czwartek, 8 maja 2008

Okolice Dublin Bay

Majowy BankHoliday szybko dobiega końca. Sobotę, tradycyjnie już, spędziliśmy w pracy,niedzielę zaś biernie odpoczywając w domu. Ostatni dzień postanawiamywykorzystać jak najbardziej aktywnie. Wczesnym porankiem zrywamy się z łóżka,szybko doprowadzamy do stanu używalności i opuszczamy dom. Mimo wczesnejgodziny jest cudownie. Ciepło, słonecznie i przyjemnie. To dobry znak –wszystko wskazuje na to, że pogoda nam dopisze. Po drodze zaliczamy jeszczestację paliw, by nabyć kubek kawy. Tak wyposażeni, z pełnym bakiem i uśmiechemna twarzy, wyruszamy w podróż. Jedzie się bardzo dobrze, ruch jest mały, więcszybko docieramy na miejsce.


 


Pierwszyprzystanek to Sandymount. Pospiesznie wyskakujemy z auta, by rozprostować kościi podziwiać widoki. Stęskniłam się już za kojącym szumem morza, za odgłosamimew i widokiem fal rozbijających się o brzegi. Teraz mogę cieszyć się tymwszystkim do woli. Nie marnujemy okazji i wyruszamy na wolny spacerekpromenadą. Nie jesteśmy sami. Tu i ówdzie rozsiani są mieszkańcy tegomalowniczego miasteczka. Jedni uprawiają jogging, inni niczym jaszczurki,rozłożeni na ławkach wylegują się na słońcu. Jeszcze inni bawią się ze swoimifutrzakami, albo z pociechami. Sielanka. Słońce, cisza, czyste i orzeźwiającepowietrze.


  


Skuszeni takimiwidokami postanawiamy przysiąść na ławce i zjeść nasze śniadanie. Wkrótcenaszym śladem podąża pewna pani. Ludzie cieszą się tym pięknym porankiem,zwierzęta także, bo ich wesołe piski wskazują na dobrą zabawę. Kocham takąbłogą atmosferę. Mogłabym godzinami wylegiwać się na tej plaży bądź ławeczce iczerpać energię z życiodajnych promieni słonecznych. Nie mogę jednak zatrzymaćtej chwili. Czas nieubłaganie płynie, więc musimy ruszyć w drogę. To dopieropoczątek naszej wyprawy.


 


Po krótkiejdrodze docieramy do kolejnego nadmorskiego miasteczka - do Dun Laoghaire.Uchodzi ono za stolicę nawigacji turystycznej przy wschodnim wybrzeżu wyspy.Jest gwarne i ruchliwe. Mimo że imponuje piękną georgiańską architekturą, niezatrzymujemy się w nim na długo. Odstraszają nas po części tłumy. Mimo że jestjeszcze stosunkowo wcześnie, na promenadach i ulicach nie brakuje ludzi. Braknatomiast miejsc parkingowych. Od razu widać, że jest to jedno z ulubionychmiejsc wypoczynkowych dublińczyków i innych miłośników morza i plaży. Szukamyczegoś bardziej ustronnego, ale ciężko o to. Dojeżdżamy do naszego kolejnegocelu, jakim jest Sandycove.


   


Do Sandycovezapałałam sympatią już w trakcie przeglądania pięknych fotek w przewodniku. Towłaśnie wtedy zdecydowałam, że muszę zobaczyć te widoki na własne oczy. Dziśrealizuję moje plany. Jako że i tym razem wolnych miejsc parkingowych jest jakna lekarstwo, udajemy się do pobliskiego Dalkey. Tam zostawiamy auto i ruszamyna spacer.


  


Od razu rzucasię w oczy miejscowy, skromny zameczek. To jedna z pamiątek ilustrującychhistorię tego miasteczka. Kiedyś Dalkey miało nieco odmienny charakter. Byłoobmurowanym grodem i słynęło z targów. Stanowiło inspirację dla wielu artystów.Dziś natomiast powoli przeradza się w irlandzki odpowiednik Beverly Hills.Okazałe rezydencje wyrastają jak grzyby po deszczu. Piękne widoki przyciągająnie tylko turystów, ale także i sławy, które wybierają Dalkey na miejsce swegozamieszkania. Nie dziwię się im. Z chęcią bym tu zamieszkała. Podoba mi się tomiasteczko, ma swój klimat.


 


ZwiedzanieDalkey zaczynamy od spaceru do pobliskiego portu. Uderza nas charakterystycznyzapach, ale absolutnie nie zniechęca nas to do dalszej eksploracji. Sporo czasuspędzamy właśnie w tym miejscu, podziwiamy widoczną przez mgłę panoramęSandycove, spacerujemy po skałach… Nagle, ku naszemu zdziwieniu, spostrzegamy,że w wodach portu są obecne foki! Postanawiamy uwiecznić je na fotkach i rozpoczynamynasze „polowanie” na nie.


