Nie
pamiętam już, jak dowiedziałam się o "Latarni" Roberta Eggersa. Zdaje
się, że po prostu natrafiłam w gazecie na jej klimatyczny plakat reklamowy i to
właśnie na jego podstawie momentalnie podjęłam decyzję o tym, że muszę ten film
zobaczyć.
Nie
pamiętam też, kiedy ostatnio widziałam film, który wzbudzałby aż takie
kontrowersje i polaryzację opinii.
"Fenomenalny!"
- głoszą jedni. "Fatalny!" - oburzają się drudzy.
"Genialny!"
- pieją jego zwolennicy. "Gówniany!" - ripostują przeciwnicy.
I
tylko patrzeć, kiedy ci ostatni zaczną podejrzewać tych pierwszych o hipokryzję
i fałszywy zachwyt nad czymś, co na niego nie zasługuje, rodem z "Nowych
szat cesarza" Andersena.
Jeszcze
kilka tygodni temu boczyłam się na mój miejscowy multipleks za to, że po raz
kolejny zawiódł moje nadzieje i "Latarnia" nie ukazała się w jego
repertuarze.
Dziś
już wiem, że wyszło mi to na dobre, bo gdybym trafiła do kina, miałabym
problemy ze zrozumieniem wszystkich kwestii wypowiadanych przez bohaterów,
szczególnie tych wychodzących z ust starszego latarnika, Thomasa (w tej roli
kapitalny Willem Dafoe).
Ostatecznie
film obejrzałam z napisami, w domowym zaciszu i na cda.pl, a dzięki świetnej
robocie Sztywnego Patyka, który bardzo trafnie przetłumaczył wypowiadane
kwestie - zachowując jednocześnie ich specyficzny, archaiczny klimat - nic mi
nie umknęło.
Jaki
to był film?
Mroczny
i klimatyczny. Trochę w klimacie mistrza suspensu, sir Alfreda Hitchcocka. I
były nawet ptaki! ;) Podobał mi się nastrój grozy i niepokoju umiejętnie
stopniowany i budowany. Tu nawet niewinne sygnały dźwiękowe wydawane przez
latarnię wydawały się być złowrogie i jakby podszyte drugim dnem.
Nietypowy.
Inny. Realistyczny. Wspaniale odwzorowano tu dziewiętnastowieczne realia i
ducha tej epoki. Nietypowy format obrazu i jego surowe, achromatyczne barwy
cudownie podkreślają vintage'owy charakter tej produkcji. I choć początkowo nie
skakałam z radości, kiedy zorientowałam się, że jest to czarno-biały film,
teraz już nie wyobrażam sobie obejrzenia go w kolorowej wersji. Zostałby
brutalnie odarty ze swojej niepowtarzalności i nastroju.
Wymagający.
Enigmatyczny. Trudny. Intrygujący. Tyle razy zastanawiałam się, co przegapiłam
i czego nie widzę. Oczywiście zauważyłam, że
twórcy "Latarni", bracia Eggers, hojnie czerpią z mitologii
greckiej, ale mimo to czuję, że pod wieloma względami ten film tak bardzo mnie
przerósł. Że moje spostrzeżenia to tylko czubek góry lodowej, a cała reszta
tropów stylistycznych pozostaje nadal niewidoczna dla mojego oka. Kusi mnie
zatem, by - pozostając w greckiej tematyce - powtórzyć za Sokratesem:
"wiem, że nic nie wiem". A oglądałam go dwukrotnie, mając z tego
ponownego seansu jeszcze większą frajdę niż za pierwszym razem.
Oszczędny
w kolory, obsadę, dźwięki, a jednocześnie tak wspaniale wyważony. Wygląda to
trochę tak, jakby bracia Eggers znaleźli idealną recepturę na film grozy i nie
zawahali się jej użyć.
Prosty
i surowy, o mocnym wydźwięku. Jednocześnie bogaty w przepiękne kadry. Montaż
stoi tutaj na mistrzowskim poziomie. Zdjęcia są wprost nie z tego świata! Kilkukrotnie
zatrzymywałam film, patrzyłam z podziwem i honorowałam je minutą ciszy. Piękne,
robiące wrażenie, wysmakowane. Z przyjemnością obejrzałabym wystawę zdjęć z
"Latarni". Nie pogardziłabym też kilkoma obrazami na swojej
ścianie.
"Latarnia"
to teatr dwóch aktorów. Tak właśnie się czułam - jakbym oglądała wytrawną
sztukę teatralną, nie zaś zwyczajny film. Miałkie dialogi ustąpiły tu miejsca
imponującym monologom, a każdy z deklamujących je aktorów wykonuje kawał dobrej
roboty.
Robert
Pattinson wreszcie się zrehabilitował po roli trupiobladego, anemicznego wampira
ze "Zmierzchu", o ekspresji rozgotowanego ziemniaka, i wreszcie
odkrył, do czego służą mięśnie twarzy. Chyba też utarł nosa wszystkim tym,
którzy mieli problem z odróżnieniem go od kloca drewna. Mimo że spisał się
bardzo dobrze, to jednak nieco odstawał od swojego kolegi z planu, ale Willem
Dafoe to marka sama w sobie. Był genialny w swojej roli "kameleona".
Nie
wiem, czy taki był właśnie zamysł twórców, ale widziałam w nim kilka
przeróżnych - skrajnych nawet! - wcieleń: od niegroźnego staruszka po
zaborczego szaleńca traktującego latarnię z przesadnym pietyzmem, niczym swoją
żonę, i "uprawiającego seks" z laterną. Gdzieś w tym wszystkim
mignęło mi nawet umęczone oblicze Chrystusa, a także wizerunek Posejdona i
gromowładnego Zeusa walczącego z krnąbrnym Prometeuszem za wszelką cenę chcącym
dobrać się do jego "ognia". Momentami widziałam w nim też...
wilkołaka o diabolicznym spojrzeniu i uśmiechu - i chyba nie byłam zbyt
osamotniona w swoich odczuciach, bo Ephraim (Robert Pattinson) zarzuca mu, w
jednej ze słownych potyczek, iż nie ma w nim już człowieka.
Przez
to, że "Latarnia" jest filmem ambitnym, skomplikowanym, bogatym w
ukryte znaczenia i wielowarstwowym, zdecydowanie stanowi wyzwanie dla swoich
odbiorców, uprzednio jednak skutecznie ich dzieląc na dwa obozy: tych, którzy z
całym przekonaniem stwierdzają, że to największy gniot ever, i na tych, którzy
bez wahania umieszczają ją na kinematograficznym piedestale.
Tak,
"Latarnia" jest - mówiąc kolokwialnie - zakręcona jak ruski termos. I
tak, ryje beret.
Ale
też zapada w pamięć, z rzadka... rozśmiesza, prowokuje do myślenia, do
teoretyzowania, domniemania i do rozważań nad nieco przeterminowanym
zagadnieniem - szaleństwa jakże często związanego z pracą latarnika. I choć
dziś ta kwestia nie wydaje się już tak tajemnicza jak kiedyś, bo trujące
właściwości rtęci, na które eksponowani byli niegdyś latarnicy, są powszechnie
znane, to jednak nadal można podumać nad szaleństwem w kontekście samych
bohaterów filmu. Czy pobyt na odludziu, izolacja, i latarnia faktycznie były katalizatorami
nieszczęść Ephraima i Thomasa?
Końcówka
filmu nie serwuje widzowi gotowej odpowiedzi na tacy. Wręcz przeciwnie -
zostawia go z całą masą wątpliwości i pytań. Pytań, na które samemu trzeba
sobie wypracować odpowiedź. Tak pół żartem, pół serio, to tylko Ephraim dostał
odpowiedź na nurtujące go pytanie i na własnej skórze boleśnie przekonał się,
dlaczego soczewka Fresnela nazywana jest też schodkową ;)
Sokole Oko
OdpowiedzUsuńNa bezpłatnym cda jest tylko zwiastun :/ to ja póki co chyba nie zobaczę :)
Dziwne, ja korzystałam właśnie z tej darmowej opcji, bez problemów śmigało, a jedyne uniedogodnienia związane były z pojawiającymi się co jakiś czas reklamami: https://www.cda.pl/video/43321310f
UsuńSokole Oko
UsuńOoooo to tego nie odnalazłam mnie same zwiastuny wskoczyły. Dzięki :)
Nie dziękuj, bo za dwie godziny możesz obrzucać mnie błotem i żądać ich zwrotu ;)
UsuńWow!!! Raczek by się nie powstydził takiej recenzji. Świetnie to wszystko ujęłaś, Taito. Miałem podobne wrażenia, choć o wiele płytsze. Jakoś w mej wyobraźni bogowie się nie pojawili. Ot, braki w wykształceniu. Niemniej film uważam za świetny. Chyba prawdą jest, że tylko dzieła zmuszające do wysiłku intelektualnego mają szansę na piedestały. W formie swojej film ten wydał mi się podobny do Fortepianu czy Misji, choć trudno dopatrzeć się tych podobieństw w sferze wizualnej. Dla mnie 10/10. Tak jak recenzja. :)
OdpowiedzUsuńPrzestań, bo się rumienię, i to wcale nie z powodu gorącej i mocnej kawy, którą właśnie skończyłam pić :) Niemniej dziękuję za dobre słowo - ilekroć czytam profesjonalne recenzje, tylekroć przychodzą mi na myśl wspomniane w tekście słowa Sokratesa. Cieszę się zatem, że to, co napisałam, przypadło Ci do gustu :) Raczka, co prawda, nie znam, ale domyślam się, że to komplement. Dla mnie, bo dla niego niekoniecznie ;)
UsuńOglądałeś "Misję'"?! Ja również! I baaardzo mi się podobała. Przepiękna muzyka! Po ponad dziesięciu latach od seansu najwyraźniej pamiętam właśnie nią! Tak sobie teraz myślę, że nie zaszkodziłoby przypomnieć sobie ten film. Mam go na DVD, więc tu problemu nie będzie, gorzej z czasem, bo chyba trwał ponad dwie godziny.
A "Latarnię" zaczęłam oglądać dziś po raz trzeci po tym, jak podesłałam linka Sokolemu Oku. Robię to z doskoku, jak mam wolną chwilę, więc dopiero ponad pół godziny za mną, ale kadry nadal mnie zachwycają - niesamowite wrażenia estetyczne!
To nie żadne braki w wykształceniu, tylko kwestia wyobraźni. Poza tym to są moje indywidualne odczucia - nigdzie nie pisałam, że mam rację. Ale z Prometeuszem i Zeusem z pewnością jest coś na rzeczy, bo ostatnia scena ewidentnie na to wskazuje, choć mnie - jak być może się domyśliłeś - przywołała na myśl także naszego rodzimego Stefana Żeromskiego (którego polubiłam w dzieciństwie po tym, jak mama podarowała mi "Wierną rzekę", mówiąc, że to piękna choć smutna książka i że powinnam ją przeczytać...), choć absolutnie nie łudzę się, że twórca filmu nawiązywał do jego twórczości :) O rany, ale długie zdanie mi wyszło, moja polonistka by mnie za nie zabiła, za to Proust byłby ze mnie dumny ;)
"Fortepianu" nie widziałam, choć mam go na swojej liście. Tylko zaostrzyłeś mi na niego apetyt!
Fortepian oglądałem jeszcze za czasów kawalerskich, podobnie jak Misję. :) Mogę Ci z czystym sumieniem polecić. Hunter, Keitel i Neill przepięknie zagrali. Do dziś pamiętam sceny z filmu, więc dla mnie jest to dowodem na kunszt pani reżyser (czy reżyserki?) i aktorów. Plany zdjęciowe też były pięknie dobrane. Nie darmo zdobył tyle nagród.
OdpowiedzUsuńTen Neill z "Zaklinacza koni"? :) Nie wiem, czy jest na Netfliksie, bo na razie nie miałam okazji sprawdzić, ale dobra wiadomość jest taka, że zawsze mogę go obejrzeć na cda :) Widzę nawet, że jakaś golizna się szykuje - kolejny argument przemawiający za seansem ;)
UsuńTak jest, psze Pani. Dokładnie ten. Ja jednak polubiłem go za "Martwą ciszę", choć to bardziej rozrywkowy film. Taki w stylu - kiedy już utopiłeś to popraw kołkiem osinowym, bo na pewno wstanie.Trzeci raz oglądałaś "Latarnię"? W sumie... Ja też kilkanaście razy oglądałem "Sexmisję". ;)
UsuńMelduję, że "Fortepian" obejrzany wczoraj wieczorem :) Faktycznie, miałeś rację, wspomniane przez Ciebie trio bardzo dobrze się spisało, ale i mała Anna Paquin, którą znałam tylko z serialu "True Blood" wypadła przyzwoicie. Najbardziej jednak podobała mi się Holly Hunter - nie dość, że prezentowała w tym filmie fajny posągowy i naturalny typ urody (jakże odmienny od tego współczesnego, w którym królują powiększone usta i tona makijażu), to do tego bardzo dobrze operowała mimiką. Nie mogłam oderwać oczu od jej... oczu ;) Przypominała mi pod tym względem Jennifer Connelly, którą bardzo lubię. Sam film zaś bardzo dobry i jaka dramatyczna końcówka! Dziękuję za polecenie!
Usuń"Martwą ciszę" oglądałam dawno temu, ale coś poszło nie tak, bo dość nisko ją oceniłam. Ewidentnie mnie nie porwała. Podobnie zresztą jak pierwsza projekcja "Seksmisji" - długo nie mogłam się przekonać do tego filmu! Dopiero za którymś tam razem łaskawiej na nią spojrzałam.
Małą Annę wyparłem z pamięci, bo film oglądałem nie posiadając własnych dzieci, a zachowanie granej przez nią bohaterki powodowało u mnie chęć odkręcenie jej głowy. Dopiero po latach, posiadając własne dzieci zauważyłem, że mali ludzi posiadają zupełnie inną logikę. I ja kiedyś byłem dzieckiem, a jednak z wiekiem zapomniałem czym się w dzieciństwie kierowałem. :)
UsuńHahaha, wiem, co masz na myśli!
UsuńPewnie nie powinienem się wypowiadać, bo nie dość, że filmu nie widziałem, to wolałbym otworzyć szafę i przez godzinę i pięćdziesiąt minut patrzeć jak ciuchy wychodzą z mody. Prostym jestem człowiekiem i takąż preferuję rozrywkę. Kino tzw ambitne to zdecydowanie nie moja bajka, acz pełen jestem szacunku dla ludzi, którzy czerpią z niego autentyczną przyjemność.
OdpowiedzUsuńAnieśka raz po raz próbuje wszelakich forteli, by przemycić jakąś wzbogacającą wnętrze produkcję na nasz wieczór filmowy. Raz udało jej się przeszmuglować Upiora w Operze. Tak oczami podczas projekcji przewracałem, że mało sobie czegoś nie naciągnąłem. Od tamtej pory jestem znacznie ostrożniejszy.
Kilka dni temu wysłała mi wiadomość, że wieczorem oglądamy Niezwykłą Podróż Fakira, Który Utknął w Szafie. A jeśli na te warunki nie przystanę, to mogę zapomnieć o ... nieważne o czym.
Przystałem.
Nie żałuję.
Doskonały film. Pozytywny, nieszablonowy, zabawny. Mój rodzaj kina.
Rozumiem, że różne upodobania mają ludzie, ale skąd u Ciebie aż takie negatywne nastawienie do tego filmu, skoro - jak sam piszesz - nie widziałeś go?
UsuńPewnie tak przewracałeś oczami, jak ja teraz, czytając Twój komentarz odnośnie do "Upiora w operze" :) Sama nie jestem miłośniczką musicali, ale ten akurat do tego stopnia mi się spodobał, że nawet byłam na nim w teatrze. Swoją drogą, zabawne - Ciebie namówiła na niego Anieśka, mnie z kolei Połówek :)
Uśmiałam się z tytułu filmu :) Bardzo oryginalny i intrygujący. Co prawda miałam inne plany na wieczór, ale jeśli nie będę w pełni sił umysłowych, by je zrealizować, to obejrzę "fakira" - właśnie odkryłam, że jest na cda.pl. Bóg zapłać zatem za polecenie, powiem Ci, że bardzo jestem go ciekawa!
Z filmem jest ciut jak z fryzjerem. Możesz zdawać się na opinię innych, ale tak naprawdę, czy jest dobry, przekonasz się dopiero w trakcie, kiedy będzie już za późno i pozostanie tylko dokończyć. Do fryzjerki chodzę więc tej samej odkąd ściąłem długie włosy, a pewną kategorię filmów omijam szerokim łukiem. Latarnia doskonale się w nią wpisuje, a Twoja recenzja tylko mnie utwierdza w słuszności wyboru.
UsuńObejrzałaś Fakira?
Haha, true story!
UsuńTak, jeszcze tego samego wieczoru. To był całkiem przyjemny film, ale jednak z kategorii tych, o których szybko zapominam. Choć trochę się pośmiałam, to doskonałym bym go z pewnością nie nazwała, a po skończonym seansie miałam jednak poczucie straty czasu. Zabrakło mi w nim głębi. Ja jednak wolę kino, które w jakiś sposób mnie dotyka i porusza. Z filmów, które obejrzałam w ostatnich miesiącach ("Joker", "Dżentelmeni", "Latarnia", "Fortepian", a nawet "Avengers: Endgame"), ten był jednak najsłabszy. Może dlatego, że nie lubię Bollywood ;)
Ha, no to nie pozostaje nam nic innego, jak zgodzić się co do tego, że gust filmowy mamy skrajnie różny. Co nie oznacza, że nie możemy się sobie nawzajem przysłużyć. Wystarczy, że będziesz unikać produkcji, który na mnie wywarły pozytywne wrażenie. W tych okolicznościach polecam więc Zakochani Widzą Słonie. To jeden z tych nielicznych przypadków, gdy wstałem z fotela fryzjerskiego w trakcie zabiegu uznając, że każde kolejne cięcie pogarsza tylko tragiczny już efekt :)
UsuńW Avengersach znalazłaś więcej głębi niż w Fakirze... !?
Nie posuwałabym się do aż tak "dramatycznego" stwierdzenia o tym skrajnie różnym guście, bo myślę, że jednak znalazłoby się trochę filmów, które podobały się zarówno Tobie jak i mnie, ale fakt - preferencje mamy różne. Od dłuższego czasu rzadko oglądam filmy, więc jeśli już się na jakiś decyduję, to oczekuję fajerwerków i tego czegoś :) A "Fakir..." był przyzwoity, ale w drugiej połowie zaczęłam już tracić zainteresowanie całą historią i wyczekiwać końca.
UsuńGłębi raczej nie, ale przynajmniej trochę się wzruszyłam (choć niewykluczone, że to zasługa moich hormonów) :) Pomijając to, że Endgame był zdecydowanie za długi, to przynajmniej było na kim oko zawiesić (Captains Marvel & America), co umilało seans, a w "Fakirze..." już nie ;)
Też pozwoliłem sobie, po rekomendacji MiSzY obejrzeć "Fakira". Może i nie najwyższych lotów, ale... klimatem trochę mi przypominał "Amelię". Choć "Hotel Marigold" powinien mi się bardziej kojarzyć z racji bollywoodości. O ile Captain Marvel podobała mi się bardziej niż Ajatashatru, o tyle w warstwie wizualnej filmu wolę "Fakira". Przyjemnie oglądało się dla odmiany film z tak małą ilością agresji. :) Choć przyznaję, że lubię produkcje Marvela o superbohaterach.
UsuńRozumiem, że przypominał Ci "Amelię" z Audrey Tautou, którą oglądałam w latach mojej świetności, nie zaś film o nietuzinkowej Amelii Earhart ;) Tego drugiego - o Hotelu Marigold - nie kojarzę, więc raczej nie oglądałam i chyba nie jestem pewna, czy chcę, skoro ma coś związanego z Bollywood.
UsuńTo prawda - agresji prawie w nim nie ma, i między innymi dlatego ten film jest lekki i dobry na rozrywkę. Jestem jednak prawie pewna, że za parę miesięcy nie będę już pamiętać, o co w nim chodziło. Wolę kino, które z jakiegoś powodu nie daje o sobie zapomnieć, ale to tylko moje osobiste upodobania :)
Tak, psze pani. O tę właśnie "Amelię" mi chodziło. :) Ja także lubię trudniejsze filmy, jak choćby "Pluton", "Stalker" czy "Solaris" tego samego reżysera, "Przebudzenia" co jednak nie powoduje, że stronię od filmów z Bruce'm Willis'em (tak dla przykładu). Jak już doszliście z MiSzĄ do słusznego wniosku, nie to ładne co ładne, ale co się komu podoba. :)
UsuńDlatego właśnie napisałam Miszy, że mimo wszystko nie uważam, iż mamy skrajnie odmienny gust. Bo to, że lubię ambitne kino, wcale nie oznacza, iż ograniczam się tylko i wyłącznie do takiego gatunku. Nic bardziej mylnego. Wszystko po prostu zależy od tego, na co akurat mam ochotę :) A że dodatkowo w ostatnich miesiącach miałam mało czasu, to siłą rzeczy zredukowałam liczbę oglądanych pozycji i stałam się bardziej selektywna :)
UsuńTo napisałam ja - "oglądaczka" głupkowatych komedii typu "Głupi i Głupszy" i "The Hustle", a także filmów akcji z Liamem Neesonem, Stallone, Van Dammem (ktoś jeszcze go pamięta?!), Stathamem i koniecznie Stevenem Seagalem!!! :D
Seagala przestałem oglądać, kiedy objętością upodobnił się do mnie i łatwiej go przeskoczyć niż obejść. Ale całą resztę plejady kina akcji oczywiście pamiętam. :)
UsuńA wiesz, że "Wygrać ze śmiercią" i "Nico" to moje kultowe filmy z dzieciństwa? Któryś z nich oglądałam chyba jeszcze na kasecie video! :) A jaki on był wtedy seksowny! Tak na marginesie, to mam ogromny sentyment do filmów, seriali i muzyki z lat 80.
UsuńI jeszcze mój ukochany Brandon Lee! Jak mogłam o nim zapomnieć! No i Chuck Norris, Hulk Hogan... ;) Kiedyś w ogóle z zamiłowaniem i wypiekami na twarzy oglądałam Wrestling :)
Uwielbiałem lżejszego Seagala. Za Van Dammem nigdy nie przepadałem za to Stallone, Schwarzenegger, Norris, Willis, Gibson, oczywiście Lee, Chan i Li byli moimi idolami przez jakiś czas. :)
UsuńZa wrestlingiem nie przepadałem nigdy za to pamiętam, że kiedyś przeskakując z kanału na kanał trafiłem na zawody sumo. W życiu nie myślałem, że to taki pasjonujący sport. Oglądałem kilka godzin, aż do zakończenia transmisji.
Seagal nigdy nie był bardzo dobrym aktorem, ale filmy z nim miały swój urok :) Podobnie zresztą Van Damme. Nie jest moim ulubionym aktorem, ale jednak była to filmowa ikona mojej młodości i kiedyś pewnie chętnie wróciłabym z sentymentu do filmów z jego udziałem :) Poza tym, ładnie to tak dyskryminować ze względu na wagę?! ;) A oglądałeś może najnowszą część "Rambo" z 2019 roku? :) Ja jeszcze nie.
UsuńWrestling to moje zamiłowanie z dzieciństwa :)
Haha, nie podejrzewałam Cię o namiętne oglądanie zawodów sumo! :)
Ostatniego "Rambo" jeszcze nie widziałem. Ale nadrobię. :) To był jedyny raz, kiedy miałem niewątpliwą przyjemność podziwiać walki sumo. A Seagal wraz z przyrostem wagi co raz mniej poruszał się z gracją Nico na rzecz używania broni palnej. Jednak wolałem jego "brutalne" aikido.
UsuńNie chcę Cię straszyć, ale po tej przymusowej kwarantannie istnieje ryzyko, że sam możesz zostać zawodnikiem sumo ;)
UsuńDobry wieczór! A może dzień dobry?
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że ten film nadal mam na liście filmów do obejrzenia. Raz się za niego zabierałam, ale nastrój był nie ten czy też aura mało sprzyjająca.
Jestem bardzo ciekawa, ponieważ tych dwóch panów zapowiada się wyśmienicie no i wiadomo-moja wymarzona praca. Wszak obie uwielbiamy latarnie morskie.
Trzymaj się ciepło Taito.
Nareszcie! Gdzieś Ty się podziewała, córko marnotrawna? Rozminęłyśmy się, bo na niedługo przed Twoim komentarzem wyłączyłam komputer i poszłam spać. Nie miałam zatem okazji urządzić Ci hucznego powitania, wybacz ;)
UsuńMoje pierwsze podejście do niego również skończyło się fiaskiem, obejrzałam... całe siedem minut :) To bardzo specyficzny film i jestem niesamowicie ciekawa Twojego zdania. Daj mi znać, jak już będziesz po seansie, OK? Pretty please :)
O tak, zdecydowanie praca marzeń! Zwłaszcza w obecnych realiach, kiedy latarnie są zautomatyzowane, a domki latarnika zawierają takie udogodnienia jak dwuosobowa wanna i trzyosobowy prysznic ;) A wiesz, że w czasie mojego pobytu w latarni pomyślałam sobie, że mogłabym tak żyć: mieszkać w małym, białym bungalowie na odludziu i prowadzić skromne życie? Chyba odkryłam swoje powołanie :)
Jak to gdzie? Myślałam, że wszystko już wyjaśniłam i się pięknie wytłumaczyłam:D No tak, nie ma jak to zabarykadować się przed gośćmi i iść spać:P Zawsze to jakiś sposób, przyda mi się na przyszłość:P
UsuńDam znać, ale na razie nie zapowiada się na to, abym go oglądała. Chyba, że dziś? Zobaczę jak się dzień potoczy.
Ja już to wiem od dawna, że mogłabym tam żyć i słuchać jedynie odgłosów oceanu. Jestem pewna, że nie miałabym z tym najmniejszych problemów, zwłaszcza teraz, kiedy potrafię prowadzić samochód.
Jak szukałam ostatnio pracy, pobliska stajnia koni potrzebowała stajennej wraz z zamieszkaniem, śmiałam się wówczas, że to idealna praca dla mnie. Praca ze zwięrzętami, daleko od ludzi, na łonie przyrody. Każdy, komu o tym powiedziałam-śmiał się ze mnie;)
Chciałam tylko sprawdzić, czy nie kłamiesz i czy nie pogubiłaś się w swoich zeznaniach ;)
UsuńHaha, nie no, to już jest szczyt zuchwalstwa - jak możesz aż tak przeinaczać fakty i demonizować niewinne spanie?! Nawet ja muszę kiedyś chodzić spać ;) Poza tym, gdybym wiedziała, że wpadniesz, to zostawiłabym otwarte wrota! :) Mogłaś się zaanonsować! Nie chcę być impertynencka, ale... wychodzi na to, że sama jesteś winna temu, że pocałowałaś klamkę ;)
Ach, no i na koniec - myślałam, że jesteś bardziej gościnną panią domu, że Twoje cztery kąty będą centrum wszechświata dla Twoich bliskich i przyjaciół, a Ty chcesz stosować takie ordynarne praktyki! ;)
Wcześniej tylko przypuszczałam, że mogłabym tak żyć, teraz mam już niezbite dowody :)
Haha, pewnie nie uwierzysz, ale i ja rozważałam taką "ścieżkę kariery" w przeszłości! :)
Czyżbyś miała zadatki na detektywa, tudzież policjanta?:P
UsuńZgadza się Taito. Sen jest ważny dla zdrowia organizmu;)Niech Ci wyjdzie na zdrowie to moje 'pocałowanie klamki'.
Haha! Przyjedź i sprawdź czy jestem gościnna:P Podejmiesz wyzwanie?:D
Ja nie miałabym nic przeciwko życiu na odludziu. Wiem o tym. Ludzie mnie męczą na dłuższą metę, a szczególnie ich roszczeniowe oczekiwania.
No popatrz. Kolejna wspólna rzecz!
Zadatków raczej nie mam, a szkoda, ale jestem z natury podejrzliwa i nieufna :)
UsuńTeraz mi rzucasz rękawicę? W czasach zarazy?! Właśnie ustanowiłaś nowy szczyt zuchwalstwa ;) Nawet gdybym chciała, to chyba by mnie nie wypuścili do Ciebie :)
I tak po prostu zostawiłabyś swoje ukochane gniazdko, które uwiłaś?!
Mało rzeczy mnie tak irytuje w innych jak właśnie egocentryzm i roszczeniowa postawa (ja, ja, tylko ja, i wszystko mi się należy!).
A jakby tego było mało, wygląda na to, że znów się zsynchronizowałyśmy, bo ja właśnie buszowałam u Ciebie :)
To całkiem jak ja, jednak są osoby, które poznaję i ufam w ciemno. Potem całkiem nieźle na tym wychodzę;)
UsuńJak chcesz to znajdziesz wymówki, a jak chcesz to sposób:P Kochana, nie teraz, ale jak już się urządzimy. Teraz to nie mielibyśmy Cię gdzie położyć, no może jedynie w nie zamontowanej wannie w łazience bez drzwi:P
Nigdy nie jest za późno, aby porzucić dotychczasowe życie, jeśli stoi ono na drodze do szczęścia, nie sądzisz?
Zauważyłam. Czyżby telepatia?:P
Prawda, zdarzają się takie perełki, z którymi ma się wspaniały kontakt od pierwszej chwili, i którym od razu można zaufać, bo tak podpowiada szósty zmysł :)
UsuńCoś w tym jest, bo ja dziś chyba podświadomie robiłam wszystko, żeby nie pracować przy komputerze. No i efekt jest taki, że zbliża się 23:00, a ja wykonałam zaledwie 10% zadania. Obiecałam sobie jednak, że nie położę się spać, dopóki nie zrobię przynajmniej 1/3, więc jeszcze trochę tu posiedzę... Wesprzyj mnie zdalnie jakimiś pozytywnymi myślami :)
W wannie i to jeszcze w łazience bez drzwi?! Jeńcy wojenni są lepiej traktowani! To już podchodzi pod łamanie praw człowieka ;) A przynajmniej "niepisanych praw gościa" :)
Sama nie wiem. To tylko w teorii brzmi tak pięknie, łatwo i przyjemnie!
Nie pierwszy raz!
O kochana! To ja idę w końcu się kąpać, żebyś Ty mogła sobie dalej działać! Skupiłam się na rozpieszczaniu Cię i co z tego wyszło? Mizerne efekty!:P Wysyłam garść dobrych myśli!
UsuńNo dlatego piszę, że dopiero jak się ogarniemy. Nie urągaj tu mojej gościnności:P
Myślę, że najtrudniej się odważyć.
Powoli do przodu. Już prawie 20% :) Na szczęście mam jeszcze dwa dni, by dobić do 100% :) A za garść dobrych myśli (plus umilanie mi soboty!) serdecznie dziękuję, życząc Ci przy okazji miłego pluskania :)
UsuńPożyjemy, zobaczymy! To chyba wydaje się być teraz najlepszą odpowiedzią :)
Pluskać to ja się będę niebawem! Melduję, że wanna już jest gotowa :D
UsuńHurra, czyli mam już w czym spać! :) A drzwi zainstalowane? ;) Bo wiesz, ja dość wstydliwa jestem, i wolałabym się nie obnażać przed Wami ;)
UsuńNa razie musi Ci wystarczyć firanka w drzwiach łazienkowych. Co Ty na to? :D Drzwi przyjdą w ten czwartek i będą czekać na swoje pięć minut.
UsuńP.S. Wpadnij do mnie, znajdziesz tam ciekawe wieści :D
Widzę, że hurtowo nadrabiasz zaległości w komentowaniu, zapomniałaś jednak o poprzednim poście ;)
UsuńZadowoliłabym się firanką, ale jako że dziś jest już piątek, to wizja drzwi cieszy mnie bardziej :)
Dobrze, że mi o tym przypomniałaś, bo automatycznie uznałam, że skoro się nie odzywasz u mnie, to znaczy, że u Ciebie też Cię nie zobaczę. A tu taka niespodzianka!
Jak się upomina:P
UsuńDrzwi stoją w przedpokoju, na razie nie będą zamontowane. Taka niespodzianka:P
Haha, bo w życiu trzeba się głośno upominać o swoje ;)
UsuńNajważniejsze, że dotarły! Zawsze to krok bliżej do ukończenia wszystkich prac :)
Zaciekawilas mnie tym filmem... Ja teraz mam taki luźniejszy czas(dzieci w domu, nie ma presji jeżdżenia na godzinę, przyjmowania koleżanek,sledpoverow) więc korzystam obejrzałam film, który gdzieś w 2008 zaznaczyłam że powinnam zobaczyć, Malowany welon. Piękny, taki, jak lubię.
OdpowiedzUsuńTaki, jak Ty opisujesz, też lubię, więc wrzucam na listę:)
U Artura też się nie zmieniło na lepsze. Cudem dostał sobotę i niedzielę wolna. Zrobił 60 godzin i miał robić kolejne 12 lub 24, bo już dwóch ludzi z personelu choruje. Na szczęście znalazł się ktoś na chwilę. Myślę że u niego, podobnie jak u Ciebie, będzie to gorący okres. Póki jednak jest zdrowy,to chodzi do pracy. Ja mogę tylko mu asystować, szyjąc, maseczki, piorąc je i odkazajac i dbając żeby miał dużo witamin:)
Trzymaj się dzielnie!!! Dbaj o siebie i odpoczywaj w każdej nadarzającej się chwili.
Troszkę Ci zazdroszczę tego luźniejszego czasu, u mnie akurat tegoroczny kwiecień jest bardzo pracowity, więcej luzu będę mieć dopiero w maju. Jak dożyję ;)
Usuń"Malowany welon" ląduje na liście filmów, które chciałabym kiedyś obejrzeć.
U mnie w pracy na razie nie ma żadnych potwierdzonych przypadków, ale podejrzewam, że to tylko kwestia czasu.
Wspaniała z Ciebie żona, Hrabino! Już Ci to kiedyś pisałam, ale chętnie powtórzę, bo zdania nie zmieniłam - jesteś jedną z trzech kobiet żon/matek, które uważam za wzór do naśladowania.
Jeśli jeszcze masz konie w sąsiedztwie, to pogłaszcz je ode mnie :) Strasznie tęsknię za kontaktem z nimi!
Wszystkiego dobrego dla Waszej rodzinki - zdrowia, spokoju, nadziei i dobrego humoru, bo tylko to może nas uratować ;)
Wiesz, że zawstydzasz mnie, tym pisaniem, jaka wspaniała jestem.... Bo nie jestem aż taka super. I nie piszę tego,żebyś znowu potwierdzała.
UsuńJa po prostu robię to, co trzeba, każdego dnia, i czasem sfrustrowana jestem tą powtarzalnością. I wybucham gniewem, i wściekam się... dlatego głupio mi, kiedy ktoś mi mowi to ,co Ty. Tym bardziej dziękuję!
Konie są za daleko żeby chodzić, a poza tym, tamtędy przechodzą tabuny ludzi, wąską ścieżką... Więc wiesz... Ja mogę być już nosicielem, więc nie zapraszam się za daleko
Pozdrawiam
Aniu, a myślisz, że ja jestem ideałem i tego nie robię? Robię. To jest bardzo ludzkie. Teraz ponadto żyjemy w wyjątkowo stresujących i trudnych czasach, o frustrację i zapalną iskrę nietrudno. To jednak nie jest tak ważne, bo pomimo tego wszystkiego widać jak na dłoni, że Wasz dom jest ciepły, przytulny, ozdobiony rękodziełem, kwiatami, pachnący domowymi wypiekami i smakołykami, wypełniony miłością... I właśnie to u Ciebie najbardziej doceniam. Jest tak jak powinno być: rodzinnie, z uczuciem i troską.
UsuńLubię komplementować innych, bo to nie kosztuje nic poza dobrymi chęciami, ale nie robię tego, jeśli ktoś na to nie zasługuje. Dokładnie tak samo mam z napiwkami - daję tylko wtedy, kiedy obsługa sobie na to zapracowała, a nie dlatego, że wypada.
Przepraszam za te błędy interpunkcyjne. Pisałam na telefonie i zawsze tak mi wychodzi
OdpowiedzUsuńWyszło Ci niemal idealnie, nie ma za co przepraszać, pozostaje mi jedynie podziwiać Cię, bo ja nie cierpię tego robić :)
UsuńJa też nie cierpię obsługi stron internetowych na telefonie, ale czasem muszę.
UsuńGeneralnie jestem staromodna i telefon to telefon, aparat fotograficzny to aparat, a laptop, to laptop:)
Jak ja dobrze Cię rozumiem! Gdybym kiedyś nie dostała smartfona pod choinkę, to pewnie do dziś korzystałabym ze starej, poczciwej nokii :) Zresztą, nawet teraz nie wykorzystuję w pełni jego potencjału.
UsuńNiech pierwszy rzuci kamieniem, kto wykorzystuje więcej niż 50% możliwości swojego smartfona. :) Wydaje mi się, że połowa twórców amerykańskiego programu kosmicznego oddałaby prawą rękę, mogąc skorzystać z mocy obliczeniowej przeciętnego smartfona w programie Apollo. Dopiero pod koniec lat 80 XX w. superkomputery zbliżyły się mocą obliczeniową do, dajmy na to Galaxy S3. Ja, na ten przykład, nie wykorzystuję pewnie nawet 10% możliwości mojego smartfona. :D
UsuńMój służy mi głównie do budzenia mnie, dzwonienia, wysyłania SMS-ów i wiadomości na WhatsAppie :) Ach, no i czasem wykorzystuję go jeszcze do korzystania z dobrodziejstw Internetu, grania w jedyną grę, jaką na nim mam, no i robienia śmiesznych fotek kotom ;)
Usuńja też zostalam zmuszona poniekąd na przejście na smartfona. Wszystkie 3 szkoły wymagają zainstalowania aplikacji i załatwiania spraw właśnie tak. NO wiadomo, mogę i na laptopie, ale jednak telefon mam częściej ze sobą:) Gdyby nie to, to dalej używałąbym swojej nokii z normalną klawiaturą :)
UsuńKiedyś się śmiali, że komórka oprócz dzwonienia, służyła najczęściej do sprawdzania godziny. Teraz ma jeszcze kilka innych zastosowan, ale faktycznie wszystkie moce to chyba tylko nieliczne wyjątki wykorzystują.
Taki znak naszych czasów, dinozaury muszą się dostosować do realiów, w których przyszło im żyć ;) Smartfony, podobnie jak komputery, pełnią rolę miecza obosiecznego: są niesamowitym ułatwieniem w wielu sytuacjach, ale także wymarzonym narzędziem do inwigilacji...
UsuńDziś wieczór obejrzę :) Zaintrygował mnie ten film. Nie wierzę, że Patison zrobi inną miną niż Edward lub Cedrik Diggory ;)
OdpowiedzUsuńHaha! :)
UsuńA tak w ogóle: Pełnoletnia!!! Ty żyjesz! Jak miło, że się odezwałaś! Szkoda natomiast, że porzuciłaś blogowanie, lubiłam do Ciebie zaglądać.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku i że nie uznasz seansu za stratę czasu!