nie stał” i „Wsiąść do pociągu” to dwie gry planszowe, które wyjątkowo przypadły nam do gustu. Ta pierwsza nawiązuje do czasów PRL-u i stania w kolejkach za towarem. Ta druga jest z kolei o ruchu kolejowym, przemierzaniu różnych tras europejskich. Świetna zabawa zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Ilość naszych łupów książkowych pozwala mi przypuszczać, że przez jakieś najbliższe dwa-trzy miesiące nie będę zaglądać do biblioteki. W sobotę oddałam do niej wypożyczony w grudniu stos.
Biorę chwilowy urlop od Jamesa Pattersona. Książki, które ostatnio czytałam, trochę mnie zawiodły. Zmieniam tematykę, zmieniam autora. „Między nami” M. Tusk i „Oskar i pani Róża” E. E. Schmitta już przeczytałam. Teraz przerabiam „Cień Dextera” Jeffa Lindsaya i „Gaumardżos! Opowieści z Gruzji” Anny i Marcina Mellerów. Recenzja powinna ukazać się za jakiś czas.
Zestaw czterech sezonów „Love/Hate”, irlandzkiego serialu kryminalnego, to był przesympatyczny i zupełnie niespodziewany upominek. Nie sądziłam, że ten serial tak bardzo mnie wciągnie. Zaczęliśmy go oglądać bodajże w pierwszy dzień świąt i kilka dni później mieliśmy za sobą wszystkie dwadzieścia dwa odcinki. Dobra gra aktorska, chwytliwa i aktualna tematyka [przestępczość narkotykowa w Dublinie], intrygująca fabuła. Lubię filmy i seriale, których akcja toczy się w znanych mi miejscach. Wtedy nabierają one dla mnie zupełnie innego wymiaru. To nie był jednak jedyny powód, dla którego tak bardzo polubiłam ten serial. Szkoda, że tak mało odcinków powstało. Pozostał niedosyt i niecierpliwe oczekiwanie na najnowszą serię.
W zimowe wieczory filiżanka kawy i kubek gorącej herbaty nabierają zupełnie innego znaczenia. Dzięki szczodrobliwości Mikołaja wzbogaciliśmy się nie tylko o ekspres ciśnieniowy Tassimo, lecz także o zapas smakowitych herbat prosto z Polski. Jako że nie jesteśmy zbyt wielkimi miłośnikami espresso, ekspres wyjątkowo przypadł nam do gustu. Dzięki niemu przygotowywanie cappuccino i latte jest bajecznie przyjemne i proste. Po ponad dwóch tygodniach użytkowania dostrzegam tylko jedną małą wadę tego ekspresu – kapsułki znikają w tempie… ekspresowym. Nie jest to najtańsze rozwiązanie dla tych, którzy dość często piją kawę. A tak na marginesie - gdybyście wiedzieli, gdzie można kupić w Irlandii eleganckie, pojemne (przynajmniej 330ml, najlepiej z uchwytem) szklanki do latte/macchiato, to będę dozgonnie wdzięczna. Te przyniesione przez Mikołaja, okazały się odrobinę za niskie. Są w sam raz do cappuccino w rozmiarze L, ale już nie do latte XL.
Do mojej kolekcji perfum dołączyła długo wyczekiwana woda toaletowa Versace, Bright Crystal. Jakoś nigdy nie mogłam na nią natrafić w miejscowych drogeriach. Ciężkie i przytłaczające zapachy, boa dusiciele z serii Chanel n°5 to nie moja bajka. Wolę zapachy lekkie, eleganckie, powabne i zmysłowe. Bright Crystal przypadł mi do gustu, ale nie zdetronizował moich ulubieńców. Zapach przyjemny, ale mam wrażenie, że u mnie trzyma się blisko skóry i że nikt - łącznie ze mną - go nie wyczuwa. Wolałabym, by bardziej mnie otulał. Trwałość również mogłaby być nieco lepsza. Mimo że jeszcze nie zebrałam za nie tak przemiłego komplementu jak wtedy, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w pracy "ubrana" w perfumy J'adore, i tak jestem z nich zadowolona.
Kosmetyki L’Occitane to jakość i klasa. Warte swojej ceny, warte uwagi. Zestaw, który otrzymałam, zawiera kosmetyczkę, żel pod prysznic, krem do rąk, stóp, mydełko, balsam do ciała i mini pomadkę do ust. Każdy z tych produktów zawiera masło shea, które bardzo lubię. Po otwarciu kosmetyczki wydobył się z niej obłędny zapach kosmetyków. Jeszcze nie miałam okazji wszystkich przetestować. Na nieco wysuszone usta stosowałam pomadkę, ale mam wrażenie, że dużo lepiej spisuje się u mnie ta z Nivea Hydro Care – świetnie nawilża usta. Zawsze mam ją w torebce. To zdecydowanie moja ulubiona pomadka z serii Nivea. Skuteczna a do tego tania jak barszcz.
Kokos i miód to kolejne składniki, które lubię w kosmetykach. Z żelem pod prysznic Yves Rocher z miodem i muesli jeszcze nie miałam do czynienia. Do tej pory w mojej łazience najczęściej gościły żele pod prysznic i płyny do kąpieli z Radox. Uwielbiam je za obłędne linie zapachowe, wydajność i przystępną cenę. Nie zmienia to jednak faktu, że z zainteresowaniem zapoznam się z kokosowym mydełkiem Yves Rocher i miodowym żelem pod prysznic tej samej firmy. Ogromne podziękowania dla wariackiego Mikołaja z Polski! Wiesz, że to było szaleństwo z Twojej strony, prawda?
Płyty. Niezbyt często słucham ich w domu, jednak nie wyobrażam sobie spędzania kilku godzin w aucie bez dobrej muzy. Szczęśliwym trafem upodobania muzyczne Połówka są bardzo zbliżone do moich. Są jednak małe wyjątki. Ja nie podzielam jego sympatii do Muse [podoba mi się zaledwie kilka piosenek tego zespołu], on z kolei nie przepada za cenionymi przeze mnie Kings of Leon. Bezpieczna dawka, którą może przyjąć bez skutków ubocznych, ogranicza się u niego do kilku utworów. W aucie mamy na szczęście sześciopłytowy odtwarzacz CD – zazwyczaj znajdują się w nim dwie moje płyty, dwie jego i dwie, które obydwoje możemy słuchać do woli, bez ukradkowego wciskania przycisku zmiany płyty. Krążek The Killers „Direct Hits”, zawierający największe hity tej grupy, z pewnością umili nam niejedną podróż i pozwoli uniknąć wzroku pełnego wyrzutów ze strony poszkodowanego. To akurat jeden z tych bandów, który obydwoje bardzo lubimy. "Killersi" ciągle trzymają wysoki poziom. „Mechanical Bull” – najnowsza płyta Kings of Leon szybko przypadła mi do gustu. To mój ulubiony album tej grupy. Tuż po „Only By The Night” i „Come Around Sundown”. Mam z nimi wiele wspaniałych wspomnień z trasy. Liczę, że „mechaniczny byk” również dostarczy mi mnóstwo cudnych emocji i będzie za jakiś czas nierozerwalną częścią moich irlandzkich wspomnień.
A skoro już mowa o irlandzkich klimatach muzycznych, to wzbogaciłam się także o dwa albumy skromnych lecz uzdolnionych „chłopców” z The High Kings. Zawsze świetnie spisywali się wtedy, kiedy miałam ochotę na trochę irlandzkiego folku. „Friends for Life” to ich najnowsza płyta, która ukazała się w 2013 roku. Panowie zaserwowali fanom coś nowego, coś z czym jeszcze nie do końca się oswoiłam. Nie sądzę, by ten krążek zyskał kiedyś tytuł mojego ulubionego. Do gustu bardziej przypadła mi ich starsza płyta, na które umieszczono dobrze mi znane ballady. Minusem tej płyty jest zdecydowanie jej opakowanie. Czy Was też denerwują te nietrwałe, papierowe opakowania? Nie znoszę ich. To ostatnio jakaś plaga wśród płyt kompaktowych.
Assassin’s Creed IV: Black Flag to oczywiście upominek dla Połówka. Bo jak wiadomo, mężczyźni to duże dzieci. Zabawki do Xboxa i PS3 zawsze w cenie. Choć przyznam uczciwe, że nie jestem ich zwolenniczką, a na połówkowe PS3 regularnie łypię okiem. Odgrażam mu się, że kiedyś przez przypadek się pośliznę i je zniszczę. Nowy Assassin jest jeszcze dziewiczy. Czeka na swój czas. Nic mi zatem nie wiadomo, czy jest godny polecenia.
Na koniec pozostaje mi ogłosić szczęśliwego zwycięzcę, który otrzyma książkę autorstwa Martina Sixsmitha – „Philomenę”. Do wzięcia udziału w losowaniu zgłosiły się cztery osoby. Przypisałam Wam numery zgodnie z kolejnością zgłaszania: 1. Rose, 2. Hrabina, 3. Marta, 4. Una Invitada. Najchętniej wysłałabym książkę każdej z Was, bo uważam, że jest wartościowa i godna przeczytania, jednak w moim miejscowym sklepie książka rozeszła się niczym świeże bułeczki. Mam tylko jeden egzemplarz, który powędruje do... Marty! Gratuluję i proszę o podesłanie mi maila z adresem. Najlepiej w przeciągu dwóch tygodni. Jeśli po tym czasie zwycięzca się nie zgłosi, książka może powędrować do innego szczęśliwca. A tak na marginesie – Marto, czy jesteś tą samą osobą, która kilka lat temu wygrała u mnie dvd „Córka Ryana”? Bo jeśli tak, to powinnaś grać w lotto, kobieto. Niebywałe szczęście do losowań!
O matko, przesadzasz kochana, musiałaś być naprawdę bardzo grzeczną dziewczynką, skoro Mikołaj obdarował cię tak hojnie!!! :)
OdpowiedzUsuńJa dostałam jeden prezent a książkę musiałam sobie kupić sama... czytam teraz czwartą od góry w tym stosiku na czwartym zdjęciu :))) Wiesz ile kosztowała przed Świętami? 45zł!!!! Ale ja ją kupiłam już po ;)))
Zaintrygowałaś mnie tym serialem. Skoro jest irlandzki i akcja toczy się w Dublinie, to musimy się nim zainteresować :)))
Ekspres do kawy - marzenie, ale zdecydowanie nie dla mnie. Może kiedyś... Ale na pewno nie taki na kapsułki! Za to wybór kaw przebogaty :) Pozazdrościć :)))
Co do kosmetyków, od powrotu do Polski obłędnie stosuję wszystko co Ziaja... odkryłam firmowy sklepik niedaleko mojej pracy, ceny... minimalne... arganowe mleczko pod prysznic, 500ml - 5.99zł :))) A ich kremy są nie do pobicia! Szczególnie seria z olejkami :)
Masz co czytać i czym się smarować przez następne parę miesięcy :)
Pozdrawiam!
wow, wow, wow! grzeczna nad grzecznymi, tyle prezentów! eeee, Mikołaj jednak musi cie kochać, nie ważna jak niegrzeczna byś była. Widzę kilka naprawdę świetnych tytułów książkowych, które już przerobiłam. Dzięki za wzmiankę o serialu LOVE/HATE, z ogromną przyjemnością rozejrzę się na nim. Lubię takie klimaty. U mnie też pod choinką znalazło się kilka dobrych tytułów, właśnie wciągam Steve Jobs - genialna biografią, jak już klapnę z tyłkiem na sofę to nie mogę się oderwać. Tak wciąga!
OdpowiedzUsuńA tak po za tym tematem - wszystkiego naj w Nowym Roku! Twój blog to prawidzwa skarbnica o Irlandii, a że w tym roku zamierzam ponownie się tam wybrać, na pewno z Twojej pomocy skorzystam. Pozdrawiam z Danii!
Ojejku ile prezentów, w tym roku chyba będę bardzo niegrzeczna. W książkach dopatrzyłam się kilku ciekawych pozycji, więc czekam na recenzje. A bardzo zainteresowałymnie gry,muszę poszukać w sklepie imoże sobie zakupię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTaito, mogę potwierdzić w 100 procentach Twoje przypuszczenie-niewinnych dziuń Mikołaj nie odwiedza;) Co zrobić, nie potrafię być bardziej nie grzeczna niż jestem;)
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że jestem zaskoczona, że masz książki Schmitta, nie podejrzewałabym Cię o lubienie go. Jak zobaczyłam najnowszą płytę The High Kings gotowa byłam krzyknąć do monitora. Hm..czemu nie Twoja ulubiona? Kosmetyki Loccitane to dobra marka, ale brakuje mi w niej do pełni szczęścia całkowicie naturalnego składu. Zapachy kosmetyków mają obłędne. Ja właśnie po około roku skończyłam jeden z ich dobrych szamponów i z pewnością mi go będzie brakować. Z pewnością będziesz nimi zachwycona. Krem do rąk, widoczny na Twoim zdjęciu jest jednym z ich kultowych i najczęściej kupowanych produktów. No i ten zapas książek. Chyba jednak nie obędzie sie bez otwarcia biblioteki;)
Nieeee no z ilością prezentów dorównujesz Mareckiemu :) Ale grzeczna byłaś :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie się zainteresujcie. Co prawda nie bardzo znam Twoje upodobania w tym temacie, ale mimo to zdecydowanie Ci go polecam. Serial jest specyficzny, z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, ale ma fajny irlandzki klimat. Niekoniecznie do oglądania z dziećmi [przemoc, seks, narkotyki...].
OdpowiedzUsuńMikołaj najwyraźniej cierpi na demencję starczą - pewnie biedak zapomniał, że już u mnie był. Stąd te kilka wizyt :) Nie można mu jednak odmówić dobroci serca.
Ekspres to świetna sprawa. Kiedyś rozważałam zakup takiego porządnego, wysokociśnieniowego, ale trafił się Bosch Tassimo i nas usatysfakcjonował. Wbrew pozorom ta kawa nie jest złej jakości. Smakuje zdecydowanie lepiej niż ta rozpuszczalna. Owszem, bariści pewnie by pogardzili takim sprzętem, ale nie my. Kapsułki zawierają kawę mieloną (nie rozpuszczalną) dobrych marek (Carte Noire, Costa...). Do przygotowania cappuccino/latte nie używa się mleka w proszku, jak to ma miejsce w niektórych innych ekspresach konkurencyjnej firmy. Tak jak wspominałam - kawa jest dobra, ale kapsułki są dość drogie. Przykładowo opakowanie cappuccino zawiera 16 kapsułek (po dwie na jedną filiżankę), więc jeśli w domu są dwie osoby pijące dwie kawy dziennie, to takie opakowanie wystarcza tylko na dwa dni. Jedno kosztuje jakieś 6 euro. Na szczęście w promocji można je nabyć taniej - za 4 euro.
Dzięki za podzielenie się informacją o Zjai (tak to się odmienia?). Faktycznie tanioszka! A mają coś dobrego przeciwzmarszczkowego? ;) Stara rura ze mnie, trzeba się zacząć konserwować ;)
A jak Twoje odczucia co do powieści Sapkowskiego?
Trzymaj się ciepło :)
No właśnie nie bardzo grzeczna byłam. Nie umiem wytłumaczyć tej przychylności Mikołaja, ale narzekać na niego nie będę.
OdpowiedzUsuńIlością prezentów to może faktycznie dorównuję, ale Marek zdecydowanie mnie przebił pod względem zdolności plastycznych i rozumku ;)
A jaka książka szczególnie by Cię interesowała? Ja zazwyczaj szybciej czytam niż piszę recenzje, wiec z pewnością nie każda z tych książek doczeka się swojej recenzji na łamach mojego bloga.
OdpowiedzUsuńGry planszowe to doskonały pomysł na zimowe wieczory. Uatrakcyjniają spotkania towarzyskie i zbliżają ludzi. Polecam szczególnie grę z dziećmi. Obydwie są warte uwagi.
Mikołaj to poczciwy staruszek, który nie tylko cierpi na demencję starczą, ale także niedowidzi. Pewnie nie zauważył tych wszystkich złych rzeczy, które robiłam ;) A może on po prostu lubi naughty girls ;)
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieję, że Love/Hate przypadnie Ci do gustu. Bardzo się nam spodobał. Ciężko było się od niego oderwać, ale jako że mieliśmy dużo wolnego, to sobie pozwalaliśmy na długie posiedzenia przed szklanym ekranem.
Brzmi zachęcająco. Postaram się kiedyś dotrzeć do tej książki. Ja z (auto)biografii czytałam ostatnio "Między nami" Małgorzaty Tusk. Nie powiedziałabym, że jest genialna. Przygotowuję się do napisania recenzji, ale nie wiem, czy nie skończy się na słomianym zapale.
Dziękuję i wzajemnie, Żanet! Życzę Ci wspaniałych 12 miesięcy, wielu ciekawych ludzi spotkanych na swojej drodze i ogromu interesujących podróży. Ciekawa jestem, jaki region Eire obierzesz na swój cel.
Ale pojechałaś grą słów: ,,stary perwers jest lubujący się w niegrzecznych dziewczynkach'', ,, Daleko mi do słodkiego aniołka i niewinnej dziuni'' :) Ma brzmienie, hehe. A na poważnie to nieźle, żeście się obłowili prezentami, ja w porównaniu do Ciebie musiałem być mega niegrzeczny bo dostałem tylko 1 prezent :) 14 pozycji książkowych? Toż po prawie pół księgarni :) Pożerasz książki Taito, zwolnij troszkę :)Ja również lubię, ale ewidentnie źle się za to zabieram, bo idzie mi to w porównaniu z Tobą jak krew z nosa. No ale najważniejsze, że coś się w tym kierunku rusza i człowiek te tytuły poznaje. Jak już pisaliśmy z tych Twoich nowości ja z niecierpliwością czekam na ''Gaumardżos'' Mellerów :)
OdpowiedzUsuńKawusia.... Uwielbiam! Co prawda zdecydowaną większość pochłaniam w domu, ale też napiłbym się takiej z maszyny - nie ze stacji benzynowej, ale właśnie z takiego cudeńka jak Wasz ekspres. My również mamy, ale do cappuccino i espresso - nie używamy W OGÓLE, może raz zrobiliśmy i tyle. Zby wygodny jestem, a tam jest za dużo cackania się a w dodatku tylko małe filiżaneczki się mieszczą... Ja wiem, że espresso właśnie taka jest, niemniej jednak to nie dla mnie. Wolę własnej roboty, dwie łyżeczki kawy (głównie rozpuszczalna ostatnie czasy), dwie łyżeczki cukru i kapkę mleka :) Z kolei Latte serwowałem swego czasu za każdym razem na lotniskach - zaprzestałem jak w samolocie bądź też w samochodzie strasznie kłuło mnie w brzuchu. Trzeba się chyba jednak ruszać a nie siedzieć parę godzin w jednej pozycji, bo potem są takie właśnie skutki.
Kosmetyki? Widzę, że lubujesz się w nich? :) Ja wiadomo, prosty chłop, to nie mam na nie ciśnienia, ale na przykład moja żonka już bardziej. Na przykład odkryciem kosmetycznym w naszym domu są różnego rodzaju mydła, olejki, szampony z Maroka, Syrii, Egiptu czy Jemenu. Mamy tego trochę w domu i sprawdza się świetnie. Również kiedyś testowałaś, a może też posiadasz? Oprócz tego od czasu do czasu przechwytujemy przesyłki z Cannes od naszej znajomej, która zaopatruje nas w mydła i szampony z francuskiej firmy (o ile dobrze zapamiętałem): Savon de Marseille. Również niczego sobie.
Muzyki dawno nie kupowałem, trzeba by rozruszać ten mój muzyczny światek w tym roku, może coś sobie sprawić, może coś nowego odkryć. Kings of Leon kojarzę z nazwy ale przyznam, że żadnego ich utworu nie znam. Tzn. już trochę znam, bo po przeczytaniu tego wpisu leci mi z YT Mechanical Bull. Dobry, spokojny rock, myslę, że mógłbym polubić tą kapelę. Co prawda nie są to klimaty Iron Maiden, ale bezproblemowo znalazło by się miejsce na moim płytowym stojaku dla KoL. Jeśli zaś idzie o PS3 to zazdroszczę Połówkowi nowej gry. Nie grałem ale widziałem zwiastuny w tv i wyglądało to pysznie. Ja zatrzymałem się na etapie PS2 i jeśli kiedykolwiek wznowię moją przygodę z konsolami, to najprędzej w momencie gdy mój malutki synek będzie się tym interesował. Trzeba go będzie wdrożyć w te meandry i tata, jako stary gracz pomoże (chyba) :)
Taito fajny wpis, taki connect na linii czytelnik-autor się stworzył. Gratulacje!
pozdrawiam serdecznie!
Niewinne dziunie są z reguły nudne ;)
OdpowiedzUsuńSurprise, surprise! A mówiłaś, że niewieloma rzeczami Cię zaskakuję. Wiem, że E.E. Schmitt jest bardzo popularny w Polsce, ale ja dopiero niedawno przeżyłam z nim swój pierwszy raz ;) A wszystko za sprawą "Oscara i pani Róży". Ciężko mi stwierdzić, czy lubię tego autora. Wyrobię sobie zdanie, kiedy przeczytam więcej jego książek. Do "Oskara i pani Róży" mam nieco mieszane uczucia. To maleńka książeczka była, więc nie udało mi się jeszcze dobrze poznać stylu Schmitta.
Nie sądzę, by album "Friends for Life" stał się kiedyś moim ulubionym krążkiem THK, bo zdecydowanie bardziej podoba mi się np. "Memory Lane", niemniej cieszy mnie jego obecność wśród innych płyt Arcykrólów. Muszę się osłuchać z tymi piosenkami. To totalna nowość dla mnie. Trochę inny klimat.
Nawet nie wiedziałam, że ten krem to taki hit.
Nie otworzę biblioteki, ale mam zamiar wesprzeć tę moją miejscową i oddać do niej część moich książek. Rzecz jasna nie tych zademonstrowanych na zdjęciach, tylko tych nieco starszych, do których z pewnością nie będę już wracać. Szkoda, żeby leżały u mnie, zabierały przestrzeń i marnowały się.
Ćwirku, z ręką na sercu, nie miałam żadnych kosmatych myśli, a tekst jest wysterylizowany ze wszystkich dwuznaczności ;)
OdpowiedzUsuńCzas wyznać prawdę: Mikołajów było kilku. Dobrze, że się wcześniej ze sobą nie dogadali, bo też pewnie dostałabym jeden prezent.
To fakt, strasznie żarłoczna ze mnie bestia książkowa. Biorąc pod uwagę fakt, że w zeszłym roku przeczytałam 72 książki, to te najnowsze nabytki powinny mi wystarczyć na nieco ponad dwa miesiące. Jestem wielką fanką czytania, bo daje mnóstwo korzyści. Trzymam kciuki, by w tym roku udało Ci się nad sobą popracować pod tym względem :) "Gaumardżos!" prawie skończone. Gdyby nie to, że wczoraj zaczęłam czytać "Cień Dextera", to pewnie już skończyłabym tę książkę.
Ja również bardzo lubię kawę, co pewnie już wywnioskowałeś. To by tłumaczyło obecność ekspresu w domu ;) My nie przepadamy za czarną kawą [odzwyczaiłam się od niej], zdecydowanie preferujemy cappuccino, a do tego rodzaju kawy ten ekspres jest naprawdę super. Sama na pewno nie zrobiłam tak dobrej kawy. Z Tassimo przygotowywanie jej to sama przyjemność: jest szybko i bezproblemowo, a cała kuchnia wypełnia się boskim zapachem kawy.
Nie bardzo rozumiem - co to za ekspres, skoro jest przy nim tyle zachodu?
Wbrew pozorom na stacjach benzynowych zdarzają się dobre kawy. Nam bardzo przypadła do gustu kawa Tima Hortona. Zawsze po nią zajeżdżamy, jeśli tylko wiemy, że dana stacja ją serwuje.
Nie powiedziałabym, że lubuję się w kosmetykach. Wydaje mi się, że jak na kobietę to mam ich naprawdę mało. Zdziwiłbyś się jak niewielu kosmetyków używam i niewielu produktów potrzeba mi do makijażu. Perfumy to inna sprawa - mam do nich słabość i posiadam ich zdecydowanie za dużo - tak obiektywnie, nie subiektywnie, stwierdzając oczywiście ;) Wczoraj wykorzystując wyprzedaże zamówiłam dwa nowe zapachy [Be Delicious, DKNY i Wish Chopard], ale przeznaczę je raczej na prezenty. Lubię ładne zapachy u siebie i u innych [zwłaszcza u mężczyzn] :)
Słyszałam wiele dobrego o tych marokańskich mydełkach, glinkach i innych kosmetykach. Nie miałam okazji ich wypróbować, ale kiedyś pewnie się skuszę na jakiś produkt. Dzięki za cynk. Nie pogniewałabym się, gdybyś szpiegował żonę i donosił mi, jakich kosmetyków i perfum używa ;) Dzięki takim rekomendacjom można odkryć super produkty. Fajna ta znajoma z Cannes! :) Lucky you!
Nie wierzę! Niemożliwe, że nie znasz żadnego ich utworu! Z pewnością słyszałaś kiedyś ich najpopularniejsze piosenki, tylko... o tym nie wiedziałeś :) A Pyro? Closer? Sex on Fire? Use Somebody? Notion? Posłuchaj ich sobie, może je rozpoznasz. Swego czasu niemalże każde radio "puszczało" je na okrągło.
"Dobry, spokojny rock" - nawet nie wiesz, jak miło mi to czytać! Teraz to u mnie solidnie zapunktowałeś i awansowałeś w rankingu ulubionych komentatorów ;) A jeszcze gdybyś tak skrytykował Muse... ;)
Nie zazdrość, bo PS3 to samo ZUO jest! ;) Nie podoba mi się to, że muszę z nim dzielić Połówka ;) Przeklęty złodziej czasu! Taki sam jak komputer, a może nawet gorszy.
Wielce się cieszę, że wpis przypadł Ci do gustu. Też wydał mi się taki bardziej "ludzki". Może to jest pomysł na przyszłość - więcej takich wpisów? Tym bardziej, że mi tu drogie panie donosiły, że brakowało im takich prywatnych notek.
Na koniec pozdrawiam Cię serdecznie, Ćwirku. Wielkie dzięki za długi i ciekawy komentarz [takie lubię najbardziej!] :)
Ja tam jednak myślę, że musiałaś być grzeczna ;)) Z książek na zdjęciach czytałam Larssona - pierwszą część trylogii Millenium i zanim zaczniesz czytać zaopatrz się w dwie kolejne, bo jak się tą książkę skończy to chce się czytać dalej. Mi książka zajęła raptem 2 dni, ale nic innego nie robiłam tylko czytałam ;)) Podobnie z Camillą Lackberg - "Księżniczka z lodu jest pierwszą z 8 książek z sagi i mimo, że temat wiodący w każdej książce jest inny to wątek obyczajowy jest kontynuowany, zresztą na temat tej sagi pisałam posta o tej serii we wrześniu 2013 - jak chcesz, to możesz zajrzeć ;) Czytałam też "Gumardżos" i muszę przyznać, że choć w Gruzji byłam raz i nie poznałam jej nawet w maleńkiej części jak Mellerowie i przygód takich nie miałam, to jednak dużo rzeczy się potwierdziło, np. kierowcy ;)) O i też dostałam herbatę "Pierwsza Gwiazdka". Bez ekspresu ciśnieniowego nie wyobrażam sobie życia, ale my mamy ekspres na kawę ziarnistą, z młynkiem. Kawa ziarnista jest niech tańsza niż ta w kapsułkach, zwłaszcza, że teraz przywieźliśmy sobie spory zapas kawy z Italii ;)) Cudny wisiorek dostałaś :)
OdpowiedzUsuńojej, ileż prezentów! ponad połowa zdjęć mi się nie otwiera, ale z tego co da się zobaczyć, to przeczytałabym Sapkowskiego. Larssona czytałam wieki temu. bardzo ładnie przetłumaczona trylogia na ang. pierwsza część świetna, druga taka sobie, trzecią można pominąć. chyba wena z pisarza uchodziła w miarę pisania:) Schmitta nie lubię, Nesbo czytałam, a Conrad to wiadomo, klasyka nie do pobicia. w Polsce pod choinkę dostałam młynek do kawy. zawsze chciałam mieć. kiedyś kupię sobie ekspres, ale taki na naturalną kawę razem z młynkiem. na razie nie potrzebuję. wielu smakowitych kaw życzę!
OdpowiedzUsuńwszystkiego co najlepsze w Nowym Roku!
Wyszło szydło z worka;) W gruncie rzeczy marzę o nudnym, sielskim, spokojnym życiu w zaciszu książki i kominka, pieczeniu ciast, gotowaniu pyszności. Nie spodziewałaś się, że potrafię być aż tak nudna?;)
OdpowiedzUsuńPrzeżyłaś pierwszy raz ze Schmittem?;) Ja swój pierwszy raz z nim miałam dawno temu, zaczęłam od Oskara i Pani Róży. Najbardziej lubię Kiki Van Beethoven, Zapasy z życiem i Tektonikę uczuć.
Sedno kobieto. Co w nim takiego nowego, co Ci się nie podoba? Tak się składa, że album jeszcze nie jest dostępny w sieci, więc go nie słyszałam. Musisz pisać do mnie czasami łopatologicznie, bo ostatnio mam duże zmęczenie materiału.
Bardzo to ładnie z Twojej strony, wiesz? Ja zwykle też coś robię z książkami, których nie chcę zatrzymać, aby nie zalegały na półkach. Być może ktoś inny je polubi.
Mmmm cudowne prezenty... :)
OdpowiedzUsuńA ja zycze wszystkiego co najlepsze w nowym roku :)
Dzięki, Ewel. Niech ten nowy rok przyniesie Ci dużo pozytywnych zmian. A przede wszystkim wymarzoną miłość :)
OdpowiedzUsuńTa nudna niunia z poprzedniego komentarza to nie Ty, gwoli jasności :) Moje życie w dużej mierze tak właśnie wygląda - z tym, że nie za często przesiaduję koło kominka, a pyszności gotuję raz na jakiś czas. Piec uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam, przeżyłam, ale nie wiem, co o nim myśleć. Mało mi ;) Jak na złość nie mam żadnej z tych książek, które najbardziej Ci się podobają. A czytałaś te, które ja mam? Co sądzisz o Oskarze?
Dobra, doigrałaś się. Zaraz po przebudzeniu zrobiłam sobie cappuccino, włączyłam "Friends For Life", żeby posłuchać i napisać Ci, co mi nie pasuje w tym albumie i... eeee, jakby to napisać. Nie wiem, o co mi chodziło - przyjemna i dobra płyta! Gdybym miała okazję posłuchać tych piosenek na żywo, na pewno wybrałabym się na kolejne show THK. Tu masz link do oficjalnej strony grupy. Będziesz mogła posłuchać próbek piosenek z najnowszego krążka: http://www.thehighkings.com/music/
Na tej płycie większość utworów jest autorstwa Arcykrólów. Dobrą robotę wykonali.
To rozwiązanie z obopólnymi korzyściami. Ja pozbędę się niepotrzebnych książek, a biblioteka wzbogaci o nowe pozycje [to głównie polskie książki będą, a ten dział zawsze wymaga rozbudowania].
I odświeżanie, zmiana przeglądarki nie pomagają? Nie mam pojęcia, w czym tkwi problem - u mnie wszystko śmiga, jak należy: na komórce, w pracy, w domu...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie uzasadniłaś swojej opinii, bo bardzo chętnie bym się dowiedziała, czym podpadł Ci Schmitt i co sądzisz [a może coś konkretnego polecasz?] o Nesbo.
Też chciałabym mieć kiedyś taki porządny, wysokociśnieniowy ekspres do kawy. Na razie jednak zadowalam się tym. Dobrze służy.
Wzajemnie, Una.
PS. Mam nadzieje, że dostałaś moją kartkę bożonarodzeniową.
Wow, dwa dni? Szacun, kobieto! Na razie czytam prequel Homelandu [bardzo fajny serial, polecam] - "Ścieżki Carrie". Potem pewnie sięgnę po Larssona albo Lackberg. Słyszałam wiele dobrego o nich. Wróciłam do Twojego archiwum, by odświeżyć sobie pamięć. Mam nadzieję, że ta książka wciągnie mnie co najmniej tak samo jak Ciebie.
OdpowiedzUsuńPrawda, taki ekspres jest drogi, ale tańszy w użytkowaniu.
Też dostałaś tę herbatę? To pewnie ten sam Mikołaj Cię odwiedził :)
Miło mi, że Ci się spodobał wisiorek :) Prawdę powiedziawszy mam ładniejsze, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, nie?
Nie, no jak to?;) No ja kominka też nie mam, ale zdarza mi się siadać pod kaloryferem;) Prawie to samo, prawda?;)
OdpowiedzUsuńJa powzięłam pewne kulinarne postanowienia na ten rok, ale nie wiem co na to kuchnia, kuchenka i moje Współlokatorki.
Może Cię to zdziwi, ale ja też nie do końca wiem co o nim myśleć. Nie umieściłabym go w klasyce. Jest filozofem, ma mądre i proste w przesłaniu książki, ale długo nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to trochę taki Coelho w lepszym guście. Oskar kojarzył mi się bardzo z Małym Księciem. Teraz zestawiam go z książką psycholog Życiodajna śmierć, którą porwałam kiedyś koleżance na wykładzie i przeczytałam. Dobrze pokazuje jak dzieci przygotowują się na ten ostatni etap życia. Gdyby nie to, że spodobało mi się te kilka pozycji pewnie bym dała sobie spokój ze Schmittem. Po Oskarze czytałam Dziecko Noego, ale nie uwiodło mnie w żaden sposób. Pierwszą w miatę przyjemną pozycją była Tektonika Uczuć i potem już jakoś poszło.
O, jeśli chodzi o kawę to powiem szczerze, że ja nie wiem czemu wszyscy się zachwycają tymi ekspresami. Śmiem twierdzić, że moja kawa zrobiona w kawiarce i z ubitym mlekiem jest o niebo lepsza;) Hahaha, wiedziałam;) Ja to wiedziałam. Moja droga czy Ty myślisz, że nie zaglądałam do nich na stronę?;) Chłopcy się postarali, wydali w końcu coś swojego, a Ty marudzisz;) Uwielbiam Galway Girl, którą pierwszy raz usłyszałam w Dublinie. Ah!
Jako mała dziewczynka uwielbiałam czytać siedząc oparta plecami o kaloryfer. Teraz już tego nie praktykuję. Najczęściej czytam w łóżku albo wannie :) Nie znoszę czytania w środkach transportu.
OdpowiedzUsuńKominek mamy, ale rzadko z niego korzystamy :)
Zaintrygowałaś mnie tą książką. Ja do Coelho nic nie mam. Przeczytałam wszystkie jego książki, ale nie wszystkie tak samo mi się podobały. Są po prostu nierówne. Poleciłam mamie "Weronika postanawia umrzeć" i była z niej zadowolona. W pewnym sensie mam do niego sentyment - jego książki dostawałam w szkole jako nagrodę za dobre wyniki/frekwencję. Choć nie zaliczyłabym go do moich ulubionych pisarzy, to zawsze czytam jego najnowsze powieści.
Ciężko mi ocenić, bo nie miałam okazji się przekonać. Mnie zwyczajnie szkoda czasu na babranie się kawiarkami. Mam dwie i bardzo rzadko z nich korzystam [nie lubię ich myć, zwłaszcza tej części z sitkiem]. A dlaczego ludzie zachwycają się ekspresami? Bo są bezproblemowe, oszczędzają czas, łatwo się je myje, przyjemnie robi się kawę. W dodatku jest ona nie tylko smaczna, ale też estetycznie podana i miła dla oka.
Tak, tak właśnie myślałam, stąd link :)
Ja należę do zmarzluchów, więc kaloryfer zawsze był mile widziany.
OdpowiedzUsuńDobrze się czyta Coelho, ale mam wrażenie, że on jest bardzo komercyjny. Cień wiatru Zafona był jedną z lepszych książek, które przeczytałam w życiu, a potem jak z zapartym tchem chwyciłam za Grę anioła, okazała się odgrzewanym kotletem.
Zaglądam do chłopaków, jak tylko mam czas. A mam go ostatnio niewiele;)
taito; ja po prostu Schmitta nie lubię. kiedyś, jeszcze w ogólniaku przeczytałam kilka jego książek, czas pisarza u mnie dawno przeminął. po prostu. tak jak Coehlo. dla mnie to taki sam rodzaj pisania, który do mnie nie przemawia.
OdpowiedzUsuńNesbo chyba generalnie jest "dobry". te jego książki są równe. nie zauważylam, aby jedna była zdecydowanie lepsza niż inna. nie czytałam The Bat i na razie nie przeczytam, ale kiedyś chętnie. widziałam pisarza kiedyś na festiwalu. taki malutki, sympatyczny pan z wyobraznią bez granic:)
kartka doszła, serdecznie dziękuję! cudna!
Rozumiem, dzięki za wyjaśnienia :) Ja przeczytałam tylko "Oskara i pani Różę", więc ciężko mi go ocenić. Niczym mi nie podpadł, więc z zainteresowaniem przeczytam pozostałe jego książki, które mam.
OdpowiedzUsuńZ Nesbo planuję wkrótce się rozprawić. Jak tylko skończę czytać "Księżniczkę z lodu" i "Ścieżki Carrie".
Fajnie, że dotarła i się spodobała. Taki był plan :)
A ja zmarzluchem nie jestem. Urodziłam się zimową porą i wolę, żeby było mi nieco za zimno niż za gorąco. Stąd moja niechęć do upałów. Mamy takich znajomych, którzy w przeciwieństwie do nas, uwielbiają mieć w domu temperatury tropikalne. Ja nie mogę u nich wysiedzieć, bo autentycznie się topię, a oni ilekroć nas odwiedzają, narzekają, że jest im za zimno. Strasznie niekompatybilni jesteśmy pod tym względem.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie czytałam Zafona. Myślę jednak, że to się zmieni w tym roku.
Panowie mają u Ciebie dług wdzięczności ;) Już nie narzekam na ich płytę :) Osłuchałam się z nią i stwierdzam, że jest dobra :)
Ja jestem, ale temperaturę muszę mieć optymalną. Jak mam za ciepło i zbyt suche powietrze boli mnie gardło. Pisałam już chyba kiedyś, że powyżej 25 stopni wegetuję. Wolę mrozy niż upały. O popatrz, obie się urodziłyśmy zimową porą. Swoją drogą, jak dobrze, że mi napisałaś! Sa sa sa.
OdpowiedzUsuńCzas na zmiany w tym roku.
Panowie mnie właśnie rozczarowali, bo nie dość, że tak nie daleko koncertują i do Polandii nie zajrzą to mają porażająco wysokie ceny koncertów;)
Masz szczęście. No Ty? Ty Brutusie mogłaś ich krytykować?;) Wstydź się;)
Owszem, pisałaś. Pamiętam doskonale.
OdpowiedzUsuńIntrygujesz tymi zmianami, które mają nadejść.
Na ile się wycenili? Nie wiem, jakie mają ceny biletów na zagranicznych koncertach, ale w Irlandii są one naprawdę przyzwoite. Z tego, co kojarzę, to 25 euro płaciłam. Maksymalnie 30.
Mogłam, mogłam, bo ja nie tylko chwalę, ale także krytykuję, kiedy sytuacja tego wymaga :) W tym wypadku pomyliłam się. Zresztą, nawet gdyby płyta była kiepska, to i tak bym im ją wybaczyła, gdyby tylko na następnym koncercie Brian założył swoje obcisłe jeansy ;)
Ojej:) dziękuję bardzo!!!
OdpowiedzUsuńNie, to nie ja wygrałam dvd. Rzadko coś wygrywam :)
Książkę po przeczytaniu mogę odesłać do następnej kandydatki:)
Pozdrawiam serdecznie,
Marta
No nareszcie :) Już zaczęłam się bać, że się nie odezwiesz.
OdpowiedzUsuńCzyli to jednak nie Ty. Fakt pozostaje jednak niepodważalny: Marty mają u mnie szczęście w losowaniach :)
Ja również pozdrawiam Cię serdecznie :)
Jak nie piszę to długo, ale jak już zacznę to z reguły obszernie :) Prywatne notki są fajne, takie właśnie jak ta. Od czasu do czasu oczywiście - a jak nie tu, to na maila - tam można więcej prywaty uprawiać :) Mogę Ci co nie co donieść jeśli idzie o kosmetyki, zarówno te ogólnodostępne i tutejsze, jak i te egzotyczne, afrykańsko-arabskie :) Jeśli mowa o takich rzeczach naturalnych, to swego czasu mieliśmy orzechy piorące :) Pewnie słyszałaś, są bardzo wydajne, żadnej chemii ale raczej na spokojne prania, bez inwazji plam i brudów :) Eksperymentowaliśmy i ogólnie byliśmy zadowoleni.
OdpowiedzUsuńKings of Leon przyznaję bez bicia, po nazwach piosenek nie kumam nic a nic - same utwory zapewne biernie przesłuchiwałem, być może w radiu, choć tego akurat słucham niezmiernie rzadko. Kurcze mnóstwo jest kapel fajnych, a ja tego nie odkrywam. Niby tę muzykę uwielbiam, ale podobnie jak Ty, ostatnio głównie słucham w samochodzie, czasami odpalę coś na YT, rzadziej z płyt w domu. Trzeba mieć nastrój, odpowiednią, muzyczną wenę - a tego mi aktualnie brak :)
Złodziej czasu, zapewne. Wszystkie te elektroniczne cacka to złodzieje czasu, zaczynając od internetu, poprzez smartfony, po gry komputerowe, no i telewizję. To jest tragedia! Nie można bez tego funkcjonować, doba jest za krótka na wszystkie czynności, na obowiązki, na hobby, na wyjścia w domu, na wszystko. Trzeba by się nieźle nagimnastykować aby to w miarę logicznie ogarnąć, aby mieć jakiś plan działania, tak aby nie marnować życia, nie muskać tych wszystkich codziennych rzeczy po łebkach aby generalnie być w dobrym zdrowiu zarówno fizycznym, jak i psychicznym :) Ja na przykład pomysłu nie mam i czasami bardzo mnie to wkurza.
De Longhi, Caffe Treviso. Ekspres kupiony dobre 4-5 lat temu. Nie polecam i nawet nie jestem Ci w stanie zbyt dużo o nim opowiedzieć, bo jak pisałem, może raz lub dwa go używaliśmy. Swego czasu kosztował 80 euro...
Zakończę książkowo: lubisz książki historyczne i oparte na faktach? Czytał właśnie dość tłuściutką, liczącą ponad 700 stron księgę o łagrach sowieckich. ,,Opowiadania Kołymskie'' Warłama Szałamowa. Książka podzielona jest na kilkadziesiąt, raz dłuższych, raz krótszych opowiadań z życia więźnia w łagrze na Kołymie (na dalekiej Syberii, nieopodal Magadanu). Bohaterem jest sam autor, który był tam więziony przez kilkanaście lat. Bardzo wciągające a jednocześnie niesamowicie straszne historie. Dla samej historycznej wiedzy warto przeczytać.
pozdrawiam ciepło i do kliknięcia! ;-)
Ja to jednak zacofana jestem i zawsze dowiaduję się o wszystkim jako ostatnia ;) W życiu nie słyszałam o tych orzechach piorących. Zabawna rzecz :) Musiałam je sobie wyszukać w sieci. Wygląda na to, że Ty jako mężczyzna masz większe pojęcie o tych wszystkich naturalnych i egzotycznych nowinkach kosmetycznych. Ale to tylko potwierdza to, co pisałam już wcześniej. Dość niestandardowa ze mnie kobieta, bo używam tylko podstawowych kosmetyków. Jak czasami wchodzę na różne blogi modowe i urodowe, to aż czasami łapię się za głowę, ile kosmetyków np. do samego makijażu albo pielęgnacji włosów mają przeróżne blogerki. Nie wiem, kto jest na tym stratny: ja czy one? Może na starość ja będę pomarszczona jak suszona śliwka, a one piękne i gładkie jak młode boginie? :) Czas pokaże.
OdpowiedzUsuńDzięki za oświecanie mnie tymi wszystkimi nowinkami kosmetycznymi :)
Masz jakieś sprawdzone albumy do słuchania w samochodzie w czasie podróżowania po Irlandii? :)
W moim przypadku największym złodziejem czasu jest zdecydowanie komputer. Nie gram w żadne gry i nie jestem ich zwolenniczką. Co do smartfona, to służy mi on tylko do podstawowych rzeczy: do rozmów, SMS-ów i do budzenia mnie rano do pracy :) Rzadko korzystam z repertuaru telewizyjnego, a telewizor służy mi głównie jako kino domowe do oglądania filmów na DVD, które "kolekcjonuję". Kupuję głównie te z moimi ulubionymi aktorami, a ponieważ trochę ich mam, to moja kolekcja jest całkiem pokaźna. Wczoraj nabyliśmy "Black Irish" [uwielbiamy Brendana Gleesona, wspaniały, ciepły człowiek] i "Welcome to the punch" z Markiem Strongiem. Chciałam iść na niego do kina, ale przegapiłam seans, a potem nigdzie nie mogłam na ten film trafić. Wczoraj niespodziewanie z ratunkiem przyszło mi Tesco. Swoją drogą, mają naprawdę ciekawy wybór przeróżnych seriali i filmów. To jeden z mich ulubionych działów w tym sklepie.
De Longhi, Caffe Treviso - nie kupować, zapamiętane :) Muszę jednak przyznać, że wygląda całkiem fajnie i jest na kawę mieloną. Chyba jednak sporo z nim zachodu, a tego nie lubię. Robienie kawy ma być przyjemnością, a nie męczarnią ;)
Historyczne może niekoniecznie, ale oparte na faktach - tak :) Wow, wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę. Dobrze jednak wiedzieć, że coś czytasz, bo to oznacza, że poważnie podszedłeś do swoich postanowień noworocznych :) Nie słyszałam o tej książce, ale postaram się zapamiętać tytuł i przeczytać, jeśli na nią trafię.
Miłego weekendu, Ćwirku! :)
Oooo! Gra Pan tu nie stał. Miałam ostatnio kupić, bo była w promocji, ale przetrwoniłam pieniądze już nawet nie pamiętam na co.
OdpowiedzUsuńGramy czasami ze znajomymi w grę "Kolejka", też jest o czasach PRLu :)
Co taka cisza w tym Nowym Roku?
OdpowiedzUsuńW sumie tak sobie myślę, że nie na dużo, zważywszy na ceny koncertów na których bywam. W Euro te kwoty zawsze wyglądają przerażająco.
Oj tak, ja też bym chętnie go zobaczyła w obcisłych jeansach;) Jak ja Cię lubię. Okazuje się, że nie tylko ja zwracam uwagę na takie rzeczy;) Dobrej niedzieli.
Słyszałam o niej, też ponoć fajna :) U nas obecnie najczęściej w ruchu jest "Wsiąść do pociągu", też polecam.
OdpowiedzUsuńJakoś nie było czasu, by przysiąść, wybrać zdjęcia i coś opublikować. Aż ciężko mi uwierzyć, że już tyle czasu minęło od ostatniego wpisu.
OdpowiedzUsuńNowy rok zaczął się z przytupem, o czym poczytasz już niedługo. Postaram się opublikować nowy wpis po północy.
Bilety na koncerty THK są moim zdaniem tanie. Przerażające ceny mają np. bilety na Pink Floyd, ale co się dziwić. Im większa sława, tym większe ceny.
O tak, mów mi tak jeszcze! ;) Skinny jeans u mężczyzn - fantastyczna sprawa ;)
Dzięki, była zdecydowanie dobra, "towarzyska", tylko za krótka! Nie wystarczyło czasu na wszystko!
Dlatego troszkę czułam się w obowiązku Ciebie pogonić;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z dobrym przytupem. Nigdy nie byłam na koncercie kogoś aż tak sławnego jak Pink Floyd. Musiałabym dobrze pomyśleć kogo bym chciała posłuchać, bo ja raczej przepadam za mniej znanymi muzykami.
Jeansy, jak jeansy, raczej kształty, które podkreślają;) Mam nadzieję, że Połówek nie czyta wszystkich komentarzy u Ciebie;)
O widzisz. Ja wczoraj towarzysko i jutro towarzysko. Znowu mi brakuje czasu na wszystko, ze snem się totalnie rozregulowałam. Nie wspomnę, że juz dawno powinnam spać;) Spędziłam dziś za to całe popołudnie w kuchni, od dawna o tym marzyłam. Uwielbiam zapach pieczonego ciasta. Zrobiłam muffiny z gruszkami i imbirem (świeżym oczywiście) oraz korzenne tiramisu. A na dobry sen obejrzałam wstrząsający totalnie emocjami film. A potem się zastanawiam dlaczego nie śpię po nocach;)
Dobrego tygodnia Taito:)
O tej grze nie słyszałam, zaraz sobie poczytam.
OdpowiedzUsuńDobrze, że mnie gonisz, bo przynajmniej mam pewność, że jest ktoś, kto czeka i tęskni ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że z dobrym. Ciężko będzie w tym roku zapewnić sobie lepszą atrakcję!
Ja byłam jedynie na koncercie Queen. Pink Floyd na razie jest poza naszym zasięgiem.
Wygląda na to, że tym razem uszło nam na sucho. Chyba nie przeczytał :)
O borze świerkowy... muffiny z gruszkami i imbirem, tiramisu! A ja na diecie powinnam być! Przyznam, że i ja wczoraj zgrzeszyłam - poszliśmy po zakupach do Costy i zamówiliśmy tiramisu do kawy. Trochę mnie rozczarowało, robię lepsze.
Masochistka - nie ma to, jak zafundować sobie przed snem elektrowstrząsy psychiczne! :)
To ta, którą sfotografowałam. Fajna zabawa dla dzieci i dorosłych. Na początku zasady wydają się skomplikowane, ale tak naprawdę są banalne.
OdpowiedzUsuńWitaj Taito!
OdpowiedzUsuńPrezenty to miła, fajna i....mądra rzecz.Kilka dni temu dostałam od męża prezent. Nowy komputer.Porządkuję bałagan , który mi się zrobił przez kilka lat.Weszłam w Ulubione , w których umieszczony jest Twój blog , żeby usunąć to co niepotrzebne , kliknęłam i okazało się , że są nowe wpisy na blogu , o czym nie wiedziałam , bo sprawdzałam gdzie indziej.Miła niespodzianka , a myślałam , że nic nie piszesz...
Faktycznie otrzymałaś od Mikołaja wiele prezentów .Musiałaś być grzeczna.Ja dostałam znacznie mniej , a byłam też grzeczna.Z książek to Mikołaj sprezentował mi tylko Magdy Gessler Smaczna kuchnia ( myślał o sobie , żeby pojeść coś smacznego - jakby nie jadał smakowitych potraw ) i Katarzyny Grocholi Upoważnienie do szczęścia. Z pozycji , których jesteś właścicielką mam ochotę na przeczytanie Księżniczki z lodu.Muszę popytać w bibliotece.
Gry planszowe - dobra rzecz. Wnuk ma pełen zestaw . Ostatnio jego ulubioną grą , do której potrzebny jest tylko papier i ołówek to Kółko i Krzyżyk.Przed laty dostałam od Mikołaja też grę , którą były Scrabble.Nie zostały w pełni wykorzystane. Może doczekam się chwili kiedy znowu będą użyteczne.
Co do filmów to jestem na etapie oglądania bajek. Mam ich całą kolekcję i niektóre nawet chętnie oglądam np Artur i minimki. Stefan Malutki, Pocahontas, Piraci z Karaibów , Kopciuszek , Kot w butach , Czerwony Kapturek i wiele , wiele innych.
Ekspress do kawy , to faktycznie świetny prezent. Tylko te kapsułki bardzo szybko się zużywają , a koszt ich jest niemały.Ciekawa jestem czy długo będzie w użyciu.Kawa faktycznie jest pyszna . Wiem z doświadczenia przynajmniej 3 osób z mojego otoczenia , które odstawiły ekspress na półkę z powodu zbyt drogich kapsułek. Używany jest okazjonalnie.
Czas szybko płynie.Z utęsknieniem czekam na wiosnę.W tej chwili za oknem prószy śnieg i jest - 8st. Dobrze , że to koniec stycznia. Nie lubię zimy. Czekam na ciepełko , ale za upałami nie przepadam. Dlatego na urlop do ciepłych krajów wyjeżdżamy w maju. Tym razem Tunezja w maju.
Serdecznie pozdrawiam
Witaj, Bawo! Bardzo miło mi widzieć Cię tutaj. Wszystkiego najlepszego w nowym roku: wielu wspaniałych przygód, równowagi między pracą a odpoczynkiem, zdrowia, wiary, nadziei i miłości :)
OdpowiedzUsuńMąż sprawił Ci super prezent, z pewnością na niego zasłużyłaś. Oj, mnie też przydałyby się takie porządki w linkach, dokumentach i przeróżnych folderach.
Mam nadzieję, że nie miałaś zamiaru usunąć mnie z ulubionych [swoją drogą, niezmiernie mi miło, że mnie tak umieściłaś]. Jeśli mogłabym Ci coś zasugerować, to polecam nie zdawać się na czytniki RSS, tylko po prostu od czasu do czasu zajrzeć na bloga. Zauważyłam, że moje wpisy przestały się aktualizować w linkach u wielu znajomych blogowych [szczególnie u tych na blogspocie]. Nie zamierzam przestać pisać, a na dowód zamieszczę jutro nowego posta O Szwajacarii. Muszę jak najszybciej skończyć cykl wakacyjnych wspomnień z tego kraju, bo w tym roku będę mieć inne zagraniczne wpisy do publikacji.
Prezenty, które sfotografowałam są nasze wspólne - część jest Połówka, część moja. Co do książek, to uważam, że są one wspaniałymi prezentami i mnie takie podarunki bardzo cieszą. Jestem uzależniona od czytania i nie wyobrażam sobie świata bez książek. Praktycznie codziennie jakąś czytam. Przeczytałam większość z tych, które są na fotkach i muszę przyznać, że to była bardzo przyjemna lektura. "Księżniczkę z lodu" Lackberg polecam. Zresztą tak samo jak "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". Choć ta druga momentami mi się dłużyła i pewnie nie byłoby wielkiej straty, gdyby autor nieco ją "przyciął", to jednak zapewniła mi kilka przyjemnych godzin.
Nie wątpię w Twe zdolności kulinarne, ale podejrzewam, ze Mikołaj miał swój interes w podarowaniu Ci książki Magdy Gessler ;) Dobra księga kucharska to podstawa w kuchni każdej szanującej się pani domu ;) Miłego użytkowania i pichcenia życzę :) Nie miałam jeszcze kontaktu ze wspomnianą przez Ciebie pozycją Katarzyny Grocholi, ale pewnie bym ją przeczytała, gdyby wpadła w moje ręce.
Uwielbiam dobre gry planszowe za to, że wspaniale jednoczą pokolenia i zapewniają rozrywkę nie tylko dzieciakom, lecz także dorosłym. Scrabble mamy, ale stosunkowo rzadko z nich korzystamy. Prawdę powiedziawszy nie jest to moja ulubiona gra.
Oj prawdę piszesz. Mikołaj podarował nam ekspres z ogromnym zapasem kapsułek. Uwierzysz, że z kilkunastu opakowań [a było ich tam około dwudziestu] zostały nam chyba tylko cztery? Kawę pijemy często, więc kapsułki dosłownie znikają w mgnieniu oka. W przyszłości trzeba będzie się zaopatrzyć w ekspres z młynkiem. Są zdecydowanie droższe, mam jednak wrażenie, że na dłuższą metę ich użytkowanie jest tańsze. U nas kapsułki nie są aż tak drogie jak w Polsce [np. opakowanie ośmiu porcji cappuccino kosztuje nieco ponad 6 euro, a w promocji ponad 4.50].
Oj bardzo szybko płynie! Dopiero były święta bożonarodzeniowe, a tymczasem te wielkanocne zbliżają się coraz większymi krokami. Mamy praktycznie luty! Ja również wyczekuję cieplejszej i zieleńszej pory roku. U nas co prawda nie mam mrozów, ale chciałabym, aby świat się zazielenił. Uwielbiam Irlandię latem za tę jej nieokiełznaną, bujną roślinność. Nigdy nie byłam w Tunezji i w najbliższym czasie w niej nie będę, ale nie pogardziłabym wycieczką do tego kraju.
Bawo, trzymaj się ciepło :)
Dziękuję za życzenia. Mam nadzieję , że się spełnią.
OdpowiedzUsuńTobie również życzę , aby Twoje marzenia spełniły się .
Co do czytania, to chciałabym ci powiedzieć , że nauczyłam się czytać w wieku 6 lat.Czytam codziennie , w łóżku, przed snem. Czasem przez 30 min , a czasem 1,5 godz. Nie zawsze to są ambitne pozycje , bo i sięgam dla relaksu po romansidła.Był kiedyś okres w moim życiu , że pasjonowałam się kryminałami , ale to już daleka przeszłość. W każdym bądź razie dzień bez książki jest nie do pomyślenia.Jest jak narkotyk. Kilka razy się po niego sięgnie i jest się narkomanem. Jestem uzależniona od czytania i cieszę się z tego. Odpuszczam tylko na wyjazdach.
Czekam na Twoje dalsze wpisy na blogu .Z Ulubionych nie chciałam Cię usunąć. Cieszę się , że otworzyłam blog.
Wszystkiego dobrego !
Dziękuję, Bawo!
OdpowiedzUsuńJa nie pamiętam, kiedy nauczyłam się czytać, ale książki towarzyszyły mi od zawsze. W rozbudzeniu mojej wielkiej miłości do słowa pisanego duże zasługi miała moja mama, bo to ona pozwalała mi zamawiać wybrane pozycje z katalogów książkowych [wtedy swoje pięć minut miały Świat Książki i KKKK]. W moim pokoju zawsze było mnóstwo książek i to jest taki nawyk z przeszłości, którego nie potrafię - i chyba też nie chcę - wykorzenić.
Ja również nie zawsze otaczam się ambitnymi pozycjami i wcale się tego nie wstydzę. Czasami zwyczajnie nie mam ochoty na górnolotną literaturę. Kiedy mam chęć na Dostojewskiego czy Balzaka, to wiem, gdzie ich szukać. W czasie nauki w szkole i na studiach czytałam głównie to, co musiałam. Teraz mam ten komfort, że czytam tylko to, co chcę i to jest piękne :)
Bardzo się cieszę, że Ty, Bawo, również jesteś uzależniona od czytania. Przepiękny nałóg! :)
Ja również się cieszę, że ponownie tu zajrzałaś. Długo się nie odzywałaś, a ja zastanawiałam się nieraz, co u Ciebie słychać.
Pozdrawiam serdecznie :)
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń