poniedziałek, 1 września 2008

Cobh

Dziś dawno temu obiecany post o Cobh.


Przebywając na urlopie wpołudniowo-zachodniej części Irlandii, nie mogłam pozwolić sobie na to, bypominąć szansę zwiedzenia Cobh. Chciałam je odwiedzić już w czasie mojejpierwszej wizyty w tamtym regionie, jednak nie były mi to wtedy dane. Jakzwykle cierpiałam na nadmiar pomysłów i na niedobór czasu.

Mój Połówek wykazuje średniezainteresowanie tą mieściną, ale ja zachowuję się, jak typowe rozpieszczonedziecko. Chcę tam jechać i już. Marudzę, aż wreszcie stawiam na swoim.


  


Miasteczko zdominowane jest przez potężną,neogotycką sylwetkę St Colman’s Cathedral. Z placu znajdującego się tuż kołoniej świetnie widać zatokę. Czekając na narzeczonego, który akurat szukaparkingu, postanawiam spojrzeć na miasteczko z perspektywy ptaka. Stojącnieopodal katedry i spoglądając na znajdujące się u jej podnóża domy, mamwrażenie, że trafiłam do najbrzydszego irlandzkiego miasteczka. 


  


Zastanawiam się, czy to aby na pewno jestto „atrakcyjne miasteczko” opisywane przez mój przewodnik. Szare, smutne domki,ciasno upchnięte w szeregowej zabudowie całkiem nieświadomie tworzą obraz nędzyi rozpaczy. Są zniszczone i nijakie. Można dojrzeć wybite szyby, zrujnowanekonstrukcje. Domy są niewątpliwie stare, pewnie pamiętają jeszcze epokęwiktoriańską. Domyślam się, że jestem w jednej z najstarszych dzielnicmiasteczka i wyrażam szczerą nadzieję, iż reszta miasta nie prezentuje sięrównie przygnębiająco.


  


Nie, Cobh nie jest dla mnie jednym z tychurokliwych miasteczek, dla których ma się nieodpartą ochotę porzucićdotychczasowe miejsce zamieszkania. Ono nie powala swoim wyglądem. Nie wywołujeochów i achów.  Co mnie zatem tutajprzyciągnęło? Szczerze? Po prostu potrzeba postawienia stopy na jego gruncie.Chciałam je zobaczyć na własne oczy. Chciałam poczuć jego atmosferę. Chciałamprzekonać się, jak w realnym świecie wygląda to miejsce.


  


Jeszcze kilkaset lat temu Cobh było raczejnic nie znaczącą rybacką wioseczką. Taką jakich wiele. Taką, którą się zwiedzai po chwili zapomina o jej wyglądzie. Przeciętną. Zwyczajną. Mało kto o niejsłyszał. Mało kto się nią interesował. Bieg historii zmienił jednak ówczesnystan rzeczy. Z mało znanego portu Cobh przerodziło się w miasteczko ostrategicznym znaczeniu. To stąd wysyłano skazańców do kolonii karnych wAustralii. To tutaj - w czasie klęski Wielkiego Głodu - masowo gromadzili sięwycieńczeni Irlandczycy w oczekiwaniu na upragniony statek do Ameryki, Kanadylub Anglii. To właśnie tutejszy port był ostatnim miejscem postoju pechowychokrętów. Stąd w swój tragiczny rejs wypłynął Titanic, a  w jego ślad poszła Lusitania,storpedowana  przez niemiecką łódźpodwodną w 1915r.


  


Historia Cobh jest przejmująca, krwawa imożna to doskonale odczuć. Praktycznie na każdym kroku natrafiamy na pomnikiupamiętniające niedole irlandzkich emigrantów bądź żeglarzy. Odczuwam swegorodzaju współczucie dla milionów Irlandczyków, którzy na pokładziestatków-trumien, w nieludzkich warunkach uciekali do Ameryki, by zwyciężyć,panosząca się wówczas w ich kraju, straszliwą klęskę głodu. Posępne pomnikidają do myślenia. Nie pozwalają współczesnej społeczności zapomnieć o strasznejprzeszłości.


  


Zagłębiając się w centrum miasteczka, zulgą dostrzegam, iż Cobh to nie tylko te ciemne, obskurne domy, znajdujące siękoło katedry. To także odrestaurowane budynki w kolorach tęczy – niezwyklestylowe i przyciągające oko. Miasteczko urzeka mnie pięknymi i bujnymikwiatami. Natrafiam na nie koło pomników, na rogach ulic, na barierkach –wszędzie. Niewątpliwie dodają one uroku Cobh i stanowią miłą odmianę po szarejpalecie barw spotkanej we wcześniejszej części portu.


  


Ku mojemu niezadowoleniu nie mogę zagłębićsię w tajniki tego miasteczka. Kiedy docieramy do Centrum Dziedzictwa Cobh, byzapoznać się z znajdująca się tam wystawą, okazuje się, że pracownicy właśniezamykają i delikatnie wypraszają turystów. Na pocieszenie fotografujemy pięknypomnik usytuowany tuż przed wejściem do budynku. Rzeźba przedstawia AnnieMoore, pierwszą imigrantkę, która dotarła do USA przez Ellis Island. Stojącyobok niej dwaj chłopcy są jej młodszymi braćmi. Z niewielkim pakuneczkiem,zatroskani oczekują na rejs do Ameryki. Co czuła Annie opuszczając ojczyznę?Czy miała podobne odczucia do moich, kiedy opuszczałam Polskę? Nie wiem… Mamwrażenie, że na tych wyrzeźbionych twarzach odmalowuje się nie tylkozatroskanie i strach przed nieznanym, lecz także nadzieja na lepszą przyszłość.


  


Spacerując wzdłuż wybrzeża podziwiamgłównie bajeczne barwy kwiatów. Powoli zapada zmrok. Słońce już dawno udało sięna spoczynek, niebo zaś ciągle pokryte jest szarymi chmurami. Jest to dla nasznak, że już trzeba żegnać się z Cobh. Wpadliśmy tu przejazdem, czeka nas więcjeszcze mnóstwo kilometrów do przebycia. Lekko zmęczeni trudamicałodniowej wyprawy, przysiadamy na ławce na wzgórzu, nieopodal katedry, by poraz ostatni przyglądnąć się tej mieścinie… Udając się do naszego samochodu,chciałoby się rzec: „Żegnaj, Cobh… I do następnego razu! Jeszcze tu wrócę, boczuję, że to, co dziś zobaczyłam, to zaledwie namiastka…”

13 komentarzy:

  1. Wyprawa wspaniala, zdjecia piekne ale JAK TWOJE WLOSY??? Bylas??? PS: Umieram z ciekawosci :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zajeb.... fotki czekam na nastepnego posta .

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie miasteczko wydaje sie byc troche smutne. Wzruszyl mnie ten pomnik z dziecmi. Ja wrocilam juz z wakacji i udalo mi sie zrobic kilka zdjec z pewnego uroczego miejsca, wiec jak znajde troche czasu to napisze co nieco i wrzuce zdjecia :)Milego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A jak tam fryzurka? Przynajmniej przezylas:)We Wloszech na cale szczescie nie ma z tym problemu, zostawia sie tez niezla kase, zle przynajmniej sie wychodzi z lepszym efektem niz tam sie weszlo, a poza tym dzisiejsi fryzjerzy/fryzjerki nazywaja sie stylisci/stylistki fryzur :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to się dziwnie potoczyło...emigrowali z Irlandii...teraz emigrują do Irlandii - i dobrze. Może nadejdzie czas, kiedy nikt nie będzie musiał już nigdzie emigrować!! Wrażenie robi katedra. Pozdrawiam podróżniczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam, byłam :) Muszę przyznać, że z salonu wyszłam zadowolona, ale mimo wszystko to nie jest to, czego chciałam. Miałam ochotę na małą zmianę fryzury, a tymczasem mam niemalże taką samą, jak miałam. No, ale przynajmniej nie jest źle. Wierz mi, że mogłoby być duużo gorzej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło mi, że fotki znalazły uznanie w Twoich oczach :) Składam podziękowania za opinię i przesyłam pozdrowienia z Irlandii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę z niecierpliwością czekać na te fotki - zawsze chętnie oglądam to, co ma związek z tym pięknym krajem :) A co do Cobh... Miasteczko z pewnością przygnębiająco prezentuje się zimą, gdy nie ma tylu kolorowych kwiatów, a szarość starych budynków zlewa się z kolorem obłoków. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z włosami nie jest źle. Nie było potrzeby zaopatrzenia się w perukę ;) Stan po wizycie lepszy niż ten przed wizytą, więc powiedzmy, że jestem zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadza się, Jurku. Emigrując pewnie nawet nie przyszło im do głowy, że kiedyś takie tłumy będą ściągać do ich kraju. Takie życie. Z Polską przecież jest podobnie. Ludzie masowo wyjeżdżają, a w ich miejsca przyjeżdżają nasi ubodzy sąsiedzi...Katedra w istocie robi wrażenie, jest ogromna. Wstąpiliśmy do środka na krótką pogawędkę z Bogiem, ale nie dało się jej prowadzić, bo znajdujący się tam ludzie strasznie przeszkadzali poprzez głośne gadanie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zważywszy, że echo w takim wnętrzu niesie...Pogawędkę można przełożyć na lepszy czas, gdy więcej spokojności:))

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Ola - Mama Adasia10 września 2008 05:10

    Oh, jak ja tesknie za Europa - szczegolnie po takim fotoreportazu ....Ola

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszystko ma swoje plusy, Olu :) Także Europa :) Nie wątpię jednak w istnienie ciekawych miejsc w Ameryce :) Trzymaj się cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń