Jesień znowu mnie zaskoczyła niczym zima polskich drogowców. Zaabsorbowana codziennością nawet nie zauważyłam, że po lecie zostało już tylko wspomnienie.
Nieco dziwnie się czuję, kiedy rozglądam się wokół i zatrzymuję wzrok na sąsiednich domach udekorowanych na nadciągające Halloween. Albo wtedy, kiedy zauważam, że na trawniku coraz więcej złotych liści. U mnie w ogródku tymczasem pełnia lata.
Jako że część roślin posadziłam dość późno, w lipcu dopiero, nadal mogę się cieszyć ich widokiem. Feeria barw trwa w najlepsze. I to głównie za ich sprawą stoję w rozkroku: jedną nogą w lecie, drugą w jesieni.
Z reguły jestem wierna przetestowanym kwiatom - po wielu latach prób i błędów, wiem już doskonale, co się u mnie sprawdza, a co nie. W tym roku jednak pozwoliłam sobie na trochę eksperymentów za sprawą "nowego", świetnego sklepu ogrodniczego. Nowego w cudzysłowie, bo na dobrą sprawę, to on mógł istnieć już tam od roku bądź dwóch, a ja mogłam żyć w błogiej nieświadomości.
Zazwyczaj kupowałam rośliny w Woodie's, Tesco, czasami w Lidlu bądź Dunnes Stores. W tym pierwszym jednak przeważnie były drogie, a ich jakość pozostawiała sporo do życzenia. I nie było to tylko moje odczucie - w czasie którejś wizyty i błąkania się między regałami przystanął koło mnie pewien starszy Irlandczyk, by z wyraźną dezaprobatą w głosie skomentować scenkę, która rozgrywała się przed naszymi oczami: pracownicę sklepu "subtelnie" podlewającą kwiaty. Równie dobrze mogli nająć do tego strażaków - efekt byłby ten sam.
W nowym centrum ogrodniczym jest wszystko, czego zawsze mi brakowało w tych innych: ogromny wybór przepięknych i zadbanych kwiatów, ceny przyzwoite, a obsługa bardzo miła i pomocna. Kupili mnie już w czasie pierwszej wizyty. W foliowym tunelu stała kobieta w średnim wieku i z wielką czułością doglądała kolejne pelargonie. Kiedy skomentowałam jej pracę, odpłaciła mi równie miłym komplementem, z kolei nieco później, kiedy stałam na dziale z ziemią, i chciałam załadować worek do wózka, jej kolega podszedł i stwierdził, żebym tego nie robiła - on zadba o to, żeby trzy worki ziemi czekały na mnie przy kasie, bo po co mam ciągnąć ciężki wózek po całym sklepie. Małe, ale piękne gesty zawsze mnie urzekają.
Od tego momentu stałam się ich stałą klientką, w moim ogródku zaczęło brakować miejsca na kolejne kwiaty i wkrótce jasnym się stało, że jeśli nie zaprzestanę wizyt w tym miejscu, zbankrutuję. Chciałam więc dać się przyłapać na kradzieży, by mnie stamtąd wyrzucili, a na drzwiach wywiesili plakat z moją podobizną i słowami: "tej klientki nie obsługujemy!"
Największym zaskoczeniem okazały się dla mnie dalie i aksamitki. Nie kosztowały praktycznie żadnego wysiłku, a przez całe lato cieszyły oczy swoimi żywymi barwami. I jak łatwo było pozbywać się uschniętych pąków! W przeciwieństwo do pelargonii, które zawsze kupuję, deszcz nie wpływa na nie negatywnie, nie brudzą też parapetu/betonu swoimi płatkami. Zdecydowanie będę po nie sięgać w przyszłości.
Największym rozczarowaniem okazała się z kolei alstroemeria. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia - w sklepie prezentowała się cudnie, niczym krzyżówka moich ulubionych rododendronów i azalii, jednak zupełnie nie sprawdziła się w moim ogrodzie. Może dlatego, że umieściłam ją w tej samej donicy co aksamitki. Podczas gdy te ostatnie rosły w niej jak na drożdżach, jej nie udało się "rozwinąć skrzydeł".
Powoli przyzwyczajam się do jesiennej rutyny. Połowa/koniec października to chyba mój ulubiony jesienny okres. Drzewa nie straszą gołymi i łysymi konarami, złote i miedziane liście miło szeleszczą pod nogami, a wiatr jeszcze nie jest tak przejmująco zimny jak w późniejszych miesiącach. Wieczorami robię to, co uwielbiam. Czasem obejrzę coś ciekawego (ostatnio "Squid Game"), najczęściej jednak siedzę pod kocem obłożona książkami, a często też kotami, relaksuję się w gorącej i pachnącej kąpieli, albo po prostu zatapiam w fotelu, wpatrując w migoczący płomyk świec i słuchając najnowszej płyty Rogera Taylora - "Outsider". Jego kojący głos i jej melodyjność są doskonałym zwieńczeniem męczących dni w pracy. Przesłuchałam ją już kilka razy i nadal nie mam dość.
Jesień to też taka pora roku, kiedy - jak nigdy wcześniej - doceniam wszystko co mam. Zdrowie, życie, dach nad głową, moich bliskich. Wygodne łóżko, jedzenie w lodówce, kraj, w którym mieszkam... Październik to moje jedno wielkie Święto Dziękczynienia!
A lato? Lato było piękne tego roku. I niekoniecznie mówię tu o pogodzie. Udało mi się zrealizować kilka mniejszych i większych marzeń. Wreszcie stałam się dumną posiadaczką wełnianego "swetra z Wysp Aran", a nawet dorobiłam się kolorowych drzwi frontowych, do których od dawna wzdychałam. Potem zaś, płynąc na fali zmian, zdecydowałam się na małą metamorfozę przedpokoju, teraz z kolei myślę nad zmianami w moim "gabinecie", jako że od dawna marzy mi się porządne biurko. I chyba konieczna będzie też jakaś nowa szafka, bo moje postanowienie o niekupowaniu dla siebie książek, spektakularnie trafił szlag. A książki gdzieś trzymać trzeba.
Chciałam też coś zmienić w swoim wyglądzie, może przefarbować włosy na jaśniejszy blond, ostatecznie jednak zdecydowałam się na ścięcie jakichś 15-20 centymetrów. Z farbowaniem chyba jeszcze poczekam. Wizja robienia tego regularnie skutecznie odwodzi mnie od tego pomysłu - strata pieniędzy i czasu.
Lato to kilka cudownych irlandzkich wyjazdów i kolejne przepiękne wspomnienia. I choć nie było ich tyle, ile bym chciała, wszystkie przeszły moje oczekiwania i sprawiły, że na nowo zakochałam się w Irlandii. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że to jest moje miejsce na Ziemi.
Lato to kilogramy zjedzonych pomidorów, ponad dwadzieścia kilogramów ukiszonych ogórków, to ciasta owocowo-jogurtowe... Jednym z nich zrobiłam tak dobrze szefowi, że jeszcze tego samego dnia dostałam podwyżkę, haha. To z kolei nieco "skomplikowało" mi sprawy, bo w czasie ostatniego lockdownu nieśmiało fantazjowałam o tym, że jesienią/zimą tego roku będę już "wesołą bezrobotną", a nawet szukałam jakiegoś przytulnego domku do wynajęcia w Connemarze...
Nie boję się zimy. W zasadzie to z utęsknieniem czekam na przerwę świąteczną. Już nie mogę się doczekać wybierania choinki! Mam już nawet gwiazdę betlejemską! W czasie wczorajszych zakupów w Dunnes Stores natrafiłam na nietypową gwiazdę betlejemską w różowym kolorze, a ponieważ mam słabość do tego koloru, to nie mogłam się jej oprzeć! I tym małym słodziakom też nie!
Jak przystało na dobrze zorganizowaną i pracowitą mróweczkę, mam już większość upominków na święta. Mam też problem - najchętniej pozbyłabym się ich już teraz! Po pierwsze - trudno mi już przechowywać kolejne pudła, po drugie - nie mogę doczekać się radości obdarowanych! Walczę ze sobą, by nie zacząć pakować prezentów! Tak, wiem, jestem wariatką!
Dobry wieczór! ;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile razy odświeżałam stronę wyczekując nowego posta!
Piękne kwiaty, piękny ogród. U mnie na balkonie rosły pelargonie i o dziwo dosyć ładnie jak na kupione w markecie, dodatkowo mini surfinie, jaśmin oraz komarzyca. Komarzyca to w ogóle moje odkrycie, ma piękne, głęboko zielone liście, które świetnie ozdabiają balkon. Przeniosłam również lawendę z sypialni na balkon, czego pożałowałam, ponieważ w sypialni pięknie mi rosła i pachniała, natomiast na balkonie wiodło jej się średnio zważywszy na wszystkie zarazy. Próbowałam uprawiać słoneczniki, ale niestety mi nie wyszło. Zostały zjedzone przez gąsienice. Na ten moment mam na balkonie dwa rodzaje bluszczu, w tym jeden irlandzki, a na przyszły rok będę musiała pomyśleć nad osłonieniem się od sąsiadów z góry, ponieważ sąsiedzi zniszczyli nam wszystkie nowe ręczniki. Swoje rośliny podlewają tak, że leje się do nas obficie na balkon, więc stresuję się nawet jak pranie tam stoi. Już od dawna mamy podejrzenia, że wraz z ziemią od nich lecą do nas wszystkie zarazy.
K. pyta co sądziś o Squid game, bo obejrzał już cały sezon ;) Mnie to nie wciągał, bo uznał, że dla mnie to zbyt brutalne i lepiej żebym nie oglądała.
Pana Rogera muszę koniecznie posłuchać, a co do Pani Virginii obiecywałam sobie kiedyś zapoznać się bliżej z jej literaturą, ale do tego czasu nie udało mi się zrealizować tego postanowienia.
Drzwi do domu świetne, ale to już wiesz, zmiany w przedpokoju korzystne, ciekawa jestem na jakie biurko się finalnie zdecydujesz :)
Jaka szkoda, że ja nie wpadłam na to, aby szefowej zawieźć ciasto do Niemiec, może byłaby juz moja na zawsze :P Jakkolwiek to brzmi...O proszę, a ja myślałam, że to tylko ja robiłam kilogramy przetworów...Truskawki, czereśnie, śliwki (dżem śliwkowy z cynamonem)...
Ja również już nie mogę patrzeć na te wszystkie kartony z prezentami. Najchętniej podobnie jak Ty bym już je dawno spakowała! Część z prezentów zakupionych dla K. już mu dałam, bo byłam zbyt miękka, więc musiałam zbierać od nowa ;)
A tak to czekam niecierpliwie, ponieważ dostaniemy pod choinkę Everdell i już zacieram ręce, bo dawno nie udało nam się kupić nowej planszówki.
A zatem wybacz, bo wygląda na to, że niechcący wprowadziłam Cię w błąd! Kiedy Ci o tym wspominałam, to dopiero przymierzałam się do napisania posta, a ściślej mówiąc - gapiłam bezmyślnie w białe okienko Worda niczym cielę w malowane wrota, i czekałam, aż wena łaskawie na mnie spłynie ;) No, ale masz to, co chciałaś, piszę częściej, więc powinnaś być zadowolona! :)
UsuńBóg zapłać za dobre słowo, ale z tego co piszesz, wynika, że i Twój wcale nie był gorszy (a przynajmniej do czasu, dopóki sąsiedzi nie uraczyli Cię plagami egipskimi!). Zdaje się, że nigdy nie miałam komarzycy. I co się stało z lawendą? Powróciła na salony? A może powinnaś trzymać słoneczniki w domu, przynajmniej do czasu aż podrosną? No i koniecznie powinniście wymyślić, jak się uchronić od lejących Wam na głowę sąsiadów! Bo domyślam się, że nie ma najmniejszego sensu pójść do nich i poprosić, by tego nie robili... Jeśli są dla innych tak samo wyrozumiali jak dla szwendających się koło bloku zwierząt, to efekt byłby pewnie przeciwny do zamierzonego.
To prawda - to chyba najbardziej brutalny i makabryczny serial, jaki kiedykolwiek widziałam. Głównie przez te ścielejące się trupy, egzekucje i wylane mózgi. Zdecydowanie nie dla każdego. Mimo wszystko wciągał jak ruchome piaski, zarywałam dla niego noce, a po dwóch już miałam cały serial obejrzany. Niby oryginalny, ale jednocześnie bazujący na oklepanych wątkach i nieco przewidywalny. Już gdzieś w połowie wiadomo było, kto za tym wszystkim stoi. Końcowa scena za to nieco mnie zaskoczyła, wygląda to tak, jakby twórcy zostawili sobie otwartą furtkę do drugiego sezonu, choć jak dla mnie z powodzeniem mógłby się zakończyć po tym pierwszym. Mam nadzieję, że nie zrobią z niego drugiej "Gry o tron" albo "Walking Dead" i nie będzie ciągnął się w nieskończoność. Mocny, "wstrząsający", szokujący, ale jednocześnie pobudzający do refleksji nad kwestią "co ludzie są w stanie zrobić dla pieniędzy?".
Może Cie zdziwię, ale preferuję wokale Rogera Taylora i Briana Maya niż Freddiego, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że Freddie miał najmocniejszy głos z nich wszystkich. Głos Rogera mnie relaksuje, Briana też, ten Freddiego z kolei czasami mnie irytował swoją dosadnością i natężeniem.
Nie planowałam kupić tych dwóch książek ze zdjęcia, ale kosztowały "grosze" w promocji i nie mogłam się im oprzeć!
Nadal się cieszę, że przemalowałam te drzwi, bo już nie mogłam patrzeć na ten brąz, powiem Ci jednak, że te kolorowe są bardziej problematyczne. Widać na nich każde zadrapanie, każdą niedoskonałość, a ostatnio nawet musiałam je myć, bo pełzający ślimak zostawił na nich ohydną smugę! ;) I wiesz, że została po nim mała plama?! (przysięgam, że to wcale nie dlatego, że go zabiłam kapciem!!!)
Co do biurka - moim faworytem nadal jest to pierwsze. I nadal stawiam na funkcjonalność.
Mój szef to niesamowity łasuch, zjada ogromne ilości słodyczy i ciastek, a nadal ma figurę modela, podczas gdy ja tyję od samego patrzenia na cukier - to nie fair!
Haha, K. pewnie wniebowzięty, że tak go obsypujesz prezentami :) Tylko uważaj, żebyś go za bardzo nie rozpuściła ;) No i daj mu szansę się odwdzięczyć, niech mu się role w związku nie pomylą ;)
Nigdy nie słyszałam o tej grze.
Wybaczam ;)
UsuńKomarzyca jeszcze żyje i to o nią K. najbardziej walczył jak byłam na szkoleniu oraz o pelargonie. Kupił wdzięczny środek o nazwie karate coś tam i unicestwiał zielone żyjątka. Wcześniej miała naprawdę piękne, zdrowe i dorodne liście. A kupiłam zaledwie maleńki pęd i posadziłam ją do jednej dużej donicy razem z surfiniami. Lawenda niestety zmarniała, właśnie jedną doniczkę, która się uchowała dziś rano przeniosłam do domu. Może coś jeszcze z niej będzie. Od zeszłej zimy mam w sypialni również cyprysika, był kupiony na święta razem z choinką ;) Kupujecie ciętą czy w doniczce bo nie pamiętam? My chcieliśmy mieć choinkę na balkonie, ale w zeszłym roku zjadła ją zaraza i już K. nie będzie się męczyć z wnoszeniem, kupimy ciętą.
Co do słoneczników zostały zjedzone tuż przed kwitnięciem! Wyobrażasz sobie jakie podłe są te gąsienice? Byłam też z siebie dumna, ponieważ w końcu mi zakwitł groszek pachnący na balkonie. Nigdy z kolei nie chce mi rosnąć mięta. Miałam również bazylię- po prostu przesadziłam Lidlową i rosła całe lato jak szalona, teraz również wzięłam ją już do domu. Chciałam ukorzenić jeszcze jedną, ale K. ją unicestwił-zrzucił doniczkę i zwiędła. Luna z kolei unicestwiła mi zamio. Bo sklepowy mi padł, świetnie mi się ukorzenił listek, a ta jako początkowe szczenię w naszym domu go po prostu wyjęła i porozrzucała ziemię-taka zabawa. Również zwiędł.
W domu mam jeszcze już kolejny rok liść laurowy (dostaliśmy od wujków na pierwszą wizytę), który używam do zup i sosów, rozmaryn (namiętnie swojego czasu piekliśmy ziemniaki z rozmarynem). Mięta mi w ogóle nie chce rosnąć, więc sobie odpuściłam. Kiedyś kupiłam skrzydłokwiata od koleżanki z kwiaciarni i dziś mam z niego 4 skrzydłokwiaty, jednego dałam mamie, bo miałabym pięć. Jak dzika rośnie mi również pilea. Tak naprawdę nie nadążam z przesadzaniem tych dzikusów, ale całe lato je nawożę do jesieni biohumusem, a co wiosnę przesadzam. Nie wiem co zrobię dalej, bo mam już zastawione wszystkie parapety i jak mówiłam K. że marzy mi się eukaliptus w doniczce (uwiebiam bukiet z eukaliptusa i eustomy! jest taki baśniowy!) to mnie zapytał gdzie to postawię :P
Poprosić już byliśmy, ale jak się domyślasz na niewiele to się zdało.
K. na Twoją recencję odpowiedział: prawda to.
Rozumiem Cię, ja też zawsze mam problem żeby się oprzeć zakupowi książek!
To prawda, ja mam szarą kuchnię i też wszystko jest na niej widoczne.
Oj chciałabym tak, ja niestety też tyję.
Za późno, chyba już go rozpuściłam ;)
Piękna to gra! Mam całą listę gier, która mi się marzy, ale nie od razu Kraków zbudowano ;)
O wow, Rose, ale żeś mi wysmarowała komentarz - szacun za jego długość! I znów muszę uniżenie prosić o wybaczenie - musiałam psychicznie przygotować się do odpowiedzi na niego ;)
UsuńPo tym, co tutaj przeczytałam, muszę zacytować Sokole Oko: "O cholera nie wiedziałam, że aż taka z Ciebie ogrodniczka"! Wiedziałam, co prawda, że sobie tam na boku uprawiasz rekreacyjnie jakieś ziółka, nie sądziłam jednak, że to na taką skalę! ;)
Przez te kilkanaście minionych lat praktycznie zawsze mieliśmy sztuczną - kupiliśmy ją w 2006 roku na nasze pierwsze święta w Irlandii i od tamtego czasu zawsze nam towarzyszyła. Żywa (pełnowymiarowa) była dwa razy, w tym roku też taką chcę, bo ta sztuczna jest już stara i w ogóle się do niej nie umywa. Kiedyś też dostałam na prezent żywą choinkę w donicy, ale taką mniejszą wersję - kilkudziesięciocentymetrową. Z IKEA jeśli się nie mylę :)
Zioła kupuję przeważnie w supermarketach, nie sadzę na zewnątrz z uwagi na koty i ich nawyk obsikiwania wszystkiego co popadnie. Gdybym jednak miała swój dom, to pewnie postarałabym się o spiżarkę na przetwory (moje marzenie!) i przydomową grządkę na zioła i warzywa - taką, jaka była u mnie w polskim domu.
O tak - eustoma to cudeńko! W połączeniu z eukaliptusem to już w ogóle poezja :))
Masz jakiś sprawdzony, szybki (nie będę mieć czasu na siedzenie w kuchni kilku godzin) - i łatwy! - przepis na ciasto marchewkowe? (albo jakiekolwiek inne). Mam jutro ważne spotkanie z uroczymi tubylcami i chcę im zrobić dobrze! Nie chcę robić tego samego co poprzednim razem, a jednocześnie mam pustkę w głowie. W najgorszym wypadku pójdę po linii najmniejszego oporu i zrobię czekoladowego keksa...(przetestowany na pięciu osobach i każda bardzo zadowolona)
Ależ lakoniczny ten Twój K.! Liczyłam na coś więcej! ;)
A ja już nie mam zamiaru się im opierać - kiedy to takie przyjemne!
Moja jest kremowa, więc jeszcze jaśniejsza od Twojej, i chyba nigdy wcześniej tak często nie czyściłam frontów kuchennych! (a i tak robię to zbyt rzadko w moim odczuciu!) Myślę, że gdyby były całkowicie gładkie, nie byłyby takie problematyczne, to jednak fronty z frezem, więc zbiera się w nich kurz.
Czy nie obiecywałam już, że nie będę? Niebawem adwent, więc będę musiała sobie zrobić postanowienie ;)
UsuńBez przesady, nie jest znowu tego aż tak dużo.
Ja Ci powiem już od dobrych kilku lat wolę żywą choinkę. Staram się zminimalizować ilość plastiku w domu. Wiem, że to nie jest realne, aby nie mieć go w ogóle bo jednorazówki w sklepach czy pojemniki plastikowe w Lidlu i jak pomyślę ile się rozkłada taka plastikowa choinka...Poza tym żywa zawsze pięknie pachnie i jakoś tak bardziej wprowadza odpowiedni klimat.
Rozumiem, że w domu też by mogły zjeść zioła w doniczkach? Ja się bardzo cieszę z tych ziół, to duża wygoda. Nie muszę kupować dodatkowych przypraw, które już i tak mi się nie mieszczą, bo ja przypraw używam ogromnie dużo, a za każdym razem idę do okna i zrywam z rośliny, którą mam w domu. Miałam też oregano, ale się zepsuło. Zdążyłam je pociąć i pomrozić w kostki z oliwą.
Gdzieś ostatnio wyczytałam, że można eustomę sadzić na balkonie/w ogródku, ale trzeba mieć odpowiednią ilość światła. Czytaj nie za dużą, nie za małą. Ja latem mam bardzo dużo słońca, co sprawia, że niektóre kwiaty np moje skrzydłokwiaty tego nie lubią. Storczyki też nie.
Nie piekłam nigdy ciasta marchewkowego, ale moje muffiny marchewkowe to hit:
https://www.kwestiasmaku.com/desery/muffiny_cupcakes/ciasteczka_marchewkowe/przepis.html
Lubię przepisy, gdzie do dwóch naczyń dajesz oddzielnie suche i mokre składniki, potem tylko mieszasz do połączenia składników. Rurek marchewkowych nie robię. Polecam.
On tak ma ;)
Ja czasami nie mam pojęcia skąd te wszystkie zabrudzenia. Ja mam tak z drzwiami i niektórymi komodami.Trzeba potem przecierać. Pomyśleć, że marzą mi się shuttersy...
Obydwie mają swoje plusy i minusy - sztuczna to na przykład spora oszczędność pieniędzy. W 2006 roku zapłaciliśmy za nią chyba 60 euro i przez kolejne kilkanaście lat nie musieliśmy wydawać kasy na żywe drzewko, które do tanich wcale nie należy. Za to zeszłoroczne zapłaciłam 50 albo 60 euro, już dokładnie nie pamiętam. Łatwo zatem policzyć na szybko, że przez ponad dekadę zaoszczędziliśmy w ten sposób jakieś 500-600 euro. Jak to mawiają: grosz do grosza... :) No i w przypadku sztucznej nie trzeba się martwić, co z nią zrobić po świętach (jeśli ma się strych, piwnicę albo jakikolwiek inny schowek). Żywa z kolei pięknie pachnie i robi niesamowitą atmosferę, ale też mocno gubi igły, a jak zbyt długo stoi, to usycha. Nie cierpię tego momentu, kiedy trzeba ją wynieść z domu i porąbać na opał.
UsuńMinimalizowanie plastiku w domowym użyciu to szlachetna inicjatywa, którą sama mocno popieram, niekiedy jednak wydaje się być walką z wiatrakami. Pandemia zdecydowanie w tym nie pomogła. Teraz do odpadków na ulicach dołączyły zużyte maseczki.
No nie, na szczęście nie mam w domu miłośników ziółek :) Jeśli mam jakieś zioła, to trzymam je na parapecie przy kuchennych zlewie. Tam żaden kot nie (w)chodzi. A dziś całkiem niespodziewanie weszłam w posiadanie rozmarynu! Byłam na zakupach w Dunnes Stores i zobaczyłam, że jest w przecenie (jedynie 49 centów, normalna cena to trzy razy tyle) - obejrzałam go, wyglądał super, i postanowiłam dać mu nowy dom :)
Czasami mignęła mi eustoma w jakimś ogrodniczym, nigdy jednak jej nie miałam u siebie. Może w następnym roku przetestuję. Jest tak urocza, że wydaje się być tego warta :)
Myślałam, że piekłaś - te muffiny pewnie mnie zmyliły, a może po prostu kiedyś wspominałaś, że gdzieś jadłaś. Dzięki za przepis, przyda się :) Myślę, że z tej masy spokojnie można by było upiec ciasto. Strasznie dużo zachodu z tymi rurkami, choć prezentują się pięknie.
Podobne przemyślenia miałam dzisiaj, kiedy sprzątałam kuchnię - jeśli ja dbam o porządek i regularnie sprzątam dom, to jak w takim układzie wygląda to u tych, którzy tego nie robią? Co do żaluzji - jestem leniwa i staram się tak organizować życie, żebym nie musiała później spędzić jego połowy na sprzątaniu. Dlatego właśnie nie lubię zagraconych przestrzeni. Jak sobie pomyślę, że co tydzień miałabym te wszystkie durnostojki i inne "przydasie" wycierać z kurzu, to aż mnie dreszcze przechodzą... Pamiętam to z dzieciństwa - ogromna meblościanka i mnóstwo "pierdółek" na niej, które trzeba było czyścić co sobotę. Nigdy tego nie lubiłam.
Coś w tym jest, jednak mimo wszystko osobiście wolę żywą. W zeszłym roku pojechaliśmy do pobliskiej szkółki. W tym pewnie zrobimy podobnie.
UsuńProszę, proszę. My lubimy piec ziemniaki z rozmarynem i czosnkiem :)
Ciasta nie, jedynie te muffiny, które wszyscy bardzo zawsze chwalili. Ciasto piekłam dyniowe, już trzy w tym sezonie, jutro będę piec czwarte ;)
Ja mam durnostojki, ale nie na tyle, żeby było to bardzo uciążliwe. Bardziej uciążliwe dla mnie sa kurzące się książki. Nie wiem jak to wygląda u innych, K. uważa, że odkurzając dwa razy w tygodniu jestem zbyt pedantyczna także nie pytaj mnie :P
Ja też, i "od teraz" chyba tylko taką chcę mieć :) Nigdy nie byłam w szkółce po choinkę, do mojego miasta szkółka przyjeżdża sama ;) Ta zeszłoroczna żywa choinka to w ogóle był "przypadek" - w drodze do sklepu zauważyłam przy drodze sprzedawców, w tym właśnie piękne drzewko, i w jednej chwili zdecydowałam, że chcę je mieć :)
UsuńWłaśnie takie zrobiłam na dzisiejszy obiad, skoro już nabyłam ten rozmaryn :)
Ja też jakieś mam, ale nie jest tego za dużo, więc w niczym mi nie przeszkadzają. Co do odkurzania, to mam nadzieję, że chodziło Ci o dom, a nie o książki ;) Nie wyobrażam sobie odkurzania książek dwa razy w tygodniu! Ja moich praktycznie wcale nie odkurzam, a mimo to nie zauważyłam, by były pokryte grubą warstwą kurzu. Co do kuchni zaś, to mam wrażenie, że tam najwięcej kurzu generuje jednak suszarka bębnowa (bardzo fajny sprzęt, swoją drogą).
Czyli dopadła Cię magia chwili ;) My byliśmy kupić choinkę jak spadł śnieg i wszystkie były przyprószone białym puchem ;)
UsuńI jak smakowały? Chwal się!
Tak, zdecydowanie chodziło mi o dom;) Ja mam wrażenie, że u nas jest tak dużo kurzu, ponieważ to nowy blok i swoje trzeba odczekać zanim będzie normalnie. Nie mamy też tapet, a polamowane ściany i widzę jak się gromadzą pajęczyny...to tak w temacie Haloween ;)
Oj tak - bardzo spontaniczny, ale też udany zakup :)
UsuńSmakowały, choć nie wyszły idealnie, bo niektóre nieco się rozpadły, kiedy je podgotowałam. Ach, zapomniałam też dodać, że za bardzo je przypiekłam :) Mam zepsute pokrętło w piekarniku i nietrudno o kulinarne nieszczęście ;)
Uff - już zaczynałam się Ciebie bać! ;) Co do "halloweenowych dekoracji", to od dawna obiecuję sobie, że zajmę się nimi następnym razem... Problem polega tylko na tym, że niektóre z nich są w dość niedostępnych miejscach i trudno tam dotrzeć!
Sokole zszokowane oko
OdpowiedzUsuńO cholera nie wiedziałam, że aż taka z Ciebie ogrodniczka :O biorąc pod uwagę, że mam dosłownie 1 kwiat w domu zamioculcas takie coś kaktusowatego czego nie da się zasuszyć to jestem pod wrażeniem. Mam też od 2 tygodni wrzosa identyczny jak Twój ale on już pada powoli bo lubi zimno a mam upał w mieszkaniu wiec się zasycha.
Co do peanów na temat lata to wydaje mi się, że po zeszłorocznym szoku spowodowanym covidem w tym roku wszyscy cieszymy się z najmniejszych wycieczek, wyjazdów, wyjść do knajpy i spotkań ze znajomymi. Nadal mamy w pamięci jak prędko można nam tego znów zabronić i na jak długi czas ...
Haha :) Tego to się nie spodziewałaś, co? Nie sądziłaś, że wpadniesz tu i Ci Twoje sokole oko zbieleje? ;) Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz :) W kuchni mam taką dżunglę, że niedługo trzeba będzie wyciąć dziurę w suficie, by moje juki i draceny się w niej pomieściły :)
UsuńA kwiaty uwielbiam! Zdaje się, że to zamiłowanie do nich wyssałam z mlekiem matki, bo moja mama jest ich wielką miłośniczką, a mój polski dom wygląda jak jeden wielki ogród botaniczny :) Odkąd pamiętam, zawsze było mnóstwo kwiatów wokół domu, a czasami na stole lądowała waza z bukietem prosto z ogródka babci - najczęściej floksy, georginie albo goździki (bardzo popularne na wsi za mojego dzieciństwa). Kwiaty to w ogóle jeden z lepszych prezentów dla mnie :) Moja sąsiadka twierdzi, że mam do nich rękę, bo te jej nigdy nie chcą rosnąć. Myślę, że gdyby je częściej podlewała, miałaby równie ładne jak moje (więc czasami podlewam też jej kwiatki).
Moje są świeżo nabyte, więc liczę, że się nimi trochę nacieszę - tym bardziej, że u mnie raczej "chłodno", nie cierpię wysokich temperatur w domu (i na zewnątrz). Jeden mam w salonie, drugi w donicy przed domem - ciekawa jestem, który dłużej przeżyje.
Prawda - to całe zamieszanie z pandemią sprawiło, że wiele osób bardziej zaczęło doceniać drobiazgi i to, co kiedyś braliśmy za pewnik.
Sokole oko proroka
UsuńNo przyznaję, że coś tam zagadywałaś ale nie zostałam przygotowana na takie zdjęcia :O
U mnie też zawsze były całe parapety w kwiatach ale jakoś ja tego nie pociągnęłam. No i ja zamiast kwiatów na urodziny przyjmuję wino ... materialne podejście i nawet alkoholickie ale kwiaty mnie nie cieszą, więdną i nic nie zostaje a przynajmniej wino ze smakiem sobie wypiję.
Moje jeszcze stoją choć lekko już schną. Pani powiedziała, że na balkonie postoi dłużej ale nie wystawiam bo tam nikt nie zobaczy.
Dokładnie tak jest.
A widzisz, dla mnie z kolei alkohol to jeden z najgorszych prezentów, jakie mogę dostać. Nie potrzebuję go do szczęścia, mógłby dla mnie w ogóle nie istnieć, choć nie ukrywam, zdarzy mi się napić od wielkiego dzwonu. Nigdy jednak nie jest to wielka ilość, raczej symboliczna (parę łyków schłodzonego piwa latem albo wina zimą na rozgrzanie). Alkohol to puste kalorie, kwiaty to radość dla oka - nawet nie wiesz, ile razy dziennie uśmiecham się na widok tej różowej gwiazdy betlejemskiej :) Już sam jej kolor poprawia humor i dodaje powera :)
UsuńMoje też żyją i mają się dobrze - mam je już parę dni i nic złego z nimi się nie dzieje. Muszę tylko uważać na najmłodszą kotkę (znaną też jako Flerken albo Niszczarka do papieru, bo oczywiście już próbowała go zjeść...)
Sokole zielone kocie oko
UsuńCzyli widać trzeba wiedzieć co komu można podarować :) ja się z lampki wina zawsze ucieszę a kwiaty są mi obojętne zupełnie.
No to sprawdzimy czyja dłużej postoi :D
Dokładnie taka refleksja mnie naszła po tym, co napisałaś - jak pokazuje nasz przykład, nie ma jednego uniwersalnego prezentu, który zadowoli każdego obdarowanego. Trzeba znać czyjeś upodobania. Dlatego właśnie uwielbiam kupować prezenty dla bliskich mi osób, bo znam ich preferencje, nie lubię natomiast dla tych, o których niewiele wiem.
UsuńSwoją drogą, zastanawiam się, co jeszcze nas tak drastycznie różni :)
Wyzwanie zaakceptowane! ;) Tylko nie oszukuj! Jak Ci zemrze, to od razu musisz wystawić akt zgonu, zgoda? ;)
Sokole pawie oczko
UsuńNa pewno jest tego sporo tylko jeszcze nie odkryłyśmy.
Przyznam się jak go zabiję. Żeby było sprawiedliwie podrzucę zaraz foto na maila jak teraz wygląda :D
Też tak myślę. Jedną sporą różnicę już dawno odkryłam - Ty uwielbiasz gorące klimaty (w domu i poza nim), ja nie znoszę :)
UsuńHaha, żeby było sprawiedliwie, to chyba powinnyśmy sobie robić codzienną fotorelację, koniecznie umieszczając na zdjęciu aktualne wydanie gazety ;)
Sokole ram pam pam
UsuńAaaa no tak to dosyć duża różnica :)
Ja Ci już posłałam ale niestety nie kupuję żadnych papierowych gazet :/
Haha, widziałam, widziałam :)) A jeśli mój nadal wygląda tak samo jak na tym pierwszym zdjęciu, to nadal muszę Ci wysłać fotkę? :P
UsuńNie szkodzi, też nie kupuję żadnych dzienników - wierzę Ci na słowo :)
Sokole Oko
UsuńMój kwiatek nadal stoi i żyje a jak Twój ? :D
Moje obydwa też! Nawet zastanawiałam się ostatnio, czy nadal masz swoje wrzosy :) Ten, który zimuje w domu trochę suchy się już robi - z okazji świąt przestawiłam go na parapet za sofą, bo był mało świąteczny, i czasem zapominam, że tam jest. Dziś go podlałam. Ten, co rośnie w doniczce na zewnątrz, jest mniej okazały, ale wygląda całkiem przyzwoicie :)
UsuńSokole Oko
UsuńMój też przysuszony ale nadal tak samo wygląda nic nie opadł :)
Twardy zawodnik! Prawdę powiedziawszy, nie sądziłam, że tak długo wytrzymają! Za to ta różowa gwiazda betlejemska ze zdjęcia coś zaczęła chorować/usychać. Szkoda, lubiłam ją za ten jej nietypowy kolor.
UsuńSokole Oko
UsuńTeż myślałam, że uschnie i nie dotrwa do Świąt a wygląda na to że do Wielkanocy się utrzyma ;D
Przy korzystnych wiatrach to może nawet do jesieni ;)
UsuńSokół
UsuńEeee to już chyba mocno przesadzona wróżba :D
To się dopiero okaże ;) Nie takie dziwy miały miejsce na tym świecie!
UsuńKwiaty masz piękne! Dalie są urokliwe i zupełnie bezproblemowe. Chętnie bym je sadziła, ale nie mam gdzie przechowywać zimą.
OdpowiedzUsuńja zrobiłam w swoim ogródku małą rewolucję, to znaczy zaczęłam i bedę kontynuowac. Pierwsze efekty pokażą się już wiosną.
Widzę, że oprócz poinsecji masz takie piekne wrzosy :) Też nabyłam w tym roku i nawet rosną, zważywszy na ich stan w chwili zakupu. Na wiosnę będę chciała dołożyć jeszcze wrzośce, wtedy będę miała takie mini wrzosowisko, kwitnące dwa razy do roku:)
Wyobraź sobie, że moja z powodzeniem przezimowała w ogródku w donicy. Całkowicie o niej zapomniałam, aż pewnego dnia zauważyłam, że z jednej donicy zaczyna mi wyrastać jakiś kwiat - w dodatku bujny! Zaczęłam go więc podlewać, a niedługo później miałam już przepiękną żółtą dalię :) Takiej niespodzianki to ja się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńOd minionego Bożego Narodzenia mam też czerwoną gwiazdę betlejemską - udało jej się przeżyć cały rok, z tym że w pewnym momencie przestała kwitnąć. Od jakiegoś czasu liście zaczynają jej jednak czerwienieć, więc chyba idzie w dobrym kierunku :) Kto wie, może nie będę musiała kupować nowej na święta :) Choć to tak uroczy i świąteczny kwiat, że chyba jednak kupię jeszcze jedną sztukę na stolik do salonu, gdzie będzie choinka :)