czwartek, 26 czerwca 2008

Hore Abbey

Przybywając doCashel w hrabstwie Tipperary wielu turystów ogranicza się tylko do zwiedzaniaosławionego Rock of Cashel – kompleksu budowli sakralnych, który dominuje naddoliną. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, iż w samym Cashel tak naprawdę jestwięcej atrakcji. Jedna z nich znajduje się w malowniczej dolinie, nieopodalcytadeli i zwie się Hore Abbey.


 

 

Abbey to poprostu „opactwo” - jedno z bardzo wielu, na które możemy natrafić na ZielonejWyspie. Powiedziałabym nawet, że tego typu budowle to swego rodzaju symbolIrlandii. Co do słowa „hore”, to uważa się, iż pochodzi ono od irlandzkiego„iubhair” (ktoś wie, jak to się czyta?) i oznacza drzewo cisowe.


 


Na temat samegoopactwa nie ma zbyt wielu informacji. Wiele jest natomiast przypuszczeń iprzeróżnych opowieści. Ciężko jednak stwierdzić, które z nich są prawdziwe, a które wyssane z palca.


 


Kiedy docieramyna miejsce, natrafiamy na tablicę informacyjną, z której dowiadujemy się, iżopactwo powstało w XIII wieku i było ostatnim klasztorem cysterskim, jakipowstał przed reformacją. Uważa się, że jest ono owocem pracy tych samychrobotników, którzy wznieśli okazały kompleks Rock of Cashel. Hore Abbeypoczątkowo należało do benedyktynów, jednak po jakimś czasie arcybiskup DavidMcCarvill oddał je w ręce cystersów. I tutaj pojawiają się rozbieżności.Niektórzy twierdzą, iż pewnego dnia arcybiskup miał niezbyt miły sen, w którymmnisi z zakonu benedyktynów uknuli spisek, mający na celu pozbawienie go życia.Ów sen miał doprowadzić do eksmisji benedyktynów i do sprowadzenia na ichmiejsce mnichów z  cysterskiego opactwa w Mellifont. Inne źródła uważajątaką wersję wydarzeń za niezbyt prawdopodobną i podają, iż McCarvill nie byłzbyt lubiany w mieście. Być może niechęć do niego przyczyniła się do narodzintego typu historii. Ciężko dotrzeć do prawdy, gdyż są to stare dzieje, awspółczesna cywilizacja nie zawsze dysponuje odpowiednimi źródłami.


   



Ciepłe i przyjemne promienie słoneczne umilają nam zwiedzanie,a tym samym tworzą korzystne tło dla samego obiektu. To, co drażni, to przedewszystkim dość liczne śmieci na które natrafiamy praktycznie na każdym kroku.To ewidentny znak, iż ruiny są niestety zaniedbane. Płyty nagrobkowe,znajdujące się obok opactwa, są niekiedy ledwo dostrzegalne pośród gęstych iwysokich kęp trawy. A przecież znajdują się tam jakieś szczątki ludzkie, szkodawięc, że nikt nie troszczy się o należyty porządek. Zwykłe wykoszenie trawysprawiłoby, iż ruiny prezentowałyby się dużo korzystniej. Co więcej, w czasieprzechadzania się z jednego pomieszczenia do drugiego, napotykam na zwłokipiskląt. Jakoś podejrzanie dużo ich tutaj… Nie wiem, czy to efekt chorych zabawograniczonej umysłowo młodzieży, czy zwyczajny przypadek. Widok nie jest jednakciekawy.


 


Niewątpliwymatutem Hore Abbey jest jego położenie. Znajduje się ono w centrum doliny, którao tej porze roku zachwyca soczystą zielenią pastwisk. Najbliższy kontakt zopactwem ma – jak to już często bywa w Irlandii – liczne stadko podejrzaniewyglądających byków. Kiedy już chcemy wracać do domu, kilka sztuk zastępuje namdrogę, co natychmiast zmywa nam uśmiech z twarzy.


  


Już razmieliśmy niezbyt miłą przygodę z pewnym gburowatym bykiem, kiedy to musieliśmyz prędkością światła uciekać w bezpieczne miejsce. Tym razem więc postanowiliśmydarować sobie tego typu przygody, bo poziom naszej adrenaliny był wystarczającowysoki. Gdyby to było stado krów, to luz – bez obaw ruszyłabym ścieżką w stronęauta. Płeć „żeńska” jest generalnie łagodniejsza i sympatyczniejsza. Jednak wtym przypadku staliśmy oko w oko z dorosłymi, potężnymi osobnikami, które miaływredny wyraz pyska i zdawały się szukać rozrywki. Jakoś niekoniecznie chciałamsię przekonać, jak wielką prędkość potrafi rozwinąć taki byk. W końcu po kilkuminutach barykadowania ścieżki bykowi znudziło się gapienie na nas, więclekceważąco "zaminował ścieżkę" i łaskawie ruszył w innym kierunku.My oczywiście skorzystaliśmy z okazji i czym prędzej skierowaliśmy nasze krokiw stronę parkingu. Czasami trzeba chwytać byka za rogi ;)

8 komentarzy:

  1. Hihi, przygoda z bykami była pewnie niezłą dawką adrenaliny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy bylam dzieckiem mialam okropna przygode z bykami i odtad omijam je lukiem... a poza stadem - u Ciebie jak zwykle tak duzo soczystej zielenii... u mnei juz zaczely sie typowe dla tej pory roku - upaly.. tez ma to swoj urok.. cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania są również ruiny opactwa. Takie miejsca mają magiczną atmosferę, jakby się czuło obecność duchów przeszłości

    OdpowiedzUsuń
  4. rzeczywiscie mozna sie przestraszyc Tych Bykow!!!! wygladaja groznie... Masz duze szczescie, ze pogoda dopisuje w Twoich wycieczkach, u mnie w Szkocji ostatnio same chmury widze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, była ;) Z bykami nigdy nic nie wiadomo, wolałam nie ryzykować ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczęściara z Ciebie, Hiszp/Anko. U mnie zaczęła się właśnie "pora deszczowa"! Pada od kilku dni, a ja już z upragnieniem oczekuję słońca. Chciałabym się wybrać gdzieś w teren, by znów nacieszyć oczy pięknymi widokami.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm, chyba nie widziałam ich u Ciebie na blogu. A z chęcią bym się z nimi zapoznała :) Mam nadzieję, że u Ciebie pogoda ładniejsza niż u mnie! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przez pewien czas pogoda dopisywała, więc sporo podróżowaliśmy. Natomiast to, co dzieje się teraz to totalna porażka - słonka nie uświadczysz, a jeśli już to bardzo krótko. Ja dziękuję za taki przedsmak lata!Pozdrawiam serdecznie i życzę poprawy aury :)

    OdpowiedzUsuń