sobota, 6 września 2025

Popłyń ze mną na Arranmore


Zapinajcie kapoki, popłyniemy dziś na Arranmore!


Pokażę Wam, jak mieszkają irlandzcy bogacze, i jak wygląda jedna z największych, a także najciekawszych wysp leżących u brzegów Zielonej Wyspy.


Tak naprawdę to ten wstęp jest mocno na wyrost. Przeprawa morska jest tak krótka, że jeśli ktoś jest wyjątkowym flegmatykiem, ma dwie lewe ręce, letargiczne ruchy, albo myśli, że kapok to taka orientalna potrawa, to pewnie nawet nie zdążyłby założyć na siebie tej wspomnianej kamizelki ratunkowej, bo prom już dobijałby do brzegu Arranmore.


Z Burtonport, małej wioski w hrabstwie Donegal, z której wypływają łodzie na Arranmore, to jakieś pięć kilometrów. Co to jest pięć kilometrów? To dystans, który z powodzeniem pokonałby pieszo nawet jednonogi, dzielny ołowiany żołnierzyk z bajki Andersena, i miałby z tego niezłą frajdę.


Jest tylko jeden mały problem. Nikt nie wpadł na ten genialny pomysł, aby połączyć mostem te dwa przeciwległe lądy, jak uczyniono w przypadku Achill Island, największej irlandzkiej wyspy z sąsiedniego hrabstwa Mayo.


Dla zwykłego śmiertelnika nie będącego w posiadaniu żadnej jednostki pływającej, a już szczególnie dla turysty, pozostaje jedynie przeprawa promowa. Oczywiście, jeśli ktoś ma zadatki na Robinsona Crusoe, to pewnie z powodzeniem mógłby dopłynąć tam własnoręcznie zbudowaną tratwą, nawet taką z części zamówionych na Temu. Pamiętajcie jednak, że jakby co, to nie ja podsunęłam Wam ten głupi pomysł!


Na otarcie łez mamy za to aż dwóch przewoźników w Burtonport i "rozkład jazdy" naszpikowany godzinami rejsów. W sezonie promy kursują praktycznie co godzinę, a jeśli jeden "ucieknie", pozostaje jeszcze drugi. Konkurencja bardzo chętnie zaopiekuje się takim pechowcem, a zwłaszcza jego pieniążkami.


Obydwa promy wypływają z dokładnie tego samego miejsca, kosztują tyle samo i przewożą pojazdy. Kanapowe lenie, którym nie chce się spacerować po wyspie, odśpiewują teraz hip hip hurra!


Promy różnią się głównie kolorem. Jeden jest czerwony, a drugi niebieski. Dla daltonistów mam dobrą wiadomość: nawet jeśli nie jesteście w stanie odróżnić jednego od drugiego, nie martwcie się! Bez względu na który wsiądziecie, zapłacicie tyle samo, i wylądujecie w tym samym miejscu.

Czerwony nazywa się Arranmore Ferry i obsługuje tę trasę już ponad 30 lat. Stare wygi. Pewnie nawet po ciemku by trafili. Niebieski prom nazywa się dość oryginalnie ‒ na pewno nigdy byście na to nie wpadli ‒ Arranmore Ferry, tylko ma jeszcze przedimek "The". "The Arranmore Ferry".


Jeśli ktoś jest lokalnym patriotą i lubi wspierać rodzinne biznesy, to ta opcja jest dla niego. Łódź należy bowiem do irlandzkojęzycznych mieszkańców wyspy Arranmore, rodziny Boyle, która para się tym zajęciem od ponad wieku. Niedawno odświeżyli swoją lekko zardzewiałą flotę i teraz reklamują się najnowszym nabytkiem, promem Arranmore Blu, który ma być bardziej komfortowy i stateczny niż jego poprzednik (i pewnie też konkurencja). Może przewieźć prawie 100 pasażerów i 10 samochodów, a na pokładzie można nawet napić się kawy (to z myślą o tych wczesnoporannych i późnych rejsach). Widać zatem, że dbają tu o klienta. Serwis jak w pięciogwiazdkowym hotelu!



Przekonaliśmy się o tym dobitnie, kiedy staliśmy grzecznie w kolejce do wjazdu na prom. Ponieważ był to nasz trzeci rejs na Arranmore, jednak pierwszy niebieskim promem, wiedzieliśmy doskonale, że zawsze wjeżdża się na nie tyłem. Jest to dość ciekawe doświadczenie, bo prom cumuje sobie w wodzie z otwartą paszczą, niczym wieloryb czyhający na Jonasza, a pasażerowie muszą na niego wjechać tyłem po pochylni, która, jak sama nazwa wskazuje, no... jest pochyła.



Wjazd tyłem "do wody", pochylnia... domyślacie się już do czego zmierzam? Ano do tego, że dla niektórych kierowców to karkołomny wyczyn. Dodam, że trzeba przy okazji stosować się do wskazówek załogi, która stoi na promie, bacznie obserwuje i żwawo gestykuluje, wszak prom ma ograniczoną powierzchnię i trzeba te wszystkie pojazdy ustawić na nim z głową. Przy bardzo popularnych rejsach każdy centymetr jest na wagę złota. I mówiąc "centymetr", naprawdę mam na myśli centymetry, a nie metry. Któregoś razu wracaliśmy z wyspy zapakowani po sam korek. Gorzej niż sardynki w puszce. Kiedy już byliśmy przekonani, że ciaśniej się nie da, na pokład promu wjechał... van.


Tym razem jednak nie musieliśmy tego robić, bo kiedy siedzieliśmy w aucie, nagle w szybę zapukał Irlandczyk z obsługi i coś tam zabełkotał. A ponieważ mieliśmy tu do czynienia aż z dwoma elementami zaskoczenia (jego nagłe pojawienie się i przemówienie), szok sprawił, że w pierwszej chwili w ogóle nie zrozumieliśmy, co do nas mówił. A mówił z mocnym lokalnym akcentem. Okazało się, że chciał kluczyki do samochodu, aby wjechać nim na prom, nas zaś poprosił o piesze udanie się na łódź.


Nie wiem, czy załoga tego promu zawsze oferowała tego typu usługę, czy w pewnym momencie po prostu mieli dość kiepskich, ślimaczących się kierowców i doszli do wniosku, że szybciej i lepiej będzie, jak sami te auta zaparkują.


Normalnie popłynęlibyśmy czerwonym promem, tak jak w przypadku poprzednich dwóch razów, ale ponieważ rejs, który nas interesował był już wykupiony (latem warto je rezerwować z wyprzedzeniem, przez Internet), to zdecydowaliśmy się na dziewiczą podróż The Arranmore Ferry. Na szczęście nie mieliśmy takiego pecha jak Titanic.


Góry lodowej  co prawda nie można tu uświadczyć (foki i morświny już prędzej), ale ta pięciokilometrowa trasa na Arranmore ma na swojej drodze inne przeszkody. Przede wszystkim jest bardzo widowiskowa, co jest szczególnie widoczne w ładne i słoneczne dni (powodzenia życzę!), kiedy domki odbijają się w tafli wody.


Większość z nich jest odnowiona i nadająca się do użytku, gdzieniegdzie jednak natrafić można na tajemnicze ruiny, tak jak np. ma to miejsce na największej z nich, wyspie Rutland. To tu w latach 80. XVIII wieku, kiedy wyspa znajdowała się pod angielską okupacją, chciwy szkocki landlord Conyngham założył przetwórnię ryb, aby spieniężyć ogromne zasoby śledzi. Ławice ryb tak mocno tutaj przetrzebiono, że jakieś 10 lat później trzeba było zwijać interes, bo ryb zwyczajnie nie było. Po tamtych czasach pozostało jedynie wspomnienie w postaci ruin po dawnych budynkach.


Statek meandruje między archipelagiem mniejszych i większych wysp, na których irlandzcy bogacze mają swoje domki letniskowe. Przyznaję, że posługuję się tutaj paskudnym uproszczeniem, bo nie przeprowadzałam tu żadnego spisu powszechnego, i tak naprawdę to nie wiem, czy tymi szczęśliwcami faktycznie są Irlandczycy.


Jedno jest pewne ‒ domki są przepięknie położone. Jeden z nich, imponujący Inishcoo House to odrestaurowany budynek straży przybrzeżnej, który można wynająć (jedna noc w sezonie to "jedyne" 650€!). Jacyś chętni?


Wysepki zaś nie tylko mają ciekawe nazwy (jedna zwie się Kaczka, inna Koza), ale przede wszystkim łagodne wydmy, złote plaże i zatoczki wprost zachęcające do kąpieli. 


Te znajdziemy również w naszym miejscu docelowym ‒ na wyspie Arranmore. W 2019 roku mieszkańcy wyspy wystosowali list otwarty do Amerykanów i Australijczyków, i to właśnie między innymi wizją tych pustych, złotych plaż (a także pysznymi owocami morza, smacznym Guinnessem, dobrą muzyką i zabawą, a nade wszystko super szybkim Internetem) próbowali ich skusić do przeprowadzki.

 

Realia są bowiem takie, że społeczność wyspy maleje niemal z każdym rokiem. Jeszcze na początku XX wieku żyło tu ponad 1500 stałych mieszkańców, obecnie zaś jest ich trzy razy mniej.

 

Bardzo dużo osób wyemigrowało stąd w połowie XIX wieku, kiedy Irlandię dotknęła klęska głodu. Wielu udało się właśnie do Ameryki bądź Australii. O bliskich więziach z USA przypomina pomnik, który znajdziemy na wyeksponowanej części wyspy, na małym jeziorku pośród wzgórz i torfowisk. To Beaver Island Monument.

 

Beaver to po polsku boberek. To nie tylko przezwisko, którym Jean-Paul Sartre pieszczotliwie nazywał swoją Simone de Beauvoir (nie wnikam), ale także nazwa wyspy na jeziorze Michigan w USA, gdzie osiadło wielu dawnych mieszkańców Arranmore. Dziś te dwie społeczności tworzą od 2000 roku miejsca partnerskie i to właśnie z tej okazji powstał ten wymowny pomnik.


A z tymi kapokami, to żartowałam! Na żadnym promie nie są wymagane!


 


63 komentarze:

  1. Za każdym razem wyczekuję Twoich postów i nie mogę się doczekać kiedy zabierzesz mnie w kolejna podróż po Irlandii ! Niektóre z tych skał przypominają mi skały, które można spotkać w Girraween NP i doprawdy fascynuje mnie ich rzeźba, ułożenie i to jak niesamowicie spajają się z naturą ❤️ Przepiękne są te domki i pozostałości po starszej zabudowie, ohh jak bardzo brakuje mi takich podróży po Europie ❤️ Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się przylecieć do Polski i odwiedzić pare miejsc z naszej listy, takich miejsc jak na przykład Irlandia ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki, Madeline, za te słowa - miło wiedzieć, że ktoś czeka na tę moją pisaninę :) Zawsze to jakaś motywacja do tworzenia kolejnych wpisów. Szkoda, że nie można tak po prostu pstryknąć palcami, aby tymczasowo zamienić się krajami zamieszkania! To by dopiero było :)
      Trzymam kciuki za Wasze plany!

      Usuń
  2. Rozbawiłaś mnie tym wstępem z kapokami i żołnierzykiem Andersena🙂
    Wplatasz tyle lekkości w opisy. Sama podróż promem to mała przygoda pełna barw i uśmiechu, emocji i anegdot. Od wjazdu tyłem do ‘paszczy wieloryba’, po historie o szkockich landlordach i irlandzkich emigrantach. Fajnie łączysz humor z ciekawostkami historycznymi. Złote plaże Arranmore są jak obietnica ciszy i piękna, tajemnicze ruiny i domki jak z bajki… Gdyby jeszcze tylko pogoda była bardziej "dla bogaczy" to już pakowałabym walizki 😉 chociaż ceny noclegu w Inishcoo House skutecznie sprowadzają na ziemię.
    Z każdym Twoim Irlandia staje się jeszcze bardziej barwna i pełna życia, jeszcze bardziej zielona i bardziej magiczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie należę do blogerów, którzy zamieszczają krótkie wpisy, raczej przeciwnie - mam tendencję do rozwlekania swoich myśli, staram się więc, aby te moje posty były w miarę lekkostrawne, aby nie odstraszyć resztki czytelników. Jeśli kogoś bawi moje głupkowate poczucie humoru, to tym bardziej mi miło :) A promy bardzo lubię. Może dlatego, że przez 99.9% czasu przebywam na lądzie, więc podróż morska to zawsze jakaś odmiana :) Z reguły nie opisuję rejsów na irlandzkie wyspy, bo nie bardzo jest co, ale tutaj ta trasa jest bardzo ciekawa i widokowa, musiałam więc ją Wam pokazać :)
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę miłego tygodnia :)

      Usuń
    2. Lubię długie wpisy, zwłaszcza o miejscach, których nie znam, które czyta się powoli, jak dobrą książkę przy kominku. Wtedy mogę naprawdę poczuć się tak, jakbym tam była. I cenię poczucie humoru w postach również takie 'głupkowate' bo naprawdę dodaje im uroku i autentyczności. Kiedyś, na moim pierwszym blogu, sama pisałam długie posty o zupełnie innej tematyce niż teraz, więc rozumiem Cię w 100%.
      Przyznam szczerze, że nie przepadam za promami, statkami, podobnie jak za samolotami, bo mój błędnik bywa nadreaktywny i zawsze muszę się zabezpieczać odpowiednimi tabletkami. Ale Twoja trasa rzeczywiście była wyjątkowo widokowa i szkoda by było jej nie pokazać. Zgadzam się, że każda podróż morska to trochę inny świat, oderwanie od lądu i codzienności. Pozdrawiam serdecznie i życzę pełnego inspiracji weekendu:-)

      Usuń
    3. Kochana, w takim układzie jesteś chlubnym wyjątkiem! Wielu narzeka, jak jest za długo, bo czytać się im nie chce. Mam wrażenie, że to głównie ci, którym zależy tylko na komentarzu zwrotnym - chcą jak najszybciej odbębnić wizytę, pozostawić po sobie ślad, a długie wpisy komplikują im sprawę ;) Mam bardzo podobne podejście do Twojego i lubię, kiedy moi ulubieni blogerzy mają długie i ciekawe wpisy. Traktuję to wówczas jako relaksującą lekturę. Robię sobie coś dobrego do picia (tak, jak zrobiłabym w przypadku czytania prawdziwej książki), przybieram wygodną pozycję i zanurzam się w lekturze :)
      O nie :( Współczuję niedobrego błędnika ;) Szkoda, że nie możesz czerpać pełnymi garściami z tych podróży!
      Dziękuję serdecznie za życzenia i pozdrowienia :) Dla Ciebie również wszystkiego, co najlepsze :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa opowieść, a te domki rzeczywiście cudownie usytuowane prawie na samym nadbrzeżu i widowiskowo odbijające się w tafli wody. Zauroczyła mnie ta plaża, bo - jak pewnie wiesz - ja bardzo plażowa i słoneczkowa jestem :) Ciekawi mnie tylko, jak sporo jest w tamtym rejonie tak dobrej pogody, że można bez "gęsiej skórki" korzystać z dobroci słonecznych promieni i w miarę ciepłej wody?
    W każdym razie, bez względu na pogodę, ten widok ogromnie zachęca do korzystania z dobroci natury właśnie w takiej postaci.
    To musiała być ciekawa wycieczka... fotki obrazują to w zupełności.
    Pozdrawiam Cię wrześniową pogodą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Iwonko :) Na Arranmore jest kilka ładnych plaż, a co do Twojego pytania, to wszystko zależy, jak wielkim zmarzluchem jesteś ;) Połówek kąpał się na dwóch z nich, raz wieczorową porą, i twierdził, że woda była zaskakująco ciepła! :)

      Usuń
    2. Jestem okrutnym zmarzluchem, ale w obliczu takich widoków pewnie dałabym radę :)

      Usuń
    3. Kiedyś robiłam sobie niewinne i przyjazne podśmiechujki ze zmarzluchów, a teraz - z przerażeniem! - zauważam, że im starsza się robię, tym mi zimniej! Nie wiem, co się dzieje ;) Ale nie podoba mi się to! To chyba karma w połączeniu z wiekiem.

      Usuń
  4. What a lively, entertaining ride through Arranmore. I loved how you wove history, local culture, and humor into the ferry trip. It made me feel like I was tagging along, especially with the playful descriptions of the red and blue ferries and the crew handling the cars. The little historical nuggets, like Rutland Island’s fish processing past and the Beaver Island Monument, gave the trip so much depth.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, Melody :) I'm glad that you enjoyed reading my post! :) As always, thanks a lot for your supportive comment. Have a nice week!

      Usuń
  5. Pięknie piszesz a zdjęcia jak widokówki-pocztówki, i taki inny ten świat irlandzki, nawet mimo słońca i pięknej pogody jest taki surowy, chyba trudny do życia, a może ja tak to widzę z perspektywy mojej kondycji czy raczej braku jej. Nie mogłabym jednak zamieszkać tam, ale doceniam urok tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że doceniłaś moje fotki, starałam się wybrać jak najładniejsze :) Czyli mówisz, że nie skorzystasz z zaproszenia mieszkańców i nie przeprowadzisz się na Arranmore? ;) Wbrew pozorom mogłoby Ci tam być całkiem dobrze :) O samej wyspie jeszcze będzie, wtedy lepiej ją poznasz, bo w tym poście tylko 4 zdjęcia ją przedstawiają (klify, dwa z boberkowym pomnikiem i jedno z plażą), cała reszta jest z rejsu :) Ludzie zamieszkujący wyspę urządzili się tam z głową, więc ich domostwa znajdują się raczej na osłoniętej części wyspy, a nie tej najgorszej - wyeksponowanej na działanie wiatru i Atlantyku.

      Usuń
  6. Ahoj Taito ! Kocham wszelkie " morskie opowiesci" i zawsze z wielka przyjemnoscia chlone widoki morskie i wszystko co z nim zwiazane. Jako dziewczyna znad morza mam te milosc gleboko w sobie i zadne widoki gorskie, choc przepiekne i zapierajace nieraz dech w piersiach, nie zastapia mi widoku morza rozciagajacego sie az po horyzont...Piekna wycieczka Taito, dzieki za relacje i cudne zdjecia. Choc faktem jest, ze morze irlandzkie czy widoki szkockich i polnocnych plaz sa dosc surowe , a pogoda potrafi tam dopiec i z cieplem nie ma to nic wspolnego :)) Potrafi sieknac lodowatym deszczem i wiatrem, i przeniknac czlowieka do kosci. O tej porze roku jest jeszcze przyjazna dla gosci... Oj, brakuje mi tych widokow i bliskosci morza na codzien, mieszkam jakies 100-120 km od najblizszej plazy a kiedys mialam ja na wyciagniecie reki. A wy macie daleko czy blisko Taito? Usciski Kitty 🛟⚓️🛟⛴️⛴️⛴️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj, ahoj, jak dobrze, że szczęśliwie dobiłaś do irlandzkiego brzegu ;) No, ale skoro jesteś z dziewczyną znad morza, to jak przystało na wilka morskiego, a raczej wilczycę, masz w tym wprawę :)
      Wyobraź sobie, że dzieli nas taka sama odległość od najbliższej plaży! Trochę nad tym ubolewam, bo choć życie wgłębi lądu niewątpliwie ma swoje plusy (jest tu np. bardziej zielono, a lata znacznie cieplejsze i łagodniejsze), to jednak chciałabym kiedyś zaznać nadmorskiego życia, aby na własnej skórze przekonać się, jak ono się ma do moich marzeń :) Póki co mogę się cieszyć oceanem jedynie na urlopie i moich coraz rzadszych wycieczkach.
      Cieszę się bardzo, że lubisz wszelkie morskie opowieści, bo trochę ich jeszcze będzie. Następny wpis powinien Ci zatem przypaść do gustu :)

      Usuń
    2. Moim niespelnionym marzeniem jest mieszkac w domu z widokiem na morze...ale nie na wyludnionej wyspie, ale w takim malym, slicznym , nadmorskim miasteczku, z malym portem , w ktorym cumuja rybackie lodzie , gdzie ludzie nadal zyja z rybolostwa i w bliskim kontakcie z morzem. Uwielbiam krzyk mew, zapach morskiej wody i wodorostow, stukot fal o pomost , widok lodzi i zaglowek unoszacych sie na fali...⛵️⚓️⛵️I atmosfere morskich miasteczek, gdzie mozna usiasc w nadmorskiej kafejce z widokiem na morze , latem raczyc sie smazona rybka , zimnym bialym winem i podziwiac zachody slona, a zima grzac sie goraca zupa z krabow , smazona rybka , herbatka z rumem i patrzec jak za oknem sztorm zacina deszczem i targa falami . I pomyslec , ze kiedys mialam to wszystko na wyciagniecie reki ( oprocz domu z widokiem na morze) 🐟🦀🫕🍷⚓️⛴️ Ahoj Kitty

      Usuń
    3. Och, marzenie ściętej głowy! Opisałaś (niemal w 100% dokładnie) to, o czym sama marzę :) Ja dopuszczam jeszcze wyspę, ale nie jakąś bezludną, tylko jak najbardziej zamieszkałą przez innych, aby było z kim się spotykać w pubie czy innym przybytku zgromadzeń. Na każdym swoim nadmorskim wyjeździe dokarmiam mewy, i cieszę się jak głupia, kiedy siedzę w swoim ogródku, a one przelatują "moim niebem". Czasem są tak pochłonięte lotem, że zaraz znikają z pola widzenia, innym razem zniżają lot i krążą nad domami, nigdy jednak nie udało mi się zwabić ich do siebie do ogródka, a tak bardzo chciałam, żeby się posiliły przed dalszym lotem do Dublina!
      Nadmorskie miasteczka mają swój niepowtarzalny urok. Jeśli tylko mam okazję, odwiedzam je i chłonę tę wspaniałą atmosferę. Chciałabym, aby nasze marzenia się ziściły :) Jeśli nie wygram na loterii, to raczej się tak nie stanie, bo ceny działek czy domów przerażają!

      Usuń
    4. Mielismy tu takich sasiadow, ktorzy jak tylko dostali spadek po zmarlej matce, spakowali manatki , sprzedali dom z hipoteka, i przeniesli sie do nadmorskiego miasteczka w polnocnej Walii. Tyle, ze oboje juz na emeryturze... Niestety w tych miasteczkach nie ma pracy, oprocz wlasciwie hotelarstwa i turystyki , albo musialabym zostac rybakiem 😂 Obie opcje nie dla mnie niestety. I dlatego pozostanie to tylko marzeniem. No chyba, ze wygramy na loterii :)) Kitty

      Usuń
    5. Szczęśliwcy! Mnie niestety nie grozi żaden spadek, a szkoda! Wiedziałabym, jak dobrze spożytkować ten nadprogramowy zastrzyk gotówki :) Wcale im się nie dziwię. Pewnie zrobiłabym to samo na ich miejscu. Walia bardzo przypadła mi do gustu, zarówno północ (mnóstwo ciekawych zamków), jak i południe.

      Usuń
  7. Miałam swoją miejscówkę z promem, przeprawa trwała jakąś minutkę. Ale już nie funkcjonuje, bo wybudowano most. Ku żalowi wielu. A to co pokazujesz, to surowa egzotyka. Piękne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził ;) Most też pewnie ma swoich zwolenników, bo przeprawa chyba nie była za darmo?
      "Surowa egzotyka" - bardzo ciekawe określenie, spodobało mi się :)

      Usuń
  8. Będąc mieszkańcem podgórskich krain, takie widoki, pełne promów, statków i przede wszystkim wody, nie są takie oczywiste. Rejs zatem odbyłem z największą przyjemnością. Przepiękne miejsce, te domki nieustannie mnie zachwycają... są takie unikatowe! I bardzo się cieszę, że nie podzieliliście losów Jacka i Rose, jak widać dziewicze rejsy nie muszą się kończyć źle! :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - widoki jakże odmienne od tych, do których nas przyzwyczaiłeś, jestem jednak pewna, że każdy z nich ma swoich zwolenników :)
      Wielkie dzięki za pozostawiony komentarz i cenną uwagę odnośnie do domków. Unikatowe to dobre określenie. Każdy z nich jest ciekawy na swój sposób. Jedne są na wskroś irlandzkie, inne z kolei przywodziły mi na myśl tak odległe lądy jak np. Kanada albo USA.
      Rozbawiłeś mnie tym Jackiem i Rose :))

      Usuń
  9. Widząc ponton na pierwszych zdjęciach miałam zapytać czy właśnie tym dopłynęłaś ;-) Potem jak pisałaś o kapoku to zastanawiałam się czy w ramach oszczędności jednak nie wpław ;-) Zawsze mnie zastanawia ta kwestia kapoków czy oni myślą, że w razie czego to będzie selekcja naturalna czy po prostu, że woda jest tak zimna, że nawet w kapoku nikt nie przeżyje.

    Ciekawa, niebiańska wycieczka. Widoki jak z raju na ziemi, troszkę przeraża malutka ilość tubylców, bo jeśli dobrze liczę to oznacza, że niebawem będzie to bezludna wyspa. Kto wie też co się z taką wysepką wydarzy, gdy poziom wód na świecie się po prostu podniesie.

    Niesamowite, że taka mała ferry może zabrać tyle samochodów! Czy u Was w Irlandii również jest tyle kiepskich kierowców? W Polsce głupota i brawura na drogach jest coraz większa i przerażająca.

    Byliście tam na jeden dzień czy dłużej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak celowo, żeby wyprowadzić Was w maliny ;) Jakieś mroczne przemyślenia chodzą Ci "dzisiaj" po głowie ;) A tak całkiem serio, to kamizelki są wymagane na tych mniejszych "łódeczkach", które mają większe szanse na przewrócenie się do góry nogami, na promie nikt nam ich nigdy nie proponował, nie było też żadnego szkolenia w zakresie bezpieczeństwa, co jest normą na ogromnych promach typu Stena Line czy Irish Ferries. Na czerwonym promie były umieszczone informacje, że na czas rejsu trzeba przebywać poza pojazdem, ale też nie każdy się do tego stosował. Tu takich informacji nie widziałam.

      Nie, aż tak źle to tam nie jest. Owszem, populacja się zmniejsza, ale nie tak drastycznie, by za parę lat wyspa stała się całkowicie bezludna. Z tego, co zauważyłam, to ludzie całkiem dobrze i fajnie się tam urządzili, niektórzy mają piękne domy, często z powalającymi widokami, lukratywne biznesy, i nie wyglądają na takich, którzy mieliby w najbliższym czasie gdziekolwiek wynosić się stamtąd. A jeśli chodzi o podnoszący się poziom wód, to chyba tylko niespodziewane tsunami mogłoby ich "zmieść z planszy". Wyspa jest dość górzysta, a wiele domostw znajduje się wysoko nad poziomem morza.

      Te promy są dość pojemne, choć jednocześnie niepozorne. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że złych kierowców przybywa w zastraszającym tempie, a w dużej mierze odpowiedzialne są za to "cudowne" smartfony. Nie zliczę, ile razy widzę kierowców w przejeżdżających autach grzebiących jednocześnie w telefonie!
      Ostatnio natrafiałam też w sieci na narzekania na kierowców mających żółte blachy rejestracyjne (z Wielkiej Brytanii). Ponoć znacząco wzrosła ich liczba na naszych autostradach, a ich styl jazdy pozostawia wiele do życzenia...

      Jeden dzień to zdecydowanie za mało, żeby na spokojnie zapoznać się z wyspą. To nie jest takie maleństwo, jak opisywane przeze mnie wcześniej Cape Clear czy Inishturk, to spora wyspa. Byliśmy tam 4 dni i trzy noce.

      Usuń
    2. Maliny powiadasz? Zjadłabym ;-)

      To chyba sytuacja w kraju nastroiła mnie niekorzystnie. W sumie ile razy płynęłam, tyle razy kapoka nie ujrzałam na oczy. Nie była to co prawda jakaś porywająca ilość razy w moim życiu, ale kilka razy się zdarzyło. Czekaj! Miałam raz! Jak płynęłam na latarnię w Skerries ;-)

      Właśnie wyobrażałam sobie, że to maleńka wyspa. Jeśli nie taka maleńka to spokojnie te wszystkie bogate domki tam się mieszczą. Chciałabyś tam mieszkać?

      Smartfony, a u nas też porażająca ilość pijanych kierowców. Nawet nie chcesz wiedzieć ilu mamy kierowców, którzy nie trzymają się pasa i jeżdżą zygzaków. W ogóle po urlopie stwierdzam, że jesteśmy narodem alkoholików. Myślałam, że coś się w tym zakresie zmienia, ale zupełnie nie.

      Cztery dni to już całkiem sporo czasu na odpoczynek! :)

      Usuń
    3. To sobie kup ;) Albo poproś K., żeby Ci kupił :)

      Na tych mniejszych są wymagane, więc nie dziwię się, że miałaś, jak płynęłaś w celu podziwiania latarni Rockabill. Zazdroszczę! Oczywiście nie kapoka, tylko wyprawy :)

      Maleńkie to są te sfotografowane wysepki z domkami letniskowymi, koło których przepływa prom. Sama Arranmore zjadłaby je wszystkie na śniadanie i jeszcze zażądała deseru ;)
      Już sam fakt, że tyle razy tam wracałam, wskazuje, że wyspa ma coś, co mnie przyciąga.
      Moim "małym" marzeniem jest zamieszkać na wyspie, choćby tymczasowo, więc odpowiedź na Twoje pytanie brzmi "tak". Na pewno fajnie byłoby zaznać takiego życia. Nie wiem, czy na dłuższą metę sprawdziłoby mi się ono, ale wolałabym przekonać się na własnej skórze, niż do końca życia zadawać sobie pytanie "co by było, gdyby...?"

      Ironia polega na tym, że smartfony, te rzekomo mądre urządzenia zwyczajnie ludzi ogłupiają. Mało kto potrafi inteligentnie z nich korzystać.

      Usuń
    4. Mam mrożone, ale nie mam czasu poddać ich obróbce. Czekają na swój złoty moment, żeby je przygotować w formie zimnego deseru z mascarpone ;-)

      Oj tak, wyprawa była ciekawa i piękna! :)

      Czyli to Twoja ulubiona, irlandzka wyspa :) Kto wie, może jakaś złota rybka wpadnie spełnić Twoje trzy życzenia i dane będzie Ci tam zamieszkać :) Tego Ci życzę!

      Myślę, że ze smartfonami co do zasady o której piszesz jest podobnie jak z internetem i telewizją.

      Usuń
    5. Jedna z ulubionych wysp, bo tak na dobrą sprawę, to to samo mogę powiedzieć o innych, które zwiedziłam (Inishbofin, Clare, Cape Clear, Tory, Inishturk...) Z każdą z nich mam bardzo miłe wspomnienia, każda jest urocza i ciekawa na swój sposób, ale nie każda z nich ma latarnię i domki latarnika, w których można spędzić urlop (i to by tłumaczyło, dlaczego tyle razy tam wracam). Chciałabym wierzyć w złotą rybkę, ale życie już dawno odarło mnie ze złudzeń :(

      Jest, to prawda. Różnica polega jednak na tym, że odbiornika telewizyjnego i komputera kierowcy nie wożą ze sobą w aucie, a z korzystaniem ze smartfona nie mają żadnych problemów. Ostatnio widziałam na IG filmik pielęgniarki, która rozbiła wypożyczony samochód, bo zamiast skupić się na drodze, pisała coś na telefonie w trakcie jazdy... Parę lat temu był głośny przypadek kierowcy ciężarówki, który oglądał sobie filmik dla dorosłych, nie zauważył, że ruch na drodze się zatrzymał, i sprasował stojącą przed nim osobówkę (już nie pamiętam, ale chyba całą rodzinę wtedy zabił).

      Usuń
    6. O Pani, dużo tych wysp już zdobyłaś :)

      Ah, nocleg w latarni czy domku latarnika jest nadal jednym z moich marzeń! No tak, to życie..

      Bardziej miałam na myśli, że telewizja i internet też ogłupiają i czasami mam wrażenie, że ludzie nie mają już umiejętności zarządzania swoim rozumem i przesiewania informacji, które czytają i oglądają.

      Tak, niestety jadąc widzę dużo ludzi, którzy korzystają z telefonów w trakcie, a kierowcy tirów to już w ogóle widać, że sobie coś oglądają całą drogę..

      Usuń
    7. Uwielbiam wyspy :) Dawno nie byłam na żadnej nowej, nad czym szczerze ubolewam. Miałam jedną w planach, ale to była wyprawa na drugi kraniec kraju, i jeszcze po chamsku ktoś sprzątnął mi sprzed nosa fajne i tanie (a to dziś rzadkość!) zakwaterowanie, które miałam tam na oku! Więc zrobiłam focha i nie pojechałam ;) Jak dożyję, to może w następnym roku to nadrobię.

      Usuń
  10. Kapok zawsze się przyda jak się nie umie pływać :P. W sumie się nie dziwię, że sami zaczęli te auta wprowadzać, jak chcieli dobrze pomieścić. Słodki boberek :3. Uśmiałam się czytając Twoją relację <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam wywołać uśmiech na Twojej twarzy :)
      Powiem Ci, że ja również WCALE się nie dziwię. Naoglądałam się już różnych "wyczynów" w wykonaniu kiepskich kierowców. Zwróć uwagę na ten biały samochód - praktycznie przylega do promu. Niektórzy baliby się tak blisko parkować, a poza tym, gdyby tam był pasażer, to nawet nie mógłby wyjść z auta, bo nie dałby rady otworzyć drzwi ;)

      Usuń
  11. Ostatnio byliśmy w Karlkstronie i te widoczki wydają mi się trochę podobne :) Płynęliśmy promem i powiem Ci, że jestem zachwycona tym środkiem transportu. Samolotów nie cierpię, ale taki rejsik promem to już zupełnie inna bajka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę wycieczki! Całkowicie się z Tobą zgadzam. Nie przepadam za samolotami z uwagi na tę małą i nieograniczoną przestrzeń, brak możliwości swobodnego poruszania się i rozprostowania nóg. Promy natomiast są super (jeśli pogoda dopisuje, haha) Uwielbiam je za to, że mogę po nich spacerować, podziwiać morskie widoki, a nawet - gdybym miała taką ochotę - robić zakupy w sklepie bezcłowym, oglądać film w kinie, iść do restauracji czy skorzystać ze SPA ;)

      Usuń
  12. Przy tej wyspie na Google Maps mam pinezkę "Want to go". Cały czas się dziwię, że mieszkam tak blisko Irlandii a jeszcze nigdy mnie tam nie było. Czas to zmienić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, zaskoczyłaś mnie tym stwierdzeniem! Niby tak blisko, a jednak daleko. Dostanie się na Arranmore wymaga trochę zachodu, ale jest jak najbardziej do wykonania - powodzenia, Cathleen!

      Usuń
  13. Och, te ruiny robią wrażenie!
    Ogólnie podobają mi się zdjęcia chociaż ogarnia mnie strach na widok wody... Tak się składa, że jako córka marynarza mam fobię związaną z nią ^^
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ruiny starego zakładu przetwórstwa rybnego, kiedy tamtejsze wody były bogate w ogromne ilości śledzi. Mam podobne odczucia w stosunku do rzek i stawów, tu natomiast czułam ekscytację zamiast dyskomfortu.
      Dzięki za pozdrowienia i komentarz. Dobrego weekendu i tygodnia, Kingo :)

      Usuń

    2. Nie, nie :)
      Mam na imię Karolina a mój nick to połączenie wyrazów "Kina" oraz "gyo" co po koreańsku znaczy religia. Na polski można by to przetłumaczyć jako kinagizm, czyli mój własny system wartości, którym się kieruję. Wymyśliłam to w gimnazjum i byłam strasznie z tego dumna xD
      A "Kina" dlatego, że tak nazywają mnie ludzie mi bliscy. Kiedyś, kiedy moja siostra miała dwa latka i nie mówiła jeszcze, ja mająca parę miesięcy chciałam się z nią bawić. A ona wydała z siebie pierwsze słowa: "Habieście Kinę małą!". xD
      Nie potrafiła wymówić "Karolina" i tak się przyjęło, że mówią na mnie tym zdrobnieniem :)

      Usuń
    3. Ups! To może chociaż na drugie (albo trzecie) masz na imię Kinga? ;) Dzięki za wyjaśnienia, teraz na pewno zapamiętam! Szukałam na Twoim blogu info o Twoim imieniu, ale nigdzie nie znalazłam, więc sama sobie dopowiedziałam, bazując na Twoim nicku ;)

      Usuń
    4. Hahaha, nie :)
      Na drugie mam Zofia (po babci).
      Naprawdę wielu ludzi zakłada, że jestem Kingą :)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    5. PS. A jak brzmi Twoje imię? :) Jeśli mogę zapytać.

      Usuń
    6. Uff, pocieszyłaś mnie :) Może Ci kiedyś napiszę, ale to gdzieś prywatnie, nie tak publicznie ;)

      Usuń
  14. Wonderful post and beautiful photos. Thank you 😊 so much for sharing. ❤️ Warm greetings from Montreal, Canada 🇨🇦

    OdpowiedzUsuń
  15. Ej a ja lubię kupować na temu 😁 to taki największy "chińczyk". Przeciwieństwo tego co przesyłają bo czasami niektóre produkty są bardzo malutkie. Chciałabym zobaczyć taką tratwę. Ciekawe czy w ogóle pomieściłaby człowieka 😁 co do wycieczki rewelacja. Ja bardzo lubię płynąć poem ale miałam taką okazję może ze dwa razy w życiu. Zdjęcia są rewelacyjne. Jak zawsze zachwyca mnie cudowny morski krajobraz. Ja to powinnam mieszkać nad jakąś wodą 😁 pozdrawiam cię serdecznie 🌹

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja parę razy rozważałam zakupy na tej stronie, ale ostatecznie zaniechałam tego pomysłu. Naczytałam się zbyt wielu kontrowersji związanych z Temu i dałam sobie spokój. Tak lepiej dla mojego portfela, te niskie ceny na pewno by mnie kusiły i przyczyniały się do częstszych zakupów.
      Tak, pejzaże bardzo ładne, szczególnie wtedy, kiedy pogoda współpracuje :)

      Usuń
  16. Bardzo ładne te domki i unikatowa okolica, a mostu nie zrobili, by ktoś mógł na tym zarabiać, ilu ludzi ma pracę!
    Podobne zjawiska obserwowaliśmy w Grecji, turysta to dojna krowa, nosi plecak pełen pieniędzy...
    Niebieskości na zdjęciach zupełnie inne, niż w Grecji, ale też cudnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze ;) Zarobek mają niezły, bo za przeprawę samochodu osobowego z kierowcą i jednym pasażerem życzą sobie 45 euro, więc dziennie mogą zarobić nawet kilka tysięcy euro.
      Zgadza się, turysta to dojna krowa. Bez tej dojnej krowy mieszkańcy wielu wysp nie mieliby z czego żyć.
      Jaki kraj, taka niebieskość ;) Niezbyt często mamy grecką pogodę.

      Usuń
  17. Odpowiedzi
    1. Na pewno sprawia takie pozory, a jak jest w rzeczywistości?

      Usuń
  18. Domy bogaczy jakoś zgoła inaczej mi się kojarzą 🤭 ale bardzo fajnie zobaczyć miejsca gdzie powstał list 📝

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszyscy bogacze gustują w willach ociekających przepychem, a zwykłego szaraka - w dzisiejszych warunkach - nie stać na "normalny" dom, a co dopiero taki wakacyjny z TAKIM widokiem.
      Miejsce, gdzie powstał list zobaczysz dopiero w następnym wpisie, bo na promie go nie pisałam ;)

      Usuń
  19. Och popłynęłabym z największą przyjemnością nie tylko na Arranmore, ale i na Kaczkę, Kozę, czy inne wysepki o równie finezyjnych nazwach. Uwielbiam wszystko, co pływa - od promu po kajak😉 Bardzo malowniczy to rejs, a piaszczyste zatoczki szalenie kuszące, choć podejrzewam, że temperatura wody nawet latem, raczej rześka.
    Do serdecznych pozdrowień dołączam życzenia pogodnych, wrześniowych dni!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) Koza i Kaczka nie są tak atrakcyjne jak Arranmore, i obawiam się, że nie miałabyś co tam robić, bo to malutkie wyspy :) A skoro uwielbiasz wszystko, co pływa, to tak - byłabyś zadowolona, bo na Arranmore można wypożyczyć sobie skutery wodne, kajaki, nurkować, wędkować, wspinać się po skałach, etc... Wiadomo, że nie ma co liczyć na gorącą kąpiel, ale według zeznań Połówka, który pluskał się w dwóch różnych zatokach na Arranmore, woda była "zaskakująco przyjemna" :)
      Dzięki, kochana :) I wzajemnie!

      Usuń
  20. Kolejna ciekawa fotorelacja :) najbardziej urzekły mnie widoki i te rodzinne biznesy przechodzące z pokolenia na pokolenie, oczywiście szkoda, że miejsce się wyludnia, ale też trochę to rozumiem, młodych ludzi ciągnie do nowych wrażeń, może na emeryturze powrócą do rodzinnych stron :) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak jest - trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Ich ciągnie do wielkiego świata, a innych na tę wyspę, gdzie mogą zaznać spokojnego żywotu bez przestępczości i wyniszczającego wyścigu szczurów.

      Usuń
  21. Wow! 30 lat to ogrom czasu, ale też kawał historii i doświadczeń dla czerwonego promu :) Rozbawiła mnie sytuacja z parkowaniem aut na pokładzie ;) Faktycznie - Kaczka i Koza to niezłe nazwy dla wysp. Chyba nie wpadłabym, że tak można nazwać wysepki. Chociaż ;)... Pozdrawiam z prawie końcem września 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam wywołać uśmiech na Twojej twarzy :)
      Mamy tutaj też takie wyspy jak Cielę, Krowa i Byk (i nie, to nie są żarty) :)
      Przyjemnej reszty września i dużo ciekawych książek do czytania na tę jesienną porę.

      Usuń
  22. Och Kochana Taito, muszę Ci to powiedzieć, że Twoje posty zawsze czytam jednym tchem. Muszę się przyznać, ze zawsze byłam trochę przestraszona gdy parkowaliśmy w Norwegii na tamtejszych promach. Uwielbiam pływać po różnych akwenach wodnych.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi miło - dziękuję za te słowa! Dużo dla mnie znaczą. Są też bardzo motywujące do dalszej pracy nad blogiem. Podzielam Twoje zamiłowanie do rejsów - dla mnie to zawsze duża atrakcja, na którą czekam z niecierpliwością :) Miałam to szczęście, że jeszcze nigdy nie przytrafił mi się rejs z piekła rodem, więc żyję w swojej wyidealizowanej bańce morskiej ;)

      Usuń