  


Wbrew pozoromzadanie to nie należy do najtrudniejszych. Szybko okazuje się, że te ssakimorskie są bardzo przyjazne. Raz po raz wychylają swe czarne łebki spod wody,płyną za łódkami wypełnionymi rybakami, bądź podpływają do portu i zarcyzabawną miną przyglądają się zgromadzonym na brzegu ludziom.


  


Rozbrajają mnieswoim zachowaniem. Potrafią zastygnąć w bezruchu na kilka minut i patrzeć sięna gapiów. Są niesamowite. Budzą mój instynkt opiekuńczy. Nie potrafię sięoprzeć ich urokowi. Mam nieodpartą ochotę rzucić się do wody i pogłaskać je. Ipewnie zrobiłabym to, gdyby nie fakt, że nie umiem pływać. Zdrowy rozsądekbierze więc górę. Z żalem opuszczam to miejsce i te sympatyczne stworzonka,które jednak potrafią niekiedy pokazać swą drapieżną naturę.


  


Cudownie jestspacerować i chłonąć ciepło. Po krótkiej przechadzce docieramy do Sandycove. Odrazu rzuca się w oczy Martello Tower -  granitowa wieża nazywana takżewieżą Jamesa Joyce’a. Wyrasta tuż przy plaży i kamiennym nabrzeżu. Wspanialekomponuje się w krajobraz tej malowniczej miejscowości. To jedna z dwudziestupięciu budowli obronnych mających na celu obronę brzegów Irlandii przed atakiemNapoleona. Żadna z nich nie przeszła jednak chrztu bojowego. Z biegiem czasudostosowano je więc do różnych funkcji. Jedne stały się domami i sklepami, innemuzeami, jak właśnie ta tutaj. To właśnie w tej wieży, w sierpniu 1904 roku, wobliczu zagrożenia napoleońską inwazją mieszkał przez tydzień James Joyce.Towarzyszył mu Oliver St. John Gogarty. To tu narodziła się pierwsza scenadzieła Joyce’a - „Ulissesa” - przedstawiająca poranną toaletę Bucka Mulligana (Gogarty'ego).


  


Znajdujące sięw wieżyczce muzeum czynne jest dopiero od 14:00, więc mamy sporo czasu, bybliżej zapoznać się z atrakcjami Sandycove. Ruszamy w kierunku skalistej plaży,znajdującej się tuż obok Martello Tower. Plaża zwie się Forty Foot(Czterdzieści Stóp), ale nie jest ona związana z głębokością morza w tymmiejscu. Jej nazwa wywodzi się od 40. Pułku Piechoty angielskiej,stacjonującego tutaj w przeszłości. Z pobliskiej tablicy informacyjnejdowiadujemy się, że kiedyś była to plaża wyłącznie dla mężczyzn. Umiłowali jąsobie nudyści płci męskiej. Jednak w obecnych czasach mogą tu zaglądać takżekobiety. Zaglądam więc i ja. Mimo ostrzeżeń o niebezpiecznych kąpielach w tymmiejscu (skały…) jest kilku śmiałków skaczących do zimnej wody.


 


Podziwiampiękną panoramę Dun Laoghaire i pozwalam orzeźwiającej bryzie rozwiewać mojewłosy. Magiczna chwila zostaje jednak zepsuta. Odwracam bowiem głowę w lewąstronę i… spostrzegam nagiego, wychudzonego staruszka, który dopiero przedchwilką opuścił wodę! Oh, God! Co za widok! Pytam Połówka, czemu mnie nieostrzegł. Trauma zapewniona. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, niepamiętam twarzy mężczyzny, za to mam przed oczami inną część jego ciała. Znikamstamtąd. Wolę nie ryzykować bliższego spotkania z gorącokrwistym staruszkiem. Anuż, jest ich tam więcej?


 


Wracamy doMartello Tower i udajemy się na zwiedzanie muzeum. Krętymi schodkami docieramyna sam szczyt wieży, skąd rozpościerają się cudowne widoki m.in na Dalkey iDun Laoghaire. Jesteśmy tam sami. Robimy pamiątkowe fotki i przeciągamy momentopuszczenia szczytu wieży. Jest bosko. Nie chce mi się wracać do szarejrzeczywistości. Trzeba jednak.


 


Żegnamy się zSandycove, które mnie nie zawiodło, a nawet wręcz przeciwnie – umocniło mojąsympatię do tego miejsca. Jeszcze tu kiedyś wrócimy. Musimy zapoznać się zinnymi nadmorskimi miejscowościami. Jestem pewna, że warto.

18 komentarzy:

  1. Bardzo ladne zdjecia!!! Irlandia jest naprawde ladnym krajem, zielen, bliskosc morza, nic dziwnego ze sie tam dobrze czujesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie spędziliscie ten wolny dzień, tylko pozazrościć :) I relacja jak zwykle super ! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadziwila mnie czystosc wody przy nadbrzezu. Naprawde tak jest, czy tylko na zdjeciach tak wyszlo? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. promyczek83@op.pl8 maja 2008 15:44

    Ale cudownie :):) I te błękitne niebo:):) A najlepsze są foczki sroczki hihihi żeby u nas tak błekitnie było:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Taitko.Wspaniała wycieczka i cudowna opowieść. A zdjęcia suuuuper. Ta niebieska woda, aż tutaj kusi do kąpieli i nie ważne, że zimna :))I jeszcze foki, które uwielbiam i mam nawet jedną chrześniaczkę z Kanady w ramach ochrony fok.Buziaki Taitko i miłego wiczoru :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Irlandia jest śliczna. Zawsze będę to powtarzać. Czasem ciężko dojrzeć jej piękno, bo to kraj troszkę pokrzywdzony przez pogodę. Kiedy jest słonecznie i ciepło, wszystkie zabytki i cuda natury przedstawiają się rewelacyjnie. Póki co, u mnie upały! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadza się, jedna z kilku wycieczek, które wspominam najmilej :) Już nie mogę się doczekać, kiedy ponownie zagościmy na wschodnim wybrzeżu Irlandii. Kocham morze i urocze kurorty nadmorskie. Ta wycieczka była fajnym przerywnikiem w ciągu zwiedzania klasztorów i zamków ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Barwy na fotkach są jak najbardziej autentyczne :) Woda była właśnie tego koloru i to jest w tym wszystkim najlepsze :) Owszem, przy porcie była lekko zielonawa, ale to zrozumiałe. W innych miejscach była tak czysta, że widać było dno :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niebo faktycznie było piękne :) Uwielbiam, kiedy ma taką barwę, bo wtedy wszystko super się prezentuje. Zachmurzone niebo kompletnie odbiera urok światu. Dlatego też zawsze staram się wykorzystywać taką pogodę na podróże :)A foczki urocze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadza się, moja droga :) Wycieczka była super, wszystko dopisało. Jestem pewna, że jeszcze tam wrócimy! Tak szybko, jak będzie to możliwe :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzieki Twoim zdjeciom zwiedzam Irlandie ;-) bardzo mi sie podoba i uwazam nadal, ze ma cos wspolnego z Szkocja, a jeszcze jak slonko swieci to wyglada cudownie, az chcialabym tam byc!!!!Przesylam wiosenne pozdrowienia prosto ze Szkocji

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne kolory i te słodkie foczki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. aga.stankiewicz@onet.eu9 maja 2008 14:14

    Następna udana wycieczka :) Piekne zdjęcia, jakie niebo błękitne :) Widać Irlandia naprawdę jest piękna :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja to się zakochałam w tych kolorach nieba i wody :) Mówią że to zielony kraj a dla mnie od dziś jest błękitny :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  15. Hehe :) I like it! :) Przesyłam dla Ciebie serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wycieczka była cudowna - długo będę ją wspominać :) Zwiedziliśmy mnóstwo ciekawych miejsc, a jako bonus dostaliśmy piękną opaleniznę ;) Żałuj, Aguniu, że nie widziałaś mojego narzeczonego - to był niesamowity widok ;) Miałam z niego niezły ubaw, bo po pierwsze był czerwony jak rak, a dwa.. został mu blady ślad po okularach przeciwsłonecznych ;) Haha ;) Teraz zaś prezentuje się dużo lepiej - opalenizna już nie jest czerwona tylko brązowa :) Apetyczny kąsek ;) Pozdrawiam Cię serdecznie :)PS. Wam też przydałaby się taka podróż i odpoczynek od codzienności i teściowej ;) Mam nadzieję, że wykombinujecie jakąś przerwę wakacyjną :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Foczki urocze! :) Dla nich samych warto było tam jechać :) Pozdrawiam gorąco :) PS. A u Was nie szykuje się jakaś wyprawa krajoznawcza? :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem pewna, że te dwa kraje mają ze sobą sporo wspólnego :) Wierzę, że za jakiś czas na własne oczy zobaczę te podobieństwa :) A Irlandia... pełna ruin, zamków i dzieł natury. Najpiękniejsza w słonecznej szacie! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń