wtorek, 25 lutego 2025

Czterech ojców i ona jedna ‒ poznajcie historię Lady Isabelli


Kiedy dotarliśmy na miejsce do ikonicznej atrakcji Wyspy Man, o mało nie odebrało mi mowy z wrażenia. Great Laxey Wheel było dokładnie takie: great ‒ wielkie. Kolosalne wręcz! Widziałam je już wcześniej na zdjęciach, jednak one nigdy nie oddawały jego rzeczywistych rozmiarów. Żeby naprawdę je docenić, trzeba stanąć oko w oko z tą atrakcją. Rzadko czuję się jak kruszynka, ale tu właśnie tak było. 


Można sobie żartować, że to ogromne koło wodne to niespełnione marzenie każdego chomika, jednak rzeczywistość już taka zabawna nie jest. Historia tego miejsca jest stara jak świat. To ponadczasowa historia ucisku i wyzysku: bogaci się bogacą, a biedota na to ich bogactwo pracuje w pocie czoła. Każdy zna opowieści tego typu. Jeśli nie z życia, to choćby z "Germinala" Balzaca. 


Cofnijmy się zatem do lat 80. XVIII wieku, bo to właśnie wtedy zaczyna się historia tego miejsca. To wtedy zaczęto wydobywać tu rudy ołowiu, cynku i srebra, były to jednak działania prowadzone na niewielką skalę przez małą grupkę spekulantów. Dopiero 50 lat później całe przedsięwzięcie nabrało rozmachu. Jako że odnotowano pierwsze znaczące dochody, zwiększono liczbę zatrudnionych górników do 200 pracowników. Kiedy brak rentowności przestał być problemem, pojawił się inny ‒ woda w dolnych partiach kopalni. Trzeba było ją jakoś wypompować. 


Tu na scenę wkraczają: Szkot, Walijczyk i Mańczyk (a w zasadzie to nawet dwóch). Nie, to nie będzie kawał o Rusku, Niemcu i Polaku. Raczej historia ojców Lady Isabelli, bo taki właśnie przydomek nosi to ogromne koło wodne, a jak doskonale wiemy ‒ porażka jest sierotą, sukces zaś ma wielu ojców.


Ojciec numer 1. Charles Hope. Ten, co zlecił wykonanie tego dzieła. Szkot. Polityk. Przez 15 lat pełnił funkcję gubernatora porucznika na wyspie. To na cześć jego żony nazwano tę atrakcję Lady Isabellą. 


Ojciec numer 2. Robert Casement. Mańczyk. Mózg całej operacji. Ten, który zaprojektował. Zaimplementował nowoczesną technologię do starodawnego konceptu koła wodnego. Bez niego by się nie udało. 


Ojciec numer 3. George W. Dumbell. Walijczyk. Prezes zarządu kopalni. Dumny i ambitny, adwokat i biznesmen, showman. To prawdopodobnie za jego przyczyną koło przyozdobiono triskelionem, symbolem Wyspy Man: trzema nogami w ostrogach, zwróconymi w różnych kierunkach. Mają one symbolizować m.in. niezłomność i zaradność. "Gdziekolwiek nie wyląduję, tam stanę na nogi" ‒ takie jest właśnie motto mieszkańców tego kraju. Pomysł fajny, wykonanie kiepskie. Normalnie na fladze wyspy i innych symbolach narodowych te nogi biegną w lewo. Tutaj natomiast przez niedopatrzenie stopy skierowane są w prawą stronę. 


Na mój rozumek tych ojców było tak naprawdę więcej: byli nimi także ci bezimienni robotnicy, którzy przez 4 lata mozolnie pracowali nad realizacją tego ambitnego projektu, nad umieszczeniem Lady Isabelli na kartach historii. Historia ma jednak to do siebie, że lubi pamiętać tylko o bogatych i wpływowych. 


Ostatecznie Lady Isabella urodziła się pod koniec września 1854 roku i choć dziś liczy sobie 170 lat, nadal zachwyca urodą i gabarytami. Ma prawie 22 metry średnicy, 50 ton wagi i 180 cm szerokości. A także dumny tytuł największego koła wodnego, które nadal działa!


Złota era nastąpiła 20 lat po wybudowaniu Lady Isabelli. To właśnie wtedy wydobywano tu rekordowe ilości rud cynku i ołowiu, a w kopalni zatrudniano aż 600 robotników. Akcjonariusze byli sowicie wynagradzani, a ci, którzy wykonywali czarną robotę, niestety nadal pracowali w opłakanych warunkach. Nadal wykonywali niebezpieczną, katorżniczą pracę, za którą otrzymywali niewspółmierne wynagrodzenie. 


Przed rozpoczęciem swojej zmiany wielu z nich musiało najpierw dotrzeć do pracy, co wiązało się z pieszym pokonaniem sporego dystansu i wystawieniem się na łaskę i niełaskę pogody. Później, już na miejscu, czekały na nich kolejne "atrakcje". Już samo dotarcie do wyrobiska znajdującego się jakieś 700 metrów pod ziemią zabierało im niemal godzinę. Prawie 60 minut schodzenia po drewnianych drabinkach. 


Z każdą kolejną minutą stawali się coraz bardziej ubłoceni i mokrzy, w skutek czego jeszcze zanim przystąpili do pracy, wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy. Jedynym źródłem światła była świeczka przymocowana do kasku, i to właśnie przy jej blasku wykonywano wszystkie prace. Po ich zakończeniu zaś znów musieli pokonać te kilkaset metrów, które dzieliło ich od powierzchni ziemi. Obolali, utrudzeni, tym razem musieli wspiąć się po drabinkach. 


I tak sześć razy w tygodniu przez cały rok. Z malutką przerwą na Boże Narodzenie i Wielki Piątek. 


Ponieważ jednak nic nie trwa wiecznie, lata 80. XIX wieku przyniosły zmianę. I nie była ona dobra. Nie dość, że na rynku zbytu pojawiła się tańsza zagraniczna konkurencja, to do tego jakość surowca pozyskiwanego z kopalni Laxey zaczęła spadać. Niegdyś nowoczesny sprzęt stawał się coraz bardziej bezużyteczny i wyeksploatowany. Dla zakładu górniczego w Laxey zaczęła się nowa era w historii ‒ początek końca. Małym światełkiem w tunelu była dla niego restrukturyzacja w 1903 roku. Powiało wówczas świeżością: nowy kapitał, nowy sprzęt, nowa nadzieja. Ostatecznie jednak 17 lat później spółka przeszła w stan likwidacji. 


W 1922 roku lokalny biznesmen, Robert Williamson, zwęszył interes i odkupił trupa z zamiarem wskrzeszenia go. Plan może nie do końca wypalił, ale ten osobliwy "Frankenstein" działał jeszcze przez kilka lat, aż w 1929 roku na dobre zakończył swój żywot ‒ w ten oto sposób upadła ostatnia działająca kopalnia na wyspie, a wraz z nią zakończył się przemysł górniczy. Koło wodne znalazło się w impasie, ale nie życie górników. Wielu z nich wyemigrowało za pracą do USA, Australii albo Południowej Afryki.


I jak to w życiu bywa, tam, gdzie jest truchło, zaczynają krążyć padlinożercy. Szabrownicy i handlarze złomem szybko rozkradli wszystko to, co miało jakąkolwiek wartość. Tylko łut szczęścia sprawił, że Lady Isabella nie podzieliła tego samego losu. 


Tu na scenę wkracza ojciec numer 4. Ten, który ocalił. Na horyzoncie pojawił się on ‒ Edwin Kneale. Trzydziestodwuletni "rycerz na białym koniu", a tak naprawdę to lokalny budowlaniec. Jako jedyny dopatrzył się w ‒ nadgryzionej zębem czasu ‒ Lady Isabelli nieocenionej wartości historycznej i piękna.  


W grudniu 1937 roku wydzierżawił koło wodne z zamiarem odrestaurowania go i ocalenia dla przyszłych pokoleń poprzez udostępnienie go turystom. W 1946 roku stał się jej prawowitym właścicielem. Wpompował w nie mnóstwo swoich pieniędzy, pomimo tego, że ono już nie musiało pompować wody. Prace wykopaliskowe już dawno ustały. 


Dziewiętnaście lat później oddał Lady Isabellę w ręce państwa, zastrzegając uprzednio, że ma być cały czas utrzymywana w perfekcyjnym i działającym stanie. 


Lady Isabella to tak zwane koło nasiębierne o ruchu wstecznym, co oznacza, że jest ono od góry zasilane wodą. Już tłumaczę w prosty sposób, bez wdawania się w technikalia. Otóż okoliczna woda spływa sobie kanałami do cysterny na wzgórzu. 


Widzicie tę białą wieżyczkę, wokół której wije się 96 schodków niczym wąż boa? No więc zgromadzona w cysternie woda transportowana jest podziemną żeliwną rurą do podstawy tej wieży, a następnie na sam jej szczyt, gdzie płynie niezauważona pod platformą widokową. Z platformy spada na łopatki koła, a jej ciężar wprawia koło w ruch przeciwny do ruchu wskazówek zegara. 


Ponoć najwcześniejsza znana wersja koła wodnego pochodzi z III w p.n.e z Bizancjum. Choć żaden z wyżej wymienionych ojców nie wynalazł koła, to jednak wspólnymi siłami udało im się unieśmiertelnić Lady Isabellę i umieścić ją na kartach historii jako największe koło wodne na świecie, a to już coś, nieprawdaż? 



 

45 komentarzy:

  1. The way you've personified Lady Isabella, giving her a life of her own, adds a layer of charm to the story. It's fascinating to learn about her "fathers" and their contributions, and you highlight the often-overlooked stories of the workers who toiled to bring this project to fruition. Your mention of the wheel's operational status today as the largest in the world is a testament to its engineering and the legacy it represents.

    The contrast between the wealth generated for shareholders and the harsh working conditions of the miners is a poignant reminder of the historical struggles for labor rights. It truly brings to light the idea that while history may remember the influential figures, it is the countless unnamed individuals whose hard work makes such achievements possible.

    Thank you for sharing this captivating glimpse into the Isle of Man's heritage! I can't wait to read more about your adventures and discoveries.

    You are invited to read my new blog post: https://www.melodyjacob.com/2025/02/our-pre-valentine-visit-to-pitlochry.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. These miners are the real heroes in this story, there is no way I could forget about them! I admire their physical and psychological resilience. It takes a special man to endure such harsh treatment and hard work.

      Usuń
  2. Tak myślałam że ten mostek to akwedukt. A trójnóg taki sam choć bez ostróg jest też symbolem Sycylii. Wszędzie można go tam spotkać.

    Koło faktycznie robi wrażenie 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, proszę, jak na wielką miłośniczkę Włoch przystało, wyłapałaś to już wcześniej - zgadza się, to oficjalny symbol Sycylii, w sumie różne jego odmiany są dość popularne, w Irlandii również można na nie natrafić.
      Na żywo jeszcze większe! Spektakularny zabytek, cieszę się, że tam dotarłam :)

      Usuń
    2. pamiętam bardzo dokładnie te 3 nogi bo dziwaczne to jest :)

      Podoba mi się tez kolorystyka biało-czerwona.

      Usuń
    3. Niezły dziwoląg, co? ;)

      Usuń
    4. bardzo niezły. Ciekawe kto to wymyślił i na jakiej bańce ;)

      Usuń
  3. Gdy zobaczyłam zdjęcia koła wodnego a właściwie Lady Isabelli, to z wrażenia odebrało mi mowę. Jednym tchem przeczytałam Twój post. A potem kolejny i kolejny... Naprawdę, nie miałam pojęcia, że gdzieś w świecie istnieje takie cudo architektury przemysłowej. Niewątpliwą atrakcją jest też imponujący akwedukt, który również przykuwa wzrok. Jest wspaniały w każdym calu, niczym symbol antycznej inżynierii. Triskelion przypomina sycylijską trinacrię, u której zgięte nogi, oznaczają między innymi przemijanie pór roku i cykliczność. Nie koniec moich zachwytów. Urzekły mnie jeszcze kwitnące krzewy budlei Dawida. Ta piękna roślina tak zwabia motyle, że trudno uwierzyć. Widać to na Twoim zdjęciu. Odnoszę wrażenie, że w Irlandii te rośliny rosną wszędzie bo to uciekinierki z ogrodów ozdobnych, wyrosłe z nasion rozniesionych przez wiatr.
    Przesyłam Ci moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Lady Isabella wie, jak odebrać człowiekowi mowę! :) To miejsce jest naprawdę świetne, bo to nie tylko ogromne koło wodne, ale także przepiękna okolica: jak słusznie zauważyłaś, roślinność tam oszałamia. Mnie urzekły także bujne paprocie, krzewy, drzewa... Ta soczysta zieleń... Coś pięknego! Można tam również zajrzeć do szybu (udostępniono mały jego fragment) albo wybrać się na dłuższy spacer wśród tych pagórków i drzew. The Great Laxey Wheel zdecydowanie przeszło moje najśmielsze oczekiwania!
      Prawda z tą Sycylią, tam również dominuje ten symbol, tylko w nieco innej formie.
      Dziękuję serdecznie za ten ciekawy komentarz i odwiedziny, przesyłam Ci gorące pozdrowienia z zimnej wyspy.

      Usuń
  4. Przepiękny akwedukt. W Polsce też spotyka się takie perełki. W Fojutowie w zeszłym roku zwiedzaliśmy także akwedukt. Robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie słyszałam o tej atrakcji, ale dzięki Tobie już ją sobie wyszukałam i obejrzałam zdjęcia - całkiem przyjemna, zalesiona okolica. W przypadku Laxey tym wiaduktem akurat poprowadzony jest sterociąg do silnika (tak to chyba się nazywa po polsku), woda tam nie płynie, zgadzam się jednak - to bardzo malowniczy i fotogeniczny obiekt, zwłaszcza w taką ładną pogodę, jaką mieliśmy :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego weekendu :)

      Usuń
  5. Przyznam szczerze, że nie potrafię znaleźć jednego słowa, które jednym tchem opisałoby całą fotorelację ;) Zdjęcia tym bardziej prezentują się wspaniale, dlatego, że towarzyszy im piękne, prawie bezchmurne niebo. Wodospad to fotografia, na którą wręcz nie mogłam się oderwać ;) Tyle zieleni, rozłożyste skały, w górze mostek który idealnie wszystko podkreśla i nadaje temu miejscu zupełny urok :) Nie mogę nie wspomnieć o czerwonym kole, które sprawiło, że będę chciała te okolice odwiedzić w przyszłości :) Niesamowicie mnie fotografie przyciągnęły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo! Zazwyczaj nie jestem zadowolona z moich zdjęć, ale tego dnia były idealne warunki do zabawy w fotografa - uwielbiam niebieskie niebo z białymi chmurami, to najfajniejsze tło, każda atrakcja wygląda super w takich warunkach :)

      Usuń
  6. Nie jestem fanką obiektów industrialnych, ale Twoja relacja tak mnie wciągnęła, że przeczytałam całość z wielką przyjemnością :) zdjęcia też robią wrażenie, dziękuję za przybliżenie tego interesującego miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lady Isabella to największe koło wodne na świecie i chyba też najbardziej kolorowe albo to zawsze ja natrafiam na takie w naturalnych barwach. Na niektórych zdjęciach Lady Isabella i wieżyczka opleciona schodami wyglądają jak atrakcja w wesołym miasteczku. Fajnie, że jednemu z ojców zależało i zaopiekował kołem wodnym zanim wykradziono i sprzedano wszystko co się dało a reszta zamieniła się w ruinę. Dzięki temu na Wyspie Man znajduje się ciekawa turystyczna atrakcja o długiej historii a ilość osób na Twoich zdjęciach jest najlepszym dowodem na to, że chętnych do odwiedzenia Lady Isabelli nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podoba kolorystyka tego koła wodnego, wygląda przepięknie i absolutnie nie widać po nim tej starości. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby było specjalnie odmalowane na mój przyjazd ;P Ta biel olśniewa! Co się zaś tyczy turystów, to niewielki parking nieopodal atrakcji był niemal cały zajęty, ale ludzie rozpełzli po całej posesji i absolutnie nie dawali się we znaki :)

      Usuń
  8. Niesamowite miejsce, a zdjęcia zachwycają. I z ogromną przyjemnością przeczytałam opowieść o Lady Isabelli. Nawet nie wiedziałam, że istnieją takie miejsca, w moim kraju również się na takie nie natknęłam w całym swoim, długim życiu. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę, to oczywiście wielkość tej budowli, ale również kolory mega! Zadbano, żeby również kolorystycznie wyglądało to bardzo estetycznie :)
    Cieplutko Cię pozdrawiam i uściski przesyłam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, właśnie odpisałam Mo. powyżej, że bardzo spodobały mi się tamtejsze kolory, a ta biel była wręcz olśniewająca, pięknie dbają o tę atrakcję, jest to niejako symbol całej wyspy. A jako że pogoda była piękna, to zdjęcia wręcz same się robiły - to moje ulubione warunki do pstrykania fotek, bo nic nie trzeba robić, a one i tak ładnie wychodzą :))
      Miłego weekendu, Iwonko! :)

      Usuń
  9. Niezwykle ciekawa historia i obiekt też wygląda imponująco. Jego wielkość można docenić porównując człowieczka na szczycie z gabarytami Lady Isabeli. Podziwiam ojców Izabeli, zwłaszcza tych bezimiennych ale i ojca nr 4. Poprzednicy działali chyba z chęci zrobienia dobrego interesu, ten ostatni raczej dla uratowania od zniszczenia, ocalenia dla potomnych, choć skoro atrakcja turystyczna to pewnie jakieś opłaty tam są. Ale jak wiadomo turystyka czy kultura potrzebują dotacji, a same się nie utrzymają.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ta nietuzinkowa historia Lady Isabelli zaciekawiła Cię i że zdecydowałaś się zostawić komentarz :) Zgadza się, ci bezimienni, a także górnicy, zdecydowanie zasługują na upamiętnienie, a tak często się o nich nie wspomina. Ojciec numer 4 też pewnie nie był do końca taki bezinteresowny czy altruistyczny, ale mimo wszystko znacznie przyczynił się do ocalenia tej atrakcji. A skoro o atrakcjach mowa, to bilety wstępu do wszystkich mańskich zabytków/atrakcji są dość drogie (co najmniej 10 funtów), a najgorsze w tym wszystkim jest to, że część z nich otwarta jest jedynie przez krótki czas (np. cztery godziny dziennie, 3 dni w tygodniu), więc trzeba z głową tworzyć plan zwiedzania.

      Usuń
  10. Twoja relacja zachwyca. Zdjęcia przepełnione są ciepłem, radością, pięknem... aż chciałoby się być w tym miejscu by móc wszystko podziwiać, zobaczyć na własne oczy. Te kolory! Ten ogrom! No ja jestem zachwycona. Ileż to świat zawiera w sobie takich cudeniek... na pewno niezliczoną ilość i choć wszystkiego nie zobaczę na żywo, takie relacje są dla mnie na wagę złota. Piękności :) Z największą przyjemnością przeczytałam historię Lady Isabelli, wspaniale wszystko opisałaś. Super! Pozdrawiam serdecznie i wyczekuję kolejnych wpisów! Miłego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wszystkie pochwały :) To był piękny, słoneczny i suchy dzień, więc panowały idealne warunki do robienia zdjęć, sam obiekt też jest bardzo wdzięczny i fotogeniczny :)
      To prawda, Klaudio - nie ma szansy, abyśmy dotarły do każdej atrakcji i każdego niepowtarzalnego zakątka na świecie, na nasze szczęście blogi znacznie ułatwiają sprawę :)

      Usuń
  11. Lady Isabella to istotnie unikalna atrakcja, bezkonkurencyjna, wyjątkowa i niezwykła! Natomiast ujmująca w treści i jak zawsze pełna poczucia humoru jest Twoja opowieść o tym miejscu ;-)) Obiekt naprawdę robi wrażenie, a widok ludzi wspinających się po schodkach oddaje olbrzymią skalę przedsięwzięcia. Super, że zgodnie z życzeniem i oczekiwaniem ofiarodawcy, to największe koło wodne na świecie utrzymane jest w tak świetnym stanie, prezentuje się zacnie i przyciąga swą historią, unikalnym wyglądem i rozmiarem kolejnych turystów.
    Pozdrawiam Cię najserdeczniej wraz z początkiem marca, który w Polsce zapowiada się wyjątkowo ciepło i pogodnie ;-)) Mnóstwo słonka posyłam i uśmiechów!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten marzec jest zapewne niesamowicie wyczekiwany - i to nie tylko przez mieszkańców Polski. Przedłużająca się zima daje ludziom w kość, a widmo nadchodzącej wiosny cieszy niejedno serce. U nas wreszcie nieco cieplej, a i słońca jakby więcej :)
      Miło mi, że nie zanudziłam Cię na śmierć tą przydługą opowieścią ;) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wspaniałej reszty tygodnia :)

      Usuń
  12. Fantastyczna budowla, uwielbiam takie! Do tego piękne miejsce i ciekawa historia. Cudo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko prawda: urocza wioska i zabytek, jak cała Wyspa Man zresztą. Dzięki za pozostawioną opinię, Elso :)

      Usuń
  13. No jestem, bo normalnie nie umieram wleźć na Twojego bloga, ale już tu być. :D Cieszę się, że jestem na Twoim blogu kochana! To piękne miejsce, bardzo fajne zdjęcia. Też czułabym się malutka przy tym kole. Ciekawe, ilu fantastycznych bohaterów zostało zapomnianych, pominiętych, ile bohaterów zostało okradzionych ze swojego dobra, pracy, osiągnięć. Nawet w swoim życiu widzę przeca, że często oklaski idą do osób, które  kradną innym siłę, pracę, dobro... Jak się miewasz? Ja nie mogę zbyt siedzieć przed kompem, bo zespół suchego oka daje w kość już od miesiąca....ale dam temu radę. Uściski wielkie. ;*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpowiadam na Twój komentarz i cieszę się bardzo, że w natłoku obowiązków - i licznych ścieżek blogowych - Ty nadal znajdujesz czas, by tu zaglądać. To bardzo pokrzepiające, dodajesz powera do działania, Aga :)
      Mam nadzieję, że z Twoimi oczami już dużo lepiej! Trzymaj się ciepło i zdrowo.

      Usuń
  14. Koło wodne kołem, ale ja i tak będę się zachwycać tą zielenią wokół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zwróciłaś na nią uwagę, Jula - ja również nie pozostałam obojętna na jej urok :) Pięknie tam było.

      Usuń
  15. Budowla jest bardzo dobrze zachowana. Piękny i okazały, kawał historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście znaleźli się tacy, którzy zadbali o to, by w tak imponującym stanie zachowała się dla potomnych - i chwała im za to :)

      Usuń
  16. Za każdym razem, gdy tu zaglądam, zachwycasz mnie swoją spostrzegawczością, lekkim piórem i pięknymi zdjęciami. Robisz to w taki sposób, że chcę tam pojechać NATYCHMIAST! Czy Ministerstwo Turystyki Irlandii (nie wiem czy jest takie) już zrobiło Cię swoją Ambasadorką? Powinno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle komplementów i jeden wielki rumieniec wstydu na moim licu - dziękuję serdecznie, Małgorzato :) Bardzo mi miło, jeśli to, co tu zamieszczam, okazuje się dla kogoś przydatne bądź fajne.
      Wszystkiego dobrego Ci życzę na te nadchodzące miesiące!

      Usuń
  17. czuję się porzucona i składam reklamację !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ułatwiasz mi zejścia ze sceny, nie ułatwiasz ;) No ale reklamację oczywiście uwzględnię, bo jakże mogłabym inaczej - nie mogę przecież pogwałcić Twoich praw, jeszcze by mi tego brakowało, żebyś mnie później po sądach ciągała ;)

      Usuń
  18. I ja także tęsknię, myślę i wierzę... że wszystko u Ciebie Kochana OK...
    Uściski... Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anitko Moja Kochana, dziękuję za troskę i przepraszam Cię ogromnie za to zejście do podziemia ;) Dużo się działo, niekoniecznie dobrze, i zastanawiałam się, czy nie skończyć z blogowaniem, ale jak czytam takie przemiłe słowa, to aż żal porzucać "blogowisko", bo pewnie nasz kontakt by się z czasem urwał, a tego bym bardzo nie chciała! Dziękuję Ci, że jesteś i ściskam Cię mocno <3

      Usuń
  19. Gdzie jesteś...jakoś tak się martwię. Mam nadzieję, że masz się dobrze. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za troskę, Kochana, żyję! Pozdrawiam Cię serdecznie i postaram niedługo odezwać :)

      Usuń
  20. Nie tylko koło robi wrażenie, także wodospad i akwedukt, a te schody? Niczym na Mysią Wieżę w Kruszwicy.
    My dziś zachwycamy się zabytkiem, a ja pomyślałam o tych górnikach! Ciekawe, na co chorowali, bo wydobywali w strasznych warunkach, no i ten ołów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, cały kompleks jest imponujący, a w taką pogodę, jaką mieliśmy, wszystko pięknie się prezentuje. Ta biel wieży świetnie kontrastuje z soczystą zielenią i nasyconym niebieskością niebem :)
      Ogromnie im współczuję, mieli naprawdę ciężki żywot. Zwiedzałam kiedyś pewną irlandzką kopalnię, przewodnikiem był emerytowany górnik (leciwy staruszek) i to w jakich warunkach pracowali, przechodziło ludzkie pojęcie. Zdecydowanie nie była to praca dla mięczaków!

      Usuń
    2. My zwiedzaliśmy kiedyś kopalnię uranu, gdzie pracowali więźniowie, masakra, nawet nie wyobrażam sobie tego...

      Usuń
    3. Więźniów akurat mi mniej szkoda niż zawodowych górników, bo większość z nich pewnie nie przez przypadek do tego więzienia trafiła. Niemniej, praca w kopalni nigdy nie należała do łatwych, bezpiecznych ani przyjemnych. Ciężki kawałek chleba.

      Usuń