poniedziałek, 5 maja 2008

Kto kogo wychowuje?

Wczoraj miałam wątpliwąprzyjemność być świadkiem pewnej sceny. Była pora lunchu, więc moja znajomaIrlandka przygotowała dla swojego syna obiad. Pozostali domownicy zjedliskromny posiłek w postaci tostów bądź kanapek i sałatki. Młodzieniec zaś(nazwijmy go Kevinem) dostał bardziej sycący posiłek złożony z ziemniaków,brokułów i steku. Jako że Kevin przygotowuje się do egzaminów i dnie spędzagłównie na nauce, mama uznała, że jej latorośl potrzebuje bardziej zbilansowanegodania, które dostarczyłoby mu potrzebnej dawki energii. To właśnie z myślą onim przygotowała posiłek, a następnie zadowolona podała do stołu. I tu synekzrobił coś, co mnie totalnie zdegustowało, odebrało apetyt i wywołało ciężkąpostać szoku. Okazało się, że posiłek nie smakuje młodzieńcowi, czego nieomieszkał głośno i dosadnie skwitować. W podziękowaniu za troskę, Kevin puściłmamie niezłą wiązankę wyszukanych epitetów o zabarwieniu co najmniej wulgarnym,z których „you fucking idiot!” było zdecydowanie najłagodniejszym. Nadmiarwszelkich fucków i bullshitów odebrał mi mowę i sprawił, że wyglądałam jakprzysłowiowe cielę gapiące się na malowane wrota, z tym, że stopień mojegoosłupienia było dziesięciokrotnie większy. Nie sądziłam, że (rzekomo) niezbyt smacznyposiłek może być pretekstem do zrobienia takich dantejskich scen. Chwilamimiałam wrażenie, że młodzieniaszek postanowi rozładować swoją wściekłość zapomocą rękoczynów, a posłuży mu do tego rodzicielka. Od razu przypomniały misię polskie billboardy przedstawiające posiniaczoną kobietę z wymownym komentarzem:„bo zupa była za słona”…

Jak się szybko okazało, nie byłato jedyna szokująca mnie scena. Kolejną bowiem była reakcja Mary, matki Kevina.Reakcja to chyba jednak nie najlepsze słowo, bo w zasadzie tej reakcji niebyło! W każdym bądź razie nie była ona adekwatna do zaistniałej sytuacji. Mary,kobieta wykształcona, osoba powszechnie szanowana, nauczycielka, pedagog,trzymająca dyscyplinę w szkole, nie zrobiła NIC! Oczekiwałam, że potraktujegówniarza tak, jak na to zasłużył, a ona po prostu dała sobą pomiatać. Wycofałasię jak zbity pies podkuliwszy uprzednio ogon i pędząc czym prędzej do budy… Noludzie! Jak tak można?! Krew się we mnie zagotowała i musiałam ugryźć się wjęzyk, by nie powiedzieć gówniarzowi parę niekoniecznie ładnych i miłych słów.

Chciałam zaznaczyć, że jużniejednokrotnie byłam świadkiem podobnych scen (z tym, że jednakłagodniejszych), w których swą mądrością popisywał się Kevin (rocznik 89), atakże jego młodsza siostra (jeśli się nie mylę – rocznik 91). Za każdym razemstawiało mnie to w ciężkiej sytuacji. Niezręcznej i głupiej. Za każdym razemzastanawiałam się, w którym momencie tego żmudnego procesu, jakim jestwychowanie, moja znajoma popełniła błąd. Na zakończenie dodam tylko, że Maryrobi wszystko, by broń Boże nie urazić syna. Kiedy on się uczy w pokoju, onaprzemyka na palcach po domu, bowiem każdy odgłos sprawia, że Kevin „goes mad”. Zrezygnowałanawet z odkurzania domu, bo przecież ten hałas przeszkadzałby synowi, a rozmowyprowadzimy często szeptem…

Obserwując takie i podobne scenyw wykonaniu dzieci Mary, a także zupełnie przypadkowych osób, których nie znam,coraz częściej odnoszę wrażenie, że to nie rodzice wychowują dzieci, leczdzieci rodziców. A robią to w przeróżny sposób. Ja rozumiem, że w opisanymwyżej przypadku dużą rolę odgrywają młodzieńcze hormony i temperament, ale bezprzesady! Okres buntu to jedna sprawa, a chamstwo i brak szacunku do rodzica,druga! Wszystko ma swoje granice, a w tym przypadku zostały one z pewnościąprzekroczone! Co do tego nie mam żadnych wątpliwości!

Może zabrzmi to zbyt dosadnie,ale dziecko powinno znać swoje miejsce w szeregu. Wiem, że taką opinią narażamsię wielu matkom zapatrzonym w swoje pociechy, ale spójrzmy prawdzie w oczy! Tonie do dziecka należy władza i ostatnie słowo, lecz do rodzica! Niestety, corazczęściej mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach rodzice traktują swoje dziecijak bóstwa. Przesadnie je idealizują, rozpieszczają, z przesadną gorliwościąchuchają na nie i dmuchają. Wiem, że dla każdego normalnego rodzica jegodziecko zawsze będzie najpiękniejsze i najmądrzejsze. Wiem, że bliższa ciałukoszula. Wiem, że ciężko się oprzeć rozbrajającemu uśmiechowi malucha, bo samamam czasem z tym problemy, ale nie przesadzajmy! Są takie sytuacje, kiedytrzeba być stanowczym i konsekwentnym. Na tym między innymi polega rolarodzica. Nie zaś na nieustannym pieszczeniu dziecka, na chronieniu go odobowiązków i na przesadnej troskliwości. Nie można pozwolić, by dziecko weszłonam na głowę, bo skutki będą właśnie takie, jak w opisanym przeze mnieprzypadku. To jest powszechny problem. To nie jest tylko problem irlandzkiejmłodzieży i dzieci. Z takimi obrazami spotkałam się już wcześniej, także wPolsce…

Można kochać dziecko ijednocześnie od najmłodszych lat uczyć je dyscypliny. Można, a nawet trzeba!Miłość nie wyklucza przyuczania pociech do obowiązków. Dziecko nie powinno byćwychowywane  w totalnej beztrosce, bożycie nie jest bajką! Nie budujmy więc przed dzieckiem fałszywej wizji życia,jako świata beztroski kompletnie pozbawionego obowiązków. Życie (szczególniedorosłych) to PRZEDE WSZYSTKIM obowiązki, a później przyjemności. Dzieckopowinno być uczone dyscypliny i powinno mieć swoje obowiązki. Postępując w tensposób można w nim wypracować pozytywne cechy, które z pewnością zaprocentują wprzyszłości: w czasie jego edukacji, a później w pracy. Przesadne chuchanie namalucha nie doprowadziło jeszcze do niczego dobrego! Powiem więcej prowadzi onodo wychowania domowego egzemplarza terrorysty, a także do pewnego rodzajukalectwa przejawiającego się niezaradnością życiową. Ile ja już takich „kalek”widziałam… Obraz nędzy i rozpaczy. Sajgon. Kaplica. Apokalipsa.

Moja mama nigdy nie należała dotych, które uważają, że dzieci nie powinny pracować, lecz spędzać swedzieciństwo na błogiej beztrosce. Od najmłodszych lat przydzielała mi stopnioworóżne obowiązki (odpowiednie do wieku), słownie karciła za bałagan, uczyłasprzątania i gotowania. Przede wszystkim nie wyręczała mnie w tym, co powinnamrobić sama i za to jestem jej wdzięczna. Dzięki temu wypracowała we mniesumienność i zamiłowanie do porządku. Chciałam zaznaczyć, że nigdy przy tym niemiałam odczuć, że jestem niekochanym dzieckiem, bo mam takie, a nie inneobowiązki. Bo może robię więcej niż inne dzieci. Można połączyć dyscyplinę zmiłością. Trzeba tylko umiejętnie postępować i chcieć tego.

 

Ile jest takich kobiet jak Mary?Ile matek boi się własnych dzieci? Ile z nich ukrywa się przed sąsiadkami zobawy, by nie zobaczyły sińców? Ile z nich żałuje, że pozwoliło sobie wejść nagłowę i przejąć władzę dziecku? Ile z nich pozostaje dożywotnimi służącymiwłasnych dzieci?

- Za dużo.

30 komentarzy:

  1. Skutki bezstresowego wychowania źle rozumianego i stosowanego. Takie obrazki w Anglii obserwuję na porządku dziennym nie tylko w angielskich rodzinach ale również i w polskich. Zresztą nie tylko w Anglii ale również w Polsce w moich rodzinnych stronach gdzie obserwuję, jak dzieci robią co chcą z rodzicami. Skutek w jednym znanym mi przypadku dwóch dobrze zapowiadających się chłopaków ( miałem okazję obserwować ich rozwój od małego do pełnoletności są ode mnie jakieś 15 lat młodsi) wyrosło na dwóch małych bandytów którzy przez pewien czas terroryzowali okolicę. Do czasu aż się ich staroświeckimi metodami nie utemperowało. Po mojemu choć jeszcze nie jestem ojcem i jak na razie nic na to nie wskazuje rodzicom brakuje odpowiedniej edukacji a dzieci jak to dzieci chłoną wszystko co dzieje się w ich otoczeniu a najłatwiej te najgorsze wzorce. Surowi rodzice źle sam nie jestem zwolennikiem bicia itp metod ale rodzice pozwalający dziecku na wszystko to też niedobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerażające to jest. A pierwsze z zacytowanych przez Ciebie określeń słyszę co najmniej raz dziennie z domu z sąsiadów z naprzeciwka. Starach pomyśleć jak te dzieci staną się dorosłymi i jakie będą wtedy ich oczekiwania, jeśli w młodości nie szanowali najbliższych. Smutne to

    OdpowiedzUsuń
  3. aga.stankiewicz@onet.eu5 maja 2008 15:04

    Niestety to co piszesz zdarza się coraz częściej... Bezstresowe wychowanie ma jednak negatywne efekty w wielu przypadkach... Współczuję tej kobiecie... Totalny brak szacunku, ja sobie nie wyobrażam by tak się do matki odezwać, wychowano mnie tak jak Ciebie, każdy miał obowiązki, z wiekiem dochodziły nowe, i przez to też nauczyłam się cenić porządek :) I postaram się tak samo własne dzieci wychowywać...Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama jestem jeszcze nastolatka,ale zgadzam się z toba.Widzac,ze matka nie reaguje,takie dzieciaki uwazaja,ze tak mozna.Szkoda slow na niektorych-i rodzicow,i dzieci.No ale kto ma te dzieciaki nauczyc?Zobacza dopiero jak beda mieli wlasne dzieci jak to milo.W Polsce nie spotkalam sie z czyms takim,owszem,z pyskowaniem tak,ale nie zeby ktos wyzywal rodzicow...Mysle,ze polscy rodzice maja wlasne zasady i jeszcze(na szczescie) nie doszlo do nas to "bezstresowe wychowanie".

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak... Mam znajomego w szkole, który jest z rocznika 96 i już terroryzuje matkę, która podobno się go boi... Nie wiem, jak ona to zrobiła-chłopak robi co chce, kiedy ma napad agresji umie wziąć ze stołówki widelec i podrapać nim swojego... hm... znajomego (bo kolegów, a tym bardziej przyjaciół nie ma). Dzięki pani wiele nastolatków może zrozumie, jak ja teraz, że źle odnosi się do starszych (chociaż ja w porównaniu z wyżej wymienionym chłopakiem jestem aniołem:P). Będzie trudno poskromić młodzieńczy bunt, ale myślę, że ten, kto chce będzie umiał ugryźć się w język i powstrzymać bezczelne uwagi. Tylko niech najpierw zauważą swoje postępowanie. Ja już zauważyłam i postaram się zmienić ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. promyczek83@op.pl5 maja 2008 19:48

    O rany makabra....ale takich rodzin jest coraz więcej, skąd to się bierze? Brak dyscypliny i rozpuszczanie bachorów od samego początku i uleganie im. Strzeżmy się przed takim wychowywaniem własnych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Zgryźliwy ;)6 maja 2008 00:30

    A, że tak spytam, gdzie ojciec?

    OdpowiedzUsuń
  8. No niestety, takie skutki bezstresowego wychowywania dzieci. Może i ja już stara jestem, ale "za moich czasów" inaczej się dzieci chowały. Nikt się nade mną nie użalał, miałam swoje obowiązki i jak się z nich nie wywiazałam to miałam karę. I jakoś przeżyłam - jestem samodzielna i potrafię radzić sobie w każdej sytuacji. Jak ktoś narozrabiał w szkole to szedł do kąta, albo dostał po łapach i wiedział, ze zasłuzył, i żaden rodzic nie biegał do szkoły z awanturą. To dla mnie okropne, że są ludzie, którzy nie szanują swoich rodziców, nauczycieli...

    OdpowiedzUsuń
  9. I tak samo z nauczycielami. Stare czasy-to był rygor. Na wycieczkę jedzie cała klasa i już! A dziś się okazało, że nie wiadomo, czy w ogóle jedziemy, bo ta dziewczynka to nie chce, temu to się nie podoba, ten już był, ta to nie chce spać w szkole... A jak rodziców wzywa się do szkoły, to tylko "ależ moje dziecko nie mogłoby tego zrobić! To na pewno...*wymówka*". Kiedyś wracało się do domu i pasem po tyłku, dziecko zapamiętało, że nie wolno kłamać. Oczywiście, nie chciałabym dostać lania, ale przydałoby się więcej dyscypliny. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mądrze to skomentowałaś, więc w zasadzie nic dodać, nic ująć. Pewnie matka ma dość użerania się z dzieciakami w szkole i nie ma siły strofować swego syna albo ojciec Kevina zupelnie sie do tego nie przykłada. Tak czy inaczej kiepsko to widzę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochac nalezy z madroscia. Zbytne poblazanie moze przyniesc dziecku wiecej szkody niz pozytku. W doroslym zyciu nikt nie bedzie go tak rozpieszczac. POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładnie tak, Kasiu. Widzę, że mamy identyczne poglądy na ten temat. Uważam, że rodzice wyrządzają swoim dzieciom ogromną krzywdę rozpieszczając je i wyręczając we wszystkich obowiązkach.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wyniki moich obserwacji są podobne niestety. Choć mam tylko 33 lata byłem wychowywany trochę na innych zasadach niż te, które teraz obowiązują. Może dlatego, że rodzice mieli większy autorytet, a może dlatego, że dzieci nie miały tak łatwego dostępu do wzorców negatywnych. Te niestety są przez nie najłatwiej wchłaniane. Inna rzecz, że w moich dziecięcych czasach szkoła a przede wszystkim nauczyciel mieli swój autorytet. Inna rzecz, że jestem ze wsi a wieś jako mała społeczność oprócz wielu plusów ma jeden minus. Zrobisz coś złego i wszyscy o tym wiedzą. To wada ale w pewnym sensie zaleta. Tzn ten, komu zależało na opinii sam się pilnował, gdyż każda dobra czy zła szła w pokolenia. A co do szkoły, wystarczyło, że nauczyciel dał znać do domu, że taki a taki zbroił to a to. Pewien luz był oczywiście, ale gdy przekroczyło się granice konsekwencje były i to surowe. Godzinne kazanie i wypominanie przez cały tydzień spokojnie wystarczyły by gagatka utemperować. A teraz niestety dzieciak nie ma żadnego wzorca, rodzice często nie potrafią zadbać o własny autorytet (metoda krzyku na dziecko z jaką się spotykam raczej zachęca do kontry) a skoro dziecka nie wolno karcić fizycznie to dlaczego nie uczy się rodziców innych skutecznych z punktu widzenia metod. Inna rzecz że każde dziecko a rodzice też są różni( nie zawsze dojrzeli do rodzicielstwa) ale tu wystarczy odpowiednia opieka psychologiczna a tej nie widać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie, nie, jeśli chodzi o ojca, to naprawdę świetny człowiek. Nie mogę mu nic zarzucić. Miły, serdeczny, ale kiedy trzeba, potrafi krzyknąć i przywołać dzieci do porządku. Ma zdecydowanie dużo większe poważanie u dzieci niż jego żona. Nie znam Mary aż tak dobrze, by znaleźć przyczynę jej postępowania, mogę się jedynie domyślać...Pozdrawiam z upalnej (!) ostatnio Irlandii. Ale mnie słonko przysmażyło ;) A jak tam Twoja opalenizna, Jurku? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. W polskim szkolnictwie strasznie denerwuje mnie fakt, iż uczniowie mają większe prawa niż nauczyciel. Młodzież czuje się bezkarna, stąd też takie szokujące zachowania, jak osławiony już przykład nauczyciela, któremu założono kubeł na głowę... Tragedia... Inna sprawa, to wspomniana przez Ciebie, postawa rodziców. Ze zdziwieniem i oburzeniem stwierdziłam, że spora ich część nie potrafi godnie przyjąć krytyki dziecka, a na zarzuty nauczyciela często reagują nerwowo. Ech, i tutaj zaczyna się błędne koło. Bo bez współpracy z rodzicami nie można zbyt wiele zdziałać. Często zdarza się, że po jednej stronie barykady stoi osamotniony nauczyciel, a po drugiej - kłopotliwe dziecko i zaślepiony rodzic...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja nie jestem stara, a mam identyczne poglądy :) Podstawówkę mam już dawno za sobą, ale doskonale pamiętam, że w tamtych czasach inaczej to wyglądało. Teraz, niestety, uczniowie czują się bezkarni, a rodzice często są przewrażliwieni na punkcie swoich dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  17. Ojciec akurat nie jest winny w tym przypadku. Dzieci mają do niego większy szacunek i w jego obecności nie pozwalają sobie na tak śmiałe wybryki. Opisana przeze mnie rzecz działa się jednak pod nieobecność ojca. A matki, żadne z nich się nie boi.. Jadą po niej równo... Przykro na to patrzeć.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. racja, Promyczku. Brak dyscypliny to kardynalny błąd wielu rodziców. Nie jestem zwolenniczką przemocy i argumentów siły, ale dyscyplina powinna być. W końcu jeśli nie rodzice, to kto nauczy tego dzieci? Dziecko bardzo szybko potrafi wyczuć, że rodzic nie ma siły przebicia. A wiadomo... jak dzieciak dostanie palec, to wkrótce będzie chciał całą rękę....Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Darkiss, Ty to jesteś wyjątek :) Gdyby wszyscy młodzi tacy byli, to byłby raj ;) Przerażający jest ten przypadek Twojego znajomego. Jeśli jakimś cudem nie zostanie sprowadzony na właściwą drogę, to nie chcę myśleć do czego posunie się ten chłopak za parę lat.Pozdrawiam serdecznie.PS. Ach! no i żadna "pani"! Jestem tylko kilka lat starsza od Ciebie ;) Poza tym ciągle jestem "panienką" ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zgadza się, Alku. Ja również miałam okazję poobserwować rozpieszczone i bezstresowo wychowane dzieciaki w akcji i powiem, że były to przykre obrazki. Nie wiem, czy dawne pokolenie byłą lepszą młodzieżą, aczkolwiek domyślam się, że jednak tak. Wiem natomiast, że dzisiejsza młodzież ma zupełnie inne priorytety i poglądy na wiele spraw. Brak jej przede wszystkim dyscypliny. Rodzice często są zbyt zapracowani i pochłonięci życiem zawodowym, co odbija się na wychowaniu. Wielu z nich próbuje pieniądzem zrekompensować dzieciom swoją nieobecność,a to już bardzo poważny błąd...Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za bardzo interesującego maila i ciekawe spostrzeżenia w nim zawarte :) Jak tylko znajdę więcej czasu, to postaram się napisać do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo smutne, Melisso. Przeraża mnie bezmyślność i samowolka współczesnej młodzieży. Przeraża mnie także jej okrucieństwo i brak jakichkolwiek wartości i ideałów. Wszystko to ewidentnie przekłada sie na wzrost przestępczości wśród młodych.Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Widzę, że mamy trochę wspólnego :) U mnie podobnie to wyglądało, nauczyciel był darzony większym szacunkiem, a uczniowie (generalnie) bali się konsekwencji swoich czynów. Co do rodziców, to fakt - wielu z nich nie posiada stosownej wiedzy i tak naprawdę nie wie, czego potrzebuje ich dziecko. Często okazuje się, że mimo iż rodzice mieszkają z pociechami pod jednym dachem, to tak naprawdę niewiele wiedzą o nich i mają z nimi ograniczony kontakt.Każdy potrafi począć nowe życie, ale tylko nieliczni potrafią wychować dzieci na wartościowych ludzi...

    OdpowiedzUsuń
  23. Z moich obserwacji wynika, że bezstresowo wychowanie staje cię coraz bardziej popularne w Polsce. Coraz bardziej widoczne są też efekty takiego wychowania dzieci. Niestety nie napawają one optymizmem.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Taita, brakuje mi po prostu slow. Mary nie jest madra kobieta jesli nie potrafila nauczyc wlasnych dzieci szacunku do rodzicow, do pracy, do obowiazkow. Wychodowala potworki.

    OdpowiedzUsuń
  25. Mnie też odebrało mowę, gdy usłyszałam tę lawinę obelg. Co do Mary...Hmm, raczej nie posuwałabym się do tak mocnych stwierdzeń. Nie chcę jej oceniać pochopnie. Na pewno gdzieś popełniła błąd, ale nie znam jej aż tak dobrze, by go znaleźć. Nie wiem... może to wina zbyt dużej różnicy lat? Oni są starszymi rodzicami (coś koło sześćdziesiątki mają), najmłodsze dziecko ma 17 lat, a najstarsza córka 22 lata. Konflikt pokoleń robi swoje...

    OdpowiedzUsuń
  26. To nie konflikt pokolen, to bledy w wychowaniu, pozwalanie dzieciom na wszystko, tak zwane 'bezstresowe wychowywanie' i robienie wszystkiego samemu zwalniajac dzieci z wszelkich obowiazkow. Tak wychowala moja ciotke babcia. Ciotka wyrosla na idiotke i egoistke. Wlasnie dlatego, ze tak zostala wychowana. Inne dzieci wychowane zostaly w dyscyplinie. Sa dzisiaj bardzo wartosciowymi ludzmi.

    OdpowiedzUsuń
  27. Co do tzw dawniejszej młodzieży. Szkołę podstawową kończyłem tuż po upadku komunizmu w Polsce a do tego na wsi, A w tamtych czasach było trochę inaczej niż teraz. Tzn nie mieliśmy takich zabawek jak komputery, podróżowanie też nie było takie łatwe jak teraz a na pierwszą dyskotekę mogłem sobie pozwolić, gdy skończyłem 16 lat. A i tak dostęp do takich imprez był mocno ograniczony. Do tego w domu trzeba było pomóc a inna rzecz, że zupełnie inny autorytet mieli rodzice i szkoła przede wszystkim. Wystarczyło, że pani nauczycielka dała znać do domu, że taki a taki źle się zachował a już było wiadomo, że bezkarnie to nie przejdzie . A dziś Kiedyś byłem u młodszego brata na wywiadówce. Niestety po pierwsze nie mamy zbyt wielu nauczycieli, którzy potrafią dać dobry przykład, czy mieć wystarczający autorytet (ja w swej karierze spotkałem bodaj jedną taką osobę- moją polonistkę właśnie). Drugie rodzice fakt zapracowani ale... nikt im nie pokazuje, jak powinno wyglądać wychowanie. Sami się przecież tego uczyli od swoich rodziców(naszych dziadków. Powiedziano i zaś, że stare metody są złe a dziecko należy wychowywać bezstresowo a nie tresować. To racja ale mówiąc że nowe jest lepsze nikt nie pomyślał od opieką psychologiczną nad rodzicami. Po prostu dzisiejsze dzieciaki czerpią wzorce z otoczenia a najlepiej łapią te negatywne. Bo kolega się przechwalał że w domu może to i to, bo widział albo usłyszał to a tamto, trochę to dobarwi a gdy dorzucić przesadną czasami miłość rodzicielską ( tej nigdy za wiele byle mądra była) mamy receptę na małego diabełka niestety.

    OdpowiedzUsuń
  28. Za zainteresowanie dziękuję uniżenie Waćpannie dziękuję. Wersja onegdaj przesłana roboczą była i już została trochę uaktualniona. Dopieszczanie oryginału dobiega końca a jako żem człek niezdecydowany opornie to idzie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Koszmarna sytuacja.Niestety miłość matki dość często przejawia się w podobny sposób, choć może nie aż tak drastyczny. A że Twoja mama potrafiła połączyć miłość rodzicielską z wychowywaniem dzieci, to już wiemy z poprzednich wpisów. I chwała jej za to.Niestety kampania bezstresowego wychowywania dzieci przyniosła pewne wypaczenie pojęcia "wychowywanie". Bo o ile ilość stresu w wychowywaniu dzieci jest według mnie constans, to metody wychwawcze powinny doprowadzić do w miarę proporcjonalnego jego rozłożenia na wychowywanego i wychowawcę. To taka moja i tylko moja opinia. Jak to się realizuje w praktyce? No szkoda gadać. Często (za często) nie forsuję swoich poglądów wychowawczych, aby nie zwiększać napięcia w domu. Bo o ile ja jestem zwoleninkiem podnoszenia poprzeczki naszym dzieciom, o tyle moja małżonka (kochana kobieta zresztą) nie tylko kładzie im poprzeczkę na ziemii, ale jeszcze zdmuchuje najmniejszy pyłek sprzed nóg. I jak zauważyłaś dzieci "wchodzą jej na głowę". Ja, "niespotykanie spokojny człowiek", mogę tylko stawać okoniem, gdy wymaga ode mnie abym wspomagał ją w takim właśnie wychowywaniu.Mam tylko nadzieję, że mimo wszystkich błędów wychowawczych, dzieci nasze wezmą tylko dobry przykład z rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  30. Wychowywanie to niesłychanie trudna rzecz. Myślę, że każde z Was chce jak najlepiej, ale często jest tak, że to, co wydaje się nam najlepsze, wcale takie nie jest dla dzieci. Przydałby się Wam jakiś złoty środek, by ta poprzeczka nie była ani za wysoko ani za nisko. A opisana przeze mnie sytuacja to chyba jedna z najgorszych rzeczy, które mogą się przytrafić rodzicom. Nie rozumiem, jak można było tak postąpić? Nie potrafiłabym tak. Nie byłam idealna, zdarzało się, że niezbyt grzecznie odpowiadałam rodzicom, ale w życiu nie posunęłabym się do tak chamskiego zachowania. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń