środa, 18 czerwca 2008

Swiss Cottage

Będąc w Cahirwarto przy okazji wybrać się do Swiss Cottage, a prościej mówiąc doszwajcarskiego domku wiejskiego. Do chatki można dotrzeć na różne sposoby.Można na przykład pójść na łatwiznę i pokonać dzielący nas dystans za pomocąsamochodu. Można też wybrać bardziej aktywną i ciekawszą formę, jaką jestdwukilometrowy spacerek wzdłuż rzeki. Jako że jest cudowne i ciepłe popołudnie,decydujemy się na rozwiązanie numer dwa. Zachęca nas do tego przede wszystkimmiejscowa sceneria. Ścieżka prowadząca do domku wiedzie poprzez leśny kompleks.Spacer nie jest absolutnie forsujący, gdyż praktycznie cała trasa to prostadróżka. Każdy może dostosować tempo do swoich indywidualnych potrzeb.


  


Po drodze mijamy staruszków, jak również młodych ludzi. Od czasu do czasuprzystajemy, by sfotografować co ciekawsze rzeczy, lub po prostu popatrzeć nagrających w golfa. Lubię takie chwile, kiedy patrząc na otaczający mnie świat,mam wrażenie, że życie płynie w zwolnionym tempie. Tak jest właśnie teraz. Niema pośpiechu i nerwowego biegania. Jest tylko relaks. Mijający nas ludzieuśmiechają się i witają z nami, co jest niewątpliwie miłym akcentem. Atmosferajest wspaniała, ale to dopiero początek naszych atrakcji. My jeszcze tego niewiemy, ale wkrótce przekonamy się o tym.


  


Wreszciewyłaniamy się z lasku. Do pokonania pozostał nam jeszcze most i rządek schodkówi można powiedzieć, że jesteśmy na miejscu. Co prawda jeszcze nie widać SwissCottage, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że dotarliśmy donaszego celu. Pokonujemy schody i wchodzimy do wąskiego tunelu, który prowadzinas do recepcji. Tam natomiast natrafiamy na bardzo ładną i sympatycznąIrlandkę, u której zaopatrujemy się w bilety i dowiadujemy się, że musimyzaczekać jakieś pół godzinki, by móc przystąpić do zwiedzania z przewodnikiem.Opuszczamy recepcję, a następnie budynek, by ponownie znaleźć się w plenerze.Moim oczom ukazuje się wszystko tylko nie szwajcarska chatka. Widzę kilkastojących naprzeciwko mnie osób wyposażonych w aparaty i namiętnie fotografujących.VIPem nie jestem, więc to nie ja jestem ich obiektem zainteresowania. Odwracamsię odruchowo, by chwilowo zastygnąć w bezruchu spowodowanym zachwytem. Moimoczom ukazuje się fantastyczny widok – niewielka, ale cudowna chatka!


  


Wkomponowana wsoczystą zieleń, która otacza ją wokół, rozświetlona intensywnymi promieniamisłonecznymi i taka, jakby rodem z bajki. Nigdy wcześniej jej nie widziałam,więc nie wiedziałam, czego się spodziewać. Może inaczej – nie spodziewałam sięrewelacji. „Ot, pewnie zwykła, stara chata pokryta strzechą” – myślałam, atymczasem widzę cudeńko. Uwielbiam tego typu domki, mam do nich słabość, stąd też bierze się mój zachwyt. Kiedy po raz pierwszy postawiłam nogę wNormandii, we Francji, urzekły mnie tamtejsze domy: bogato ozdobione kwiatami zuroczym rustykalnym belkowaniem. Swiss Cottage niewątpliwie ma w sobie coś ztych domków.


  

Chatka – jużwiekowa staruszka, licząca niemalże dwieście lat, ciągle czaruje. Zbudowano jądla Richarda i Emily Butler – tej samej rodzinki, która posiadała zamek Cahir.Jeśli chodzi o sam cel tego przedsięwzięcia podaje się różne odpowiedzi.Niektórzy twierdzą, iż miało to być miejsce spotkań Richarda i jego kochanek.Inni uważają, że chatka pełniła funkcje pawilonu myśliwskiego i wędkarskiego,coś na kształt domku letniskowego. Czym była w rzeczywistości? My możemyjedynie mniemać, a odpowiedź najprawdopodobniej pozostanie tajemnicą Butlerów.


  


Niezwykleinteresujący sposób narracji naszej przewodniczki czyni wycieczkę jeszczebardziej atrakcyjną. To właśnie od niej dowiadujemy się, że Swiss Cottage, totak naprawdę żadna chatka szwajcarska – ot, taki sobie wymysł miejscowejludności, która nie będąc nigdy w Szwajcarii, uznała, że to właśnie tam musząbyć takie chatki i w ten oto sposób nazwała domek. Szwajcarzy zwiedzający domeksą często zdziwieni jego nazwą, a historia nazwy chatki budzi w nich po prostuszczery śmiech. Tak naprawdę chatka jest przykładem tzw. „cottage orné”, co pofrancusku oznacza nic innego, jak właśnie ozdobny, wiejski domek, w którymszlachta spędzała swój wolny czas. W tym stylu budownictwa kluczową rolęodgrywało położenie chatek. Koniecznie musiało być ono starannie wybrane, tak,aby domek wtapiał się w pejzaż. Tego typu wiejskie chatki często położone byłyna zalesionym terenie i charakteryzowały się pięknym widokiem na dzikie okoliceusiane strumieniami i górami. W przypadku Swiss Cottage mamy te wszystkieelementy. Butlerowi, właściciele domu, nie byli jednak w pełniusatysfakcjonowani panoramą rozpościerającą się z balkonu chatki, a wszystko toza sprawą  porozrzucanych po okolicy domków, które psuły im widok na ichzamek Cahir. W związku z tym nieszczęsne chatki zostały zburzone!


  

Historia SwissCottage mówi o tym, iż podobny los mógł spotkać tę piękną chatkę. Po śmierciostatniego z potomków rodziny Butlerów, domek stopniowo zaczął podupadać. W1981 roku budynek został zakupiony przez kanadyjskiego właściciela i to chybawłaśnie wtedy zaczął się dla niego najgorszy okres. Chatka została zaniedbana,co z kolei przyciągnęło różnych typów spod ciemnej gwiazdy. Wandale potłuklipięknie zdobione szyby, swoje trzy grosze dołożyli też miejscowi wieśniacy.Jeden urządził sobie z jej pomieszczenia stajnię, trzymając w niej zwierzęta.Inny z kolei uznał, że poszczególne elementy chatki przydadzą mu się w jegowłasnym domu, toteż po prostu je zabrał (co sobie będzie chłop żałował?).Ruszony sumieniem (?) łaskawie oddał przywłaszczone rzeczy, kiedy przystąpionodo odnawiania chatki.


  

To, czegodokonały osoby zajmujące się renowacją chatki, to krótko mówiąc kawał dobrejroboty. Dzięki ich wysiłkom wnętrze chatki zachwyca. Mimo że oryginalne meblenie zachowały się, w ich miejsce mamy piękne kopie, pochodzące z XIX wieku. Towłaśnie one zdobią cztery pomieszczenia znajdujące się wewnątrz chatki. To, cosię rzuca w oczy, to nie tylko ich urok, ale przede wszystkim… wielkość.Zwiedzając poszczególne sale, mam wrażenie, że jestem w domku dla lalek Barbie,z tym, że ja jestem jakąś nietypową, przerośnięta lalką. Te mebelki są takniskie i tak wąskie, co dobitnie świadczy, iż ówczesne Irlandki były wyjątkowoniskimi i wątłymi osóbkami. Z moim wzrostem czuje się jak słoń w składzieporcelany. Ku mojemu zdziwieniu nogi krzeseł znajdujących się w sypialniach,wyposażone są w kółka, a wszystko to po to, by ówczesne damy nie przemęczałysię zbytnio przesuwając krzesełka. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tych kruchychistot. Szkoda, że nie mogę ich zobaczyć! Zapewne stanowiły ciekawy widok.


  

Specyfiką SwissCottage jest asymetria wszystkich okien i drzwi, co stanowi dość interesującyobrazek. Różny jest poziom dachu, różne są kształty i wymiary okien. Oryginalnapodłoga na korytarzu, przedstawiająca wzór pajęczyny, przypomina o naturalnymwystroju wnętrza. Na tylnej ścianie znajdują się sekretne drzwi, które wprzeszłości przeznaczone były dla służby. To one wiodą do tunelu, którymdostaliśmy się do chatki. W przeszłości drogę tę pokonywała służba. Współczesnarecepcja była bowiem kuchnią, a jak wiadomo, kuchnia to miejsce przeznaczonegłównie dla służby, nie zaś dla właścicieli domku. Wiele można powiedzieć oSwiss Cottage. Jedni mogą pozostać obojętni na jej piękno, inni – jak ja,będący miłośnikami tego typu budowli – mogą ja opiewać. Już nieważne, czy jestona bardziej irlandzka czy szwajcarska – niewątpliwie jest bardzo oryginalna.Jej specyfika zaś nieustannie przyciąga turystów.     

8 komentarzy:

  1. Chatka jest rzeczywiście piękna! Bardzo ładne miejsca macie w tej Irlandii :-) To po raz kolejny przypomina mi, że od lat planuję urlop na Zielonej Wyspie. Może wreszcie, dzięki Twoim zdjęciom i opisom, plany przekształcą sie w coś bardziej konkretnego :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście tylko jedno przyszło mi na myśl kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcie.... BAJKA! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobają mi się Twoje plany, Maro :) Trzeba tylko je urzeczywistnić! :) Gdyby tak słońce częściej ogrzewało Irlandię, to byłby tu raj na ziemi - pięknych miejsc Ci u nas dostatek :] A chatka to prawdziwe cudeńko dla mnie. Taka maleńka i urocza, normalnie jak z bajki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadza się :) Jak z bajki :) Wnętrze domku również bajeczne ;) I te maleńkie meble - jak dla krasnoludków ;) Pozdrowienia dla Ciebie, Kawaiinko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakbym była w bajce :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie tak właśnie się czułam będąc tam :) A Wy nie planujecie jakiegoś małego wypadu krajoznawczego, Electro? Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. sliczna chatka. nie mialabym nic przeciwko temu, gdyby ktos mi wybudowal taki domek letniskowy:) mam tylko jedno pytanie. czy w irlandii sloma tez nadaje taki specyficzny zapach calemu wnetrzu? masz bardzo ladne zdjecia z irlandii. ciekawa jestem, czy to kwestia szczescia czy wytrwalosci, aby upolowac taka pogode? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno jest to kwestia szczęścia. Tak się złożyło, że ostatnio mieliśmy go sporo, bo pogoda była naprawdę piękna. Stąd też takie udane fotki. A zapachu słomy nie zanotowałam ;)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń