Pięć
długich miesięcy czekałam na ten moment.
Ten,
kto stwierdził, że do życia potrzebny jest tylko tlen, ewidentnie nigdy nie
dowiedział się, że są osoby takie jak ja, które oprócz tlenu potrzebują też H2O.
Choćby tylko jej widoku.
Te
pięć wspomnianych miesięcy mogłabym opisać tylko jednym słowem: wegetacja. Albo
trzema: usychanie z tęsknoty. Każde z nich doskonale oddaje to, co wtedy
czułam.
Gdyby
pół roku temu ktoś powiedział mi, że swój kolejny urlop będę spędzać w mieście,
najprawdopodobniej zabiłabym go śmiechem i skwitowała całość sarkastycznym: "yeah,
right!". Gdybym usłyszała to samo zdanie nawet dwa tygodnie temu, moja
reakcja nadal byłaby taka sama. A może nawet jeszcze gorsza.
Miałam
już bowiem na tym etapie serdecznie dość miasta, nieustającego szumu pojazdów
dobiegającego z pobliskiej drogi, a nade wszystko nieokrzesanych sąsiadów
któryś raz z rzędu urządzających sobie późną nocą głośną imprezę w ogródku. Cisza
mi się marzyła. Tylko tyle i aż tyle.
Z
każdym kolejnym niepożądanym hałasem dobiegającym zza murów mojego domu, z
każdym wrogim dźwiękiem przedzierającym się przez szczelnie zamknięte okna coraz
mocniej fantazjowałam o żywocie eremity. Kiedyś, w czasie jednej z naszych
licznych i wspólnych wypraw, tata zabrał mnie do pustelni św. Jana z Dukli.
Wtedy nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Teraz zaś wiele bym dała, by
się znaleźć w takiej właśnie samotni.
Dlatego
też wakacje w mieście były ostatnim, o czym marzyłam. W mieście dopatrywałam się
źródła swojego nieszczęścia, nie zaś złotego środka, który miałby w jakiś
magiczny i niezrozumiały dla mnie sposób spełnić moje pragnienia.
Problem
polegał jednak na tym, że wszystko szło nie tak jak iść powinno. Urlop mi się
opóźnił, a pewne zobowiązania nie pozwalały na to, na co miałam najbardziej
ochotę: na co najmniej tygodniowe zaszycie się na małej wyspie na Atlantyku
albo w jakiejś irlandzkiej dziczy. W grę wchodził tylko krótki pobyt, jako że
parę dni później musiałam już być w swoim mieście.
Zrozumiałam
zatem, że czasami pójście na kompromis jest najlepszym co może się stać. I że
kiedy toniesz w oceanie tęsknoty i rozpaczy, to nie czekasz, aż Mitch ze "Słonecznego
Patrolu" złapie cię w swój żelazny uścisk, wyciągnie na powierzchnię i jednym
głębokim wydechem przywróci do życia, tylko łapiesz pierwsze lepsze koło
ratunkowe, kurczowo się go uczepiasz i desperacko płyniesz w stronę brzegu.
Płyniesz w stronę światła. W stronę życia. I ani razu nie oglądasz się w
pozostawioną za sobą otchłań. Nie powielasz błędu żony Lota.
Poszłam
więc na kompromis z własnymi pragnieniami. Głęboką dzicz Connemary zamieniłam
na nadmorskie miasto, a tygodniowy pobyt na kilka dni.
I
tak wylądowałam w Salthill. I zadziwiająco dobrze na tym wyszłam.
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dobry! Oh, Salthill drogie Salthill, jedno z tak niewielu miejsc, gdzie czuję się jak w domu. Czy byłaś tam pierwszy raz? Gościłaś tam już wcześniej? Gdzie spałaś?
Pojęcia nie masz jak mi się tęskni...Widok nie wystarczy, musi być jeszcze kojący szum.
Dobry, bo wreszcie się pojawiłaś - cały dzień na Ciebie czekałam ;)
UsuńByłam już kiedyś w Salhill z Połówkiem (zwiedzaliśmy oceanarium), ale jakoś wtedy mnie nie urzekło. Teraz z kolei, kiedy miałam mnóstwo wolnego czasu na spacerowanie i zwiedzanie okolicy, nieco się zrehabilitowało w moich oczach. Dotarłam wreszcie na Mutton Island, gdzie znajduje się pewna urocza latarnia (ale tylko z daleka mogłam sobie na nią popatrzeć), przebyłam promenadę wzdłuż i wszerz, a do tego zaliczyłam każdą możliwą plażę w Salthill i okolicy :) Ta wizyta była zdecydowanie bardziej udana niż ta poprzednia. Nadal nie jest to mój ukochany zakątek Irlandii, ale polubiłam go i oswoiłam, a to już połowa sukcesu. I nie wykluczam powrotu za jakiś czas!
Miałam Cię pytać o sprawdzone noclegi, ale jako że był to bardzo spontaniczny wyjazd, było już na to za późno. Spałam niedaleko promenady, jakkolwiek by to nie zabrzmiało ;)
Domyślam się, bo sama do niedawna tęskniłam. Teraz zaś korzystam, ile mogę i choć jestem już trochę zmęczona tymi wyjazdami, jutro znów czeka mnie długaśna podróż na koniec Irlandii. I nawet już zaczynam pościć przed rejsem po wzburzonych wodach ;)
Wybacz, najpierw obowiązki, potem przyjemności jak mawiał klasyk;)
UsuńWłaściwie chyba nie ma zakątka, którego bym tam nie odwiedziła, poza wspomnianym oceanarium, bo oceanaria to nie jest coś, co tygrys lubi najbardziej. Cieszę się z udanej wizyty.
Sprawdzony nocleg mam tam jeden i żaden inny, bardzo mi się tęskni do domowej atmosfery uroczego pensjonatu.
Zmęczona wyjazdami? Też mi coś! No weź! Czyżby Dingle? A może Arany?Na pewno Arany! To jak zgadłam? Zasłużyłam na jajko niespodziankę?
Ależ tak postępują tylko nudne i grzeczne dziewczynki, a Ty przecież do nich nie należysz! Lepiej zacząć od przyjemności - robota nie Gołota i z ringu nie ucieknie, nie martw się ;)
UsuńWłaśnie o ten nocleg u Mary miałam początkowo pytać, ale potem się rozmyśliłam, bo chciałam jednak mięć większą prywatność i doszłam do wniosku, że hotel będzie lepszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że natrafiłam na bardzo korzystną ofertę i za kilka noclegów zapłaciłam "grosze". Nie wiem, czy w B&B miałabym taniej, i - przede wszystkim - czy byłby dostępny pokój, jako że był to wyjazd z serii "last minute".
Trochę zmęczona, ale jednak zdecydowanie bardziej wyposzczona przez tę przymusową abstynencję podróżniczą, więc rzuciłam się w wir jeżdżenia po wyspie (Boże, jaki ten kraj jest piękny!!!) i nie mogę przestać! Dziś musiałam pojawić się w pracy, ale jutro znów wyruszam w drogę :)
Zdecydowanie zasłużyłaś na nagrodę, ale taką pocieszenia :) Mam coś dla Ciebie za trud, jaki włożyłaś w próbę odgadnięcia mojego podróżniczego celu, obawiam się jednak, że na jej odbiór będziesz musiała zaczekać kilka miesięcy!
Muszę Ci powiedzieć w sekrecie, że martwię się-ostatnio stałam się straszliwie nudna i grzeczna, aż sama sobie nie wierzę ;)
UsuńSkąd wniosek, że tam byś jej nie miała? Nocowałaś w tym hotelu na tej samej ulicy czy też w tym z widokiem na ocean, gdzie są nocne pokazy tańca irlandzkiego? ;) Przyznaj się szybciutko.
Abstynencja podróżnicza! Nawet mi nie mów, wytrzymać już nie mogę, od dwóch tygodni nigdzie nie byliśmy! Oczywiście, że ten kraj jest piękny, nie wiedziałaś? :P
Pff. Nagroda pocieszenia, no wiesz (robi oczy kota ze Shreka). Obawiam się, że nawet Twoja nagroda pocieszenia do mnie nie dotrze-pragnę Ci przypomnieć, że nie masz mojego adresu (sa sa sa).
