wtorek, 21 stycznia 2014

The Tale of Sweety Brendan

Są decyzje, których podjęcie przyprawia o ból głowy, powoduje przedwczesne siwienie i wymaga intensywnych przemyśleń. Ta zdecydowanie taka nie była. Nie naraziła moich zwojów mózgowych na przepalenie, a jedyną rzeczą, której ode mnie wymagała, była szybkość działania.


Po piątku trzynastego mogłabym oczekiwać wielu niespodziewanych rzeczy, jak chociażby uderzenia pioruna kulistego, czy też przejechania przez walec [obrazu tak „częstego”, jak widok w moim mieście mężczyzny w dobrze skrojonym garniturze Armaniego], ale nie tego, co wyczytałam wtedy w gazecie.


Cierpię na syndrom tzw. opóźnionego zapłonu i biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką w dzieciństwie przypominała mi o nim moja ukochana rodzicielka, przyszłam na świat obarczona tym defektem, albo nabyłam go we wczesnych latach swego życia. Jednak to, co wyczytałam wtedy tego - pechowego z założenia - dnia, spowodowało, że w błyskawicznym tempie odrzuciłam gazetę, i z zadziwiającą dla siebie samej prędkością, która niemalże przyprawiła mnie o chorobę lokomocyjną, ruszyłam z kuchni na piętro. Biegłam bez zupełnej gracji, potykając się na schodach i mając gdzieś to, że u sąsiadów pewnie właśnie z mojego powodu spadają ze ścian szafki. Cel był następujący: znaleźć telefon, zadzwonić, zarezerwować. Opóźniony zapłon został od ręki odjęty, kiedy tylko wyczytałam informację early booking is being recommended – zalecana wczesna rezerwacja.



Do teatru w Birr w hrabstwie Offaly, za nieco ponad miesiąc, miał przyjechać Brendan Gleeson, TEN BRENDAN GLEESON, a ja takiej okazji po prostu nie mogłam przepuścić. Impreza miała się odbyć w ramach 125. rocznicy oficjalnego otwarcia tamtejszego Oxmantown Hall. Co obok trio złożonego ze znanego amerykańskiego multiinstrumentalisty, Dirka Powella, a także cenionych i utalentowanych irlandzkich muzyków: Michaela McGoldricka i Francisa Gaffneya miał robić Brendan Gleeson, znany na całym świecie aktor? Grać, proszę państwa, grać. I to na instrumencie! A dokładniej mówiąc na skrzypcach. Zdziwieni? Słusznie. Też byłam zaskoczona taką informacją, bo jeszcze do niedawna ten znany Irlandczyk kojarzył mi się tylko i wyłącznie ze sławą, jaką przyniósł mu szklany ekran.


Tymczasem prawda, jaką niedawno poznałam, każe osobom takim jak ja, czyli upośledzonym muzycznie, klękać w podziwie przed takimi talentami jak wspomniany Brendan Gleeson. Robić jedną rzecz i być w tym świetnym, to chwalebna umiejętność, ale robić ich kilka i nie tracić przy tym na jakości, to zaleta tylko wielkich umysłów. Brendan nie dość, że jest świetnym aktorem, to do tego potrafi bardzo dobrze śpiewać i grać na kilku instrumentach. W środowy wieczór, piętnastego stycznia, zagrał nie tylko na skrzypcach, lecz także na mandolinie i jeśli się nie mylę, na czymś jeszcze. Wiem też, że nieobca jest mu gitara.



Francis, Dirk, Brendan


Razem z wcześniej wspomnianymi muzykami stworzył bardzo dobry kwartet, który w dniach od siódmego do siedemnastego stycznia przemieszczał się po całej Irlandii, by nieść radość i pokazywać ludziom piękno, jakiego można doświadczyć dzięki muzyce. Panowie znali się już wcześniej, ale w takim składzie zaczęli występować dopiero teraz  z okazji wspomnianej trasy koncertowej. I jak sami przyznali – świetnie się rozumieją i dobrze bawią. Brendan i Dirk poznali się w 2003 roku w czasie kręcenia filmu „Cold Mountain”. Już wtedy połączyła ich silna nić porozumienia.



Na wyjazd do Birr czekałam z ekscytacją właściwą dla dziecka, któremu obiecano podróż do Disneylandu. Przed wyjściem z domu przezornie zabrałam ze sobą aparat, połówkowy notes na autografy i dwie płyty z naszymi ulubionymi filmami, w których występuje Brendan: „In Bruges” i „The Guard”. Nie miałam pewności, że uda nam się zamienić kilka słów z Gleesonem, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że na to nie liczyłam.



C’mon – wmawiałam sobie – przecież tamten teatr jest malutki. Będzie przerwa na przekąski i napoje, to może aktor pojawi się, by zamienić parę słów z publiką. Kiedy jednak po godz. 21:00 nastał antrakt, a we foyer zaroiło się od ludzi, zrozumiałam, że aktora tu na pewno nie spotkam. Z trudem przecisnęłam się przez tłum ludzi, nie miażdżąc trzymanej w ręce szklanki z wodą i wydostałam się na dwór, by ochłonąć i zaczerpnąć świeżego styczniowego powietrza.



Wtedy po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że być może straciłam swoją jedyną szansę na spotkanie z Brendanem. Kiedy tuż po przyjeździe do Birr, zaparkowaliśmy auto przed teatrem i ruszyliśmy do niego, zażyczyłam sobie, by Połówek zrobił mi zdjęcie. Kiedy skończył, a ja się odwróciłam, zobaczyłam, że kilka kroków przede mną, przed frontowymi drzwiami teatru stoi Brendan z kilkoma osobami i pozuje fotografowi lokalnej gazety. Miałam go na wyciągnięcie ręki. I gdyby nie to, że zachciało mi się głupiego zdjęcia, mogłam przywitać się z nim już wtedy, przed show.



Dirk, Brendan, Michael


Po przerwie wróciłam na swoje siedzenie, by obejrzeć i wysłuchać drugą część koncertu i to właśnie wtedy płomyk mojej nadziei zaczął powoli przygasać. Podczas pierwszej połowy byłam wyraźnie podekscytowana, w drugiej zaś nadzieja zaczęła uciekać ze mnie niczym powietrze z przekłutego balonu. Druga połowa zakończyła się mocno po 22:00 i widzowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Sala dość szybko opustoszała, a muzycy zniknęli za kulisami. Nic nie wskazywało na to, by stamtąd mieli wyjść. Zza kotar wynurzył się tylko Francis Gaffney i to on swobodnie przemieszczał się po korytarzu. Znudzeni bezowocnym czekaniem i wystraszeni wizją zakończenia naszej akcji bez powodzenia, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Połówek pogratulował występu Francisowi i zapytał przymilnie, czy byłaby możliwość spotkania się z panem Gleesonem w celu podpisania DVD. I tu do końca życia dozgonnie wdzięczna będę Francisowi za zaprowadzenie nas do tylnych drzwi, za którymi w niewielkim, ale wyjątkowo gorącym pomieszczeniu znajdował się nasz ulubiony aktor.



przemowa Marcelli przed rozpoczęciem koncertu


Tu też przy okazji poznaliśmy sympatyczną, lokalną panią polityk, Marcellę Corcoran Kennedy, która umilała nam czas oczekiwania na Brendana, który w tym czasie rozmawiał z innymi szczęśliwcami i „VIP-ami”. Ja w międzyczasie zrozumiałam, że tak wyśmiewany przez niektórych cytat Coelho: „emocje są jak dzikie konie, i trzeba wielkiej mądrości, by je okiełznać” jest niezwykle prawdziwy. Nie miałam powodów do obaw, a mimo to zaczęłam stresować się nie gorzej jak przed maturą czy obroną. Stałam się ciekawym przypadkiem medycznym, bo nie mając nawet trzydziestu lat, doświadczyłam przedwczesnej menopauzy: uderzyły mnie fale gorąca i oblały zimne poty. STAŁAM KILKA KROKÓW OD BRENDANA I ZARAZ MIAŁAM Z NIM POROZMAWIAĆ! Tylko jak tego dokonać, skoro jestem czerwona jak burak, mam nogi jak z waty, a język przypomina węzeł gordyjski?



cieszy bardziej niż diament na palcu!


Brendan okazał się przesympatycznym, ciepłym człowiekiem, który cierpliwie i bez fochów spełniał nasze prośby: a to autograf na „The Guard”, a to dedykowany wpis do notesu Połówka, a to zdjęcia ze mną, z nami razem, i tylko z Połówkiem [„tak na wszelki wypadek, żebym nie musiał jej kiedyś wycinać”]. Mnie stres odjął mowę, więc nie powiedziałam mu nic mądrego oprócz oczywistych oczywistości, czyli tego, że jest świetnym aktorem. Dzięki Bogu Połówek – mistrz elokwencji i ciętych ripost – zachował przytomność umysłu, żartując sobie z Brendanem i szczerze go rozbawiając, dzięki czemu mam fantastyczną fotkę z żywo uchachanym aktorem. Kiedy zaś Połówek swobodnie sobie rozmawiał z Brendanem, ja w tym czasie robiłam z siebie słodką idiotkę… poufale pocierając go po plecach. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że to był odruch bezwarunkowy na przyjacielskie objęcie Brendana, kiedy razem pozowaliśmy do zdjęcia. Kiedy później, już w aucie, wyznałam Połówkowi, co zrobiłam, stwierdził, że dobrze chociaż, iż nie zaczęłam pocierać go po tyłku. Trudno się z tym nie zgodzić. To moje jedyne pocieszenie.



Częściowa sprawność umysłowa wróciła mi grubo po fakcie – w czasie drogi powrotnej. Nagle przypomniałam sobie, że tyle było rzeczy, które chciałam mu powiedzieć: że wybierzemy się do kina na „Calvary”, że jego syn, Brian, którego widzieliśmy w „Love/Hate” ewidentnie odziedziczył talent po ojcu, że po obejrzeniu „In Bruges” wybraliśmy się do Brugii… Ale mimo tego z Birr, mojego niespodziewanego Disneylandu, w którym spełniło się moje marzenie, wracałam autentycznie szczęśliwa. Co tu dużo mówić: CUDNIE BYŁO! AMEN!



Jak stwierdził Połówek: „Jeszcze tylko spotkanie z Liamem Neesonem [a ja dodałam: i Danielem Day-Lewisem!] i możemy wracać do Polski.”

18 komentarzy:

  1. No Kochana, marzenia po prostu się spełniają :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Taito, cieszę się, że u Ciebie styczeń zaczął się z takim przytupem, u mnie też. Zrobiłam w styczniu to, co od dawna chciałam zrobić, o czym od dawna marzyłam i co śniło mi się nocami. Nie sądzisz, że to zapowiada naprawdę dobry rok?

    Wstyd się przyznać, ale nie znam Brendana. Dzięki Tobie zapewne będę miała sposobność poznać go bliżej. Widzę, że dobrze mu z oczu patrzy. Rozumiem Twoje emocje, czułam takie nie raz. Od małej dziewczynki (mniejszej jeszcze niż teraz) marzyłam o tych spotkaniach. Emocje ciężko okiełznać, ale u licha po co, jeśli to są tak dobre emocje, których się nie zapomina? Nie raz podobnie jak Ty zapominałam języka w gębie i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy nie rozumiałam dlaczego inne osoby przychodzą z przygotowanym tekstem na kartkach, teraz już wiem;) Połówek jest świetny, lubię go. Ja tam chętnie bym pocierała nawet po tyłku, ale jego syna;) Chociaż znając siebie pewnie bym się na to nie odważyła....

    Nie no proszę, naprawdę chciałabyś zostawić Irlandię i wrócić do Polandii? Gdybyście mieszkali w Polsce ominęłyby Was wszystkie te wspaniałe rzeczy, których tam doświadczyliście (o obcisłych jeansach Briana to już nawet nie wspomnę;)).

    OdpowiedzUsuń
  3. mi trema w kontaktach ze sławnymi tego swiata przeszła po razie, dwóch:) teraz traktuję to jako kontakt z kolejnym człowiekiem, takim najzwyklejszym na świecie. bo oni są bardzo zwykli, tacy jak my. niektórzy tylko zostali obdarzeni jakimś tam talentem, albo w porę go w sobie odkryli.
    bardzo lubię takie spotkania, w różnych okolicznościach przyrody, miastach lub wsiach.
    ps. a ja myślałam, że aktor popełnił samobójstwo w Brugii;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i mi kiedyś przejdzie. Póki co nie miałam za dużo spotkań z gwiazdami dużego i małego formatu.

    Mnie mimo wszystko takie spotkania onieśmielają - nie śmiałabym traktować Brendana jako równego sobie. Bo tak nie jest. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Do pięt mu nie dorastam, ale bardzo doceniam fakt, że jest taki "zwykły" i ludzki.

    Z przyjemnością donoszę, że żyje, ma się świetnie i jest PRZESYMPATYCZNY, co tylko dodatkowo zwiększa mój szacunek do niego. Mam uczulenie na zarozumiałe i wywyższające się osoby. Trzymaj się ciepło, Una! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto czekać na ich realizację :) A tak w ogóle, to odbieram to spotkanie jako pomyślny omen i zapowiedź spełnienia kolejnych marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudnie się zaczął i oby reszta roku też taka była.
    Wow, powiało tajemniczością. Rozbudziłaś moją wyobraźnię. Myślę, że w mailu wyśpiewasz mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami :) Wiem, wiem, to ja mam odpisać, ale prawdopodobnie zrobię to dopiero w weekend.

    "Nie sądzisz, że to zapowiada naprawdę dobry rok?" Właśnie taką mam nadzieję. Poczyniłam wiele planów i mam zamiar je systematycznie realizować. Ten rok będzie udany i co mnie ogromnie cieszy - bardzo turystyczny. Zapowiada się wiele lotów i kilka krajów do zwiedzenia.

    To lepiej się z nim zapoznaj, jeśli myślisz poważnie o Domhnallu ;) Dobre relacje z teściami są bardzo ważne ;)

    Piszesz o jego oczach, czyli zauważyłaś! I to nie było tylko moje odczucie. Mówcie co chcecie, ale ja widzę w nich samą dobroć i radość. Jakąś taką pozytywną aurę.

    Nie rozpieszczaj Połówka takimi tekstami, bo potem codziennie będzie się domagał swojej porcji pochlebstw ;) Zdradzę Ci jednak, że Twój komentarz sprawił mu przyjemność [znam ten jego uśmieszek satysfakcji!]. Muszę jednak wyznać uczciwie, że gdyby nie on i Francis, to nic by pewnie nie wyszło ze spotkania z Brendanem.

    Tak sobie teraz myślę... Może to pocieranie wprawiło Brendana w taki zachwyt? A mnie się początkowo wydawało, że on się cieszy z żartów Połówka ;) A tak całkiem poważnie, jakie pocieranie po tyłku? O czym Ty do mnie rozmawiasz? ;) Przecież on jest starszy od moich rodziców! Poza tym do czegoś takiego naprawdę potrzeba cojones w rozmiarze XL, a ja jeszcze nie wyhodowałam swojej pary ;)

    To prawda - dzięki Irlandii spotkało mnie wiele cudownych przygód. I jestem pewna, że nie doświadczyłabym ich mieszkając w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  7. eeee, ja traktuję wszelkich pisarzy, dziennikarzy ( bo z nimi głównie są spotkania na które chodzę), jako ludzi równych mi, czy ja im. bez różnicy. żadnych szeregów:)
    taito, poproszę o Twój adres, gdzieś posiałam notes z adresami. pewnie znajdzie się, kiedy go nie będę potrzebowała:) wyślę Ci książkę Oswalda.

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie wiem, nie wiem czy tak wyśpiewam;) Jestem pewna, że mądra z Ciebie dziewczynka i domyślasz się choć trochę o co chodzi. Ty masz tyle zaległości mailowych względem mnie, że już się w nich pogubiłam.

    Jeśli dobrze pójdzie to tak jak u mnie. Też mam sporo planów wyjazdowych, ale ja z taką opcją, żeby każde w każdej chwili odwołać gdyby coś. No bo ze mną to przecież nigdy nie wiadomo. Najbliższe plany mam na luty, bo uwaga w lutym mam kolejny urlop. Sasasa.

    Oczywiście, że myślę na poważnie. Ostatnio przysięgłam, że jak spotkam urokliwego, rudego irlandczyka, który skradnie moje serce to nie będę się bronić;)

    Tak, zdecydowanie da się zauważyć. Ja nie wiem czy to kwestia wieku może jest? Chodzi mi o to, że z wiekiem człowiek jest coraz mniej naiwny i instynktownie, wizualnie potrafi zobaczyć dobro w ludziach (albo też nie). Wygląda na tych zdjęciach jak taka dobra dusza.

    A co mi tam. Mogę mu schlebiać. Jak czytam, że ma takie super riposty, a do tego załatwił Ci wejściówkę, żebyś mogła się zobaczyć ze swoim ulubieńcem no to jak go można nie polubić od razu ja się pytam? O tych wszystkich maratonach na pocztę z mojego powodu nie wspomnę. Zasługuje na dobrą szklaneczkę whiskey ode mnie. Trzeba być inteligentnym człowiekiem myślę, żeby potrafić tak ładnie ripostować, komentować rzeczywistość, poszczególne sytuacje.

    No ja wiem, że jest starszy, ale starsi panowie lubią młodsze kobiety, czyż nie? Niekoniecznie na odwrót;) W sobotę byłam z koleżanką na kawie i dwóch dziadków w podeszłym wieku nas zaczepiło. Gdybyś Ty to widziała, jeden nie pozostawał dłużny drugiemu w rozmowie z nami. Ale miałyśmy ubaw.

    Nie wyhodowałaś? O kurcze. Mogę Ci czasami pożyczyć swoich cojones;)

    Tak właśnie myślałam. Irlandia ma w sobie coś....sama nie potrafię powiedzieć co to jest, ale obawiam się, że jak tam zawitam to będę miała ochotę ucałować tą dziką ziemię po wyjściu z samolotu.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Aga i chłopaki :)22 stycznia 2014 20:16

    Świetny początek roku :)) Jedno marzenie spełnione, może to zapowiada że spełnią się i następne :)))
    Przepraszam że tak rzadko się odzywam :((
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, czy ja dobrze przeczytałam? "Tyle" zaległości? Z tego co kojarzę - a kojarzę dobrze ;) - to wiszę Ci tylko jednego maila. I jeszcze w tym tygodniu dostaniesz na niego odpowiedz. Dziś wieczorem mam "me-time": relaks, kąpiel, czytanie książki, żadnych maili ;) Tylko kota brakuje mi do pełni szczęścia :) A poza tym, to chyba mnie przeceniasz. Nie zapominaj, że jestem blondynką i mam dwucyfrowe IQ ;) Skąd ja mam wiedzieć, jakie pomysły wykiełkowały Ci pod kopułką? :)

    Ja też wolę się zabezpieczyć. Dlatego w czasie wykupywania rezerwacji w hotelu zdecyduję się na opcję pokoju z możliwością anulowania jej. Skąd mogę wiedzieć, czy za dziewięć miesięcy na pewno będę w stanie zjawić się tam, gdzie planuję. Dwa lata temu przepadł nam jeden nocleg w hotelu, bo nie dojechaliśmy do niego na czas.

    Przykro mi, ale nie pomogę Ci - nie znam żadnych rudych Irlandczyków. A o innym kolorze włosów nie mogą być? Zapewniam, że są równie warci uwagi, co ich rudzi rodacy.

    Cieszę się, że doceniasz Połówka, ale nie musimy go gloryfikować ;) Brendan to również jego ulubiony aktor, więc Połówek miał w tym także swój interes :) Muszę jednak uczciwie przyznać, że pomaga mi w wielu rzeczach [chociażby wspomniana poczta, do której zaglądam raz na ruski rok], a do tego jest bardzo dowcipny i mądry. Nigdy nie byłabym z facetem głupszym ode mnie :)

    Oczywiście, że lubią i wcale mnie to nie dziwi. Zresztą ja też od zawsze wolę starszych mężczyzn niż moich rówieśników.

    Dziękuję, ale nie chcę pożyczonych. I nie do końca wiem, czy chciałabym wyhodować swoje. Baba z jajami to mimo wszystko kuriozum ;)

    A planujesz w tym roku wizytę w Eire?

    OdpowiedzUsuń
  11. Taką mam nadzieję i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ten rok był ciekawy i niezapomniany.

    Ważne, że jesteś!

    Trzymaj się, Aga!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wielkie dzięki, już się cieszę na myśl o niej. Mam co prawda sporo pozycji do czytania - co widziałaś na wcześniejszych fotkach - a jutro dodatkowo wypożyczę pięć książek z biblioteki, ale chętnie przygarnę The Book of Souls. Mam nawet przeczucie, że przypadnie mi do gustu. A tak na marginesie, to kończę właśnie trzecią książkę E-E. Schmitta "Kobieta w lustrze" i dopiero teraz zaczynam doceniać kunszt pisarza. I powiem szczerze, że czytając ją, zastanawiałam się, dlaczego go nie lubisz. Mądrze i ciekawie pisze, choć jak każdy człowiek ma swoje wzloty i upadki.

    A siebie nigdy nie będę traktować jako równej Brendanowi. Byłoby to zwykłe zarozumialstwo z mojej strony: nie potrafię grać na żadnych instrumentach, byłabym marną aktorką [zawsze unikałam ról w szkolnych przedstawieniach] i nie umiem śpiewać. Za to doskonale i obiektywnie potrafię ocenić swoją wartość. Nie widzę w tym nic złego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przestałam już liczyć szczerze pisząc;) Spokojnie. Masz caaałą sobotę, którą pracuję;) A gdzie kot? Był kot i nie ma kota? Zapomniałam, nie przypominasz blondynki, wierz mi. Mam tu jedną za ścianą i mamy z nią istne utrapienie.

    A to od razu wykupujesz? Bo ja tylko rezerwuję.

    Zaintrygowałaś mnie, może jeśli faktycznie są warci uwagi to nie muszą mieć rudego koloru włosów?

    E tam, gloryfikować od razu. Ja mam wrażenie, że faceci zawsze mają interes w tym co robią. O proszę, sama go zaczęłaś zachwalać. Widzisz jak na Ciebie dobrze wpływam?:D Też bym wolała tego uniknąć.

    No, ale chyba nie aż tak starszych? Ja zwykle też wolę jeśli są odrobinę starsi ode mnie. Kuriozum?;) No ej. A facet bez? Tylu ich wokół. Ktoś musi przecież mieć.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  14. to fantastycznie. mam nadzieję, że książka dostarczy Ci i rozrywki i wrażeń, tym bardziej, że w Edynburgu byłaś;) kryminały czyta się szybko, na pewno kiedyś znajdziesz czas.
    umówmy się, że każdy czyta to, co lubi;). niech to będzię kryminał, D.Steel, czy Pamuk. nie lubię Schmitta i jakkolwiek bym tego nie uargumentowała, pewnie Cię nie przekonam. to chyba gusta czytelnicze. ja w tym roku będę czytać literaturę szkocką. teraz czytam Ann Cleeves, kryminały z serii szetlandzkiej i powiem Ci, że włos na głowie staje na baczność. aż jestem ciekawa, kto morduje:D

    nie każdy musi być aktorem, nie każdy grać na mandolinie;) ja jestem przekonana, że taki aktor, gdyby Cię poznal, sam by stwierdził, że ta Taita jest naprawdę zdolną kobietą. każdy jakieś talenta posiada, tylko musi je odkryć. na lotnisku w Amsterdamie weszłam do pracowni krawieckiej, gdzie pan szył garnitury na zamówienie. wchodzisz, zamawiasz, po kilku dniach odbierasz. przecież to fantastyczne. takie kreowanie czegoś z kawałków materiału. mistrzostwo. i nie chodzi mi o zarozumialstwo. ale ja niestety/ stety gorszą od tych ludzi się nie czuję. po prostu nie chciałabym być aktorką, szyć garniturów nawet z talentem bym nie chciała. każdy musi w życiu znalezć coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  15. No właśnie, przestałaś liczyć i dlatego dopuszczasz się takich karygodnych błędów ;)

    Wrócił, dzięki Bogu, wrócił. Nieco poturbowany co prawda, ale lepszy taki niż w ogóle, nie? Niestety, kiedy ma się dachowca, który uwielbia wychodzić na podwórko, który świetnie sobie radzi ze skakaniem i wspinaniem się, ale już zdecydowanie gorzej ze schodzeniem z wysokości, to drżenie o jego los jest nieuniknione. Teraz na szczęście śpi od kilkunastu godzin i regeneruje się.

    Czasami hotele mają dwie opcje: droższą z możliwością anulowania rezerwacji i tańszą bez późniejszej możliwości anulowania jej. Na razie jeszcze żaden nocleg nie został wykupiony, bo Połówek opóźnia się z analizą mojej propozycji. Ale spokojnie, niedługo go przygwożdżę :)

    Jasne, że nie musisz, ale skoro pragniesz, to szukaj dalej, wszak wiele prawdy zawartej jest w stwierdzeniu: kto szuka, ten znajduje :)

    Myślę, że nie zawsze. Robią sporo rzeczy z dobroci serca i miłości. To nie wychwalanie Połówka, tylko zwykłe stwierdzanie faktów. Jakbyś zapytała o jego wady, to też bym Ci szczerze odpowiedziała :)

    Oczywiście, że nie aż tak starszych. Nie czuję pociągu fizycznego do pana Gleesona, ja tylko doceniam jego talenty i szanuję go jako człowieka i aktora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oczywiście, że znajdę czas. Rozprawienie się z moim książkowym stosem świąteczno-noworocznym idzie mi szybciej niż myślałam. A ponieważ kryminały lubię, to jest szansa, że BoS przeczytam poza wyznaczoną kolejnością :)

    Włos na głowie staje na baczność? O, proszę, nie sądziłam, że powiesz tak kiedyś o jakimś kryminale. A co do Schmitta, to po pierwszej przeczytanej książce też nie bardzo przypadł mi do gustu. Po drugiej było lepiej, po trzeciej stwierdzam, że bardzo mi się podobało. Może po prostu trafiłaś na nieciekawą i słabszą pozycję, bo śmiem twierdzić, że chyba nie zapoznałaś się z całym jego dorobkiem literackim.

    Oczywiście, że nie, ale ja osobiście doceniam i podziwiam ludzi, którzy - w przeciwieństwie do mnie - mają kilka talentów. Szczęśliwi ci, którzy znaleźli w życiu pracę będącą dla nich pasją i przyjemnością, albowiem nie dowiedzą się nigdy, co znaczy wypalenie zawodowe. Tym pozytywnym akcentem kończę mój komentarz.

    Trzymaj się ciepło, Una, i pamiętaj o odpoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Forgive me, please ;)

    Strasznie brzmi ta historia z kotem, no jak to tak? Ja bym nie mogła mieć sierściucha i nie wiedzieć gdzie się znajduje. Kot mojego brata trzy razy skoczył z siódmego piętra. I nadal żyje. Całe szczęście, że kot cały i wrócił.

    O nie, nie rób Połówkowi krzywdy, nie wolno;) Wiem, wiem. Chyba korzystamy z tego samego portalu rezerwacyjnego, tak?:P

    Yy, zgubiłam się. Ja nic nie szukam ani nikogo. Nic na siłę, a już w ogóle nie zamierzam się zabierać za szukanie. To ta część równouprawnienia, która mnie nie przekonuje.

    No dobrze, to przejdźmy do meritum. Jakie Połówek ma wady?;) Chrapie? Rozrzuca skarpetki?;)

    No tak myślałam. Pamiętam jak spotkałaś starszego nudystę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czego się nie robi dla miłości? :) Przecież nie zamknę go w czterech ścianach i nie uczynię więźniem we własnym domu. Poza tym uwielbiam te momenty, kiedy wraca do domu i głośnym mruknięciem obwieszcza swój powrót.
    Wrócił i to jest najważniejsze. Po dzisiejszej wizycie u weterynarza wróciłam cała w skowronkach. Jest na prostej - widzę ogromną różnicę w jego zachowaniu. W zeszłym tygodniu był kompletnie bez życia, nie wykazywał żadnej chęci do zabawy, cierpiał, nie miał apetytu i przesypiał całe dni.
    A co do numeru wywiniętego przez kota Twojego brata - wygląda na to, że faktycznie spadają na cztery łapy i mają siedem/dziewięć żyć ;)

    Nie rozrzuca, za to jest strasznie spóźnialski i to mnie wkuuu....rza!

    Też pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć? Do dziś mam koszmary. Trauma do końca życia.

    OdpowiedzUsuń