niedziela, 3 sierpnia 2025

Tak powinien żyć każdy senior!


Nie planowałam poświęcać osobnego wpisu Castletown, ale też nie chciałam nadużywać Waszej cierpliwości ‒ poprzedni post o zamku Rushen leżącym właśnie w tym mieście był i tak wystarczająco długi. 


Nigdy jakoś specjalnie nie marzyłam o dożyciu do późnej starości. Wielu z pełnym przekonaniem powtarza, że dożycie do niej jest ogromnym przywilejem. W końcu tylu młodych, których już nie ma pośród nas, nigdy tego nie doczekało. Może jest w tym sporo racji, ale rację mają też ci, którzy twierdzą, że nie udała się Panu Bogu starość. 



Z tymi pierwszymi byłabym skłonna bardziej polemizować. Bo kiedy jest się w dobrej formie zdrowotnej, kiedy ma się wokół siebie bliskich, którzy będą doglądać, towarzyszyć, ma się pasję, bezpieczeństwo finansowe, wigor do życia, spokój, to faktycznie można żyć miło i przyjemnie. Spijać śmietankę ze swoich młodzieńczych lat, cieszyć dziećmi, wnukami. A kiedy tego zdrowia nie ma? Kiedy nie ma finansów, rodziny, bezpieczeństwa, to już zupełnie inna historia. Taka bardziej przypominająca horror niż sielankę. 


Kiedy wędrowałam po ulicach Castletown, miasta, które do 1869 roku było stolicą Wyspy Man, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest ono niezwykle przyjazne emerytom. Zresztą, nie tylko nim. Tak naprawdę to każdemu, kto ceni sobie estetykę, bezpieczeństwo i wolniejszy tryb życia. 



Młodzi, spragnieni atrakcji, nowych znajomości, zabaw i rozrywek, pewnie mieliby inne zdanie na ten temat. Ale ci, którzy już się wyszumieli w młodości? Na co mieliby teraz narzekać? Może jedynie na pogodę, wszak na starość wszystkich nas bardziej ciągnie do ciepła niż do przenikliwego zimna. 


Główny skwer, nieopodal zamku, był wyłączony z ruchu. Na nim sporo kolorowych leżaczków, ławki, stoliki, nawet stoły do gry w tenisa, z czego skwapliwie korzystali ci, którym w ten słoneczny i ciepły dzień chciało się ruszać. 



Pomyślałam sobie, że tak powinien żyć każdy senior. Móc wyjść na świeże powietrze, usiąść w czystości, komforcie, spokoju. Zatopić się w relaksujących odgłosach natury. Pożartować, powymieniać myślami z innymi ludźmi. Nacieszyć danym dniem, życiem. Wygrzać stare kości. 


Oczywiście miasto zdominowane jest przez ogromną bryłę zamku Rushen, ale nawet pomijając tę atrakcję, jest tutaj co robić. Rzut beretem od zamku znajduje się Nautical Museum, czy choćby Old House of Keys ‒ siedziba członków Izby Kluczy, niższej izby parlamentu Wyspy Man. Trzeba mieć tylko na uwadze, że życie tutaj autentycznie płynie wolniej, w innym trybie, niż na głównym lądzie. 

 

Jak się wielokrotnie przekonaliśmy w czasie naszego pobytu, wiele atrakcji ma naprawdę krótkie godziny otwarcia, przykładowo od 10:00-15:00, albo dostępne są tylko w wybrane dni. Warto więc planować zwiedzanie z wyprzedzeniem, szczególnie jeśli ktoś dysponuje zaledwie paroma dniami, a chciałby uszczknąć z tej wyspy tyle, ile tylko można. 


Jeśli wierzyć lokalnym przekazom, to miasteczko skrywa swoje tajemnice, a mianowicie sieć podziemnych tuneli wiodących do i z zamku. W 1938 roku lokalny piekarz przypadkowo odkrył właśnie taki tunel pod rynkiem, kiedy wymieniał swój stary piec w piwnicy. 


Miasto ma dość skromną populację (nieco ponad 3200 mieszkańców), ale za to długą i bogatą historię. Nie zawsze godną naśladownictwa i pochwały. Trudno jednak rozliczać dawne pokolenia z ich czynów. Jakby nie było, były one dość zacofane pod wieloma względami. Absolutnie nie usprawiedliwia to okrucieństwa, jednak mimo wszystko w pewien sposób tłumaczy stosowane barbarzyństwo. 


Dobitnie przypomina o tym pomnik w centrum. To w tym miejscu znajdował się jeszcze w XVIII wieku krzyż upamiętniający dwie ofiary posądzone o paranie się czarami. Matkę, Margaret Ineqane, i jej syna spalono na pobliskim stosie w 1617 roku. Marne to pocieszenie dla ofiar (najpewniej niewinnych), jednak miło, że ktoś dziś pamięta o tym bestialskim czynie, i się go nie wypiera. 


Odkładając na bok te przykre historie z dawnej przeszłości, dziś miasto ma naprawdę przyjemną atmosferę. Tchnie spokojem. Jest czyste i zadbane. Kwieciste i kolorowe. Nie trzeba się tu nerwowo oglądać za siebie, przyspieszać kroku, kiedy mija nas inny człowiek, co wcale nie jest takie oczywiste w wielu innych miejscach w Europie. 



Napotkani ludzie sami chętnie zagadują, być może ze zwykłej serdeczności, być może z potrzeby przełamania szarej codzienności i małomiasteczkowej rutyny. Tak było na przykład wtedy, kiedy Połówek pstrykał fotki na moście, a przechodząca obok kobieta zapytała, czy się udały. Mały gest, a jakże sympatyczny. Nieustannie doceniam te przejawy ludzkiej życzliwości i otwarcia na innych. Zawsze miło wiedzieć, że jest się mile widzianym, nie zaś intruzem.





87 komentarzy:

  1. Taito!

    Czy ja nie pisałam już kiedyś, że jesteś moją duchową siostrą bliźniaczką?

    Miałam opublikować dziś bardzo podobny wpis poświęcony żywotnym seniorom, ale nie zrobiłam tego :D
    Tymczasem wchodzę do Ciebie i czytam: tak powinien żyć każdy senior.

    Wyobrażasz sobie z całkowitą pewnością moją minę? ;-)

    Lubię takie spokojne miasteczka. Zawsze odwiedzając skromne, zielone progi Irlandii byłam pod wrażeniem spokojnego życia, bezczasu który tam panował. Młodzi czy starzy mieli czas spotkać się w pubie na pogawędki i oglądanie meczu. Innym razem na picie kawki, jogging na Salthill czy po prostu wyjście z psem.

    Właśnie tak powinno wyglądać życie. Na starość powinno się mieć czas tylko i wyłącznie na degustację życia i zachwyty nim.
    Przejawy życzliwości o których piszesz, jak mi tego brakuje! Podczas mojej pierwszej podróży do Irlandii byłam tak zszokowana tą życzliwością, że powrót do Polski był dla mnie jak bolesny upadek z wysoka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od pogratulowania Ci refleksu i zajęcia pierwszego miejsca na podium ;)

      Zdaje się, że coś wspominałaś w tym temacie :) Powiadają, że wielkie umysły myślą podobnie ;) Mam nadzieję, że nie każesz zbyt długo czekać na ten obiecujący wpis!

      Tutaj ta "kultura pubowa" jest faktycznie mocno zakorzeniona w tożsamości Irlandczyków. W Polsce chyba nie przejawia się to aż tak intensywnie. My (to znaczy Polacy, bo ja na dobrą sprawę spokojnie mogłabym być abstynentką i nie kosztowałoby mnie to żadnego wysiłku) od zawsze woleliśmy pić u siebie po kątach ;) Puby są takim bijącym sercem niejednej wioski. W sumie to dobrze jest mieć takie miejsce, w którym można się spotkać z innymi, posłuchać muzyki, rozerwać.

      Rozumiem, o czym piszesz, bo kiedy byłam jeszcze nieopierzona, a Irlandia stanowiła dla mnie nowość, to przypadkowe pozdrawianie obcych, uśmiechanie się do nich i zagadywanie sprawiło, że przeżyłam niemal szok kulturowy. Jednak bardzo szybko się w tym odnalazłam. Życzliwość na co dzień naprawdę umila i ułatwia życie. Choć nie wszystkim Polakom się to podoba. Znałam bowiem takich, których to - delikatnie mówiąc - wkurzało ;)

      Usuń
    2. Czekaj, czekaj, muszę nastroszyć piórka 😉 Ewentualnie rozwinąć pawi ogon.

      Kto wie, kto wie..;)

      Mam takie wrażenie, jeśli się mylę wyprowadź mnie proszę z błędu, że tu nie chodzi tylko o pintę guinessa. Chodzi o towarzystwo, wspólnotę, bycie razem w społeczności.

      Nigdy nie zapomnę jak pewien irlandzki amant pracujący w sklepie zapraszał mnie w sobotę do pubu, a ja odmówiłam. Jego mina była bezcenna 😉 My, Polacy dopiero uczymy się kulturalnie pić. Coraz więcej młodych osób nie pije. U nas było zwykle pijaństwo, bijatyki, swawole rodem z karczmy. Tam jest towarzystwo, wspólnota, społeczność.
      W takich warunkach sama przyznaj łatwiej zachować życzliwość 😉

      Ah! Jak ja kiedyś byłam wiecznie miła i uśmiechnięta też to ludzi wkurzało..nie dziwi nic 😉Polaczkowa natura.

      Usuń
    3. Dobrze kombinujesz, nie będę Cię poprawiać :)

      Niektórych ludzi bardzo boli cudze szczęście, a taki wiecznie uśmiechnięty człowiek często drażni ;) Nie uważam się za zawistną osobę, ale przyznam szczerze, że tacy "wiecznie szczęśliwi i uśmiechnięci" budzą moją podejrzliwość, co nie oznacza - broń Boże! - że faworyzuję marudnych i wiecznie skwaszonych ;) Chodzi mi bardziej o równowagę. Wolę, jak ktoś jest po prostu autentyczny i uczciwie mówi o swoich odczuciach, dobrych i złych dniach, a nie udaje, że zawsze jest super, bo przecież nie jest. Chyba każdy z nas ma lepsze i gorsze okresy w życiu.

      Gdyby nie ta odmowa, to może byłabyś teraz jakąś panią Murphy, O'Sullivan albo Kelly i żyła na irlandzkiej ziemi zamiast do niej wzdychać ;)

      Jak najbardziej popieram abstynencję młodych, ale widzę też, że wielu z nich ma problemy z innymi używkami, czy ogólnie pesymistyczny i dość destrukcyjny światopogląd na życie (taki defetystyczny i skrajny w stylu: "i tak mnie nie będzie stać na własny dom/samochód/rodzinę, więc po co oszczędzać, wydam wszystko, co mam na bieżące zachcianki")
      Bijatyki i głupie zachowania są wszędzie tam, gdzie ludzie nie znają pojęcia "umiar" i piją na umór :(

      Usuń
    4. Czy to nie jest przypadkiem tylko i wyłącznie nasza cecha narodowa? Boli nas cudze szczęście, stajemy się podejrzliwi...Co jeśli osoba wiecznie uśmiechnięta jest autentycznie szczęśliwa? Wybacz, że stawiam tylko pytania, ale tak sobie myślę, przetwarzam w mózgu jak to właściwie jest...

      Taak! Tak wiele rzeczy zepsułam w swoim życiu ;-) Pana z pubu nie żałuję, ale Pana, który mnie przemoczoną do suchej nitki zgarnął na Connor Pass będę żałować do końca życia ;-)

      Nie dziwię się im. Tak szczerze. Mam wrażenie, że w całej dotychczasowej historii młodym nie było nigdy tak ciężko żyć.

      Usuń
    5. Aż tak daleko idących wniosków bym nie wysuwała. Wszędzie są tacy ludzie, nie tylko w Polsce. Nie wierzę, że gdzieś w jakimś kraju istnieje naród idealny ;) Polacy też nie są znowu tacy źli. Tylko często zbyt umęczeni życiem i "przeorani" przez system. Jak chcemy, to potrafimy się pięknie zjednoczyć.
      A w nawiązaniu do tego, co piszesz o wiecznie uśmiechniętej i autentycznie szczęśliwej osobie - jeśli takie istnieją, to "good for them" :) Wiadomo, że przyjemniej przebywa się w otoczeniu kogoś, kto nie ciska piorunami jak Zeus gromowładny. Mnie osobiście bardzo szybko udziela się aura takiej osoby. Te złe i skwaszone wprawiają mnie w zakłopotanie. Lubię ludzi mających naturalnie pozytywne wibracje, bo takie sztuczne, zimne i wymuszone uśmieszki, którym nie odpowiada wyraz oczu, też są niemiłe.

      Nie żałuj ;) Nie wszystko złoto, co się świeci! Nigdy nie wiesz, czy nie okazałby się największym dupkiem ever ;) Dobrze wiesz, że psychopaci potrafią doskonale się maskować. Ted Bundy też był taki "uroczy, szarmancki dla kobiet i pomocny"! ;)

      A ja jednak dziwię :) Czasy ciężkie, więc tym bardziej trzeba używać głowy, myśleć o przyszłości i mieć poduszkę finansową, żeby później nie iść na żebry, albo nie jeść robaków. No ale ja to ja. Lubię po prostu mieć bezpieczeństwo finansowe i nie wyobrażam sobie, bym miała wszystko przepuścić, bo "czasy ciężki i perspektywy kiepskie".

      Usuń
    6. Dzień dobry w niedzielę! :)

      Mam nadzieję, że nie będę tu pisać żadnych bezeceństw, ponieważ nie obudziłam się jeszcze dobrze po wczorajszym dniu ;-) Nic nie piłam, słowo harcerza, a jednak czuję się jakbym była na porządnym kacu! Starość już chyba taka jest i nie dla mnie całodniowo-nocne eskapady z późnymi powrotami ;-)

      Wiadomo, że trawa zawsze bardziej zielona, gdzie nas nie ma. Zapewne masz rację, że nie istnieje idealny naród, jednak nie wierzę, że nie drażnią Cię nasze cechy narodowe.

      Ja mogę się przyznać, że jeśli ktoś mnie niechcący obudzi z rana to jestem jak ten Zeus gromowładny jak wyżej opisujesz :D Wydaje mi się, że takich ludzi, którzy mają pozytywny vibe bardzo łatwo jest lubić.

      O matko! Ja mam takie pozytywne wspomnienie, a Ty mi tu z Tedem Bundy! Kobieto! O czym Ty myślisz przed snem? ;-)

      Nie dziwię się właśnie z powodu systemu, o którym piszesz. Poprzednie pokolenia może nie żyły w najłatwiejszych czasach, ale jeśli ktoś miał odrobinę przysłowiowego oleju w głowie mógł się ustawić dobrze na całe życie. Otrzymywano mieszkanie, pracę każdy miał, ludzie również społecznie byli inni. My dziś musimy na wszystko ciężko pracować (chyba, że ktoś ma bogatych rodziców, to co innego). Mieszkania i domy są horrendalnie drogie, z pracą jak wiesz nie jest wcale tak łatwo, żeby znaleźć porządną pracę, w której się przepracuje całe życie...w sklepach drożyzna..no ale nie wpadłam tu ponarzekać bo akurat dziś jestem w fantastycznym nastroju! :)

      Także pozdrawiam z nad serduszkowego kubka i życzę udanej niedzielki :)

      Usuń
    7. Już wszystko wiem! Wiem, gdzie byłaś, kiedy Cię nie było, i dlaczego jesteś tak pozytywnie nabuzowana emocjami, albo raczej pijana ze szczęścia :) Wszystko jak najbardziej usprawiedliwione i zrozumiane :)
      To prawda. Za młodu można było w miarę bezkarnie szaleć i zarywać noce, a jak już przekroczy się granicę tego enigmatycznego "pewnego wieku", to można być pewnym, że organizm "podziękuje" nam za wszystkie zbrodnie przeciwko niemu ;) I to z nawiązką!

      W to, że nie ma narodu idealnego wierzę bezgranicznie. Każdy ma jakieś przywary. Ja tylko nie jestem przekonana, że zazdrość, zawiść, narzekanie, pijaństwo to tylko i wyłącznie nasze polskie cechy. Irlandczycy też dużo piją, choć może robią to nieco bardziej kulturalnie od Polaków ;) Mnie osobiście niesamowicie razi na przykład to, że Boże Narodzenie utożsamiane jest z wielkim pijaństwem. Dla wielu z nich to czas, żeby się bezkarnie upić i zaliczyć jak najwięcej pubów. Czy w Polsce też się wtedy TYLE pije? Z drugiej strony dla alkoholika każda okazja jest dobra. A jak nie ma, to można ją sobie stworzyć.
      Mnie zawsze wydawało się, że Irlandczycy są bardziej życzliwi od Polaków, ale parę razy zdarzało mi się czytać gdzieś na anglojęzycznym forum narzekania autochtonów na zazdrość i mentalność kraba innych Irlandczyków, ich zamiłowanie do plotkowania, obgadywania, wyśmiewania, etc. Wszędzie są wredni i zawistni ludzi ;) W tych opisanych przeze mnie przypadkach chodziło też o życie na wsi bądź w mniejszych irlandzkich miejscowościach.

      Bywają takie ciężkie poranki, kiedy ma się ochotę wysłać innych w kosmos ;) Staram się je celebrować, dobrze zaczynać, aby nie mieć później zepsutej reszty dnia, ale nie zawsze się to udaje.

      Tak, są ludzie, których lubi się od pierwszej chwili, a są też tacy, których nie można polubić nawet po wielu długich latach. Ja dodatkowo ufam jeszcze swojej intuicji - wielu ludziom po prostu źle patrzy z oczu, i tych unikam, jak mogę. Coś jest w powiedzeniu "oczy są zwierciadłem duszy". Zauważyłaś, że wielu bandziorów ma naprawdę diabelski, paskudny wygląd i złe oczy?

      Olej w głowie zawsze się przydaje :) Czasy są ciężkie, tego nie kwestionuję, nie każdy ma te same szanse i start (wielu np. nigdy nie może liczyć na żaden spadek po rodzinie), ale to nie oznacza, że dziś niczego nie można się dorobić. Jeśli ktoś już na starcie uważa, że do niczego nie dojdzie, to... tak, zapewne tak właśnie się stanie. Niekoniecznie jednak z winy świata, w którym żyjemy. Z powodu swojego negatywnego nastawienia i złego światopoglądu.

      Usuń
    8. Byłam już tu wcześniej, ale nie wystarczyło mi czasu, żeby odpowiedzieć na zachwycająco długi komentarz :)

      Już się poprawiam.

      Dzień dobry w wolny piątek! O, teraz spostrzegłam, że zaczęłam odpowiadać sama sobie, chyba jednak nie jest ze mną dobrze :D

      Po całym tygodniu to już nie pamiętam swojego pijanego szczęścia ;-) Co prawda wciąż w internetach oglądam filmy z wydarzenia no ale emocje już trochę oklapły...

      Oj tak! Dlaczego tak jest? Dlaczego zarwane noce w pewnym wieku są tak odczuwalne i bolesne? Czy ja piszę już jak podeszła staruszka?;-)

      Tak, zgadza się. Irlandczycy także dużo piją, Włosi czy Francuzi również. Zdaje się, że kolorowe drzwi Dublina wzięły się właśnie stąd, aby panowie z pubu potrafili trafić do swojego domu? Czy to tylko miejska legenda? ;-)

      Tak, niestety. W Polsce wówczas są spotkania rodzinne i pije się na potęgę. Dochodzi często do rodzinnych konfliktów bo wiadomo, że po alkoholu język się bardziej ludziom rozwiązuje. Dla mnie takie święta to trauma mojego dzieciństwa. Dziś szczęśliwie święta spędzam inaczej, po swojemu, tak jak lubię i chcę.

      Wieś to najwyraźniej wszędzie specyficzny społeczny mikroklimat ;-)

      Wiem o czym piszesz, i ja miewam takie poranki, a nawet dni. Staram się je czasami uratować, ale nie zawsze mi to wychodzi.

      Taak! To prawda. Bywają ludzie, którym naprawdę źle z oczu patrzę. Mnie zawsze zdumiewa interpretacja ludzi przez Lunę. Kiedy idzie taki typ, o którym piszemy ona zawsze się rzuca i szczeka wniebogłosy.

      Pytanie co oznacza owo słynne "dorobić się"? Często to stereotypowe: wybudować dom, posadzić drzewo, spłodzić syna..Dziś chyba mamy jednak trochę inne czasy, ludzie w dużej mierze mają zupełnie inne priorytety i styl życia.

      Usuń
    9. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby była to tylko legenda. Zabawna opowiastka na potrzeby turystów, przecież w nocy wszystkie koty są czarne, zwłaszcza jak ulica kiepsko oświetlona ;) Podobnie mówi się o swetrach z Aran - ponoć każda rodzina miała swój unikatowy splot, aby później łatwo było zidentyfikować topielca po takim swetrze. Ile w tym prawdy? Sama chciałabym wiedzieć.
      Irlandczycy są jednak mistrzami marketingu, doskonale wiedzą, jak się sprzedać, więc wiele rzeczy jest podkoloryzowanych.

      Ludzie mają problem z zabawą na trzeźwo. Bez procentów nie ma zabawy - jakie to przykre. Wyrastamy w takiej kulturze: od najmłodszych lat widzimy dorosłych pijących z okazji chrztu, urodzin, imienin, komunii świętej, bierzmowania, stypy, etc... Niejako staje się to dla nas normą. Nie dostrzegamy w tym patologii, bo przecież "wszyscy tak robią".

      Coś w tym jest, zwierzęta wydają się mieć radar na złych ludzi, ale to też nie działa w każdym przypadku. Moi sąsiedzi mają psa, nasze ogródki przylegają do siebie, i ilekroć coś w nim robię, na przykład rozwieszam pranie, ten psi głupek rzuca się na płot i chce mnie zjeść. Połówek po dobroci próbował nawiązać z nim kontakt, ale efekt był dokładnie ten sam. Nie lubię takich psów. Po części to właśnie one obrzydziły mi innych przedstawicieli tego gatunku. Dwa kiedyś mnie zaatakowały (na szczęście nic groźnego), tu w Irlandii, kiedy sobie spacerowałam, i nawet nie wiedziałam, że w okolicy jest jakiś pies! Aż nagle poczułam, że coś od tyłu kąsa mnie w udo (pierwszy przypadek) i w kostkę u nogi (drugi przypadek).

      Dla każdego człowieka "dorobienie się" będzie oznaczało co innego, bo jako ludzie mamy inne aspiracje i oczekiwania od życia. Upraszczając, myślę, że to po prostu komfortowe bytowanie bez obawy o jutro. Poduszka finansowa, najlepiej swój kąt, brak długów, życie na luzie bez oczekiwania na wypłatę...

      Usuń
  2. Kiedy dysponuje sie porzadna emerytura, mozna spedzac starosc godnie i wygodnie, w malowniczych miasteczkach, na Florydzie, w wypasionych domach seniora. Pozostali dalej musza pracowac, zmagac sie z zimami w Niemczech, a w razie choroby czy niepelnosprawnosci laduja w panstwowym domu opieki, w wieloosobowych salach, a slonce widza jak swinie w rzezni. Bo podatki, zamiast na podwyzki emerytur, sluza mlodym zdrowym muzulmanom na wygodne zycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należy się tylko cieszyć, że niemieckie państwo jeszcze tych swoich starych emerytów nie usypia zamiast utrzymywać w państwowych domach opieki. Byłoby to dużą oszczędnością i generowało dodatkowe środki, za które dałoby się zapewnić wygodne życie większej grupie młodych zdrowym muzułmanów niż dotychczas.

      Usuń
    2. O tak, ja bardzo sie ciesze, ze jeszcze pozwalaja mi zyc i pracowac na korzysc milionow muzulmanskich, ale nie tylko, pasozytow siedzacych tu na zasilkach. Pewnie jak juz nie bede mogla dluzej pracowac, to jakos sie ze mna rozprawia, zebym nie czerpala na darmo z kasy rentowej.

      Usuń
    3. Zgadza się, Pantero. Emeryturą i zdrowiem. Bez jednego i drugiego ani rusz.
      Tak niestety jest ten świat skonstruowany, że przyzwoici ludzie, którzy często-gęsto NIC nie dostali od systemu, muszą pracować na cwanych, leniwych i pozbawionych ambicji nierobów :(

      Usuń
  3. Miasteczko sprawia bardzo przyjemne wrażenie, ale przy populacji 3200, to młodych pewnie jest tam niewielu, a wszyscy ludzie znają się przynajmniej z widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę Ci powiedzieć, jak to wyglądało po przeprowadzeniu spisu powszechnego w 2021 roku (3206 mieszkańców):
      0-9 lat - 330 osób, 10-19 lat - 393 osób, 20-29 lat - 289 osób, 30-39 lat - 375, 40-49 lat - 373, 50-59 lat - 506 osób, 60-69 lat - 386, 70-79 lat - 359 mieszkańców, no i ostatnia grupa 80+ to 195 osób. Jeśli chodzi o płeć, to na 1640 kobiet przypadało tam 1566 mężczyzn.

      Usuń
  4. Jestem u Ciebie pierwszy raz. Z przyjemnością przeczytałam i obejrzałam wszystko.
    A jeśli chodzi o starość to z pewnością jest dużo miejsc życzliwych starym ludziom. Trzeba tylko mieć zdrowie i być optymistą/ optymistką.
    Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zatem witam Cię serdecznie w moich blogowych progach i dziękuję za pozostawiony ślad, Stokrotko :)
      Optymistyczna postawa na pewno ułatwia życie. Ponoć nawet je przedłuża ;)

      Usuń
  5. Bardzo mi się tam podoba, mogłabym zamieszkać, tym bardziej ze unikam stref rozrywkowych i hałasu!
    Długością postów nie martw się zupełnie, kto lubi czytać, i tak tu zagości, a niektórzy wszędzie oglądają tylko obrazki, co widać po komentarzach.
    Zdjęcia wspaniałe, oglądam w kółko:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie byłam super rozrywkowym typem człowieka, hałas i tłumy od zawsze mnie męczyły, lubiłam więc wyciszać się w takich spokojnych miejscach. Bardzo mi się tam podobało. Często przebywaliśmy w Castletown, bo leżało niedaleko naszej wynajmowanej posiadłości, więc nie jest to wrażenie z jednego krótkiego pobytu, a z wielu.

      Dziękuję za słowa otuchy :) Masz rację, jotko, wychodzę z takiego samego założenia. Nie są mi straszne długie wpisy u moich ulubionych blogerów. Co więcej, nawet wolę taki dłuższy niż krótki, niedopracowany, napisany na kolanie.

      To prawda. Cieszę się, że nie jestem jedyną, która to zauważyła :) Są tacy, którzy nie czytają postów, są też tacy, którym nie chce się napisać komentarza, więc wysługują się sztuczną inteligencją i ona je im pisze! Sama nie wiem, który typ gorszy ;)

      Usuń
  6. Wyglad i atmosfera tego miejsca jest niezwykle zachecajacy dla osob w pewnym wieku. Wydaje mi sie ze czulabym sie w nim dobrze, mile i spokojnie spedzala emerytalne lata.
    Niby mam duzo wygod i spokoju gdzie jestem (Floryda) ale meczy mnie i obrzydza tutejszy klimat - lubie umiarkowany i 4-ro sezonowy a tego tutaj nie mam.
    Jak Ty uwazam ze kazdy emeryt zasluguje miec szanse wyboru gdzie i jak spedzac ostatnie lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, Serpentyno, w moich skromnych blogowych progach i od razu dziękuję za pozostawiony komentarz :) Cieszę się, że miasteczko przypadło Ci do gustu. Ja już chyba jestem w tym "pewnym wieku", bo bez wahania wybrałabym Castletown, a nie słynące z nocnego życia Magaluf czy Benidorm :)

      Z tego co piszesz, wynika, że możemy mieć bardzo podobne preferencje pogodowe, bo ja również bardziej cenię sobie umiarkowany klimat niż żar tropików. Z tymi czterema, wyraźnie zaznaczonymi porami roku różnie niestety bywa. W Irlandii zdecydowanie brakuje mi zimy, jaką pamiętam z mojego polskiego dzieciństwa. Może nie siarczystego mrozu (a bywało, że w moim regionie dochodził nawet do -26 stopni!), ale śniegu już tak. Szczególnie w grudniu, na Boże Narodzenie, bo to moje ukochane święta. I choć wiem, że nie o śnieżną aurę w nich chodzi, to jednak biała pierzynka na zewnątrz skutecznie buduje atmosferę.

      Usuń
  7. Oj tak, starość się panu Bogu nie udała. Akurat opiekuję się moją babcią z demencją. Ileż się trzeba przy niej napracować by wykąpać, zmusić do jedzenia...
    Nie chciałabym na starość być dla kogoś takim ciężarem.

    Zamek Rushen mnie oczarował :)
    Piękne zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe z Twojej strony, Kingo! Podziwiam za włożony trud, bo na pewno wiele Cię to kosztuje. I to nie tylko pod względem fizycznym. Każdy, kto ma taką schorowaną, wiekową osobę w rodzinie wie, że opieka nad nią bywa nawet trudniejsza niż opieka nad dzieckiem. Takiemu człowiekowi często na przykład pogodzić się z oddaniem resztek niezależności i z własnymi, coraz większymi ograniczeniami. Nie chce nosić aparatu słuchowego (mimo że nie słyszy), nie chce pieluchomajtek (choć są niestety koniecznością) i nie chce przyjąć żadnych argumentów :(
      Ja również nie chciałabym być dla nikogo takim ciężarem. Gdybym - nie daj Boże! - została kiedyś "warzywem", to autentycznie wolałabym, aby mnie odłączono od aparatury, aby Połówek, czy inna bliska mi osoba, nie musiała się poświęcać dla mnie i podporządkowywać mi swojego życia.
      Wielkie dzięki za zabranie głosu i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami :)

      Usuń
  8. Dobrze, że poświęciłaś Castletown osobny wpis. Zrobiłaś to po swojemu. Z uważnością, sercem i tą Twoją niezwykłą zdolnością wyławiania sensu spod powierzchni.
    Zgadzam się, starość potrafi być sielanką, ale tylko wtedy, gdy spotkają się zdrowie, godne warunki i odrobina życzliwości wokół.
    Czytałam z czułością i nostalgią. I pomyślałam, że właśnie takiego spokojnego miejsca gdzieś w świecie warto sobie życzyć – na kiedyś, na potem🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako niereformowalna osoba, pstrykająca milion fotek na każdej wycieczce, miałam nadmiar zdjęć, więc trzeba było zrobić z nich użytek :) A że pogoda dopisała, miasteczko całkiem ładnie się prezentowało, to aż żal byłoby je zachować tylko dla siebie. Niech cieszą oko innych :) Cieszę się też, że tak ciepło odebraliście byłą stolicę Wyspy Man - jest naprawdę fajna :) Jeśli tylko ktoś lubi takie małomiasteczkowe, spokojne życie :)

      Usuń
    2. Ja też robię może nie miliony, ale tysiące zdjęć 😉 Właśnie wróciłam z Bieszczad z nową porcją. Na wcześniejszym blogu sporo pisałam o podróżach i dodawałam mnóstwo fotek, a teraz jakoś mi się już nie chce… Chyba się zestarzałam 😏 Ale nadal lubię dzielić się tym, co wpadło mi w oko i sprawia radość.
      Wyspa Man i jej była stolica
      Z małomiasteczkowym spokojem naprawdę ma swój urok🙂

      Usuń
  9. Oj tak, zgadzam się - tak powinien żyć każdy senior ! Piękne to miasteczko, kocham takie miejsca bo też kocham spokój, a tak odbieram to miasteczko patrząc na zdjęcia, nawet pieski na zdjęciu czekają spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło czytać, że wpadło Ci w oko, Tereso :) Podzielam Twoje zamiłowanie do spokoju. Myślę, że w Castletown byłoby Ci dobrze, więc gdybyś kiedyś zechciała zamienić Australię na maleńką Wyspę Man, leżącą między Irlandią a Wielką Brytanią, to wiesz w jakie miasteczko celować ;)

      Usuń
  10. Starości się obawiam, brak rodziny, brak szans na emeryturę, ze zdrowiem nie wiadomo jak będzie. A w takim miasteczku to bym sobie chętnie odpoczęła nawet teraz :). Lubię miejsca wypełnione spokojem i życzliwymi ludźmi, brak pośpiechu i piękne widoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również. Trochę to wszystko przerażające. Świat zmierza w złym kierunku, boję się więc przyszłości i tego, co może przynieść.

      Usuń
  11. Zgadzam się, co do starości. Przeraża mnie, jak osoby w moim wieku plus minus, mówią mi, że teraz chcą harować, by na starość odpoczywać. Kurcze, ale oni są pewnie tego życia. Ja taka pewna nie jestem, ani tego ile będę żyła, ani tego, jaka będzie moja starość... Ona też jest przecież nierówna, zresztą tak jak napisałaś. 
    Dobra, teraz o miasteczku. Mogłabym mieszkać w takiem. hehe Zdjęcia są wybitne, tak cudownie klimatyczne. Lubię małe miasteczka, gdzie życie płynie sobie wolniej. Jakoś nie potrzebuję zbyt dużej rozrywki, sama se ją zapewniam swoimi dziwnościami, także no mogłabym tam zamieszkać. Twoje zdjęcia spowodowały, że się rozmarzyłam. hehe Oczywiście nie mogłam nie  zwrócić uwagi na cudne pieski. Te uliczki, ładne domki, woda, byłabym tam szczęśliwa. :D Mieszkam w małym mieście, a i tak wolałabym w mniejszym, mniej nowoczesnym, nie narzekam, ale no marzenia swoje mam. Piękny post, cieszę się, że poświeciłam temu miasteczku cały post. Super spędzony czas. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prezentuję dokładnie taki sam punkt widzenia w temacie starości :) Absolutnie nie rozumiem, i nie popieram, odkładania wszystkiego na to enigmatyczne "później", starość czy "jesień życia" (jak zwał tak zwał). Jedyne, co mamy, to tu i teraz. Przyszłość, szczególnie ta daleka, jest dla mnie konceptem czysto abstrakcyjnym, a już na pewno nie żadną gwarancją "El Dorado". Widzę, jak niesamowicie szybko zmienia się świat, jakie negatywne zmiany w nim zachodzą, jak wszystko drożeje, człowiek nie młodnieje, więc staram się czerpać z życia teraz. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Ilu już było takich, którzy wmawiali sobie, że "odpoczną sobie na starość" i jej nie doczekali? Albo doczekali, tylko w tak kiepskiej formie, że nie mają ani ochoty na korzystanie z życia, ani środków na to, ani siły i kondycji...

      Za jakiś czas pokażę Wam jeszcze inne miasteczko w tym samym kraju, również bardzo mi się podobało, może nawet bardziej niż to z tego wpisu :)

      Mnie również nie potrzeba nie wiadomo jakich atrakcji, więc życie w małym mieście jest dla mnie satysfakcjonujące (chociaż ostatnio akurat mam nieodpartą ochotę na chwilową zmianę otoczenia, muszę wymyślić jakiś wyjazd!) A jak się ma ochotę na coś więcej, to przecież zawsze można wyskoczyć gdzieś na weekend i zaznać innego życia ;)
      Dzięki, kochana, za ten komentarz :)

      Usuń
    2. No to teraz czekam na kolejny post z tego innego miasteczka. To miasteczko nadal chodzi mi po głowie. :) Cieszę się, że mamy takie samo patrzenie na starość, bo nie często spotykam ludzi, co tak myślą... Ja mam tu i teraz i to wiem, toż nawet nie wiem, co za minutę...hehe Taka prawda, tym bardziej nie będę brać na gwarancję starości i to radosną, bez chorób i z kasą starość. 
      Jest mi tak ciepło, bo tu 33 w cieniu, że zaraz padnę, mam nadzieję, że  u Ciebie nie ma takich upałów. :)

      Usuń
  12. Jeśli mam czas na blogi, to mam czas także na długie opowieści.
    Jak mam mało czasu, to nie siadam do blogów w ogóle.

    Młodość jest do tej chwili, kiedy jeszcze potrafisz samodzielnie myśleć i sobie radzić. Staram się, by to trwało jak najdłużej.
    Tym bardziej, że ja nie będę miała wnuków.

    Mała dygresja, Pan Bóg nie chciał starości ani śmierci. Sorry, ale to człowiek spierdzielił.

    Powiem Ci, że miasto ma klimat. Można łazić i cykać zdjęcia, a potem niejeden post o tym napisać. Jestem zachwycona. Jeśli planujesz kolejne o tym miejscu, to postaram się nie przegapić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos blogów - wspominałaś niedawno, że nie dostajesz ode mnie żadnych powiadomień o nowych postach, więc wprowadziłam małe zmiany na blogu, żeby ułatwić czytelnikom życie. Jeśli wyświetlasz moją stronę na komputerze, to u jej góry znajdziesz opcję "obserwuj" (u mnie niestety ona nie działa. Kiedy chcę zaobserwować jakiś blog, wyświetla mi się błąd, każą próbować później), na dole zaś możliwość subskrypcji postów i komentarzy. To tak na marginesie.

      Jeśli chodzi o te dwa Twoje pierwsze zdania, to tak to przeważnie wygląda u mnie. Nie mam jakiejś konkretnej rutyny ani stałych dni, kiedy odwiedzam innych. Dodam też, że od nikogo nie dostaję żadnych powiadomień o nowych postach. Po prostu wpadam wtedy, kiedy mam czas i ochotę (linki na cudzych blogach bardzo się tutaj przydają) :) Staram się traktować autorów z szacunkiem, a pobieżne przeczytanie artykułu (albo całkowite pominięcie go i skupienie się na samych obrazkach) uważam za nietakt. Nikt nikogo nie zmusza do komentowania.

      Tak, człowiek wszystko potrafi koncertowo zepsuć.

      O Castletown więcej nie będzie. Wyprztykałam się ze zdjęć i tego, co miałam do powiedzenia. Jednak pojawi się jeszcze parę wpisów o innych ciekawych miejscach na Wyspie Man, bo nie zakończyłam jeszcze tego cyklu. Chciałabym to zrobić, zanim zacznę inny.

      Usuń
    2. O, rozwijasz się. Zobaczymy czy ta technika będzie działać. XD

      U mnie to jest tak, że w bloggerze mam tę listę, co mi pokazuje kto coś nowego napisał. Ale ostatnio tam gdzie chcę być najbardziej regularnie, wrzuciłam w zakładki i teraz zaglądam jak mam czas. Ale tylko jak mam czas, bo inaczej nie warto, wolę przeczytać od a do z i napisać coś bez pośpiechu.
      I mam trzy linki w zakładkach, Ty do nich należysz.

      Usuń
  13. Z tą starością to ciężka rozkmina... też uważam, że "Bogu starość się nie udała", ale człowiek w ostatecznym rozrachunku pragnie (zazwyczaj) tego życia i chce jak najdłużej przy nim pozostać. Wiem i widzę jednak z jak ogromnymi problemami borykają się starsi ludzie, taki brak komfortu nie może być źródłem szczęścia, radości czy poczucie dobrze przeżytych lat. A czas leci i nim się obejrzymy to sami tymi babciami i dziadziami się staniemy...
    Cudowne miasteczko, pospacerowałbym w tak urokliwych zakątkach!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę powiadasz, Maks. Czas przecieka przez palce, a im człowiek starszy, tym szybciej życie mu ucieka. Perspektywa starości niekoniecznie jest miła i napawająca optymizmem, warto jednak zawczasu myśleć o niej i dokładać wszelkich starań, aby - jeśli nadejdzie - była jak najprzyjemniejsza i jak najmniej problemowa.
      Pomijając tutaj przypadki ludzi ze skłonnościami samobójczymi, ta ludzka wola życia bywa doprawdy zaskakująca. Nawet najwięksi zbrodniarze i łajdacy potrafią się kurczowo trzymać tego życia, niczym tonący brzytwy. Albo osoby całkowicie sparaliżowane i na stałe przykute do łóżka bądź wózka. W czyichś oczach ich życie jest piekłem, nie chcieliby znaleźć się w takiej sytuacji, a dla tych chorych ich życie to cenny dar, z którym absolutnie nie chcą się rozstać. Ciekawy temat, ale nie na teraz ;)
      Życzę Ci wspaniałego weekendu, który jest już tuż za rogiem :)

      Usuń
  14. Miasteczko mnie oczarowało. Jest niesamowite pod każdym względem, piękna i zadbana architektura, nietuzinkowe. Och, chciałabym je zobaczyć, pospacerować ale czy tutaj zamieszkać? Chociaż mnie wszystko wkurza w naszym kraju to nie wydze siebie na obczyźnie.
    Przesyłam Ci moc serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu. Jest dokładnie takie, jak piszesz :) Ciekawy temat poruszyłaś, Łucjo, bo emigracja zdecydowanie nie jest dla każdego. To ciężki kawałek chleba, a życie emigranta (szczególnie w krajach, w których narastają niepokoje społeczne) nie zawsze jest usłane różami. W swoim kraju człowiek zawsze jest u siebie i nikt nie może mu powiedzieć, by wracał tam, skąd przyjechał, bo tu jest niemile widziany.
      Dziękuję za moc serdeczności, w zamian przesyłam gorące pozdrowienia :)

      Usuń
    2. Wpadam do Ciebie by nacieszyć oczy tym pięknym miasteczkiem. Mam nadzieję, że będzie o nim kolejny post. Taito, zgadzam się z Tobą, że emigracja to bardzo ciężki kawałek chleba. Bardzo często ludzie mają tendencję do idealizowania miejsc, w których ich nie ma, a tym samym do niedoceniania tego, co mają lub gdzie aktualnie przebywają. Jak mówi słynne polskie powiedzenie mówi: Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
      Serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  15. Urocze miasteczko :) to świetnie, że ludzie nie siedzą samotni w domach, ale mają okazję spotkać się i porozmawiać :) przez jakiś czas mieszkałam w Meksyku i tam w każdą niedzielę wieczorem na jednym z placów grała orkiestra na żywo różne znane meksykańskie i światowe przeboje sprzed lat i seniorzy mogli potańczyć, albo poobserwować, jak inni tańczą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek to mimo wszystko zwierzę stadne, nawet jeśli bywa domatorem czy introwertykiem, a dobrej jakości więzy społeczne i relacje międzyludzkie mają zbawienny wpływ na psychikę :)
      Nie miałam pojęcia o Twojej meksykańskiej przeszłości (albo kiedyś miałam, tylko wyleciało mi to z głowy), więc z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam to, co napisałaś o tamtejszych realiach :) Bardzo fajny pomysł, na pewno wielu mieszkańców z utęsknieniem czekało na te muzyczne wieczorki w niedzielę! :)

      Usuń
  16. Ale pięknie to Pani ujęła w słowach... Castletown rzeczywiście wygląda jak miejsce stworzone do spokojnego życia, takiego, w którym nic nie goni, a człowiek może po prostu być. Chyba każdy z nas marzy, żeby starość wyglądała właśnie tak: z uśmiechem, bez pośpiechu, wśród życzliwych ludzi. I tak to wszystko ma sens, jeśli tylko zdrowie i trochę bliskich są obok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za Twoją wizytę i miłe słowa, Madeline, ale nie ma potrzeby, byś nazywała mnie "panią" ;) Jesteśmy w podobnym wieku, a poza tym tu, w blogowym świecie, wszyscy jesteśmy znajomymi ;)
      Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Boję się życia bez zdrowia i moich bliskich, bo to straszna wizja! Przesyłam Ci moc serdeczności z kapryśnej Zielonej Wyspy :)

      Usuń
  17. Cześć. Nie mogę cię zapisać na swojej liście czytelniczej i tak zaglądam od czasu do czasu, gdy cię u kogoś zobaczę 😃 ale o temacie emeryckim mogę napisać, bo sama zaliczam się juz do tej grupy. Po pierwsze i najważniejsze, to na zdrowie i warunki finansowe pracuje się całe życie. Najprościej mówiąc, trzeba żyć ekologicznie i prozdrowotnie, nie być zachłannym na wszystko, finansowo się zabezpieczać, prywatną emeryturą czy mieszkaniami na wynajem. Pierwszy symptomy różnych chorób zaczynają się po czterdziestce, trzeba się badać i mieć zdrową dietę. Poukładane stosunki rodzinne

    Wiek emerytalny w tej chwili się oddala, oficjalnie 65- 67 lat. Ja mam mniej więcej tyle, a żyję czasami jak 20-latka np. jeżdżę kabrioletem z rozwianym włosem 👍 jeździłam tak na swoich słynnych w czasach w Bułgarii gdy miałam 20 lat a potem wielka przerwa, aż po 50tce. Jeden marzy o kabriolecie a drugi tylko o domu z ogródkiem. . Mieszkałam krótko w emeryckich rajach na Florydzie i we Francji, nuda. Zachłysnęłam się na początku, bo taki luksus, a potem wszyscy się znają, rutyna codziennego dnia jest beznadziejna. Oni tylko myślą gdzie zjeść kolację. Podobnie jest z pewnością w tym uroczym miasteczku. Na emeryturze nadal trzeba aktywnie żyć, a nawet pracować jak się da, zależy od zawodu, bo wtedy bardziej cieszą wakacje. Umysł jest sprawny. Takie jest moje doświadczenie. Moi znajomi z tej wyspy, emeryci od lat, najpierw mieli dom we Francji a teraz we Włoszech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka szkoda, nie mam jednak zielonego pojęcia, gdzie leży problem :( Kilka osób zgłaszało mi już podobne problemy. Blogger lubi nam rzucać kłody pod nogi, żeby nie było zbyt fajnie i miło ;) Wprowadziłam ostatnio drobne zmiany na blogu. Pojawiła się między innymi możliwość obserwowania bloga i subskrypcji postów. Jeśli wyświetlasz moją stronę na komputerze, a nie w wersji mobilnej, to u samej góry bloga znajdziesz przycisk "obserwuj". Mam nadzieję, że zadziała. U mnie niestety występuje jakiś błąd, kiedy chcę zaobserwować cudzą stronę. Jedna z blogerek pisała mi jednak niedawno, że przez pewien czas też miała ten problem, a potem się naprawiło, więc jest nadzieja ;)

      Dużo racji w tym, co piszesz, Ardiolo, choć niestety są też nieszczęśliwe i nieprzewidziane wypadki, które potrafią całkowicie wywrócić cudze życie (i zniweczyć wszystkie wcześniejsze starania). Jak najbardziej zgadzam się z tym, że na godną emeryturę trzeba pracować odpowiednio wcześnie. To również dotyczy naszego zdrowia, dlatego jestem zagorzałą przeciwniczką wszelkich nałogów, które mają zgubny wpływ na nasze życie. Wielu moich znajomych, bądź członków rodziny, nie ma już na świecie, bo za bardzo kochali papierosy i alkohol.

      Emerytura w niczym nie przeszkadza, aby jeździć kabrioletem z rozwianym włosem :) Nawet podoba mi się taka wizja :) Parę razy, zwiedzając przeróżne atrakcje, miałam okazję widzieć takich seniorów w jakimś odjazdowym kabriolecie przykuwającym oko i zawsze uśmiechałam się na ten widok :)
      Nie ma jednej receptury na szczęście, bo każdy z nas jest inny. Warto jednak dbać o swój umysł i ciało, a także mieć jakieś ciekawe hobby, zainteresowania, aby nie gnuśnieć. Można na starość uprawiać swój malutki ogródek, można też intensywnie podróżować po całym świecie. Żadna z tych metod nie jest ani lepsza, ani gorsza. Ważne, by obrany styl życia dawał radość i spełnienie :)
      Dziękuję za ciekawy komentarz :)

      Usuń
  18. Wspaniałe miasteczko. Bardzo miło czytało mi się twój wpis ☺️ emerytury, jak i starości bardzo się boję. Martwi mnie to czy będę sprawna bo już jestem niepełnosprawna. To niby daleko, niby jest jeszcze dużo czasu ale ja już o tym myślę. Każdy chciałby żyć spokojnie zwłaszcza w jesieni wieków a jak to bywa w rzeczywistości każdy wie. Obyśmy mieli dużo szczęścia i starość przeżyli godnie. Pozdrawiam cię najserdeczniej 🌹 wszystkiego dobrego ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie po raz pierwszy, i zapewne nie po raz ostatni, całkowicie zgadzam się z Twoim światopoglądem, Klaudio. Jesteś fajną, młodą i poukładaną dziewczyną, nie masz sieczki w głowie, a to się ceni :) Starość może napawać strachem i są to obawy jak najbardziej uzasadnione - kierunek, w którym zmierza świat nie jest niestety dobry. Warto jednak mieć nadzieję na dobre jutro i robić wszystko, co w naszej mocy, by ta przyszłość miała szansę być przyjemna i jak najmniej problemowa. Warto przede wszystkim dbać o siebie i swoje zdrowie.
      Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie i ściskam!

      Usuń
    2. Tak, zgadzam się z każdym twoim słowem. Jeżeli będziemy kochać siebie i dbać o siebie być może dożyjemy pełnej aktywności starości. Nie będzie ona wówczas takim kijem u nogi. Starość jest piękna. Jest piękna gdy jest wypełniona miłością bliskich i pasją. Samotność i brak celu to chyba najgorsze co może się przydarzyć. Z bliskimi lub robiąc to co się kocha nie ważne co, czy pracując czy wyklejając czy malując czy pisając każdy dzień może być inspirujący 🌹

      Usuń
  19. Odpowiedzi
    1. Właśnie takie się wydaje. Swoją drogą, ciekawa jestem, jak tamtejsi mieszkańcy oceniliby swoją jakość życia i satysfakcję z mieszkania właśnie w tym miasteczku?

      Usuń
    2. Może z przyzwyczajenia nie oceniliby aż tak dobrze... Często nie doceniamy tego, co mamy...

      Usuń
  20. Ale klimatyczne miejsce! Myślę, że nie tylko na starość ;) Lubię taki małomiasteczkowy klimat. Mieszkańcy często są bardziej przyjaźni, otwarci, uczynni. Tego właśnie najbardziej brakuje mi w dużym mieście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli komuś nie potrzeba licznych atrakcji do szczęścia, to myślę, że będzie tam zadowolony. Jest przede wszystkim bezpiecznie i spokojnie, a to już wiele w naszych obecnych czasach.

      Usuń
  21. Miasteczko sliczne i klimatyczne, i jak na zawolanie przywolalas temat emerytury, ktory u mnie juz zaczyna majaczyc na horyzoncie , choc jeszcze troche latek przede mna i staram sie go odsuwac ile moge.Troche tak na strusia, bo nie mam w ogole koncepcji na ten nastepny etap w zyciu. Akurat odwiedzilam dobra kolezanke, ktora jest autentycznym " wlascicielem ziemskim" , zyje ze sprzedazy dzialek budowlanych bo ma ich setki , oraz stadniny.Ma tez zabezpieczenie w nieruchomosciach i w majatku po rodzinie. Nie mam takiego zaplecza , ale bedac tam na wsi , w tym przepieknym zakatku, w poblizu Trojmiasta zdalam sobie sprawe , ze ....ja bym tam chyba nie chciala mieszkac na emeryturze ( bo o tym rozmawialysmy ) Jest tam juz calkiem spore sliczne osiedle domow, wsrod zieleni , pol, lasow , wprowadzaja sie tam glownie ludzie z dziecmi miedzy 30-40-50 lat, ktorzy w dalszym ciagu dojezdzaja do miasta do pracy. Ale - tam na miejscu nie ma nic. Nie ma nawet lokalnego sklepiku. Po wszystko trzeba wsiadac w auto i jechac min. 20-30 minut do wiekszej miejscowosci. Jesienia i zima jest tam ciemno, zimno i drogi czesto oblodzone i zasypane sniegiem, nie ma jak sie wydostac. I powiedzmy, ze mam auto , ale nie jestem juz tak sprawna ( kolano?) jak dawniej. Co robilabym tam calymi dniami poza dogladaniem domu i ogrodu i ciaglym dowozeniem " srodkow potrzebnych do zycia" , czyli zywnosci , i innych materialow? Poza chodzeniem po polu i lesie ? Tak jak napisala powyzej Ardiola o tej Florydzie - od razu skojarzylo mi sie z tym samym. Rutynowy, monotonny, powtarzalny i dosc jalowy tryb zycia , z kazdym rokiem trudniejszy , tym bardziej, ze nie mielibysmy tam zadnej rodziny jako wsparcia. Kolezanka ma wokol siebie wszystkich swoich bliskich, meza, syna , rodzicow, tesciow i siostre z rodzina , tworza zwarty krag. Owszem sa znajomi i sasiedzi, ale to pomoc dorazna, to zupelnie co innego... I doszlam do wniosku, ze pomysl na to, aby tam kiedys zamieszkac na emeryturze okazal sie juz nieaktualny. Dla mnie osobiscie. Chyba sie tam nie widze. Chyba musze pomyslec o tym, jak zabezpieczyc sobie zycie na emeryturze tam , gdzie zawsze chcialam zyc... blisko morza, w takim wlasnie uroczym miasteczku ( w moim wypadku dzielnicy miasta , ktora jest jakby osobnym miasteczkiem ) ... czyli chce wrocic do korzeni ...Pozdrawiam cie cieplo z przepieknej Polski .Kitty 😍⚓️😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, jak miło, że jednak udało Ci się wyrwać z domu, odwiedzić ojczyznę, pooddychać polskim powietrzem, nacieszyć sielskimi pejzażami i dobrym towarzystwem! :) Wierzę, że do emerytury uda Ci się wszystko pięknie zorganizować, a Twoje plany z czasem się wyklarują :) Jest nad czym dumać, ale chyba też nie ma potrzeby popadać w panikę - jeszcze masz czas na zmiany i na ewentualną przeprowadzkę do Polski.
      Niektóre miejsca potrafią człowieka zauroczyć w pierwszej chwili, z czasem jednak, kiedy spojrzy się na nie bez różowych okularów, już nie wydają się być tak kuszące. Myśląc o starości, warto jednak mieć na uwadze te wszystkie "zdobycze cywilizacji", bo nigdy nie wiadomo, co los dla nas szykuje. Taki lokalny sklepik bywa więc na wagę złota - no i jaka oszczędność czasu, jeśli ma się do niego rzut beretem! W przypadku zimy faktycznie może być problem, czego byłam nieraz tutaj świadkiem. Główne drogi były przejezdne, a te na uboczu, w wioskach, całkowicie zapomniane, bo tam żaden pług się nie zapuszczał. Kiedyś nawet przez to nie dojechałam do pracy, bo droga była całkowicie nieprzejezdna, a samochód ślizgał się jak na lodowisku. W takich miejscach trzeba myśleć z wyprzedzeniem, planować większe zakupy, wyprawy do miasta, etc. Mimo wszystko uważam, że dobrze się stało, iż miałaś okazję już teraz przekonać się, że taki żywot jednak nie jest dla Ciebie. Lepiej teraz niż za parę lat! :) Masz czas wymyślić sobie alternatywną rzeczywistość, w której będzie Wam dobrze i ciekawie, blisko korzeni, i w której morze będzie szumiało w oddali :)
      PS
      Aż mnie zmroziło, jak przeczytałam o tym wypadku Twojego męża! Jak dobrze, że "tylko" tak się skończyło! Masz absolutną rację. Zdrowie można utracić w ułamku sekundy. Tysiące ludzi są tego dobitnym przykładem. Niech ten pech już Was opuści!

      Usuń
    2. Taito, ten moj przyjazd do Polski okazal sie " urlopem medycznym", ale przy okazji otworzyl mi tez oczy na dalsza/blizsza perspektywe. Warto bylo pojezdzic, popatrzec, porozmawiac z ludzmi i zaczac to wszystko przykladac nie tylko do wlasnych mozliwosci, ale i pragnien. Bo nie ma nic gorszego niz poczucie, ze jest sie " w pulapce". Troche nam sie rozjezdzaja pragnienia na linii on-ona, bo moj chlop nie chcial wracac do Polski na eneryture, a ja z kolei nie wyobrazam sobie zycia tam ( z roznych wxgledow), ale ostatnia sytuacja w Anglii pokazuje, ze on jeszcze chetniej bedzie pakowal manatki niz ja. Ostatnio zaczal zmieniac zdanie. Skala imigracji i islamizacji tak przybiera na sile, w dodatku jeszcze mocno wspierana i finansowana przez brytyjski rzad, ze w ciagu 5-10 lat moze tam dojsc do calkowitego upadku panstwa, w wydaniu " brytyjskim". Po smierci krolowej jej syn juz sie nie kryje - oficjalnie obchodzi ramadan i brata sie z islamistami , tak jakby dziedzictwo jego kraju i narodu to byla tylko jedna z " mniejszosci". Nastepuje wymiana , podmiana rdzennych Brytyjczykow na zupelnie inna kulture i innych ludzi sciaganych i przyjmowanych na skale wrecz niespotykana. Tak sie temu z boku przygladam i kojarzy mi sie to z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego... P.S. Z okiem jakby lepiej , opatrzyli i oczyscili , ale zostalo ono lekko porysowane po powierzchni, ten odlamek wbil mu sie pod powieke .Dali masc . Wczoraj czul sie juz lepiej ale duzo spal , zobaczymy dzisiaj 🤞Dziekuje za troske . 😘 Kitty

      Usuń
    3. Urlop medyczny jest bardzo popularnym zjawiskiem u emigrantów, więc jak najbardziej rozumiem :) Ja akurat tego nie praktykuję, bo aż takiej potrzeby nie miałam jako, że w zasadzie przez całe swoje życie cieszyłam się końskim zdrowiem. Jak wypadła jakaś nagła potrzeba, to raczej celowałam w tutejszych znachorów, bo tak było po prostu szybciej (np. nie trzeba było brać urlopu w pracy), często też taniej. Korzystałam z usług ortodonty (to akurat było bardzo kosztowne, ale w Polsce też nie są to tanie usługi), zwykłego dentysty, GP, i nie było tak źle, przeżyłam, aby móc później opowiadać o tym przyszłym pokoleniom ;)
      Macie jeszcze trochę czasu do emerytury, a człowiek nie krowa - zdanie zmienić może :) Biorąc pod uwagę te wszystkie negatywne zmiany, jakich jesteście świadkami w UK, może się zdarzyć, że mąż będzie szybciej od Ciebie pakował walizy ;) Ja również coraz rzadziej wiążę swoją daleką przyszłość z Irlandią, tu również nie dzieje się dobrze, a należy spodziewać się, że będzie jeszcze gorzej. To już nie ten sam kraj, do którego przyjechałam prawie 20 lat temu! Noszę się z napisaniem właśnie takiego, rocznicowego, wpisu na ten temat, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy. Nie wiem, jak reszta UK, ale Anglia wydaje się być tonącym okrętem... :( Dobrze Ci się to kojarzy, nie tylko z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, ale też z koniem trojańskim.
      PS
      Brrr, strasznie to wszystko brzmi! Naprawdę niewiele brakowało, aby skończyło się to tragedią! :(

      Usuń
    4. Czekam na ten rocznicowy wpis Taito - mysle, ze mialby duzo wspolnego z moim... Wyladowalam w Anglii 27 badz 28 -go grudnia 2004, wiec 20 lat juz tez minelo. I widze jak niesamowicie w tym czasie do przodu skoczyla Polska , a jaki regres zaczal zjadac W. Brytanie w ostatnich latach. Jest coraz gorzej, ten kraj idzie na dno . Usciski Kitty

      Usuń
  22. Moim marzeniem jest osiąść na starość we Włoszech, aczkolwiek to miasteczko też wydaje się być kuszącą alternatywą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako młoda dziewczyna marzyłam o Francji lub Włoszech, a potem koleje losu rzuciły mnie do Irlandii i okazało się, że to jednak jest mój kraj do życia.

      Usuń
  23. Ja mogę się podpisać pod tym, co napisała Ardiola. Wiele, bardzo wiele zależy od nas samych i ta radość życia jest w nas. Są (znam) osoby starsze dobrze sytuowane, o nienajgorszym zdrowiu, które zajmują się jedynie narzekaniem i lataniem po lekarzach w poszukiwaniu jakiejś "fajnej" choroby, którą będą się mogły pochwalić wszem i wobec. A znam i takie, których emerytura niebezpiecznie zbliża się do najniższej krajowej, są poważnie chore, a pełne radości i chęci życia.
    Ktoś tu wyżej napisał, że nie ma pomysłu na siebie na nowym etapie życia, a ja napiszę, że do tego etapu przygotowuje się człowiek jeśli nie całe życie to sporo czasu. Ja zaczęłam tak na dziesięć lat wcześniej od gromadzenia środków i pomysłów. Przygotowywałam się mentalnie do nowego etapu w życiu. Zmieniłam mieszkanie na takie, które łatwiej utrzymać i mniej mam do sprzątania.
    Teraz jestem przeszczęśliwą emerytką, wolną, taką, której się chce podróżować, czytać, dowiadywać nowych rzeczy, która ma dużo czasu na spotkania z przyjaciółmi i znajomymi. Zdaję sobie sprawę, iż tego czasu zostało coraz mniej, więc staram się go efektywnie wykorzystywać.
    Są oczywiście przypadki losowe, kiedy choroba pozbawia nas władz umysłowych (na to nie ma rady), ale w wielu przypadkach bardzo dużo zależy od nas, jeśli mamy pasje, zainteresowania, jeśli czegoś chcemy, a nie tylko siedzieć i narzekać, że nie udała się panu Bogu starość. Jest jak jest, taka kolej życia, starzejemy się, czujemy się słabsi, coraz więcej nas boli, ale siedzenie i narzekanie nic tu nie zmieni, trzeba korzystać z życia na tyle, na ile nam okoliczności pozwalają. Ja sporo podróżuję, powie ktoś, że mam środki więc mogę, a on nie. A ja zawsze na to odpowiadam, że jakbym nie miała tych środków na wyjazdy, to chodziłabym na spacery, spotykała się w domu ze znajomymi na kawie czy herbacie, chodziła na bezpłatne wykłady, kursy robótek ręcznych, czy czegoś co by sprawiało przyjemność. Najważniejsze to nie zasiąść pod telewizorem na cały dzień lub w poczekalni do lekarza. I korzystać, dopóki jeszcze można noga za nogą posuwać się naprzód. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guciamal, to ja wlasnie jestem na tym etapie przygotowan :)) I wiem juz jedno : nie chce przeniesc sie na wies z dala od cywilizacji, jak mi niektorzy znajomi proponuja. Tak wlasnie mysle, zeby zmniejszyc mieszkanie, zeby bylo latwe w utrzymaniu i w miejscu, z ktorego moge / mozemy funkcjonowac samodzielnie badz z lekka pomoca. Z ktorego moge/ mozemy chodzic na spacery i jezdzic na wycieczki, badz isc do kina czy teatru. Czy spotkac sie ze znajomymi na kawie . Czyli chce robic to wszystko, co robie , poza praca zawodowa :)) A czy finanse i zdrowie pozwola to sie okaze. Bardzo latwo to cenne zdrowie mozna stracic , ot tak , doslownie w trzy sekundy. Ja uszkodzilam sobie powaznie kolano we wlasnym domu, od dwoch miesiecy prawie nie chodze, a wczoraj mojemu mezowi wpadl odlamek drewna do oka i o malo oka nie stracil. A drugie oko ma uszkodzone od dziecinstwa. Wiec wiesz , plany planami, i dobre checi dobrymi checiami, ale scenariusz to napisze zycie i wykona go czy chcemy czy nie. Kitty

      Usuń
    2. Oczywiście, że tak - wiele zależy od nas samych, ale nie wszystko jest w naszych rękach, a los bywa bardzo przekorny, co dobrze obrazuje nasze powiedzenie "człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi". Tutaj ponownie zahaczamy o temat, który poruszyłam w przypadku autobiografii Matthew Perry'ego. Można mieć pieniądze, możliwości, ale zupełnie tego nie wykorzystywać. Takie zachowanie faktycznie bywa widoczne u pewnego rodzaju ludzi, emeryci nie stanowią tu wyjątku. Nie dziwi mnie zatem, że takich znasz. Chyba każdy z nas zna kogoś takiego, kto zamiast cieszyć się z tego, co ma, wiecznie szuka problemu, atencji, powodów do narzekania, bo narzekanie stało się stylem życia. Stan konta z kolei nie ma przełożenia na rzeczywisty poziom radości takiej osoby.
      Zmianę mieszkania na mniejsze, ale nadal komfortowe, uważam za bardzo dobry pomysł - same zalety, a jaka oszczędność czasu przy sprzątaniu, no i dla portfela :)

      Znam ten typ człowieka. Będą Ci wyliczać wyjazdy, pobyty w hotelach, twierdzić, że oni też by chętnie pojechali, tylko "nie mają za co". Szkoda, że nie widzą, ile pieniędzy bezmyślnie przepuszczają na głupoty: hazard, papierosy, drineczki na mieście, czy nawet na codzienne drogie kawy i lunche. Ja tego nie robię, więc moje oszczędności wydaję na inne przyjemności.

      Usuń
    3. Co do zdrowia, czy sytuacji w jakiej każdy z nas może się znaleźć wbrew swej woli to codziennie dziękuję losowi (kto wierzy dziękuje Bogu) za to co mam i doceniam to szczęście, że żyję tu gdzie żyję i nie mam większych powodów do narzekania, bo jakieś tam malutkie to każdy ma.
      Też uważam, że wyprowadzka na wieś, czy gdzieś na peryferie osób starszych to nie do końca dobry pomysł, bo było nie było, ale kontakty z służbą zdrowia (choć bardzo ich nie lubię) prędzej czy później będą nas czekać w większym natężeniu. A skoro służba zdrowia nawet w dużych ośrodkach pozostawia wiele do życzenia, wyobrażam sobie, iż w małych jest znacznie gorzej.

      Usuń
    4. Wdzięczność to jedna z piękniejszych cech, którą osobiście bardzo cenię u innych. Mało kto mnie tak irytuje, jak roszczeniowi ludzie, niemający za grosz wdzięczności, za to wybujałe ego i złudne przekonanie, że cały świat kręci się wokół nich. Sama od dawna pracuję nad tą cechą, i choć nie jest z tym u mnie źle, bo widzę, jak pod wieloma względami jestem uprzywilejowana, to jednak ciągle uczę się być jeszcze bardziej wdzięczna za wszystko, co mam. Bardzo mnie więc cieszy to, co napisałaś. Pięknie jest zaczynać dzień, a nawet kończyć go, od podziękowań za kolejną szansę na nowe dziś i nową przygodę, a nie od narzekań. Choć i takie dni bywają, kiedy człowiek wstaje lewą nogą i cały wszechświat zdaje się być przeciwko niemu ;) Oby zdarzały się nam jak najrzadziej.
      Na starość, szczególnie samotną, to chyba najlepiej żyje się gdzieś w małym mieszkanku w bloku (z windą) albo na parterze, gdzie sąsiedzi mogą mieć na takiego człowieka oko. Dużo złych rzeczy przydarza się staruszkom mieszkającym gdzieś w chatce na uboczu. Takie czasy mamy :(

      Usuń
  24. Urokliwe miejsce. Oj, plener malarski byłby tam cudowny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dużo artystów wybiera miejsca tego typu, kiedy potrzebują naturalnego natchnienia ;)

      Usuń
  25. What a beautiful and charming place! I could see myself enjoying long walks there! The views, the water and boats, the buildings and the dogs! Wow! Thank you so much for sharing.

    OdpowiedzUsuń
  26. Przeczytałam oprócz Twojego wpisu wszystkie komentarze i Twoje do nich odpowiedzi i... głowa mi pęka od przemyśleń wszelakich, ale większą część z nich pozostawię chyba dla siebie.
    Po obejrzeniu tych pięknych zdjęć sama już nie wiem, czy wolę swój dom z ogródkiem, czy wolałabym zamieszkać w takim urokliwym i spokojnym miasteczku. Osobiście uwielbiam takie małomiasteczkowe klimaty, spokój i wytchnienie, więc z pewnością doskonale bym się tam czuła.
    Co do emerytury, to ja akurat wychodzę z założenia, że na godne życie u jego schyłku, pracuje się przez wiele lat i nic mnie tak nie irytuje, jak narzekający wiecznie niektórzy emeryci... na wszystko, czyli niskie emerytury, niskie podwyżki itd. Najczęściej narzekają ci, którzy przez pół swojego życia zawodowo lawirowali albo pracowali na pół etatu i tym podobne. A teraz są wielkie pretensje do wszechświata, że muszą żyć biednie i ubogo i na nic ich nie stać. Wtedy, kiedy inni pracowali po wiele godzin, często w stresujących lub ciężkich warunkach, bo o tym się już teraz nie mówi i nie pamięta, tylko się narzeka i wyciąga rękę po dobroci wszelakie. Ale oni wtedy smacznie sobie spali, kiedy ja codziennie przez wiele lat wstawałam skoro świt i jechałam do odpowiedzialnej pracy, by teraz czerpać korzyści z tego mojego urwanego życia.
    Wiem... trochę gorycz przeze mnie przemawia, ale mam w dalszej rodzinie taką osobę, która pracą żadną konkretną się nie skalała, a teraz tylko jęczy i narzeka :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie kochana z mojej zielonej wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, podziwiam za wytrwałość! :) Niektórym nie chce się przeczytać wpisu, a co dopiero komentarze! Współczuję pękającej głowy, tym bardziej, że chyba częściowo się przyłożyłam do tego niefortunnego stanu ;) Fakt faktem - temat długi i szeroki jak rzeka, długo można go roztrząsać.
      U mnie różnie bywa z tym czytaniem wszystkich komentarzy. Jeśli mam czas, i nie jest ich nie wiadomo ile, to rzucę okiem na wypowiedzi innych komentatorów, w wielu przypadkach jednak pomijam je, piszę, co mam napisać, żeby mi moje "drogocenne" myśli nie wyleciały z głowy, co i tak często się zdarza, i dopiero po fakcie przypominam sobie, że jeszcze coś miałam dodać do mojej wypowiedzi ;) Starość - nie radość ;) O proszę, jak mi się w tym temacie przypomniało kolejne popularne powiedzenie :)
      Oczywiście, że tak. Całe swoje życie pracujemy (albo i nie) na to, co będziemy mieć później. Ci, którzy spędzili je na byciu zawodowymi bezrobotnymi ("szlachta nie pracuje"), mogą mieć pretensje do siebie.
      Wielkie dzięki, Iwonko, za poświęcenie Twojego czasu na napisanie tego komentarza :) Dziękuję za pozdrowienia i odsyłam dużo ciepłych (a u nas gorrąco!) myśli :)

      Usuń
    2. Ja podobnie, jak Ty... rzadko czytam inne komentarze. Ale tu u Ciebie ten temat mnie zaintrygował i byłam ciekawa opinii innych, stąd moje "czytanie" :)
      Uściski!!!

      Usuń
  27. This is so beautifully written. It really makes me want to visit a place like that. Actually I and my partner have been considering visiting the Isle of Man on a road trip. I loved what you said about old age being a privilege only when you have health and financial security. That’s such a powerful and honest thought and it feels so right.
    The way you described the town with its colorful loungers and tennis tables sounds so inviting and peaceful. It really brings the pictures to life. I also appreciate how you shared the whole story of the town, even the parts about its dark history. It shows that a place can be both beautiful and have a complicated past.
    What did you enjoy most about the Isle of Man besides Castletown?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks a million, Melody, for your kind words :)
      That's fantastic news, I say: go for it! (but I am partial to this beautiful island!) What did I enjoy most about the Isle of Man? The answer is simple: absolutely everything! Below my post you can find some tags. Click on "Wyspa Man", and take your pick ;) I loved its charming towns (Peel, Castletown, Port Erin, Douglas...), its impressive lighthouses (I am passionate about them), its ginormous waterwheel - The Great Laxey Wheel, Cregneash (open-air museum) as well as its animals' sanctuaries (Man Cat Sanctuary & Home of Rest for Old Horses)... The island is small, but there is a lot to do over there!
      Apologies about late reply!

      Usuń
  28. bardzo znane jest to powiedzonko że starość się Bogu nie udała a prawda jest w sumie taka że Bóg starości nie wymyślił. Jak się dobrze zastanowić to starości kiedyś w ogóle nie było (np. w czasie jak tę dwójkę spalono na stosie). To ewolucja doprowadziła nas do starości i rozwój medycyny. Żyjemy coraz dłużej ale często w złym stanie zdrowia bo to życie lekami i medycyną podtrzymujemy a jeszcze niedawno umierało się po 40-tce.

    Ogólnie wiem co miałaś na myśli w tym wpisie ale myślę że takie spokojne slow life potrzebne jest nie tylko emerytom a już na pewno nie powinno się go odkładać na czas emerytury bo można się nie doczekać :) warto może w takim miejscu zamieszkać prędzej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, już to gdzieś wyżej pisałam - człowiek potrafi wszystko koncertowo schrzanić :) A zatem mamy teraz to, co mamy.
      Zgadza się, postęp w medycynie jest ogromny, żyjemy dłużej, ale nie zawsze lepiej, aczkolwiek są tacy, którzy kurczowo tego życia się trzymają jak na przykład David Rockefeller, który dożył prawie setki, miał siedem przeszczepów serca i dwa nerek! To tylko pokazuje, że jak się jest nadzianym, to wszystko można sobie kupić.

      Usuń
    2. Steve Jobs spał na kasie a przecież i tak sobie życia od choroby nie uratował więc nie każdy nadziany pożyje 🤪

      Usuń
    3. Wiadomo, ale i tak bogacze są na lepszej pozycji startowej, bo zwyczajnie stać ich na najlepszych fachowców. Znam takich, co się po prostu nie leczą, bo nie mają funduszy, nie chcą żebrać (żadne zrzutki nie wchodzą w grę), albo po prostu pogodzili się z losem i już im wszystko obojętne...
      A nowy wpis widziała, czy nadal myśli, że nic nowego nie ma na blogu? ;) Tak tylko informuję, bo zdarzało Ci się przegapić i później zastanawiałaś się, jak to się stało, że pod Twoją nieobecność dwa posty się pojawiły :)

      Usuń
  29. witam serdecznie💚
    dziękuję za świetną fotorelację z Castletown.. przeczytałam z ogromną przyjemnością.. myślę, że takie miasta są potrzebne dla ludzi ceniących spokój.. Ja bardzo lubię małe spokojne miasteczka, gdzie panuje cudowny spokój, otulający serce i duszę.. tam czas płynie jakby wolniej.. domki, zwłaszcza te jednopiętrowe, są urocze.. mogłabym tam sobie zamieszkać.. Castletown jest niezwykłe !.. a zamek Rushen mnie oczarował, jest po prostu niesamowity ze swoimi tajemnicami, zakamarkami i podstępnymi schodkami..😍 (nadrobiłam zaległe posty, bo rzadko jestem na blogach)..
    - pozdrawiam Cię bardzo ciepło, życzę dobrych dni i pięknych chwil 🥰🤗🍀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja serdecznie dziękuję za wizytę i ciekawy komentarz, a jednocześnie przepraszam, że tak późno na niego odpowiadam. Zrobiłam sobie małą przerwę od bloga, dopiero teraz na niego wracam.
      Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Jako że nie jestem imprezowiczką, wysoce cenię sobie spokój i ciszę, to Castletown urzekło mnie swoją małomiasteczkowością i imponującą twierdzą :)
      Wszystkiego najlepszego na tę zbliżającą się jesień, Anso - niech będzie piękna i złota :)

      Usuń
  30. Piękne miejsce ^^ zazdroszczę wycieczki :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Wyczuwam w tym mieście taki nieśpieszny hiszpański klimat. Mi jeszcze trochę do starości brakuje, ale już teraz bardzo mi się podoba w tym miasteczku. Lubię takie spokojne mieściny, gdzie czas płynie wolniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym powiedziała, że nawet sporo, a nie "trochę" ;) Warto jednak zawczasu się do niej przygotować. Nie wiem, jak inni, ale ja im starsza jestem, tym bardziej doceniam spokój i bezpieczeństwo, więc takie małe miasteczko wydaje się być dobrą opcją.

      Usuń