poniedziałek, 21 lipca 2025

Znakomicie zachowany zamek Rushen (Wyspa Man)


Wiecie, co mówi Meksykanin w czasie zwiedzania zamku Rushen w Castletown na Wyspie Man? ‒ Me gusta! Tak naprawdę, to nie wiem, co mówi, a tego suchara à la Karol Strasburger w "Familiadzie" wymyśliłam na poczekaniu. 


Mogę za to powiedzieć Wam, tym razem z całą powagą i zupełnie szczerze, co my mówiliśmy. W zasadzie był to niekończący się ciąg superlatyw, ochów i achów, choć zdarzały się też takie okrzyki jak "ech!" i pełne żalu "ała! (najczęściej w akompaniamencie ręki pocierającej obolałą od uderzenia głowę), kiedy to chwilowo zapomnieliśmy, że mamy do czynienia ze średniowiecznymi klatkami schodowymi wybudowanymi dla ludzi o średniowiecznych gabarytach. Czy oni wszyscy musieli być mikrusami?!


Choć wcale bym się też nie zdziwiła, gdyby zbudowano je w ramach oszczędności budulca, lub... zwyczajnie z ludzkiej złośliwości. A także w nadziei, że w razie najgorszego scenariusza, czyli przedostania się wroga na teren zamku, ów wróg sam się znokautuje o niski sufit. Nie mogli tego wówczas wiedzieć, ale byłoby to bardzo zgodne ze współczesną filozofią Tesco ‒ "every little helps!" 


Już kiedyś zdarzyło nam się zwiedzać warownię, w której klatka schodowa wyglądała tak, jakby wybudowało ją kilku pijanych jak bela majstrów z Europy Wschodniej. Każdy schodek miał inną wysokość i szerokość, ale nasz przewodnik twardo obstawał przy oficjalnej wersji ‒ to tak celowo! Stali bywalcy zamkowi znali te schody jak własną kieszeń, intruzi zaś mieli być przez nie wzięci z zaskoczenia i całkowicie skonfundowani. 


Znacie to przekorne polskie wyrażenie "połamania nóg", tak naprawdę oznaczające "powodzenia"? No to tutaj naprawdę życzyło się innym połamania nóg. Powodzenie intruzom też by się przydało, bo kiedy taki wróg, z mieczem w ręku, wspinał się po krętych schodkach w górę, obrońcy nacierający na niego z góry mieli ułatwione zadanie, jako że dzierżyli broń w prawej ręce i mieli większe pole manewru, niż ci, którzy znajdowali się na dole. No chyba, że akurat trafiło na mańkuta. Wtedy peszek. 


Zwiedzanie rozpoczęliśmy, jak Bozia przykazała, od zapoznania się z kontekstem historycznym, aby mieć lepszy pogląd na zabytek, który zwiedzaliśmy. Zaczęliśmy więc czytać tablice z osią czasu, i już po chwili ze zdumieniem odkryliśmy, że... nasza piękna i kochana Polska na niej widnieje! A konkretnie to rok 1025, w którym odbyła się koronacja pierwszego króla Polski. 



Podekscytowani, jak pedofil w Smyku, zaczęliśmy żywo o tym dyskutować, co oczywiście od razu zostało wyłapane przez czujne oko urzędującego tam przewodnika, sympatycznego seniora. Tak na marginesie, to był kolejny emeryt napotkany w mańskiej atrakcji turystycznej, czego nie omieszkałam zarejestrować. Gwoli jasności, nie mam nic przeciwko seniorom, a jako że sama mam starą duszę, to zdecydowanie wolę staruszków od rozrywkowych małolatów (takie politycznie poprawne czasy mamy, że człowiek musi się ze wszystkiego tłumaczyć, aby nie został źle zrozumiany i osądzony).


Jako że to była wczesna pora, a zamek został dopiero co otwarty, nie było w nim zbyt wielu zwiedzających, i mężczyzna najwyraźniej się nudził. Ucieszył się więc, jak pajęczyca Tekla, kiedy zobaczył, że w jego sidła wpadła para nieuważnych ofiar. Od razu przystąpił do ataku zaczął wypytywać, nad czym tak żywo dyskutujemy, odpowiedzieliśmy więc, że pochodzimy z tej właśnie Polski, o którego królu wspominają tutaj na zamkowym kalendarium, i że zdziwiło nas to odkrycie. Odebraliśmy je jako dość nietypowe, bo jaki związek ma Polska z zamkiem na Wyspie Man? Chyba żaden. 


Pajęczyca Tekla (naprawdę tak powiedziałam? Miałam na myśli "pan przewodnik"!) chyżo ruszyła w naszym kierunku, zmniejszając dzielący nas dystans do minimum, i zapytała, co w takim razie my byśmy umieścili na tej osi czasu. Połówek, niczym uczniak liczący na piątkę i uścisk dłoni nauczyciela, począł intensywnie tłumaczyć, że na takich tablicach zazwyczaj spotyka się wzmianki o przeróżnych konfliktach zbrojnych, wojnach, etc, a tutaj tego nie ma, są za to inne, ważne wydarzenia w skali świata,  jak na przykład wysłanie Jurija Gagarina w kosmos, albo dotarcie Roalda Amundsena na biegun południowy. To wszystko czyniło tę tablicę swoistym zapiskiem "pierwszych razów" przeróżnych światowych osobistości. Umieszczono na niej nawet informację o tym, kiedy ser Roquefort doczekał się pierwszej, oficjalnej wzmianki we francuskiej legendzie!  (Od razu mówię, że w 1070 roku! Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy ta niesamowicie istotna ciekawostka może się Wam przydać!)


Trochę obawiałam się, że przez resztę wizyty będziemy mieć na karku "przyzwoitkę" w jego postaci. Kustosz był bowiem wyraźnie zadowolony z obrotu, jaki przybrała nasza konwersacja, nade wszystko jednak z faktu, że zauważyliśmy ich oryginalne podejście do tematu. Niedługo później do sali weszły jednak kolejne osoby, a my się z niej po angielsku ulotniliśmy, wszak czekało na nas tutaj jeszcze mnóstwo atrakcji i guzów do nabicia! 


Ogromną radością, ale też niesamowitym przywilejem była możliwość zwiedzania tego historycznego obiektu ‒ na przestrzeni ponad 800 lat tyle wydarzeń miało tutaj miejsce, tyle osób przewinęło się w tych zamkowych murach! Część z nich dobrowolnie się tu znalazła, jako że zamek był siedzibą możnych i władców, część jednak nie znalazła się tu z własnej woli, lecz przymusu, i nie zaznała tu żadnych uciech ani wygód. Myślę tu głównie o tych wszystkich więźniach w lochach, o jeńcach wojennych, o pacjentach cierpiących na choroby umysłowe ‒ w swojej długiej historii zamek był  nie tylko siedzibą królów, lecz także mennicą, więzieniem czy "szpitalem" dla obłąkanych. Miały tutaj miejsce również liczne egzekucje, a ostatnią z nich wykonano za ojcobójstwo latem 1872 roku.




Jak łatwo się domyślić, wielu z nich już nigdy nie opuściło żywcem jego grubych na kilka metrów murów. Jeśli wierzyć w podejrzaną aktywność i nadprzyrodzone historie, z których Castle Rushen słynie, wiele dusz tych nędzników na zawsze utknęło na terenie zamku jako tutejsze zjawy. Taką lokalną marą, zamkową celebrytką jest tajemnicza kobieta w czerni, którą wielokrotnie tutaj widziano (przeważnie w okolicach wieży) na przestrzeni przynajmniej dwustu lat. Prawdopodobnie jest to duch więźniarki, którą stracono za zabicie własnego dziecka. O jej "objawieniach" donosiły przeróżne, niepowiązane ze sobą osoby, od zamkowych strażników poprzez turystów z różnych krańców świata, aż po samych pracowników. 


W 1937 roku jeden z przewodników zobaczył kobietę w czerni przemykającą koło niego i wchodzącą do dawnego donżonu. Nie wzbudziło to jego podejrzeń, jako że pomieszczenie było otwarte dla zwiedzających i wziął ją za zwykłą turystkę. Kiedy jednak niedługo później pewien turysta spytał go, czy nie widział jego żony, ten odrzekł, że przed chwilą przechodziła tutaj jedna kobieta i należałoby jej szukać w lochach. Ku zdziwieniu obydwu mężczyzn okazało się, że w donżonie jednak nikogo nie było, nie było też tam innego wyjścia, którym tajemnicza nieznajoma mogłaby się niepostrzeżenie wydostać. A żeby było ciekawiej, to żona turysty sama niedługo później się pojawiła. Jak się okazało, przez cały czas przebywała na szczycie zamku. Nadprzyrodzone zjawiska badał tutaj w latach 60. XX wieku brytyjski łowca duchów, Andrew Green, który sam nie wierzył w pośmiertne życie.  


Rushen Castle, słusznie okrzyknięty jednym z najlepiej zachowanych zamków, to nasz ulubiony rodzaj twierdzy ‒ ładnie położona warownia z murami obronnymi, po których można sobie swobodnie pochodzić. Nade wszystko jednak można (a nawet trzeba!) dostać się na sam jego szczyt, skąd rozciąga się świetna panorama na miasto i okolicę, a to jest właśnie to, co tygryski lubią najbardziej.


 

Naturalnie, jest tutaj mnóstwo podstępnych schodków do pokonania, które tylko czyhają na chwilę nieuwagi turysty. Z tego to powodu zamek nie jest idealną atrakcją dla osób na wózkach inwalidzkich, i choć mogłyby one coś tam pozwiedzać na parterze, gra raczej nie jest warta świeczki, bo wstęp kosztuje £14.00, no chyba że ma się wykupiony holiday pass, kartę wstępu do wszystkich atrakcji objętych pieczą Manx National Heritage, to wtedy nic nie trzeba płacić (nasz przypadek).



Dla samych widoków warto było tutaj przyjechać, i choć mieliśmy zezowate szczęście, bo akurat był odpływ, to i tak fajnie było popatrzeć na życie toczące się u podnóża tego imponującego zamku. O tym jednak opowiem Wam w następnym odcinku, jako że wielu z Was woli częściej a krócej, niż rzadziej a dłużej.




56 komentarzy:

  1. Zamek może i ciekawy, ale ekspozycja i te wszystkie manekiny takie sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako budowla, to bardzo ciekawy obiekt. Ogrom zakamarków, do których można dotrzeć, wściubić nos, no i - wisienka na torcie - możliwość dotarcia na sam szczyt :) Co do manekinów - jak najbardziej się zgadzam. Nie jestem ich fanką i nawet rzadko robię im zdjęcia, bo do mnie nie przemawiają :) Choć zapewne są też tacy, którzy uważają te zamkowe scenki za bardzo pomocne, a sam zamek zapewne ciekawszy dzięki nim.

      Usuń
  2. Świetny obiekt, a schodki, korytarze i zakamarki to dla mnie woda na młyn.
    Opisałaś to znakomicie , lekko i z humorem, uraczyłam się od rana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, jotko :) TAK! To są zdecydowanie jedne z największych atutów każdej warowni :)

      Usuń
  3. Przypomina mi troszke Warwick Castle, promowany jako najwieksza atrakcja turystyczna w Anglii , do ktorego tlumy naplywaja kazdego roku... Powiem tak. Obie z kolezanka z Polski mialysmy ogromne oczekiwania co do tego zamku, bo przeciez jest najwiekszy, najpiekniejszy, najstarszy i naj naj naj :) A nas zaskoczyl fakt , ze znalazlysmy sie w ... Disneylandzie ! Zamek wydawal sie jakby makieta zrobiona na potrzeby turystow, szczegolnie dzieci, ktorych przelewaky sie tam niezliczone ikosci. Okazal sie byc rozlozysty , ale dosc niski, a najwieksza atrakcja byly dla nas wlasnie te makiety, fantastycznie odtworzajace postacie z czadow sredniowiecza, w kazdej izbie dziala sie inna scenka rodzajowa , pokazujaca jak wiele dawnych rol i zawodow otaczalo zamek i utrzymywalo go przy zyciu ... Kowale, szewcy, tkaczki, sluzace, piekarze, lucznicy, kollataje i wiele wiele innych. Bylo to tak realistyczne, ze mozna sie bylo przeniesc w czasie... Byly nawet konie! Tak realnie wygladajace w skali 1:1 , ze az dech zapieralo -cudownie odtworzone. Plus wszelkie sprzety, meble i narzedzia z poczatkow sredniowiecza ... A na zewnatrz , na wielkim polu byla replika autentycznej katapulty , wyrzucajacej autentyczne zelazne kule.. Fajna zabawa polaczona z nauka historii dla dzieci - tyle, ze my spodziewalysmy sie czegos bardziej " na powaznie" , czegos co moglybysmy porownac do naszego Malborka :)) A tu niespodzianka . Warto bylo jednak to zobaczyc i przezyc, szkoda ze nasze dzieci to juz dorosle osobniki, bo na pewno warto tam pojechac z dzieciakami. Ufff . Dziekuje za .znakomity opis " Twojego " zamku😻 Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, ależ dawkujesz emocje! Wywiodłaś mnie w maliny tym komentarzem, bo po jego wstępie spodziewałam się wielkiego rozczarowania rzeczywistością, a jednak doczekałam się happy endu :) Po cudnych walijskich zamkach już od dawna ostrzę sobie pazurki na te angielskie (myślę tu m.in. o Bamburgh Castle, Uhtred z "The Last Kingdom" narobił mi na niego ogromną chęć!), i nawet parę miesięcy temu robiłam już rekonesans, ale plany planami, a życie swoje. W tym roku raczej już tam nie dotrę, ale co się odwlecze, to nie uciecze :) Warwick, rzecz jasna, też będzie na mojej liście, a po Twoim ekspresywnym komentarzu (i wzmiance o koniach, które kocham!) już wiem, czego się po nim spodziewać, będę mieć swoje oczekiwania na wodzy ;) My jednak jesteśmy ogromnymi miłośnikami zamków, i przeważnie jesteśmy zadowoleni z obiektów, które zwiedzamy - szczególnie tych, które mają mury obronne, po których można swobodnie się przemieszczać.
      Wszystkiego dobrego na nowy dzień :)

      Usuń
    2. Taito, w pierwszej chwili faktycznie obie przezylysmy lekkie rozczarowanie, ale po chwili jak przestawilysmy wajche i nastawienie na " fun mode" to spedzilysmy bardzo mily dzien , bawiac sie atrakcjami zamku jak dzieci 🤗 W sumie , w zestawieniu z faktem, ze wiekszosc zamkow jest monumentalnie smutna , ten jeden okazal sie byc na wesolo 😁 Kitty

      Usuń
    3. Wspaniale, że to pierwsze negatywne wrażenie nie popsuło Wam humorów ani wizyty :) Wykorzystałyście tę okazję na maksa, dałyście się porwać chwili i to się ogromnie chwali! Swoja drogą, dużo to o Was mówi (dobrego, oczywiście!) Miałam okazję podróżować z różnymi ludźmi i mam nieodparte wrażenie, że niektórzy tylko szukają pretekstu do narzekania zamiast skupiać się na pozytywnych aspektach.

      Usuń
  4. Moja droga, przeczytałam z przyjemnością, z uśmiechem i zachwytem.
    Też mam słabość do staroci, szczególnie tych starożytnych.
    Pamiętam, jak w Troi stałam rozanielona pośród tego, co dla wielu było tylko "kupą kamieni", a dla mnie – cichym pomrukiem wieków, opowieścią bez słów. Czułam się jak na progu mitu.
    Zamek Rushen dopisuję do listy miejsc, które trzeba zobaczyć – nie tylko dla widoków, ale też dla dusz ukrytych w murach i tych wszystkich schodów-pułapek.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za Twój przemiły komentarz :)
      Stare przedmioty mają duszę i charakter, a tych często brakuje tym współczesnym, bezpłciowym i nijakim. Byle jakim, na chwilę, tymczasowym. Łatwym i szybkim do zastąpienia.
      Twoja wizyta w Troi musiała być niesamowitym, mistycznym wręcz przeżyciem. Nawet nie do końca jestem w stanie sobie to wyobrazić... jednego dnia czytasz o niej w książkach, a drugiego - stoisz tam, jesteś, chłoniesz, czujesz, podziwiasz...
      Moc pozytywnych fluidów wysyłam w Twoim kierunku :)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za te piękne słowa! Masz absolutną rację – stare przedmioty i miejsca mają w sobie coś, czego nie zastąpi nic nowoczesnego. Kiedyś budowanie wymagało ogromnego trudu, czasu i cierpliwości – każdy kamień, każda cegła niosły ze sobą ludzką historię i wysiłek. Wizyta w Troi rzeczywiście była mistycznym doświadczeniem – przeniesieniem się w czasie i "dotknięciem" historii. Może kiedyś podzielę się na blogu wspomnieniami z tej wizyty 😉 Twoje pozytywne fluidy czuję całą sobą i odwzajemniam je z całego serca🙂

      Usuń
    3. Masz całkowitą rację. Oj, bardzo dużo można by było napisać o współczesnej "patodeweloperce". Kto może, ten buduje swój dom od podstaw, bo te masowe, wychodzące jakby od tej samej matrycy, są nierzadko "kartonowe" i naprawdę kiepskiej jakości. Trudno oczekiwać, by coś powstałego z tak kiepskich budulców przetrwało wieki i było opoką.
      Jeśli oczywiście zechcesz kiedyś o tym napisać, z ogromną przyjemnością przeczytam. Jak każdy wpis zresztą! :)

      Usuń
    4. To prawda, że dzisiejsza „patodeweloperka” to temat rzeka i często aż serce boli na widok tych powtarzalnych, pozornie tanich i nijakich domów. Dlatego tym bardziej doceniam tych, którzy decydują się na budowę własnego, niepowtarzalnego domu – takiego, który ma duszę i wytrzyma próbę czasu.
      My też właśnie planujemy budowę naszego domu i gdyby nie moja choroba, to prace na pewno byłyby już bardziej zaawansowane. Własny dom z ogrodem i wolierą dla Puszka to moje marzenie. Mam nadzieję, że zdążę je zrealizować.
      Miłego weekendu!

      Usuń
    5. Kochana, z całego serca życzę Ci, aby ten Wasz wymarzony dom powstał! Na pewno będzie wspaniałym i wyjątkowym miejscem :)

      Usuń
  5. Najbardziej zastanawiające jest to, że niby "specjalnie tak krzywo" położone kamienie utrzymują ten zamek przez tyle lat 😁 zawsze ciekawi mnie to, jak dawniej żyli ludzie na takim zamku. Przecież jest to tak odległa historia osób, który przewinęli się przez te mury.
    Świetna wyprawa, dziękuję Ci za tą relację i czekam na kolejny post 😊
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym tylko miała okazję, i czapkę-niewidkę, to z chęcią przeniosłabym się na chwilę do średniowiecza, aby na własne oczy zobaczyć (z bezpiecznej perspektywy, haha), jak wyglądały tamtejsze realia i oryginalny zamek. To byłoby coś! :) Obym tylko tam nie utknęła na wieki ;)
      Miłego dnia, Madeleine :)

      Usuń
  6. Fakt piękny zamek. Bardzo lubię takie budowle. To wspaniała podróż w czasie. Tak bardzo ciekawi mnie jak wyglądało życie codzienne w czasach gdy te zamki kwitły. To historia odległa ale z pewnością warta poznania. Zdjęcia cudowne, cała okolica ma swój urok. To bardzo klimatyczna wycieczka i cieszę się że mogłam w niej uczestniczyć razem z tobą ❤️ jak zawsze w głowie pozostaje mi tylko moc inspiracji! Mam nadzieję że kiedyś będę miała okazję zobaczyć to miejsce na własne oczy. Pozdrawiam serdecznie 🌷

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamek znacznie się wyróżnia na tle innych :) Przede wszystkim jest dość kompletny, bardzo dobrze zachowany i odrestaurowany, nie jest byle jaką ruiną. Dominuje nad miastem, przyciąga, sprawia, że turysta popuszcza wodze fantazji :) No i na Wyspie Man nie ma zbyt dużej konkurencji, więc naprawdę grzechem byłoby pominięcie go w planie zwiedzania tego kraju.
      Dziękuję i ja również przesyłam Ci serdeczne pozdrowienia, Klaudio :)

      Usuń
  7. Imponujący jest taki stary zamek, potężne mury, to robi wrażenie i podziwiam.
    Tylko wewnątrz te postacie-manekiny to nie dla mnie, co bym wchodziła do pomieszczenia, najprawdopodobniej wydawała bym okrzyk taki ze strachu. Wolę jednak wyobrażać sobie jak wyglądało życie ludzi w takim zamku, jak wyglądali ludzie, a taka konfrontacja z manekinem niepokoi mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK, te solidne, grube mury zaiste robią piorunujące wrażenie! Niesamowity kontrast do współczesnych "domków z kart", które można powalić mocniejszym podmuchem bądź kichnięciem ;)
      Podzielam Twój brak zamiłowania do creepy ludzików zamkowych ;) No, ale taką obrali sobie strategię, taką formę przekazu, a nam pozostaje to zaakceptować. Pewnie ma też ona swoich zwolenników :)
      Wszystkiego dobrego na ten tydzień, Tereso :) Jak zawsze miło Cię tutaj widzieć i czytać, wiedzieć, że żyjesz i masz się dobrze!

      Usuń
  8. „Jak pedofil w Smyku”, „ Pajęczyca Tekla” widzę, że zaiste jesteś Taito w wybornej formie! Skąd Ty u licha bierzesz te zabawne porównania?

    Jak tylko zobaczyłam zamek to jakoś tak zupełnie ciepło na sercu pomyślałam, że przypomina mi zamek w Kinvarze. Wodne otoczenie, urocze łódeczki itp.

    Mam nadzieję, że Wasze głowy nie ucierpiały zanadto, za to zamek byłby idealną warownią dla mnie.

    Ciekawe historie. Podoba mi się, że Irlandczycy naprawdę ciekawie potrafią opowiadać i przedstawiać swoje dziedzictwo narodowe. To jest zdecydowanie to, czego powinniśmy się od nich uczyć zaraz obok bycia dumnym ze swoich lokalnych wyrobów.

    Piękny i zabawny wpis 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwsze to dość stare i popularne powiedzonko (choć może mało wysublimowane), a pajęczyca Tekla była nieodłączną częścią mojego dzieciństwa - pamiętasz "Pszczółkę Maję"? :)) Tam występowała :) Pan przewodnik, a dokładniej to jego radość z tego, że wpadliśmy w jego sidła, od razu skojarzyła mi się właśnie z nią :) Nie miałam jednak nic złego na myśli, broń Boże! :)

      Zamek w Kinvarze, choć też uroczy i jakże malowniczo położony, jest maciupki w porównaniu z tym kolosem tutaj. Rushen Castle zjadłby go na śniadanie i jeszcze zażyczył sobie deser ;) Ale okolica, woda, łodzie, sielski pejzaż, faktycznie mogą budzić takie konotacje :)

      Hmm, w pierwszej chwili chciałam się zgodzić, napisać, że tak, Ty przemykałabyś tamtejszymi korytarzami jak wyścigówka formuły One, ale potem przypomniałam sobie, że przecież masz nadprzyrodzony i ponadprzeciętny dar do robienia sobie krzywdy! Podejrzewam, że nawet w pokoju obitym poduszkami i pluszem znalazłabyś sposób na rozcięcie sobie łuku brwiowego bądź skręcenie kostki! ;) Więc już sama nie wiem. Przynajmniej nikt nie może Ci zarzucić braku jakiegokolwiek talentu ;)

      Usuń
    2. Ojej nie pamiętam Pszczółki Maji 🥹
      Faktycznie chyba Tekla tam była.

      Zgadza się, zamek w Kinvarze jest maciupki, ale za to jaki urokliwy! Rushen też pewnie by mi się spodobał!

      Hahahaha nie pozostałoby nic innego jak mieć dobre ubezpieczenie! 😆 Mąż by się ucieszył z poznania kolejnych szpitali heh

      Usuń
    3. No nie żartuj?! Ale... jak to? Jak to jest możliwe, że nie znasz Gucia i Pszczółki Mai? Nie wierzę! Musiałaś ją wyprzeć z pamięci ;) Może jakieś koszmary u Ciebie powodowała ;)
      Myślę, że wyszłabyś stamtąd zadowolona, skoro ten mniejszy Cię usatysfakcjonował ;)
      Z pewnością skakałby z radości z możliwości dodania kolejnego przybytku do długaśnej listy tych już mu znanych ;) Weź się może zacznij owijać folią bąbelkową. Chyba wyjdzie taniej niż ubezpieczenie i latanie po lekarzach ;)

      Usuń
    4. Znam, ale nie pamiętam! Maję i Gucia bardziej niż Teklę. Stara jestem. Starzy ludzie zapominają.

      Pewnie tak, tymczasem weekend spędziłam na innym zamku słuchając średniowiecznej muzyki 😉I nawet nic sobie nie zrobiłam!

      Jest to jakaś myśl. Zostało mi dużo folii bąbelkowej bo ostatnio zamawiałam talerze z Bolesławca i porządnie je spakowali 😉

      Usuń
    5. Brzmi bardzo, bardzo intrygująco, czekam na szczegóły, a jeszcze lepiej - na bogatą fotorelację! :)
      Gratuluję wyjścia stamtąd bez szwanku ;) Wyrabiasz się!
      Co do folii, to zawsze szkoda mi jej wyrzucać, łudzę się, że jeszcze kiedyś ją wykorzystam! Typowe myślenie starego człowieka, który wszystko by zachomikował na przyszłość ;) Powiem Ci, że niektóre firmy to aż przesadzają z tymi wszystkimi piankami, foliami i innymi "zabezpieczaczami". Jakiś czas temu skusiłam się na kilka nowych kubków. Przyszła wielka paka, z czego 3/4 to właśnie przeróżne wypełniacze. Pół kubła na recykling mi to później zajęło. Nie lubię ;)
      A talerze z Bolesławca brzmią pięknie i ciekawie! Czyżbyś stare potłukła, rzucając nimi o ścianę? ;)

      Usuń
    6. Ojej, to pewnie trochę poczekasz bo rzadko zrzucam zdjęcia na komputer 😉, a sierpień i wrzesień obfitują w kolejne wydarzenia do opisania.

      Nie poobijałam się, ale umarłabym z przegrzania 😉
      Zgadza się. Talerze z Bolesławca zapakowane idealnie, ale często zamawiamy jakieś małe pierdy, które przychodzą w dużych kartonach i mnóstwem materiału w środku.

      Starzy ludzie tak mają..wiem coś o tym 😉
      Jak na razie stłukłam tylko kubek z Bolesławca uderzając nim o keramzytowy zlew. W sumie trzyma się w całości, ale przecieka. Oczywiście nie wyrzuciłam 😉

      Nie mam starych. Stare są z Chodzieży i poza kilkoma stłuczonymi (nie o ścianę czy głowę męża) mają się dobrze. Po prostu zbieram kolekcję z Bolesławca. Właściwie to zaczynam, o.

      Usuń
    7. Poczekam, ile trzeba będzie. Poćwiczę cnotę cierpliwości, wyjdzie mi to na dobre :) Troszkę zazdroszczę tych nadchodzących miesięcy pełnych atrakcji. Nie uwierzysz, ale ja nie mam na co czekać! A szkoda, bo lubię mieć świadomość, że nadchodzi fajne wydarzenie, no i odliczać do niego. W tym oczekiwaniu zawiera się nieraz połowa przyjemności :)
      Koniecznie pokaż kiedyś te talerze, a najlepiej wszystkie nabytki, które już udało Ci się zakupić. Bardzo mnie to interesuje, lubię piękną ceramikę. Takie estetyczne, miłe dla oka rzeczy potrafią uprzyjemnić codzienność i korzystanie z nich.

      Usuń
    8. Jak to możliwe? Żadnych wyjazdów? Żadnych przygód?

      Ja na coś tam czekam, ale wszystko się może jeszcze rozsypać.

      Postaram się pokazać 😉

      Usuń
    9. Dużo pomysłów i planów, ale mało konkretów. W tym roku najwyraźniej będzie dominować spontaniczność, nie zaś dalekosiężne planowanie, jak to miało miejsce w minionych latach (zdarzało mi się rezerwować wyjazdy z dziewięciomiesięcznym wyprzedzeniem!)
      To nie zapeszaj, trzymajmy kciuki w milczeniu i nadziei :)

      Usuń
  9. o rany jaki tu ruch :D

    Zacznę od tego że lubię (żeby nie rzec, że wręcz uwielbiam) te Twoje porównania choć pedofil w Smyku troche poraża :D a ten wpis ma ich sporo więc zacieszam :D

    Po drugie dobrze bym się chyba odnalazła w średniowieczu z moją kurduplowatością :D

    Po trzecie zamczysko faktycznie w super stanie choć czepię się jak Hebius, że jednak mogliby odświeżyć te figury na jakieś ładniejsze. A to jedzonko na stole to z czego ? te jajka np. z wosku ? plastik ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na Marszałkowskiej! Trzeba uważać, żeby nikt Cię nie potrącił ;) Na szczęście mamy tu kulturalne towarzystwo, doskonale zaznajomione z etykietą, więc łokciem raczej od nikogo nie dostaniesz ;)

      Jak miło, że komuś podoba się moje głupkowate poczucie humoru ;)

      Obawiam się, że oczekujesz niewykonalnego ;) "Zamkowe figury" i "ładniejsze" to tak jakby oksymoron ;) Widziałaś w ogóle kiedykolwiek jakieś takie godne uwagi? Ja chyba nie.

      No i o co Ty mnie podejrzewasz? O macanie cudzych jaj?! Nie dotykałam ich, no co Ty! :) Aż tak głupia nie jestem, żeby się narażać Pajęczycy Tekli. Przecież pająki mają kilka par oczu! Kto wie, w jakim zakamarku się czaiła pajęczyca?!

      Usuń
    2. no właśnie jak weszłam jakoś tak poczułam czyjś oddech na plecach. Musiałam się przepchać łokciami żeby coś napisać. Skandal ...

      Mi albo mnie albo jak tam kto woli. Fajne masz te porównania niektóre znam inne jak pedofilskie to nowość :D

      W sumie toś mnie teraz przyłapała. Nie wiem czy widziałam ale te są jakieś brzydkie może woskowe figury byłyby lepsze ? te trochę trącą starością i kiczem. Ze 30 lat temu pewnie powalały teraz nie.

      No weź ... nie zainteresowałaś się tym jadłem ?? ja bym te jaja zmacała od razu

      Usuń
    3. To proszę na przyszłość wcześniej się stawić ;) Kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi ;) Opuszczasz się, droga pani! Kiedyś zawsze byłaś jedną z pierwszych!

      Trącą myszką, nie da się ukryć, no ale na pewno nie zmieniają ich zbyt często. Pewnie też nie chcą niepotrzebnie generować nowych wydatków. Dobrze, że pajęczyca Tekla nie chciała wiedzieć, co myślimy o ich manekinach :) Mogłaby przestać być taka miła ;)

      Z ręką na sercu - nawet mi nie przeszło przez myśl, by cokolwiek tam macać!

      Usuń
  10. Świetna relacja :) uwielbiam Twoje wpisy, masz dar opowiadania, a piękne zdjęcia uzupełniają treść :) zamek wygląda na bardzo dobrze zachowany, a wzmianka o Polsce oczywiście chwyta za serce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi miło! Wielkie dzięki za te słowa, Magdo! :)

      Usuń
  11. This is such a fascinating post! Your photos are beautiful and magnificent! Thank you so much for sharing. Warm greetings from Montreal, Canada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My pleasure! Thanks a million, Linda :) Have a lovely weekend :)

      Usuń
  12. Droga Taito!
    Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszył mnie Twój post. Oprócz skansenów uwielbiam również zwiedzać zamki i pałace. Nigdy nie byłam w Irlandii, więc i ten zamek nie jest mi znany. Oglądając Twoje zdjęcia od razu zauważa się, że jest niesamowitą, doskonale zachowaną fortecą. Jestem pod jego urokiem bo jego mury skrywają wiele interesujących historii. Zwiedzanie tego zamku z pewnością jest przeżyciem zapadającym w pamięć.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za te Twoje słowa, Łucjo-Mario :) Cieszę się, że mamy takie same upodobania, bo i u mnie skanseny i zamki są na szczycie moich podróżniczych zainteresowań.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wspaniałego weekendu :)

      Usuń
  13. Kochana mimo, że wyszliście stamtąd nieźle poobijani, to widać było warto 😉
    Oprócz kwestii architektonicznych, bo to zawsze mnie ciekawi w takich zamkach-warowniach, niesamowicie intrygująca jest historia samej budowli i tajemnic, które skrywają w swym wnętrzu te grube mury... z duchami w tle!
    Świetna fotorelacja i kapitalnie opowiedziana, jak zawsze 🤗
    W oczekiwaniu na ciąg dalszy pozdrawiam najcieplej i pięknego weekendu życzę 😘
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że było warto :) Mały i nieplanowany guz, tu czy tam, to naprawdę niewielka cena za możliwość zwiedzenia tego imponującego obiektu historycznego :) Zresztą, chyba bym sobie nie wybaczyła, gdybym pominęła ten zamek w czasie swojego pobytu na Wyspie Man :)
      Dziękuję ogromnie za pozostawiony ślad, Anitko, i życzę Ci wspaniałego weekendu :)

      Usuń
  14. Ojej, ojej, ależ się uśmiałam. Te Twoje porównania, to słowny majstersztyk :) Doskonale się czyta, a jeszcze do tego zobrazowanie tej historii ciekawymi zdjęciami, to istna poezja. A tak nawiasem mówiąc zastanowiłam się, dlaczego ówcześni ludkowie byli mikrusami? Czyżby na przestrzeni lat społeczeństwo urosło ponad miarę? Takie podobne schody, to znaczy każdy od innej matki, są również w wieży widokowej kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu... nie dość, że jest ich cała masa, to trzeba bardzo uważać przy wchodzeniu, no i klaustrofobia murowana w czasie dojścia na samą górę :) Za to widoki wynagradzają ten trud, tak samo jak na przedstawionych przez Ciebie fotkach... warto zaryzykować :)
    Twój opis tego miejsca jest wyborny, przeczytam sobie jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, Iwonko, że mogłam przyczynić się do wywołania uśmiechu na Twojej twarzy :) Dziękuję za tyle dobrych słów, ochoczo je przyjmuję, jako że nigdy nie kończy się na nie miejsce ;) Cudownie jest spotykać się z tak przyjaznym i ciepłym odbiorem czytelników! :)
      Nigdy nie byłam we wspomnianej przez Ciebie wieży, ale wyobrażam sobie, jak bardzo trzeba tam uważać! Nigdy nie traktuję tych klatek schodowych z lekceważeniem, bo jeden zły ruch stopy naprawdę może doprowadzić do nieszczęścia i nieprzyjemnych konsekwencji! Lepiej dmuchać na zimne. Przezorny zawsze ubezpieczony i te sprawy ;)
      Wspaniałego, ciepłego i relaksującego weekendu życzę :)

      Usuń
  15. Świetna relacja.
    Zamek robi duże wrażenie! Wyrażenie "podekscytowani, jak pedofil w Smyku" mnie rozbawiło :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  16. No i jestem u Ciebie, witanko. ;))) Początek mnie rozbawił. :D Kurcze, mnie bierze ciut lęków, kiedy muszę przechodzić przez małe, niskie pomieszczenia, wtedy dostaję powera w nogach. hehe Ok cały tekst ma fragmenty do śmiechu.:)
    Też wolę starszych, aniżeli rozbrykane nastolatki. Smutne, że w tych czasach trzeba się tłumaczyć ze wszystkiego. Ludzie strasznie skupiają się na różnicach miedzy sobą, aniżeli na tym co ich łączy, toż to widać wszędzie i to jest zguba. 
    Kurcze, jakbym zobaczyła takiego ducha... wrzask na całe miasto. Ja wierzę, że można zobaczyć duchy...może, żem walnięta, ale sama widziałam, chce  zaznaczyć, że nie piję, nie ćpam, byłam w pełni świadoma.!!! :D
    To miasteczko jest bardzo urokliwe, chętnie bym, tam połaziła. Chętnie o tym poczytam i zobaczę więcej.
     Pozdrawiam zza swego komputera, choć przed jedenastą, to chyba nadal się rozbudzam... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jesteśmy już w takim wieku, że bliżej nam do statecznych matron niż do rozhulanych podlotków ;) Z wiekiem człowiek coraz bardziej docenia święty spokój, organizm zaś nie chce wybaczać zarwanych nocek i innych grzeszków przeciw ciału.
      Jak miło wiedzieć, że udało mi się wywołać uśmiech na Twojej twarzy :) Mam nadzieję, że ten wpis nie był jedynym pretekstem do niego, i że miałaś tych powodów mnóstwo :)
      Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości co do urokliwości miasteczka - bardzo przyjemne, pewnie miałabyś tam co robić i fotografować :))
      Są i takie dni, kiedy rozbudzenie nie chce nadejść - ważne jednak, by nie było nieznośnie upalnie :)

      Usuń
  17. Z przeogromną ciekawością zwiedziłabym to miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny zamek, choć te scenki z manekinami trochę dziwne. Fajna historia tego miejsca i jak zwykle Twój talent pisarski strawiły, ze świetnie się czytało i podziwiało to miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam takie zamki, choć też nie raz nabiłam sobie guza przy takich przejściach, a wcale specjalnie wysoka nie jestem ;p. Przepiękne miejsce, na żywo dopiero byłabym zachwycona. Świetnie i z humorem opowiadasz o swoich wycieczkach <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tyle dobrych słów :) Cieszę się, że podzielamy to samo zamiłowanie do zamków! :)

      Usuń
  20. Ależ to była przyjemność czytać! Uwielbiam zwiedzać zamki i chłonąć historię, zarówno tę wielką, jak i lokalną, czasem zupełnie nieoczywistą. Takie miejsca jak Rushen zawsze działają na moją wyobraźnię, tę grube mury, które tyle widziały, schody, którymi przez wieki stąpali ludzie z tak różnymi myślami, losami i decyzjami… I te drobne ciekawostki, jak wzmianka o polskim królu w zamkowym kalendarium, coś pięknego! Sama często wypatruję takich niespodzianek podczas podróży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabym się podpisać pod Twoim komentarzem wszystkimi odnóżami ;) Tak samo je odbieram i tak samo lubię je zwiedzać :)
      Wielkie dzięki za komentarz, Madeline :) Wybacz, że tak późno na niego odpowiadam - przegapiłam go!

      Usuń