A zatem najwyższy czas coś z tym zrobić, zanim na dobre stetryczejesz ;)
UsuńMiędzy innymi stąd, że pensjonaty mają to do siebie, że są mniejsze, przez co nie jest się w nich jednym z wielu gości i nieco trudniej o prywatność. Poza tym moje wizyty w B&B przeważnie wyglądają tak, że ucinam sobie pogawędkę z właścicielem (co jest fajne i normalnie to lubię), opowiadam co i jak, czasami dopytuję o miejscowe perełki, jednak tym razem było nieco inaczej - szukałam ciszy i nie zależało mi na kontakcie z innymi ludźmi. Chciałam wody i plaży.
Co to dwa tygodnie? Skoro ja przeżyłam pięć miesięcy bez podróżowania, to i Ty dasz radę!
Nie zapominaj, że nadal mam Twój stary adres, i jeśli zajdzie taka potrzeba, nie zawaham się go użyć! :) A tak w ogóle, to co to za rozkapryszona postawa? Jak dają, to bierz, jak biją, to uciekaj ;)
Co proponujesz? ;)
UsuńNo w dumie tak. Koniec końców się z Tobą zgadzam. Czasami potrzebne są momenty całkowitej anonimowości i samotności.
Wątpię. Jestem na wykończeniu :P
Czekaj, czekaj. Czy Ty mi grozisz? :P
Really? O tej porze oczekujesz ode mnie świeżości umysłu i kreatywności? Miejże litość i pamiętaj, z kim masz do czynienia - ja za dnia mam problem, by wspiąć się na wyżyny swojego intelektu, a co dopiero w środku nocy, kiedy marzę już tylko o łóżku ;)
UsuńNawet te momenty samotności nie były mi dane, bo spacerując po promenadzie i po parku, nie mogłam się opędzić od przyjacielskich psiaków :) Właściciel jednego z nich - natrafiając na mnie dwukrotnie - stwierdził, że jego pies mnie śledzi. Z kolei pewna kobieta przepraszała za swojego czworonoga, który koniecznie chciał się ze mną przywitać :) Ale to akurat było mile widziane towarzystwo :)
Zaciśnij zęby, dasz radę, a potem zrekompensujesz sobie to poświęcenie :)
Wprost przeciwnie. Ja Ci nie grożę. Ja Ci daję, a Ty nie chcesz brać! Co samo w sobie sugerowałoby, że chyba faktycznie nie jest z Tobą najlepiej i że nie jesteś przy zdrowych zmysłach ;)
Kochana! Pora dla Ciebie jak znalazł! Nie wierzę, że nie wykrzesasz z siebie odrobiny kreatywności ;)Ja się muszę przyznać, że jest pierwsza w nocy i nawet teraz nie marzę o łóżku!
UsuńPsiaki Ci chyba nie przeszkadzały, co? Psiaki i inne puchate zwierzęta są zawsze mile widziane.
Myślałam, że ten fakt ustaliłyśmy już dawno ;)
What is wrong with you?! Jak można nie marzyć o łóżku o takiej porze?! Dopiero wstałaś czy co? ;) A przecież - faktycznie - u Ciebie jest już po pierwszej!
UsuńJasne, że nie przeszkadzały - były miłym akcentem. Zresztą, przyznam się, że podczas ostatniego wyjazdu na południe kraju, sama je zaczepiałam, bo natrafiłam na kilka niesamowitych słodziaków :)
Ustaliłyśmy, ale widzę, że od tamtego czasu nic się nie zmieniło ;)
Nie, po prostu jestem nocnym markiem ;) Ot, co. Ostatnio zaczęłam nocki, zatem rozregulował mi się już troszkę organizm i nie tak łatwo o wczesnej porze zaciągnąć mnie do łóżka :D
UsuńJa od dziecka uwielbiam głaskać sierściuchy, które spotkam po drodze. Zawsze mi wszyscy mówili: poczekaj, w końcu Cię któryś ugryzie, ale szczęśliwie żaden nigdy tego nie zrobił.
Zdecydowanie, wręcz przeciwnie. Jest coraz gorzej;)
Ale nawet takiego nocnego marka jak Ty udało mi się czasami tak umęczyć, że skruszona wracałaś do łóżka, dochodząc do wniosku, że już masz dość nocnych pogawędek ze mną ;)
UsuńHahaha! Skąd ja to znam? Ja to zawsze i wszędzie słyszałam! Nawet nie wiesz, ile razy sam Połówek strofował mnie, bym nie zaczepiała obcych zwierząt (głównie koni i psów), bo się kiedyś na tym przejadę. No i... jeszcze się nie przejechałam. Owszem, parę tygodni temu klacz, którą dokarmiam, dziabnęła mnie w palec, ale nie z powodu wrogiego nastawienia (zawsze podchodzi na mój widok, bo wie, że mam dla niej smakołyki), tylko swojej niesamowitej żarłoczności :) A po psach z reguły od razu widać, który ma sympatyczne usposobienie - jak z daleka śmieje mu się mordka i merda ogonem na mój widok, to wiem, że nic mi nie grozi :)
Strach pomyśleć, co będzie w przyszłości! ;)
E tam, bardziej niż Tobą bywałam zmęczona życiem ;)
UsuńDokładnie, ja zauważam, że żyję w ścisłej symbiozie ze zwierzętami. Schodzę im z drogi, szanuję je i nie jestem natarczywa, a one mi się potem odwdzięczają.
Bój się, bój ;)
Słusznie czynisz, schodząc im z drogi, zwłaszcza jeśli masz do czynienia z dzikami ;) Widujesz je jeszcze czasami? :)
UsuńMyślę, że zwierzęta często wyczuwają (widzą?) naszą aurę, dlatego też do jednych ludzi dosłownie lgną, a do innych nie. Nie wyobrażam sobie życia bez zwierzaków! Niesamowicie je umilają. I relaksują.
Nie sądziłam, że kiedyś będę się bać kogoś mniejszego ode mnie, ale stało się - boję się! :)
Daj spokój.Dzików się boję, podobno czasami biegają tu nieopodal nas, gdzie rodzice spacerują z sierściuchem. Słyszałam już legendę, że kobieta była z psiakiem na spacerze i potem go własną piersią broniła przed dzikiem.
UsuńMyślę, że to prawda. Co do relaksacji to mi właśnie brakuje czegoś kudłatego do miziania (tylko bez kudłatych myśli poproszę).
Ojej! I co my teraz z tym zrobimy?
Teraz masz swojego osobistego bodyguarda, więc nie powinnaś się ich obawiać ;)
UsuńA to nie powinno być odwrotnie? To nie pies powinien bronić swojej pani? ;) A tak całkiem serio, to doskonale rozumiem takie zachowanie, bo ja dziś sama broniłam mojej kotki przed wrednym rudzielcem, który panoszył się po osiedlu i ją atakował. Niech sobie znajdzie samca do walki, a nie mniejszą i słabszą od siebie kotkę. Przez niego wygląda teraz tak, jakby z wojny z Wietnamu wróciła... Strup na strupie.
Haha, wcale o tym nie pomyślałam! Dopiero jak o tym napisałaś, to wtedy wyobraziłam sobie co nieco :) Sama sprowadziłaś moje myśli na takie tory :)
Intrygująco wyszłaś na tym zdjęciu z kolorowymi domkami w tle. Faktycznie lockdown odcisnął na Tobie swoje piętno.
OdpowiedzUsuńZa dwa tygodnie bank holiday weekend. Pogoda kroi się jak na Irlandię wyśmienita. Kolejnego uzdrawiającego wyjazdu życzę.
Jeśli pogoda dopisze, będzie można pooglądać Neowise. Może nawet uwiecznić na zdjęciu. Podobno wróci za jakieś 6800 lat, więc istnieje spore ryzyko, że nie dożyjemy kolejnej okazji aby podziwiać ją na niebie. A swoją drogą, biorąc pod uwagę sytuację na świecie i pojawienie się "gwiazdy z ogonem", nie należałoby wybrać się na poszukiwanie mesjasza? ;)
UsuńKurczę, też z niecierpliwością czekam na wieści dokąd to się Taita wybrała i na jakąś fotorelację, skoro wystąpią wzburzone wody. :)
Ej, ej, dowcipnisiu, nie wiem, czy wiesz, ale stąpasz po kruchym lodzie i właśnie popełniłeś wielkie faux pas. Lubię Cię, więc dam Ci darmową poradę na przyszłość: jeśli nie chcesz napytać sobie biedy i pozyskać zaciekłego wroga, to nigdy, PRZENIGDY, nie wypominaj kobiecie jej wieku ;)
UsuńI skąd Ty takie info bierzesz? Z kryształowej kuli? Mam nadzieję, że bierzesz odpowiedzialność za to, co piszesz, bo trzymam Cię za słowo, i wierz mi, jeśli Twoja przepowiednia się nie spełni, będziesz miał do czynienia z naprawdę wrednym babskiem składającym reklamacje! :)
Zielaku, ja już sobie daruję poszukiwania Mesjasza, bo na rejsie przeżyłam piekło (a jakby tego było mało, był nudniejszy niż relacja z dojrzewania sera pleśniowego...), a na wyspie drogę krzyżową ;)
UsuńEj nie wierzę w te pogróżki z wredną babą w roli głównej. Na zdjęciu emanuje wręcz od Ciebie ciepło i serdeczność :). A o wieku się nawet nie zająknąłem. Każdy sąd mnie uniewinni. Dostrzegłem ino fakt, że chwaliłaś się swego czasu umaszczeniem o barwie pszenicy i złotym połysku, tymczasem Twój nowy wizerunek, którym uprzejma byłaś się za pośrednictwem blogaska podzielić jasno dowodzi, że konsekwencji stresu i niewoli nie wolno nie doceniać.
UsuńNie lękaj się jednak Taito, dla mnie zawsze liczyło się w pierwszej kolejności Twoje bogate wnętrze, a nie z pewnością atrakcyjny wygląd, a srebro zawsze stawiałem wyżej niż złoto...
...hmmm, kropelka whiskey do porannej kawy to chyba nie był dobry pomysł...
Nie zapominaj, że pozory mylą. I że "my blog is my castle" :) Nawet nie wiesz, jak daleki jesteś od prawdy, pisząc: "Każdy sąd mnie uniewinni". Tutaj chciałabym Ci delikatnie przypomnieć, że na tej "sali sądowej" mam władzę absolutną i jestem jak Bóg w trzech osobach: oskarżycielem, ławą przysięgłych i sędzią. Tym razem skończy się tylko naganą i pogrożeniem Ci palcem, bo masz nieskazitelną przeszłość, następnym razem jednak przekonasz się, co miałam na myśli, wspominając o tej wrednej babie (to moje drugie imię) :) Idź i nie grzesz więcej!
UsuńJak duża była ta "kropelka" whiskey? Chcesz powiedzieć, że przyjechałeś pod gmach sądu po spożyciu alkoholu?! ;)
Sokole Oko
OdpowiedzUsuńKażdy wyjazd w celach wypoczynku i resetu jest pożądany nawet jak się zmieniły plany albo czasookres. Jednak człowiek czeka na to wolne, planuje i mimowolnie się nastawia psychicznie. Ja cały rok rozmyślam o kolejnych wakacjach tak ogólnie nie konkretne ale o tym, że będę miała wolne i będę robiła NIC :D
Jakoś nigdy nie rozważałam tego miasta na urlop, bo po prostu jest za blisko mnie, i zwyczajnie wolałam wykorzystać urlop na zwiedzenie jakiegoś odległego zakątka wyspy. Czasami warto jednak złamać swoje własne zasady. Ten wyjazd pomógł mi nie zwariować.
UsuńTAK! Też sobie często fantazjuję na temat moich przyszłych wyjazdów - jakie to ma terapeutyczne właściwości! No i oczywiście zawsze odliczam dni do weekendów, świąt i wszystkich innych przerw od pracy :)
Sokole Oko
UsuńCzyli wyjazd spełnił cel i o to chodzi a czy daleko czy blisko nie ważne :)
Otóż to! :)
Usuń