Jeszcze do niedawna wydawało misię, że trafię do zamkniętego zakładu dla psychicznie chorych. Tymczasemwszystkie znaki na ziemi i niebiosach wskazują, iż mogę znaleźć się w domustarców! Zniedołężniałam ostatnio okrutnie i pewnie nie jedna sędziwa babuleńkawygrałaby ze mną w konkursie na „Miss Wysportowanych Staruszek”. Co prawda niechodzę jeszcze o lasce, nie jestem przygłucha, nie noszę okularów znieśmiertelnymi denkami od butelki i nie przyjaźnię z tym wstrętnym Niemcem -Alzheimerem - który wszystko chowa!
Wydarzenia z ostatnich dnidobitnie pokazują, że mam w sobie jakąś destrukcyjną moc. Niszczę wszystko,czego dotknę, stanowiąc przy tym poważne zagrożenie nie tylko dla siebie samej,lecz także dla otoczenia. Jak tak dalej pójdzie, to podzielę los HannibalaLectera – odizolowana od ludzkości wyląduje w jakiejś zbrojonej klatce, z maskąna twarzy i kaftanem bezpieczeństwa ;)
Przedwczoraj usiłując schowaćjedzenie do lodówki na najwyższą półkę, upuściłam talerz, który oczywiście zimpetem uderzył o dywan, rozbryzgując żarcie na wszystko, co było w pobliżu – wtym na mnie. Nie wymyśliłam żadnego zastosowania dla fantazyjnych fragmentówrozbitego talerza, toteż ostatecznie wylądował on w koszu. Po czym przystąpiłamdo zeskrobywania żarcia ze ścian, z dywanu i ze mnie.
Ten wypadek to jednak nic wporównaniu z tym, co go poprzedziło! Otóż jestem jednym wielkim siniakiem!Przeżyłam ostatnio bardzo bliski kontakt z moimi schodami! Całkiem przypadkowowymierzyłam długością swojego ciała niemalże całą klatkę schodową! A wynikupomiaru i tak nie pamiętam! W ogóle mało co pamiętam! Ostatni obraz, jaki mamprzed oczami, przedstawia mnie samą: beztrosko podśpiewuję sobie wesoło,dzierżąc w ręce jakieś odpadki i kierując się w stronę schodów. Nieprzeczuwając czyhającego na mnie niebezpieczeństwa, stawiam jedną stopę nastopniu, potem drugą i... po dwóch sekundach rozlega się szereg wstrząsów (tak,tak, to ostatnie trzęsienie ziemi w Irlandii spowodowałam ja! Sorry, niechciałam!) Mój śpiew zaś przeradza się w przeszywający uszy skowyt. Pełneboleści „auuuuuuuuuuuuuuuuuu!” zakłóca sen sąsiadów i ciszę nocną panująca naosiedlu. Domem chyba musiało porządnie zatrząść, bo mój facet w ułamku sekundy,niczym oparzony, odskoczył od komputera i znalazł się przy mnie. Czyn tenkoniecznie wymaga podkreślenia, jako że Mój Połówek to świetny przykład ofiaryzboczenia zawodowego – trzeba się nieźle namęczyć, żeby odseparować go odkompa.
Poturbowana, ledwo żyjąca iciągle jeszcze jęcząca zbieram się do kupy i włócząc nogami docieram do kuchni,gdzie wespół ze świadkiem mojego nieszczęścia dokonujemy obdukcji lekarskiej. Araczej ja dokonuje, bo świadek zwijając się ze śmiechu, okazuje się zupełniebezużyteczny!
Głowa na miejscu, uff!
Z ulgą odnotowuję istnienie czterech kończyn. Całych!
Namacawszy nos, uszy, kark izderzaki (są! Tam gdzie być powinny!) przechodzę do dalszych oględzin.
Upierdliwy ból podpowiada, gdzieszukać obrażeń, szybko więc lokalizuję rozległe obtarcia naskórka
To jednak nie koniec atrakcji. Wwalce ze schodami złamałam też paznokieć! Oczywiścieniesymetrycznie! Złamanej końcówki do dziś nie odnalazłam – podobnie jak tychśmieci, które niosłam.
Mój tylny air-bag, mimo żeświetnie się spisał i zamortyzował upadek, jest w opłakanym stanie. Czuję sięwięc tak, jak gdyby stado rozjuszonych bizonów skopało mi tyłek. I tak chybateż wyglądam. Ten wielki krwiak z pewnością mówi sam za siebie. Oczywiście niemogę siedzieć! Normalnie poruszać też się nie mogę!
Zaliczając „glebę” nabawiłam sięnie tylko obrażeń. Od tej wiekopomnej chwili mam też nowy przydomek. Patrząc namoje zwłoki rozpłaszczone na schodach, mój Pomysłowy Dobromir uznał, iżwyglądam jak bobslej (!?!?). I tak oto zostałam ochrzczona „bobsleistką”! Zajebioza!
Mogę się już pożegnać zwszystkimi „skarbeńkami”, „słoneczkami” i innymi „kwiatuszkami”
Nastała Era Bobsleja!
O jej Taita, może zaopatrz się, kochana, w szereg ochraniaczy, kasków itp. Tyle wypadków w tak krótkim czasie? Nawet mnie się to nie zdarza! Biedactwo, kup sobie taki preparat przyspieszający wchłanianie się sińców, bo takie obrażenia, choć teraz wydają się niegroźne, w przyszłości mogą się odezwać- to rada mojej doświadczonej w tym fachu mamy. I na litość Boską, uważaj na siebie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA Ty mnie nie strasz, bo ja strasznie podatna jestem na rzeczy tego typu! Twarda sztuka jestem, więc wyszłam cało ze starcia ze schodami :) Został mi tylko jeden wielki siniec na tyłku ;) Nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło - nauczyłam się patrzeć pod nogi w czasie schodzenia po schodach ;)
OdpowiedzUsuńBidulka ;) Czasem sa juz takie dni, ze sie wszystko kitrasi! Wczoraj moj Tygrys przytachal do domu nowa-uzywana lape, takie 4 reflektorki na kijku z mlecznymi zyrandolikami. I kazal mi te zyrandoliki umyc. To umylam. Mleczny kolorek splynal wraz z plynem do zmywania w sina dal... Mam nadzieje, ze tylny air-bag juz nie boli tak nieziemsko! To w jakiej pozycji czytasz teraz Goodkinda? Ne lezaco? Pozdrawiam!!!A teraz specjalnie dla Ciebie link do "Sagi o Ludziach Lodu" na e-book! :)http://biblioteka.eksiazki.org/index.php/Saga_o_Ludziach_LoduMilej lektury :)
OdpowiedzUsuńHa! Wlasnie zauwazylam,ze maja tam tez Goodkinda ;)
OdpowiedzUsuńwypadki chodza po emigrantkach :-) Mnie ostatnio dopadl syndrom brunetki... polegajacy na przystosowywaniu kolorytu skory do koloru wlosow :-) Najpier na dwa dni po zrobieniu sie na lady black przezylam (choc cudem) bliskie spotkanie z kamienna podloga lecac na nia z wysokosci poltora metra... moj prawy posladek wyglada dokladnie tak jak moje wlosy - mierzylismy z Marido srednice siniaka 24 cm! Masakra.... Pare dni pozniej podczas jazdy na rowerze przyszlo mi przez wystajacy korzen polatac sobie nieco...i to niebyloby najgorsze gdyby na lataniu zostalo... niestety skonczylo sie gleba i siniakiem na obojczyku, lewej stronie szczeki i lewej rece.... mysle, ze w tych zawodach mialybysmy podobne szanse :-)
OdpowiedzUsuńHie, hie. O Jezuu! To z Tobą jeszcze gorzej niż ze mną, Aniu! Ja też mam poturbowaną prawą stronę ciała - wszystkie obrażenia skumulowały się właśnie na niej. Dzięki Bogu, już wracam do siebie i mogę normalnie się poruszać :) A to prawdziwa ulga :)Miej się na baczności, licho przecież nie śpi ;) Nie wiadomo za którym rogiem czyha diabeł ;) To ja może odpuszczę sobie jazdę na rowerze? Stacjonarnym, co prawda, ale lepiej dmuchać na zimne ;)
OdpowiedzUsuńTo się chyba lekko zdziwiłaś, jak zobaczyłaś efekt mycia ;) Muszę się pochwalić, że potrafię już normalnie siedzieć :) Post jest lekko przeterminowany - napisałam go wczoraj, ale później nie miałam internetu , więc nie mogłam go opublikować. Dzięki za linka :) Zachowam na czarną godzinę. Co prawda nie lubię e-booków, ale może się przydać. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że tylko mi przydarzają się dziwne upadki :) Nie martw się, ja bedąc w Polsce, zaliczyłam zjazd po schodach kamiennych i to ze skutkiem tygodniowego zwolnienia w pracy, niemożliwością spania przez następne trzy noce, i bólem w miejscu uderzenia do tej pory :) Mam nadzieję, że czujesz się teraz lepiej :P Ja naprawdę wolałabym otarcia naskórka i złamany paznokieć. Co do siniaków to i tak raz na tydzień sobie jakiegoś nabiję, to już dla mnie normalka :DPozdrawiam :) kkiniaaa
OdpowiedzUsuń:) Biedna, mam nadzieję, że już się czujesz lepiej :) Każdy ma pechowe dni, widać Cię dopadło. Ale myślę, że się więcej nie powtórzy. I przyznam Ci, że tak opisałaś całą tą sytuację, że się trochę pośmiałam. Cieszę się, że mimo siniaków, poczucie humoru Cię nie opuszcza :) Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńPolecam http://www.youtube.com/watch?v=4rUsOZuhXQ8
OdpowiedzUsuńPlus sytuacji choć taki że skoro śmieci rzeczonych nie znalazłaś to znaczy że pewnie ktoś zrobił z nimi porządek- czyli było nie było pomógł ci. Boleści miną a jak schody przetrwały lądowanie to już super fajnie bo te majstry to niestety drogie na tych wyspach oj drogie. A co zasię wieku tyczy to co ja pani babcio mam powiedzieć o sobie skoro u mnie 35 na karku hę?
OdpowiedzUsuńEhh, zdarzaja sie takie dni, kiedy lepiej nie wstawac z lozka. Trzymaj sie.
OdpowiedzUsuńprzepraszam....ale prawie sie udlawilam ze smiechu :)Dobrze, ze nic Ci nie jest!!!
OdpowiedzUsuńNie uwierzysz... normalnie jakies jaja - wczoraj mialam wazna rozmowe z klientem.. odpieprzylam sie na czarno, waskie rurki dopasowana bluzka i do tego srebrne szpilki i srebrne kolczyki.... wygladalam profi.. spotkanie super itp... po spotkaniu moj kontrahent odprowadzal mnei do samochodu.. idac i rozmawiajac ne zauwazylam sliskich plytek i przezylam jedno z wiekszych upokorzen mojego zycia. Wywinelam przed facetem takiego orla, ze musial mnei zbierac z chodnika, a zawartosc mojej aktowki z jezdni.... oczywiscie 2 siniaki wiecej.... wczoraj chcialo mi sie wyc, a dzis smiac jak sobei wyobraze jak to wygladalo... Zastanawiam sie jak facetowi udalo sie zachowac powage w tej sytuacji.... hahahhaaa Chyba przestane wychodzic z domu!
OdpowiedzUsuńHahaha! Dla Ciebie Aniu - wyrazy współczucia, a dla gościa podziw, że nie wybuchnął śmiechem! Ja bym tak nie potrafiła! Kiedyś w zimie idąca ze mną koleżanka wpadła w poślizg na lodzie, a następnie wywinęła takiego orła, że myślałam, iż nawet chiński chirurg jej nie poskłada. Pomogłam jej wstać, ale za Chiny nie mogłam powstrzymać panicznego śmiechu! Hehe, do dziś się z tego śmieję, jak sobie przypomnę. To było komiczne! :D Nie ukrywajmy, takie wypadki są strasznie zabawne - dla świadków, rzecz jasna ;) Choć ja z mojego upadku ze schodów też się śmiałam - po fakcie ;) Miej się na baczności :) Kurde no! Ale obciach ;)
OdpowiedzUsuńHihi, nie szkodzi :) Sama się nie mogę opanować, kiedy sobie przypomnę, jak to wyglądało :) Wtedy jednak nie było mi do śmiechu ;) Ledwo się ruszałam ;) Pozdrawiam serdecznie Holandię :)
OdpowiedzUsuńRacja :) Na szczęście wygląda na to, iż mój pech znudził się mną i poszedł szukać nowej ofiary :)Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńHehe, to ze mną nie jest aż tak źle. Ostatnio w czasie urlopu o mało nie narobiłam sobie obciachu w restauracji. Padał deszcz, było mokro. Miałam więc mokre podeszwy butów. Weszłam do restauracji, oczywiście wpadałam w poślizg, przejechałam na obcasie kilka metrów, wykonując przy tym piruety i machając rozpaczliwie rękoma ;) Na szczęście złapałam równowagę tuż przed ścianą. Boże, co to był za obciach! Nie muszę wspominać, że sala oczywiście była zapełniona! Gdybym się wtedy przewróciła, to chyba zapadłabym się ze wstydu pod ziemię!
OdpowiedzUsuńO, tak :) Wszystko ze mną ok :) Po wypadku pozostał mi tylko posiniaczony air-bag, więc nie jest źle. A z upadku sami się śmiejemy, bo to naprawdę wyglądało śmiesznie :)Przesyłam uściski i pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńJak to co? Cieszyć się! :) To najlepszy wiek dla mężczyzny :) Co się zaś tyczy śmieci, to ich zagadka została rozwikłana - mój dzielny Połówek pozbierał je ;) Schody wyszły z wypadku bez żadnych obrażeń :)
OdpowiedzUsuńO matko z córką - wyobraziłam sobie cały ten upadek. Na szczęście poczucie humoru Ci nie uciekło Taitko. Zawsze myślałam, że to ja taka sierotka jestem, bez urazy, tym razem mnie przebiłaś :D
OdpowiedzUsuńHehe, teraz jesteśmy dwie sieroty :) W grupie raźniej :) Ale proszę Cię, nie przebijaj mnie ;) Dla własnego dobra :) Pozdrowienia i uściski :)
OdpowiedzUsuńMozemy sobie podac dlonie, bo ja mam podobe zapedy.Siniaki to mam wiecznie.Jak sie nie stukne czyms, to cos kopne przypadkiem i juz mam nogi sliwkowe.Ostatnio w nocy- po za zyciu tabletek na sen,zasnelam tak twardo ze podrpalam sobie do krwi nos- nie pytaj jak a nawet czym- bo dlugich paznokci nie mam.Ale osotnio , z niewyjasnionego powodu mam problem z kregolsupem i biodrem.Byc moze cos na spacy mi sie wydarzylo lub odbija sie mi jakis upadek.Jak sie zegne- to mi trudno sie odgiac;)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńja tez sie z tego smieje, ale dzis, choc wszystko mnie do licha boli.... .... ciekawe co sobei facet pomyslal...
OdpowiedzUsuńTo Bóg zapłać Waćpannie za podbudowanie samopoczucia bo mnie się zdawało że w tym wieku to już pozamiatane...
OdpowiedzUsuńA na drugie jakby nie spojrzeć znalazłaś sposób na odciągnięcie swego połówka od komputera -co jak stwierdziłaś jest niemalże niewykonalne A więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie nową czytelniczkę :) Może miałaś jakiś koszmar w trakcie którego walczyłaś z potworami? ;) Obyś więcej nie miała takich krwawych przygód ;) Pozdrawiam i życzę powrotu do formy.
OdpowiedzUsuńMości Panie, trzydziestoletni facet to fajny facet :) Ja tam zawsze lubiłam mężczyzn w tym wieku :) Już jako małolata podkochiwałam się w dużo starszych ode mnie gościach - i do dziś mi tak zostało ;)
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom takie upadki mają swój urok ;) Jestem pewna, że facet był tak oczarowany Tobą, iż nawet nie zauważył tego małego wypadku ;) Ja dzisiaj znów wystąpiłam w roli upadłego anioła i powiększyłam kolekcję siniaków! Mam dość!! Czy to się kiedyś skończy? Niech ten pech już sobie idzie!
OdpowiedzUsuńA jak! Znalazłam, znalazłam, tyle tylko że ten sposób ma jeden wielki mankament - jest wielce ryzykowny! A ja nie wyglądam jak kamikadze ;) Wiesz, nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka ;) Raz się udało, może i drugi raz się uda, ale czy za trzecim razem wyjdę z tego cało, tego nie wie nikt ;)
OdpowiedzUsuńJednakowoż ryzykowność rzeczona skutek może mieć i dobry bo połówek musiał będzie masaż zrobić co może być przyjemne. Tylko zbyt często go nie stosuj bo biedakowi spowszednieje i pomysł diabli wezmą. Proponuję rozwiązanie zastępcze tzn symulacja, na krótką metę może być skuteczna i mniej bolesna
OdpowiedzUsuńups, no komments....
OdpowiedzUsuńDo mnie przyszedł kiedyś znajomy "mechanik" komputerowy.Nie to,że nie naprawił komputera ale zepsuł przy tym lampkę nocna która przyświecał sobie.A opowiadał przy tym o zepsutej pralce w domu itp.Czasem ma się taką przypadłość :0)http://naszegames.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńTaitko na pewno z Toba nie jest az tak tragicznie:). taki upadek zeschodow przezylam tuz przed wyjazdem a usa u moich znajomych..po prostu zjechalam z nich posladkami i nawet moglam zobaczyc siebie w lustrze naprzeciwko schodow..hihi. zwijalam sie ze smiechu i z bolu, a krwiaka mialam takiego doslownie na pol i nie bylam w stanie siedziec w samolocie 8 h;)...
OdpowiedzUsuńOjej Taitko. Biedna ty, biedna. Rozumiem Cię, bo sama wczoraj zaliczyłam takie schody. Wiem co to ból miejsca tego, gdzie się kończą plecy. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)). I powrotu do słoneczka, skarbu i gwiazdeczki :)Pozdrawiam cieplutko i przytulam :))
OdpowiedzUsuńOj, bobsleju, to nie dobrze. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do formy! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńno coz. druzyna bobslejowa z Jamajki:Dznam ten bol upadkow ze schodow. do wesela sie zagoi nie boj nic. grunt ze garnitur zebow w komplecie. d**a nie szklanka, to sie nie rozbije.buziaki z bristolu.
OdpowiedzUsuńhahahahahaaaaaaaaaaaaaaaaaa cos w tym jest ... moze my urodzilysmy sie w podobnym czasie co? Spadlam dzis ze schodow :-( i stluklam lewy nadgarstek... to jakies fatum... Ja sie pytam o co w tym wszystkim chodzi?
OdpowiedzUsuńWitaj Taitko, jak zwykle nie widzę "napisz do mnie" to zostawiam tutaj mój nowy adres tego samego bloga : http://promyczkowy-swiat.blog.onet.pl/Buziaki:*:*:*
OdpowiedzUsuńHehe, nie mam najmniejszego pojęcia ;) Gdybym wiedziała, już dawno zrobiłabym coś, aby powstrzymać to szaleńcze fatum! :) Mam nadzieję, że już wykorzystałam pięcioletni limit na upadki ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba koniecznie opracować jakąś inną metodę - w końcu rutyna nie jest wskazana w żadnej dziedzinie życia ;)
OdpowiedzUsuńCzy my aby na pewno myślimy o tym samym? ;)
OdpowiedzUsuńHahaha. Boże drogi, zachowaj nas od takich "złotych rączek" ;) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, kochana, czy nie jest ze mną tak źle ;) Gdybym Ci pokazała mojego krwiaka na ręce, to pewnie byś się wystraszyła. Jest ogromny! Ma kilkanaście cm długości, a w dodatku muszę go ukrywać pod długimi rękawami. Wstyd z takim badziewiem wyjść do ludzi ;)A upadku współczuję, bo sama przez takie coś przeszłam i wiem, jak to boooli! ;) Trzymaj się cieplutko :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Danusiu :) Mam nadzieję, że niedługo na dobre powrócisz na swój blog :) Z moim air-bagiem już wszystko w porządku, gorzej natomiast z ręką. Ale i ona za jakiś czas wróci do normalnego stanu :)Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCóż życie bobsleistki nie należy do najłatwiejszych ;) Trzeba się liczyć z kontuzjami ;) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCałkowita racja, Kasiu :) Mogło być dużo gorzej ;) Trzymaj się cieplutko :) Ściskam mocno :)
OdpowiedzUsuńDzięki za nowy adres, Promyczku :) Zaraz zaktualizuję moją bazę danych ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż wróżką niestety nie jestem a specjalistą w odczytywaniu kobiecych intencji tym bardziej więc wymądrzał się nie będę ale miło wiedzieć że faceci po trzydziestce jeszcze mogą być atrakcyjni. Dobrze to działa na samopoczucie
OdpowiedzUsuńAle było nie było jak różne przedziwne określenia od mężczyzn w kierunku kobiet wysyłane słyszałem i repertuar tychże określeń bł wielce bogaty tak jeszcze nie zdarzyło mi się by ktoś o swej dziewczynie mówił "mój ty bejsbolku" Ma ci ten twój połówek wyobraźnię trzeba przyznać.
OdpowiedzUsuńA ja jak na razie zajmuję się odstrzeliwaniem kolejnych ofert matrymonialnych z Rosji i idzie mi dobrze. Z czterech zostały dwie. Pozytyw taki że ćwiczę sobie angielski, negatyw zaś i tak zakładam że nic z tego nie wyjdzie bo panny podchodzą do tematu coś w stylu że jak gość mieszka na Zachodzie i to jeszcze w Anglii to kasy ma pewnie jak diabeł gwoździ więc sobie zbytnio nadziei nie robię bo po co mam się stresować.
OdpowiedzUsuńHihi. Alku, nie "bejsbolku" tylko "bobsleistka" ;) To zupełnie zmienia postać rzeczy ;) "Bejsbolkiem" jeszcze nie zostałam nazwana :) I całe szczęście! :)
OdpowiedzUsuńNo jeśli one do tego tak podchodzą, to -jak na mój gust- nie ma sensu zawracać sobie nimi głowy. Bo tu nie o uczucie chodzi a o kasę. Takie związki z góry są spisane na straty. Mimo wszystko nie zniechęcaj się - kto szuka, ten znajduje! :)
OdpowiedzUsuńco by jednakowoż nie rzec i tak to jest wielce oryginalne
OdpowiedzUsuńRzadko zdarza mi się bym sie zgodził z kobietą ale w tym przypadku masz rację...
OdpowiedzUsuń