środa, 28 czerwca 2023

Fáilte Go Oileán Thoraí - z wizytą na odludnej irlandzkiej wyspie Tory


Wyobraź sobie wyspę na Atlantyku. Jakieś 15 km od północnego krańca Irlandii. Długą na około 5 km, wąską. Mającą zaledwie kilometr, może półtora szerokości. Płaską jak klata małolata. Bezdrzewną, łysą. Okrutnie wyeksponowaną, niczym mięso armatnie, na działanie bezlitosnego oceanu. 


Wyobraź sobie wyspę tak odległą od lądu i samotną, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu irlandzcy włodarze poważnie rozważali przesiedlenie jej stu pięćdziesięciu ówczesnych mieszkańców (lata 70. XX wieku) i przemienienie jej w więzienie o zaostrzonym rygorze, stację kwarantanny, albo nawet poligon wojskowy. 


Taka jest właśnie irlandzka Tory Island w hrabstwie Donegal. Surowa, pozostawiona na pastwę losu. 


Kto chciałby żyć w miejscu, w którym potężne siły natury bezwzględnie uśmiercają plony, niszczą drzewa, a nawet zabijają niewinnych? Wydawałoby się, że dzięki instynktowi samozachowawczemu powinniśmy automatycznie oddalać się od wszelkich niebezpieczeństw i naturalnie dryfować w stronę bezpiecznych przystani - tych zakątków, które dają nam schronienie i zachęcają do uwicia w nich gniazda. 


A mimo to już kilka tysięcy lat temu ludzie zamieszkiwali tę wyspę. Zamieszkują nadal, chociaż wcale nie muszą. Pomimo tego, że mogliby osiąść na stałym lądzie, bliżej współczesnych wygód, bliżej cywilizacji. 


Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, kim trzeba być, by świadomie zdecydować się na życie w takich warunkach? 


Kto tu tak naprawdę mieszka?

Współczuć tym ludziom? A może zazdrościć? Przewracać znacząco oczami za ich plecami, albo pukać się w głowę, głęboko wierząc, że nikt przy zdrowych zmysłach, nikt normalny, nie chciałby tu żyć, bo co to za życie, kiedy wiatr wiecznie dmie ci w oczy i chlapie w nie morską wodą. 


Czy aby na pewno w tak odludnych i peryferyjnych miejscach żyją ci, z którymi coś jest nie tak? Eremici, dziwacy, bandyci, samotnicy, wyrzutki społeczeństwa?


A może wprost przeciwnie? Może mieszkają tu ludzie, którzy zwyczajnie mają dość? Dość innych, dość wszechobecnej przemocy, zatrutego powietrza, wyścigu szczurów, wielkomiejskiego zgiełku, brudu, szybkiego i niezdrowego trybu życia... Dość wszystkiego. 


Może właśnie dlatego tak kurczowo trzymają się tego alternatywnego sposobu życia. Może właśnie dlatego tak bardzo chcą mieszkać tu, w tej swojej enklawie, minikraju w większym, irlandzkim państwie, gdzie tak naprawdę mają swoje niespisane prawa, przepisy i normy. Gdzie nikt im nie mówi, jak mają żyć.


Nie ma tu policji, żadnych innych organów ścigania. Sami od wieków rozwiązywali swoje konflikty, sami stanowili prawo. W miejscach takich jak to skutecznie kultywuje się lokalny patriotyzm. Dla mieszkańców Tory ich wyspa to nierzadko cały ich świat. Mając z kolei taki światopogląd, ma się świadomość stania po drugiej stronie barykady. My kontra reszta świata. Przy czym, warto sprecyzować, my to nie "my, Irlandczycy" (to dopiero potem), ale "my, torysi". 


Jakby na podkreślenie tej swojej odrębności mieszkańcy Tory od dawien dawna mieli tu swojego małego, prywatnego monarchę - króla, który nie tylko był ich wewnętrznym arbitrem, lecz także przedstawicielem ich "państewka" na zewnątrz, zawsze dbającym o jego dobrobyt, reprezentującym głos ludu, witającym przybywających tu turystów: uściskiem dłoni (mężczyzn) lub pocałunkiem (kobiet). 


Prawdziwy król tak naprawdę jest tu tylko jeden. Na imię mu: Atlantyk. Podczas gdy inni rodzą się i umierają, a ich rządy dobiegają końca, on trwa niezmiennie. A jego władza niczym nie jest limitowana.


Rządzi twardą ręką, jak na dyktatora przystało, tak jak mu się podoba. Jednym daje, drugim zabiera, nie przebiera w środkach. Jego łaska na pstrym koniu jeździ. Nie ma że boli, że ty już złożyłeś ofiarę z bliskiej ci osoby. Czasem wydrze ci tych osób kilka, zabierze męża, a potem dzieci, czasami zniszczy plony. A co najgorsze, nigdzie się przed nim nie schronisz. Gdzie nie sięgniesz okiem, tam właśnie on - ocean. 


 

18 komentarzy:

  1. a ile osób teraz tam mieszka bo chyba mi umknęło ...

    Też zawsze mnie to zastanawia kto i czemu :) myślę sobie, że zdecydowana większość tych mieszkańców to tubylcy którzy mają tam korzenie i po prostu nie wyjechali. A trochę to przyjezdni którzy chcą uciec od zgiełku, miast, hałasu i mieć po prostu święty spokój. Tak właśnie ponad 15 lat temu uciekli na zadupie moi teściowie do wioski gdzie nawet 100 osób nie mieszkało. Ale się gawiedź zwiedziała, pokupowali ziemie, pobudowali chałupy i teraz mają tam małe miasteczko zamiast wsi z przyjezdnymi z miast emerytami co wpierw mieli domki sezonowe a teraz tam na stałe osiedli. I już nie jest kameralnie i z roku na rok więcej ludzi i nawet już jakieś kwatery dla turystów powstały ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnych danych nie mam, ale zapewne podobnie. Jedni wyjeżdżają, na ich miejsce przybywają nowi - ponoć sprowadzili tam nawet Ukraińców w liczbie około 20.

      Przychylam się do Twojej teorii - sporo osób to jednak mieszkańcy z dziada pradziada. Zawsze tak żyli, nie znają innego świata, i nie chcą nic zmieniać. To ich mała ojcowizna. Są też jednak tacy, którzy z wyspy wyjechali, a po jakimś czasie wrócili, aby na przykład rozkręcić biznes. Nie brakuje oczywiście domków wakacyjnych, bo żeby jednak żyć na wyspie 365 dni w roku, to trzeba być hardym (no i mieć pieniądze, bo przecież za coś żyć trzeba, a możliwości zatrudnienia zbytnio nie ma).
      Życie nie zna trybu constans - wszystko z czasem się zmienia. Na wyspie zawsze byli tacy, którym nie na rękę była jej rosnąca popularność. Nawet ich rozumiem. Mieszkasz w spokojnym miejscu, cenisz sobie jego ciszę, znajomą codzienność, a pewnego dnia budzisz się w zupełnie innych realiach. Sama wiesz, jak dokuczliwa potrafi być stonka turystyczna. Nie każdy niestety jest odpowiedzialnym podróżnikiem - dobitnie świadczą o tym sterty śmieci pozostawiane w pięknych i popularnych zakątkach.

      Usuń
    2. czyżbyś się odtajniła ? bo mi się pokazałaś na moim spisie z nowym postem :O

      Usuń
    3. Tak, właśnie tak, ale nie wiem, czy tak pozostanie ;) Zadowolona ze zmiany? Na pewno wygodniej Ci teraz być na bieżąco :)

      Usuń
    4. mnie to wszystko jedno zaglądam i tak nie codziennie niezależnie od odświeżenia :) za to teraz mogą wszyscy znów wpadać i czytać a to już tak znów mniej kameralnie. No ale Twój przecież wybór i Twoje poletko :D

      Usuń
    5. Spokojnie, przez mojego bloga nigdy nie przewijały się setki tysięcy ludzi (z małymi wyjątkami, kiedy był polecany przez Onet), nadal jest tu dość kameralnie. Poza tym myślę, że sporo ukrytych czytelników już odpadło przez te minione miesiące. No, ale to był ich wybór.

      Usuń
  2. Idealne miejsce do opisania w powieści grozy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę tak - w czasie odpowiednio nastrojowej pogody z powodzeniem można by było nakręcić tu jakiś dreszczowiec. Zresztą, już powstała o tym miejscu książka grozy, ale o tym innym razem :) To dopiero pierwszy post z serii wpisów o Tory, taki jest przynajmniej plan. Bardzo fascynująca wyspa. Niesamowicie mnie intryguje.

      Usuń
  3. Ha! Ha! Ha! Ktoś tutaj trafił w Irlandzkie Bieszczady! ;) Ja tam jestem w stanie zrozumieć, że życie pod linijkę przyłożoną przez społeczeństwo, mogło zbrzydnąć. Odkąd pozbyliśmy się telewizji mam więcej czasu na książki, a czasem nawet na refleksje nad otaczającą rzeczywistością. Gdyby przyszło mi żyć samotnie, taka wyspa byłaby niezłą alternatywą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dopiero niedawno mówiłeś, że czasu Ci brakuje! Czyżbyś uporał się już z jego deficytem?

      Ja tam wolę zbytnio nie rozmyślać nad otaczającą rzeczywistością, bo jest ona zbyt niepokojąca ;) Zdecydowanie wolę zanurzyć się w literackim świecie :)

      Czy aby na pewno wolałbyś tam mieszkać sam niż z kimś, kto jest Ci bliski?

      Usuń
    2. Ooops! No i się wydało, na co czas pożytkuję, zamiast uczciwie komentować Twą pracę na blogu. Ale na swoją obronę mogę powiedzieć, że chciałem nieco zbliżyć się do Twoich osiągnięć czytelniczych. Cóż, chyba jestem nieszczęśliwym posiadaczem dysczytelni, bo mimo szczerych chęci, od początku roku udało mi się przeczytać zaledwie piętnaście książek i teraz jestem w trakcie szesnastej. Po prostu w kompleksy mnie wpędzasz. ;)
      Z kimś bliskim? Jak Cembrzyńska i Chamiec w Gwiezdnym Pyle? Pewnie tak. Tylko brak mi kogoś bliskiego z podobnym spojrzeniem na świat i gustującym w ciszy i prymitywizmie.

      Usuń
    3. Wybaczam, bo widzę, że w ostatnim czasie dzielnie próbujesz mi to wynagrodzić i już nie szkoda Ci dla mnie pięciu minut ;)

      Nie bądź dla siebie zbyt wymagający, Zielaku - przecież to bardzo dobry wynik! Wiem, że powinno się równać do góry, nie zaś do dołu, ale wiesz, ile osób nie przeczytało w tym roku ani jednej książki? Ja czytam, bo mi to zwyczajnie sprawia ogromną przyjemność. Jednych relaksuje picie, mnie odpręża obcowanie z książkami :) Zawsze tak miałam, zapytaj mojej mamy - fortunę wydała na moje książki ;)

      A swoją drogą, to miło wiedzieć, że to książki odciągały Cię od czytania/komentowania, nie zaś harówka.

      Może się mylę, nie jestem w końcu żadną wyrocznią, ale wydaje mi się, że w takim miejscu - jak w żadnym innym - fajnie jest mieć u boku ukochaną osobę, najlepiej właśnie taką, która podziela Twoje umiłowanie do wyspiarskiego życia. Chciałabym go kiedyś zaznać, nie ukrywam.

      Usuń
  4. Lubię takie miejsca, ale tylko na chwilę, przyjechać, odpocząć, zobaczyć, ale chyba na stałę nie potrafiłabym tak żyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na urlop - jak najbardziej, ale na Tory akurat nie chciałabym mieszkać na stałe. To jest naprawdę mała wyspa, przeszłam ją wzdłuż i wszerz w ciągu jednego dnia, w dodatku sporo oddalona od lądu, życie na niej to nie przelewki ;) Poza tym trochę przerażają mnie takie mikroskopijne, hermetyczne społeczności, ale o tym jeszcze będzie w kolejnych wpisach :) Nie chcę za bardzo wybiegać w przyszłość i spoilerować.

      Usuń
  5. Ja bym się tam nie nadała ;) w sensie do zamieszkania. Ale wyciszyć myśli i przewietrzyć głowę, tak na tydzień, to jak najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Taito :) Przyglądając się temu opisowi wyspy Tory, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to miejsce niezwykłe i niezwykle odległe. To niezwykłe, że taka mała wyspa może być tak daleko od lądu i tak samotna na przestrzeni lat. Wyobrażam sobie, jak bezlitosny ocean wpływa na nią, wystawiając ją na działanie trudnych warunków atmosferycznych.

    To naprawdę intrygujące, że mimo wszystkich trudności i niebezpieczeństw, ludzie od kilku tysięcy lat zamieszkują wyspę. Podobne miejsca są w Norwegii o których nawet nie wiem. Ale moze kiedyś obiore kierunek takich właśnie wysp :)
    W końcu, nie wszyscy ludzie dążą do komfortu i wygody. Istnieją tacy, którzy poszukują niezależności, spokoju i oryginalności w swoim otoczeniu. Dla tych osób, życie na wyspie Tory może być wyjątkową przygodą, w której odkrywają swoje wewnętrzne siły i zdolność do przystosowania się do surowych warunków.

    Dla mnie jako czytelnika, opis takiej odludnej wyspy budzi tęsknotę za odkrywaniem nowych, nieznanych miejsc i doświadczeniami, które wzbogacają naszą wiedzę o świecie. Cieszę się, że mogłam odkryć rasem z Tobaba istnienie takiej wyspy i choć jestem świadoma jej trudnych warunków, chciałbym kiedyś móc odwiedzić to magiczne miejsce i odkryć wszystkie jego sekrety.

    Zdjęcia super, pogoda widzę dopisywała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Aniu :) Wielkie dzięki za Twoją wnikliwą analizę i przemyślenia. Myślę, że "niezwykła" to dobre słowo na określenie tamtejszej ludności. Dla nas, ludzi żyjących na stałym lądzie (choć może brzmieć to trochę niedorzecznie w moim przypadku, bo przecież Irlandia to wyspa, tyle tylko że znacznie większa i na co dzień nie mam poczucia mieszkania na "skale") może się to wydawać niepojęte, ale ci ludzie naprawdę zaciekle walczyli o swoją egzystencję. Owszem, część się wykruszyła wraz z upływem czasu, ale wielu z nich nie chciało z niej zrezygnować, kiedy pojawił się pomysł, aby ich przesiedlić. Dla nich ten skrawek wyspy był całym światem, ich małą ojczyzną, i właśnie tam chcieli pozostać. Na przekór losowi, oceanowi, wszystkim przeciwnościom.

      Miejsca takie jak to budzą we mnie swego rodzaju nostalgię za innym życiem, za słodką i "niewinną" przeszłością.

      Jeszcze raz dziękuję za obszerny komentarz i wizytę :)

      Usuń