środa, 4 czerwca 2008

Konkurencja narodowym sportem Polaków

Dzisiejszy postjest  w zasadzie kontynuacją ostatnioporuszonego tematu. A że jest to temat rzeka, to ciężko umieścić wszystkiemyśli  i w miarę krótkiej formieprzedstawić argumenty. Wasze komentarze głównie potwierdzają istnienie jakiejśtam wzajemnej niechęci pomiędzy Polakami żyjącymi w ojczyźnie, a tymi pozagranicami kraju. Dopatrujecie się – zresztą słusznie – przyczyn takiej postawy wzachowaniu emigrantów, którzy będąc na urlopie w Polsce udają kogoś, kim niesą, ostentacyjnie demonstrując swe bogactwo i opowiadając rodakom przeróżnemity. Pewnie większość z Was zna właśnie takich „karierowiczów” i szpanerów. Jateż. Trzeba przyznać, że faktycznie ciężko pałać sympatią do emigrantów, kiedyniemalże na każdym kroku spotyka się właśnie takich światowców, którzy po parumiesiącach życia w innym kraju, zapomnieli o realiach Polski, a co niektórzynawet ojczystego języka! Inni zaś ze skromnych ludzi przeobrazili się wwyniosłych i egoistycznych bogaczy, którzy nie chcą mieć już nic wspólnego zwiochmenami z Polski. Krótko mówiąc: „zapomniał wół, jak cielęciem był”. Takieprostackie zachowanie sporej grupy emigrantów prowadzi do wrogiej postawy wobecnich.

Skąd się bierzebajkopisarstwo emigrantów? Po części na pewno z pragnienia bycia lepszym i zrywalizacji. Niekiedy mam wrażenie, iż konkurowanie jest jedną z naszych cechnarodowych. Rywalizacja wyjątkowo głęboko tkwi jeszcze w mentalności wieluPolaków. Ten swoisty rodzaj wyścigu szczurów, postępowania w myśl zasady„zastaw się, a postaw się” zagłusza  uniektórych głos zdrowego rozsądku.

Tak sięniefortunnie składa, że wychowałam się w dość dziwnym, mówiąc dosadnie – chorymśrodowisku. W zasadzie już od najmłodszych lat miałam okazję przyglądać sięludziom biorącym udział w wyścigu szczurów. Moja rodzinna miejscowość jestmała, więc natężenie pewnych negatywnych zjawisk jest w niej większe niż wprzeciętnym, dużym mieście. Ludzie na wsi mają to do siebie, że często zabardzo skupiają się na sąsiadach i ich sprawach. Żyją ich życiem, obserwują,komentują, plotkują. Wieś to często lęgowisko plotek, miejsce, gdzie człowieknie ma w zasadzie prywatności, ani anonimowości. Im wioseczka mniejsza tymgorzej. Każdy każdego zna. Każdy zna na pamięć rozkład dnia sąsiada i wszystkiejego grzeszki. Tutaj nie ma sekretów. Jest jedna - większa bądź mniejsza –wspólnota, do której automatycznie każdy należy – czy mu się to podoba czy nie.W takich oto realiach obserwowałam zachowania innych: nieustanną rywalizację,by być lepszym, by mieć najpiękniejszy dom we wsi, najdroższe auto, najlepszeciuchy (głównie domena kobiet). Nowy nabytek sprzętu AGD, mebli lub pojazduspotykał się zazwyczaj z kwaszoną miną sąsiada. Rywalizował niemalże każdy zkażdym. Praktycznie w każdej dziedzinie. Ku mojej boleści, postawy tewykazywali także członkowie mojej rodziny. Nawet będąc dzieckiem, byłam wstanie wyczuć zawistną atmosferę u pewnych krewniaków. Stąd też częstomarudziłam mamie, że ja nie chcę jechać do tej lub innej ciotki, gorączkowoposzukując jak najbardziej wiarygodnej wymówki – argumentu, który przekonałbyrodzicielkę do pozostawienia mnie w domu. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się dowszechobecnej atmosfery konkurencji. Uznałam to za sport narodowy Polaków, zacoś normalnego - „bo przecież każdy to robi…”. Z radością jednak uciekałam domiasta, gdzie mogłam zaznać prywatności. Tam było lepiej. Nie było przedewszystkim aż takiej rywalizacji o miano tego najlepszego.

Kiedy znalazłam sięw Irlandii poczułam się swobodnie. W moim miasteczku nikt z naszych irlandzkichsąsiadów nie interesuje się tym, co robi jego sąsiad, dopóki nie utrudnia mu onżycia. Nasze kontakty sąsiedzkie ograniczają się do grzecznościowego „dzieńdobry”. Nic więcej. Zero wtykania nosa w cudze sprawy zarówno z naszej strony,jak i ze strony naszych irlandzkich sąsiadów. Żeby jednak nie było zbyt fajnie,to nadszedł czas na powtórkę z rozrywki. Sceny z polskiej przeszłości dały osobie znać, kiedy zaczęłam poznawać przeróżnych Polaków. Znów można było wyczućobecną rywalizację, chęć bycia tym najlepszym. Zupełnie obce mi osoby, dopieroco poznane, potrafiły w pierwszych 5 min rozmowy zapytać wprost ile zarabiam igdzie pracuję.  Pieniądze, pieniądze,pieniądze – ulubiony temat niektórych emigrantów. Z przykrością zauważam, że wten oto sposób zachowywało się jakieś 90 % poznanych przeze mnie rodaków.  Przez trzy pierwsze miesiące mojego pobytu wIrlandii, miałam wątpliwą przyjemność dzielić dom z innymi Polakami i przez tenokres zdążyłam doskonale poznać ich tok myślenia, życiowe cele i zachowania.Gdybym miała podsumować te kilka miesięcy, zrobiłabym to następująco: zawiść,chamstwo, kopanie dołków pod innymi, nieustanna rywalizacja. Libacjealkoholowe, podkradanie jedzenia, zero szacunku dla innych domowników… Na mojenieszczęście, miasteczko w którym mieszkam nawiedzają głównie (powiedzmy)„niezbyt ciekawi” przybysze z Polski. Żadna elita, prości, często wręczprostaccy ludzie bez manier, dla których szczytem szczęścia jest upicie się wweekend. Stąd też nie miałam zbyt dużych szans na poznanie „normalnych”rodaków, których przecież  NIE brakuje naZielonej Wyspie. Ci jednak mieszkają głównie w większych miastach, jako że tamsą większe szanse na prace w ambitnym zawodzie i  na realizację planów. Moje miasteczko zaśoferuje miejsca pracy głównie dla pracowników fizycznych, stąd też np. pełno tubudowlańców, a mało ludzi na wysokich, odpowiedzialnych stanowiskach. Mieszkamtu prawie dwa lata, a poznałam (przypadkowo, nie pracuję z rodakami) tylko 2Polaków, którzy pełnią kierownicze funkcje. Teraz już wiem, że powiedzenia wstylu „Polak Polakowi wilkiem” i „jeśli Polak ci nie zaszkodził, to już cipomógł” są prawdziwe. Nie wszyscy rodacy są źli, to oczywiste, ale jednak sporotu takich, którzy cieszą się, kiedy drugiemu się nie wiedzie. To właśnie onirzucają zły cień na całą polską społeczność emigracyjną. To oni systematyczniekultywują tutaj złe nawyki z ojczystego kraju, w pocie czoła pracując na to, bystworzyć sobie tutaj drugą Polskę. Ci ludzie mentalnie ciągle jeszcze tkwią wśredniowieczu i wydają się być szczęśliwi z tego powodu. Nie rozumieją, żetutaj nie muszą już być uczestnikami wyścigu szczurów, czy innych chorychrozgrywek. Ciągle wrogo patrzą na rodaków obmyślając przy tym strategię, abywreszcie wygrać konkurencję…

52 komentarze:

  1. piotr_slotwinski4 czerwca 2008 15:28

    Świetny tekst :-) - ja zresztą caly Twoj blog. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie. Wyścig szczurów jest wszędzie: szkoła, wieś, sąsiedzi (mieszkam na granicy Warszawy), praca. Kto pierwszy, ten lepszy; im więcej, tym lepiej. Masz przyjaciela? Jeden to za mało, trzeba mieć przynajmniej pięciu. Masz komputer? To za mało, bo jeśli nie masz telewizora z największą rozdzielczością, laptopa, najlepszego telefonu, firmowych ciuchów i wielkiego domu-nie liczysz się. Kupujesz ubrania? Nie kupuj tylko jednej pary jeansów. W tym sezonie modne są też te i te, i te, i te, i te (...) spodnie. No przecież. Piszesz jakiś tekst? Oczywiście, co tam sens, kiedy praca ma 7 stron. Wtedy na pewno pracodawca/nauczyciel będzie zadowolony. Może nie jest tak wszędzie, ale u mnie na pewno. Przecież zawsze trafi się jakaś "elita" sławna z tego, że jest sławna, która dyskryminuje wszystkich, którzy nie są najładniejsi i najbogatsi. ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzofajnakasia@autograf.pl4 czerwca 2008 19:39

    Masz racje. Opisane przez ciebie zjawiska sa takie polskie. ciekawe dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem Cię i współczuję miejsca,gdzie dorastałaś.Ja mieszkam pod Wawa,też na wsi ale na szczęście nikt na nikogo nie patrzy.Tz.wiadomo,że każdy każdego zna,przynajmniej z widzenia,zwłaszcza że niektórzy mieszkają tu od pokoleń,ale nie wlaśnie takiego wyścigu szczurów.Ja rodzine mam fajną i z przyjemnościa tam jeżdżę,dlatego współczuje tego,że nawet rodzina między sobą w tym uczestniczyla...Opisując Polaków w Irlandii pokazalaś ich właśnie tak,jak ja ich widzę.Najcześciej są to wlaśnie osoby z malych miasteczek,wsi,którzy mają tam biedę i wyjechali nie znają c nawet angielskiego.W Pl brali udzial w tym wyścigu szczurów i dla nich właśnie najwazniejsze są pieniądze,tak jak napisałaś.To nie jest tak,ze ja nienawidzę emigrantów,bo im zazdroszczę czy cos...Mi się w Polsce dobrze wiedzie.Ja po prostu innych Polaków z Anglii czy Irlandii nie znam.Najczęsciej jadą tam za kasą i nie dostrzegają piękna kraju.Emigranci w innych krajach są inni,może dlatego,ze ciagnie ich tam coś innego,nie tylko kasa,ale sympatia do kraju,do którego emigrowali...

    OdpowiedzUsuń
  5. ela@bukowscy.net5 czerwca 2008 09:46

    Ja też uciekłam z małego miasteczka (wtedy ok. 13 tys. mieszkanów) do Wrocławia i dopieru tu zaczęłam oddychać. Chociaż jak jedziemy do moich rodziców, to sąsiedzi i tak się krzywo patrzą, bo mamy dobry samochód, a oni słaby... Co do zawiści w rodzinie, to mam taką jedną ciotkę (siostra mojej mamy), która bije wszelkie rekordy zawiści. Jeden z przykałdów zarówno ja, jak i moja siostra studiowałyśmy we Wroclawiu. Jej córka po matrurze zdawała do Wrocławia na ekonomiczną i do Krakowa na AGH, dostała się tu i tu i chciała isć na AGH, ale moja ciocia powiedziała, ze nie, bo skoro my studiujemy we Wrocławiu to ona też musi we Wrocałwiu ! Drugi szczyt zawisci z jej strony: jej starsza córka urodziała córeczkę, a inna moja kuzynka (córka mamy brata) jakiś czas później urodziła córkę. Ciotka się tak zdenerwowała, że dostała ataku astmy i musiała jechac do szpitala. Pozdrawiam :)Elsa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo, coż za niespodzianka :) Nie sądziłam, że czytasz mojego bloga, a w dodatku masz o nim tak dobre zdanie! Dziękuję, przyznaję, że Twój komentarz wywołał duży uśmiech na mojej twarzy :) Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że mamy niemalże identyczne doświadczenia. Smutne, ale mnóstwo jest ludzi, którzy zachowują się w opisany przeze mnie sposób. Najgorsze jest to, że w wyścig szczurów zostają wciągnięte również dzieci. Znam rodziny, które wpajają swoim pociechom, iż ubrania markowe są najlepsze, a ci, którzy ich nie noszą, są powodem do drwin i szydzenia. Tak wychowane dzieci prześladują w szkole te, które nie mają markowej odzieży...Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, jak to wygląda w Twoim miasteczku, ale u mnie pełno jest Polaków zachowujących się głośno i wulgarnie na ulicach i w sklepach. Kiedyś byłam świadkiem sceny, w której jakiś Polak załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w centrum miasta - w ciągu dnia! Widząc takie rzeczy, odwracam głowę i nie patrzę... jest mi po prostu wstyd.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fakt, muszę przyznać, że za granicę (szczególnie na Wyspy) wyjeżdża sporo ludzi, w tym mnóstwo typów spod ciemnej gwiazdy, którzy liczą, że za granicą nie dosięgnie ich polski wymiar sprawiedliwości (znam taką rodzinę). Zresztą, wystarczy tylko wziąć w ręce irlandzki miejscowy tygodnik - nie brakuje w nim wzmianek o wykroczeniach Polaków. Jazda na procentach, brak ubezpieczenia, czy przeglądu auta to chyba najczęstsze występki naszych rodaków. Choć zdarzają się też kradzieże i napady...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to smutne... I pomyśleć, że ludzie na własne życzenie fundują sobie zmartwienia i kłopoty. Zaślepieni zawiścią, nie dostrzegają jasnych i pięknych stron życia. Kiedy wracam do mojej rodzinnej miejscowości, widzę, że ludzie nadal prezentują tę samą mentalność. Tutaj, w Irlandii niektórzy Polacy mówili nam wprost, że muszą mieć ładniejszy dom od naszego, albo kupić młodsze auto... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety. Mam bardzo wiele problemów z nawiązaniem kontaktów z Polakami w UK po niezbyt szczęśliwych perypetiach. W pracy również z drugą połówką jesteśmy jedynymi Polakami. Ale wiarę mi dają ludzie tacy jak Ty i wiele innych osób, piszących blogi

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja szczerze mówiąc, nie szukam kontaktów z Polakami. Fakt, uprzedziłam się, mam z nimi złe doświadczenia i jakoś wolę trzymać się na dystans. Nie oznacza to przy tym, że unikam nowych polskich znajomości. Jeśli przez przypadek poznam jakiegoś rodaka, to nie ma problemu - pogadam z nim, bo czemu nie, szczególnie, jeśli jest to fajna osoba :)Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszystko to prawda. A na emigracji chyba nawet bardziej to widać. Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego?...ale pewnie nigdy się nie dowiem. Smutne.Buziaki Taitko i ciepłe myśli jak zawsze lecą do Ciebie :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja również, niestety, muszę zgodzić się z Twoim opisem Polaków na obczyźnie. Chociaż nie do końca... :-) Z mojego doświadczenia wynika, że tych najgłośniejszych, najbardziej wulgarnych i najbardziej prymitywnych poprostu najbardziej widać. Jest całe mnóstwo ludzi spokojnych, pracowitych, kulturalnych, ale oni siedzą cicho i zajmują się swoimi sprawami - nie chodzą pijani po ulicach, nie krzyczą w swoim języku na napotkanych tubylców. Świadkiem takiego zachowania byłam w Szwecji, gdzie zatrzymałam się raptem na pół godziny w przerwie podróży. Banda młodych ludzi szła wieczorem ulicą cichego osiedla domków jednorodzinnych, głośno przeklinając i zachowując się prowokacyjnie. Mnie i mężowi było wstyd za tych ludzi. Taka smutna rzeczywistość...Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. bylem swiadkiem, jak brudni ,zapijaczeni polacy obrabiaja budki telefoniczne,.a pozniej kupuja za te pieniadze tanie wina!Tacy tez tu sa;-(

    OdpowiedzUsuń
  16. I wlasnie dlatego chyba odpuszcze sobie wieszanie polskiej flagi w oknie na ME w pilce..a szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  17. piotr_slotwinski6 czerwca 2008 12:37

    Czytam regularnie :-) To przecież - najzupełniej powaznie - jeden z najlepszych blogow. Ale bardzo rzadko gdziekolwiek zostawiam komentarze, bo - jakos tak jest ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety, Taitko, napisalas swieta prawde. ja unikam kontaktow z Polakami, a poza tym w miasteczku, w ktorym mieszkam jest ich niewielu-kilka pielegniarek (ale tylko z dwiema utrzymuje kontakt) ja rowniez przez pierwsze 6 miesiecy mieszkalam z 4 Polkami w mieszkaniu - plotkarstwo i zawisc. Poniewaz mialam dosc duzo propozycji pracy wowczas - mowilam najlepiej po wlosku- moje wspollokatorki przestaly ze mna rozmawiac i stwierdzily, ze sypiam z szefem kooperatywy. Po pewnym czasie zwolnilam sie i ucieklam stamdad, znalazlam lepiejnplatna prace i wynajelam mieszkanie na wlasny rachunek.

    OdpowiedzUsuń
  19. O kurcze- "ukradłaś" moje myśli he he Zgadzam się z tobą w 200%. Przyjechałam do Irlandii we wrześniu ubiegłego roku, nie zaprzeczę skusiły mnie opowieści znajomych ile to kasy można zarobić na wyspie, znajomi pobudowani, własne firmy otwierają w Polsce, więc uwierzyłam. A na miejscu niespodzianka- ci najbardziej rozrzutni na wakacjach w kraju, tu pracują po 12 godzin w fabryce, na najniższych stanowiskach. W kraju budują domy, ale wszystko na kredyt. Cały ich pobyt na wyspie ogranicza się do pracy w fabryce, weekend- wielka libacja. I tak na okrągło. Mój chłopak, z racji słabego angielskiego też pracuje w takiej fabryce, i o zawiści polaków może opowiadać godzinami. Kiedy jeden z naszych prawie stracił palca w czasie pracy, Irole natychmiast rzucili się na pomoc, odwieźli do szpitala. A polaczki zawistne- specjalnie to zrobił, odszkodowanie chciał wyłudzić, i wiele innych głupich komentarzy. Kiedy mój chłopak przeziębił sobie nerki, i po tygodniu wolnego wrócił do pracy, z racji wciąż bolących nerek wolniej pracował, manager wiedział o co chodzi więc nie było problemów. A polacy- poganiali go ( z racji że był najkrócej w fabryce czuli się chyba jego szefami) zwalali najcięższe prace na niego. Od miesiąca M pracuje na zmianie z dwoma Irolami, i wczoraj pechowo coś ciężkiego spadło mu na buta i trochę uszkodziło mały palec. Brzmi trochę śmiesznie, ale chodzenie utrudnia. I szok- starsi od niego Irole na siebie wzieli wszystkie ciężkie prace a jemu dają te lekkie.

    OdpowiedzUsuń
  20. ~klamka bez drzwi6 czerwca 2008 14:09

    baaaa co z polski wyniesli tym sie posluguja - a ze na obcym gruncie widac bardziej to i wady wychowania i braku kultury wylaza ostrzej

    OdpowiedzUsuń
  21. Czesc:) Klarownie opisujesz swoje mysli i poglady. Zgadzam sie z twoimi pogladami ale tylko czesciowo. Po pierwsze w miescie jest wyscig szczurow, ale byc moze nie mialas okazji czynnie uczestniczyc w zyciu miejskim, badz twoje uczestnictwo bylo polowiczne, po drugie duza czesc Anglikow (nie wiem za duzo o Irlandii i ich mieszkancach,tylko z opowiesci) uczestniczy podobnie jak my w wyscigu szczurow ( nie zapominaj, ze my zaczerpnelismy zachodnie wzorce zachowan). Oczywiscie nie interesuja sie zyciem imigrantow (bo po co). Mialem szczescie skonczyc studia na jednym z uniwersytetow w UK i przyjrzec sie temu z bliska. Mysle, ze po dluzszym czasie zmienisz zdanie na ten temat. Pozdrawiam Goraco:) aaa zapomnialas dodac o zamianie imion z Marcin na Martin itp..:) hehe

    OdpowiedzUsuń
  22. Taito, Polacy to jeszcze nic. Ja miałam okazję mieszkać rok we Włoszech (byłam tam na stypendium) i takiego wyścigu szczurów jak we Włoszech nie ma nigdzie na świecie. Generalnie dla Włochów nie istnieją inne wartości poza pieniądzem - dla kilku euro większość Włochów sprzedałoby własną matkę. I ta mentalność zastaw się a postaw się - większość Włochów i Włoszek jest gotowa kupić okulary przeciwsłoneczne za kilkaset Euro, a szkoda im pieniędzy na dentystę, którego odwiedzają chyba raz na 10 lat. To samo z mieszkaniami i samochodami. Włoch zadłuży się, żeby tylko kupić dobry samochód i nim szpanować, a w domach mają takie syf... że aż głowa mała. Często nie mają nawet ciepłej wody. Pozdrawiam Taito!

    OdpowiedzUsuń
  23. ~monikaha.blog.onet.pl6 czerwca 2008 16:39

    11 lat na emigracji i znajomych Polakow moge policzyc na palcach jednej reki... cos w tym jest. :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  24. Dziwicie się że tak jest ?? Wszystko zaczyna się od szkół. Już w pierwszych klas podstawowych tworzy się rywalizacja i wyścig szczurów o jak najlepszą ocenę.Nauczyciele zawsze dobrze postrzegają tych najzdolniejszych,gdyby tego jeszcze było mało w grę wchodzą pieniądze i wygląd.Uprzywilowanie od nauczyciela,derektora szkoły dostają Ci uczniowie którzy rodzice mają całkiem niezły status majątkowy lub też są znajomymi tegoż nauczciela.Oczywiście taka marnotka i biedak nie ma co liczyć na poszanowanie od profesora dobrą opinią lub dobrą oceną.Zdarzają się wyjątki ale to jest bardzo mała mgiełka wśród burzy piaskowej.Rodzice też nie są bez winny od najmłodszych lat wypatrzają nam psychikę mówiąc : ,,Zobacz Piotrek z twojej klasy ma lepsze oceny od Ciebie a zobacz skąd pochodzi ze wsi" , ,,Zeby taki .... był lepszy od Ciebie,Ty jesteś z miasta pokarz mu." I w ten sposób tworzy się bombe zegarową z spóznionym zapłonem.Mała rywalizacja przeradza sie w nienawiść do blizniego chociaż nie w każdym przypadku tak musi być.Rząd jest głownym motorem napędowym całego zamieszania wsród Polaków. Do władzy dochodzą ludzie nie kompetentni ktorzy patrzą jak tu najwięcej zgarnąć pieniędzy do swoich kieszeni i tu rodzi się czysty wniosek nic dziwnego że Polaka za granicą traktuje się jak potencjalnego złodzieja skoro sam rząd wystawia nam piękną wizytówkę.Do tego dochodzą media wyrzucając na światło dzienne wszystkie brudy,machloje,libacje i korupcje w rządzie i tworzy nam się piękny obrazek całej Rzeczypospolitej który idzie na cały świat.Przyczyną są też bardzo zróżnicowane płace,często nie adekwatne do wykonywania zawodu i czynności.Jedni mają mniej i żyją w ubustwie a drudzy mają nadmiar i nie wiedzą co z tym robić.W pracach bardzo czesto panuje chęć dominacji nad innymi ale nic nie rodzi się bez przyczyny.Szef goni kierownika,kierownik goni majstra,brygadziste,brygadzista goni pracownika a wszystko chodzi o zysk dla szefa.Wszystko by było wporządku gdyby nie to że każdy chce pokazać swoje ja po to aby się przypodobać odpowiedniej stronie i tak też dzieje się zagranicą polak sprzedaje i goni swojego rodaka.Wniosek jest prosty to jest chore a nikt nie lubi choroby.W Polsce tworzy się chore systemy które niczemu nie służą wręcz przeciwnie pogarszają tylko sytuację dlatego ten kto może ucieka w pogoni za lepszym życiem nie bacząc na szkody jakie za sobą zostawia.Ja sam twierdze że nie jestem Polakiem bo nie chce się przyznawać do tego kraju,gdzie nie ma warunków do normalnego życia,gdzie stawia się ciągle przeszkody,gdzie brak jest zainteresowania człowiekiem który traci pracę,gdzie panuje głod i ubustwo na każdym kroku,walka z władzą i ciągłe szykanowanie w pracach,ta ciągła walka o przetrwanie doprowadza ludzi co raz częściej do samobójstw.Mógłbym podawać mnóstwo argumentów mniej lub bardziej znaczące ale jedno jest pewne to my ludzie budujemy ten kraj a zarazem go niszczymy w nieodwracalnych skutkach to ciągnie się latami aż w końcu doprowadzi to do tego że Polak nie będzie miał własnego skrawka ziemi,już robimy jak białe murzyny a co bedzie pozniej ?? Tego się boje bo nie wiem jak moje dzieci skończą.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak jak się spodziewałam trwa tam wyścig szczurów,każdy uważa się lepszy i sprytniejszy od drugiego,żadnej przyjaźni,pomagania jeden drugiemu.Jest gorzej niż w małej wiosce,gdzie jak piszesz znają i obgadują się wszyscy totalnie.Im więcej pieniędzy w pończosze tym lepiej!!!.Tylko jedno wielkie pytanie:jak długo to wytrzymacie???Byle co robić ,aby zarobić i nieważne czy po studiach się sprząta i myje gary,byle pieniądze były.Tylko czy tamtejsi ludzie Was szanują jako Polaków??Jak sami się nie uszanujecie to nikt tego nie zrobi,i nie dziwcie się,że mają Was wszędzie za nic.Ale to Wasz problem.-,pracy u nas nie brakuje,tylko zmniejszcie wymagania i wykażcie się jakimkolwiek pojęciem o pracy w określonym zawodzie..Tam jesteście nikim a przyjeżdżając do Polski chcecie być znani i szanowani.Ale to jak już pisałam Wasz i tylko Wasz problem.Życzę tylko byście nie rozchorowali się z tego wyścigu.W każdym razie nie musicie się wstydzić za Polskę wstydźcie się za swoje postępowanie.

    OdpowiedzUsuń
  26. bluesbrother2000@vp.pl6 czerwca 2008 17:46

    Wycig szczurów nie jest zauważalny tylko za granicą... I nie możemy mówić że jest to tylko cecha polaków, ponieważ jak wiadomo, kraje byłego bloku wschodniego właśnie pałają się w kopaniu dołków pod innymi (znam takich paru) Przepraszam za chaos :-) Bo mam dopiero 14 wiosen i trudno mi jeszcze klecić wypowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
  27. Ehh , to sie wszystko unormuje z czasem. Stracisz jednych przyjaciol zyskasz innych...A ci juz nie beda ciebie oceniac ani zazdroscic. Normalna rzecz na emigracji...

    OdpowiedzUsuń
  28. Moja przygoda z emigracja zaczela sie nie tak dawno, bo mieszkam poza krajem dopiero od roku, ale jak dotad {poza jednym poznanym tu malzenstwem, ktore faktycznie patrzy na wszystkich i na wszystko z zazdroscia, ze cos komus sie udaje) moje kontakty z poznanymi tu Polakami sa bardzo pozytywne. Wszyscy sa mili, uprzejmi, radza mi i pomagaja w czym tylko moga i oczywiscie sa bardzo goscinni jak przystalo na Polakow. Podpowiedza, gdzie co kupic dobrego, gdzie pojechac cos zobaczyc, zapraszaja na kawe, ciasto, czestuja domowymi przysmakami, nawet zawoza do odleglych sklepow, bo sama nie mam prawa jazdy. A polski lekarz, do ktorego poszlam w zwiazku z choroba nie majac tu jeszcze prawa do opieki zdrowotnej, na pytanie, ile place, machnal tylko reka i wygonil mnie z recepta z gabinetu. Owszem, niektorzy z nich tez wypija, ale tak, zeby nikomu nie zaszkodzic tym w zaden sposob. Nawet nieznajomi Polacy spotykani przypadkiem na ulicy czy w sklepie zawsze z usmiechem zagadaja, rozpoznajac po polskiej mowie rodaka. A juz pijanego Polaka na ulicy to jeszcze nie spotkalam. Moze mam szczescie do ludzi i do kraju?

    OdpowiedzUsuń
  29. ditavonteese@vp.pl6 czerwca 2008 18:40

    To wypytywanie sie o pieniadze jest najgorsze..Anglicy sie zwracaja do mnie slowami 'Are you enjoying yourself here?" a Polacy, nic tylko ile godzin tygodniowo, jaka stawka, czy jest overtime.Dla nas wszystkich pieniadze sa wazne, jesli nie najwazniejsze,ale bez przesady z tym wypytywaniem.Mnie nie obchodzi kto ile zarabia, zreszta wiekszosc i tak zarabia minimum wiec nie ma o czym rozmawiac...

    OdpowiedzUsuń
  30. Szczesciaro...to jest tak..jestesmy jedna z wielu grup etnicznych ...ani madrzy ani glupi...z wielkim garbem samokrytyki...z dolami i z gorami socjalnymi....z czasem zaczynamy traktowac siebie normalnie...bez emocji i oczekiwan....trwa to tyle ile zajmuje przestawienie mozgu na myslenie w lokalnym jezyku... 3 do 5 lat.

    OdpowiedzUsuń
  31. Unikasz kontaktu z Polakami ale całe dnie siedzisz na polskim portalu i na polskim blogu i komentujesz wszystko z innymi Polakami, żałosne. Pewnie nie masz żadnych przyjaciół w Irlandii. Czemu nie piszesz bloga po angielsku? Pewnie okazałoby się, że jesteś plebsem, który po angielsku ledwo duka.

    OdpowiedzUsuń
  32. ~julita161@poczta.onet.pl6 czerwca 2008 23:44

    zaje**fajny tekst ..wciągnął mnie i przeczytałam do konca...;) heh Pozdro !

    OdpowiedzUsuń
  33. Najwyraźniej jesteś wyjątkowo antypatyczna.

    OdpowiedzUsuń
  34. Włoszko, czy rozważałaś założenie własnej grupy kabaretowej? Myślę, że miałabyś ogromne szanse w branży satyrycznej, bo swoim komentarzem rozbawiłaś mnie niemalże do łez. Jesteś podręcznikowym przykładem "zaciekłego patrioty" i internetowego frustrata, o których pisałam w poprzednim poście. Mogłaś się zgłosić do mnie wcześniej, to wstawiłabym tam Twoje zdjęcie! Zresztą, idąc Twoim tokiem myślenia, skoro taka z Ciebie "Włoszka", to czemu nie komentujesz bloga po włosku? Pewnie okazałoby się, że jesteś plebsem, który po włosku ledwo duka. PS. Czytanie ze zrozumieniem i wnioskowanie - pała!

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie - i to nas różni :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Taitko, z zainteresowaniem przeczytalam co napisalas i podpisuje ie pod tym tekstem..

    OdpowiedzUsuń
  37. Czyżby we Włoszech sprawy wyglądały podobnie? ;) Domyślam się, że tak :) przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Dziękuję i pozdrawiam ze słonecznej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Ale mnie obsypałeś komplementami, Piotrze ;) Jeszcze raz bardzo dziękuję i przesyłam serdeczne pozdrowienia :) A tak na marginesie, to zazdroszczę Ci pięknych okolic! Byłam niedawno w płd-zach części hrabstwa Cork i od razu przyznaję, że pokochałam tamte strony od pierwszego spojrzenia!

    OdpowiedzUsuń
  40. Brak mi słów, by skomentować takie zachowanie... Nic dziwnego, iż coraz częściej tubylcy mają dość Polaków...

    OdpowiedzUsuń
  41. Na emigracji zawsze najbardziej rzucają się w oczy ci, którzy przynoszą wstyd Polsce i całej jej społeczności. Oni nie potrafią zrozumieć, że postępując w taki sposób, sami kopia dołki pod sobą. Zresztą... myślenie nie jest ich najmocniejszą stroną...Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Tak, Maro. Ja wiem, że istnieje mnóstwo normalnych i spokojnych obywateli z Polski, którzy nie przynoszą jej wstydu i dzięki Bogu za ich istnienie! Dzięki takim ludziom gospodarze jeszcze nas nie wyrzucili ;) Ja zawsze czuję się zażenowana, kiedy jestem świadkiem sytuacji, którą opisałaś. Nic dziwnego, że później krążą po świecie stereotypy Polaka przestępcy, złodzieja i pijaka... Cóż, jak nas widzą, tak nas piszą... Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Zrób to, co podpowie Ci serce :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Zgadza się. Tego typu pytania wywołują u mnie niesmak. Wielu ludzi jednak nie widzi w tym nic złego... Trzeba mieć tupet, żeby zasypać nowo poznaną osobę pytaniami o stawkę godziną i zarobki. Mnie męczą takie konwersacje i osoby - w zasadzie nie można z nimi porozmawiać na żaden temat. Wszystko, co ich interesuje to: kasa, zasiłki, wszelkiego typu ulgi... O tym mogą rozmawiać godzinami.Przesyłam pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Słusznie zrobiłaś, Beo. To była chora sytuacja, więc nie było sensu w niej tkwić. Zresztą dla Twojego własnego zdrowia i komfortu psychicznego dobrze się stało, że odcięłaś sie od tych kobiet. Jestem mocno zniesmaczona tym, co opisałaś. Współczuję Ci tych przykrych doświadczeń.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Ty to dopiero miałaś koszmarne przeżycia z rodakami. U mnie nie było tak źle, aczkolwiek, ci, których poznałam nie należeli do najfajniejszych. Twój przykład po raz kolejny potwierdza opinię, iż za granicą częściej można liczyć na pomoc obcokrajowca niż rodaka. Smutne, ale jakie prawdziwe....Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Co do pieniędzy to co napisałaś jest faktem niestety. W statystycznej rozmowie Polaków także w UK pytanie o to gdzie pracujesz i ile zarabiasz a do tego jeszcze czy masz nadgodziny należy do standardowych. A ten z rozmówców który ma lepszą stawkę zwykle chodzi napuszony jak paw bo trafił na biedaka Nawet moi znajomi czasem się dziwią gdy im mówię że nie wiem gdzie ten a ten pracuje i ile zarabia na co zwykłem odpowiadać, że takie sprawy mnie nie interesują gdyż za czyjąś wypłatę nie kupię sobie chleba. A z takich polskich obyczajów dorzucę jeden jeszcze. Jakoś dziwnie również polskie jest to, że jak jest dyskoteka bez bijatyki to znaczy że jest nieudana. Kiedyś rozmawiałem z jedną osobą na temat naszej polskiej dyskoteki w Southend w której grają pewien określony typ muzyki. Mój rozmówca uznał, że hip- hop jest dobry bo podnosi adrenalinę i pobudza do bitki. Logika jak się patrzy.

    OdpowiedzUsuń
  48. Tak szczególnie "świetne" są niektóre komentarze Taity na tym blogu. Np. ten w którym stwierdza, że "nie jest rasistką, ale nie lubi Rumunów, Albańczyków i Arabów". Mi wstyd za taką ksenofobiczną i ograniczoną Polkę jak Taita. Ona i podobne jej elementy psują nam opinię w Irlandii. A potem się dziwimy, że mamy tam opinię nietolerancyjnych nacjonalistów. Ale taka Taita i jej podobne ciężko pracują na tą fatalną opinię o Polkach.

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie znasz mnie, ale wiesz o mnie wszystko, tak? Żałosne - jak zresztą cała Twoja wypowiedź. Nie wiem, czy wiesz, ale można nie żywić sympatii do pewnych narodów, ale przy tym NIE BYĆ rasistą. Zapraszam do zapoznania się z definicją rasizmu i ksenofobii - http://pl.wikipedia.org/wiki/Rasizm. A kiedy już będziesz wiedziała co to znaczy być rasistą, to daj znać. Może porozmawiamy...

    OdpowiedzUsuń
  50. PS. A przede wszystkim jak cytujesz, to cytuj dokładnie i nie próbuj dostosowywać rzekomych cytatów do swoich teorii! Czytanie ze zrozumieniem nie jest najwidoczniej Twoją mocną stroną...

    OdpowiedzUsuń
  51. Tak szczególnie "świetne" są niektóre komentarze Taity na tym blogu. Np. ten w którym stwierdza, że "nie jest rasistką, ale nie lubi Rumunów, Albańczyków i Arabów". Mi wstyd za taką ksenofobiczną i ograniczoną Polkę jak Taita. Ona i podobne jej elementy psują nam opinię w Irlandii. A potem się dziwimy, że mamy tam opinię nietolerancyjnych nacjonalistów. Ale taka Taita i jej podobne ciężko pracują na tą fatalną opinię o Polkach.~Ania, 2008-06-09 20:57Ania, Głupota sama na siebie pracuje. Nie trzeba jej w tym dopomagać. Jesteś tego najlepszym przykładem. Szkoda komentarza, a jednocześnie strach bierze, ze podobnie myślących jest, niestety, dużo więcej. Szyj sobie już czador i czekaj POPRAWNIE i POLITYCZNIE, a szczęście samo zapuka do twych drzwi. Błogosławieni ślepi, albowiem ich będzie królestwo niebieskie.

    OdpowiedzUsuń