środa, 16 lipca 2008

Bilans zysków i strat

Czas płynie szybko. Powiedziałabym nawet, że za szybko.Każdego dnia ubolewam nad tym, a że jest to zjawisko zupełnie niezależne odemnie, to nie pozostaje mi nic innego, jak pogodzenie się z tym przykrym faktem.Oprócz zwyczajowych dobrych i gorszych chwil, smutków i radości, upływ czasuprzyniósł mi coś więcej. Tym razem podarował mi kolejną już, drugą rocznicęmojego pobytu na Zielonej Wyspie. Nadejście wszelkiego rodzaju roczniczazwyczaj wywołuje u mnie szereg refleksji, nie inaczej było tym razem. Siłąrzeczy powróciły do mnie wspomnienia z lipca 2006 roku, kiedy toprzygotowywałam się do opuszczenia Polski i wylotu do Irlandii. Wspomnienia takdalekie, a zarazem tak bliskie – mimo że od tego momentu upłynęły już dwa lata,mogłabym ze szczegółami odtworzyć dzień mojego wylotu. To była przełomowa dataw moim życiorysie – dzień, kiedy zamknęłam pewien rozdział mojego życia iprzystąpiłam do tworzenia kolejnego.

Wyjeżdżając na Zieloną Wyspę nie miałam konkretnego planu.Nie mówiłam, że wrócę za rok, za dwa lata, czy za dziesięć. Kiedy ktoś mniepytał, kiedy planuję powrót, odpowiadałam zgodnie z prawdą, krótko, dwomasłowami: „nie wiem”. Odpowiedź na to pytanie miała pojawić się sama – już wIrlandii. W przeciwieństwie do wielu emigrantów, ja nie zostawiałam w domudzieci, czy męża. Owszem, trzeba było rozstać się z rodzeństwem, z mamą,bliskimi mi ludźmi, których dotychczas miałam praktycznie na co dzień, jednakto rozstanie miało inny wymiar. Mama od kilku lat przyzwyczajona była do faktu,że rzadko bywam w domu – studiowałam w innym województwie, odbywałam praktykiza granicą, lub po prostu przebywałam u mojego narzeczonego w odległym mieście.Musiała się więc liczyć z faktem, że zgodnie z koleją rzeczy, jej dziecipewnego dnia wyfruną z gniazda. Ja postanowiłam opuścić moje rodzinne gniazdowraz z nadejściem lipca. Podjęłam taką decyzję m.in. mając na uwadze sytuacjęfinansową mojej rodziny. Chciałam zrekompensować się bliskim za wsparcie, nietylko to duchowe, ale także finansowe, którego udzielali mi w czasie mojejedukacji. W moim rodzinnym regionie nie miałam zbyt wielu perspektyw, wyjazd doIrlandii miał być więc poszukiwaniem własnego miejsca w świecie, próbąszczęścia i swoistą przygodą. Sprawdzianem z dorosłości. Mogę powiedzieć, iżrozpoczynając życie w nowym kraju praktycznie nic nie ryzykowałam. W Polsce nieczekały na mnie długi, opuściłam kraj z czystym kontem – gdyby nie powiodło misię na wyspie, zawsze mogłam wrócić do kraju i tam próbować ułożyć sobie życie.Nie było jednak takiej potrzeby.

Po dość trudnych początkach na irlandzkiej ziemi nastąpiłylepsze czasy. Szybko zorientowałam się, że stereotypy dotyczące Irlandczyków,egzystujące wśród sporej części polskiej grupy emigrantów, to po prostuzłośliwe wytwory moich rodaków – tych wiecznie niezadowolonych, zawsze„najmądrzejszych” i pozbawionych tak wartościowej umiejętności, jaką jestzdrowy samokrytycyzm. To oni od początku starali się wpoić mi, że „irole togłupki”, bogato ilustrując przykładami opowieści o ich rzekomej wyższości nadtubylcami. Kiedy rozpoczęłam pracę, po raz kolejny przekonałam się, że nienależy wierzyć we wszystko, co się słyszy. „Głupi irole” przyjęli mnie niezwykleciepło, na każdym kroku spotykałam się wręcz z nadzwyczajną serdecznością, conie ukrywam, bardzo mnie zaskakiwało. Nie tego się spodziewałam. Karmionaopowieściami o tępych i wrednych tubylcach, bardziej spodziewałabym sięniechęci niż tak otwartej i sympatycznej postawy. Z czasem przekonałam sięrównież, że życie w Irlandii niekoniecznie wygląda tak, jak to wcześniejsłyszałam z opowieści tych, którzy wyjechali… Ludzie lubią jednak koloryzować.

Wyjeżdżałam z kraju odrobinę sceptycznie nastawiona dotego, co przyniesie mi przyszłość na obcej ziemi. Wielu rzeczy sięspodziewałam, ale nie tego, że w miarę upływu czasu Zielona Wyspa zawładniemoim sercem. Nie sądziłam, że po opuszczeniu jej granic, będę za nią tęsknić iz niecierpliwością odliczać dni, by znów zatopić się w wachlarzu jejszmaragdowych odcieni. Jeszcze parę lat temu marzyłam o życiu we Włoszech bądźwe Francji. Teraz zaś, kiedy mam okazję przebywać tam, często nie mogę wprostdoczekać się powrotu do Irlandii. Tęsknię za jej specyficznymi pejzażami, zajej architekturą, za irlandzką uprzejmością, za jej mieszkańcami, a niekiedynawet za… pogodą!

Dokonując bilansu zysków i strat, wiem, że wyjazd za granicę był jedną z moich najlepszych decyzji. Nie żałuję i chyba tak naprawdę nigdy tego nie żałowałam. Życie emigranta nie zawsze jest łatwe, ale mimo wszystko, gdybym mogła cofnąć czas i jeszcze raz wybierać, dokonałabym tego samego wyboru. Nawet za cenę wielkiej tęsknoty, która szczególnie dokuczała mi w początkowych miesiącach mojego pobytu. Irlandia ukazała mi swoje piękno. Dała mi poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Rozwinęła mój światopogląd i dała szanse na lepsze życie. Dzięki mojej irlandzkiej przygodzie poznałam wspaniałych ludzi, zwiedziłam fascynujące miejsca, znacznie pogłębiłam moją znajomość angielskiego, zrobiłam dwa certyfikaty językowe, które z pewnością okażą się pomocne w przyszłości. Przeżyłam tu wspaniałą przygodę. Ciągle ją przeżywam...

Kiedy myślę o tych dwóch minionych latach, jestemszczęśliwa, że mogłam tu mieszkać przez te 24 miesiące. Dzięki nim udało mi sięzweryfikować powszechnie panujące opinie na temat Irlandii i jej mieszkańców. Żyjąc,pracując, zarabiając i wydając pieniądze w tym kraju, miałam niebywałą okazję odwewnątrz poznać realia panujące na Zielonej Wyspie. Poznałam ten kraj od„najprawdziwszej” strony. Przebywając w Polsce, mogłam jedynie mieć bardzorozmazaną i skrzywioną wizję tego kraju. To nie byłby prawdziwy obraz Irlandii– patrzyłabym na tę wysepkę oczami innych Polaków. Teraz patrzę swoimi. I kumojej radości, widzę, że ta „moja” Irlandia jest piękniejsza i lepsza. Widzę,że to nie tylko deszczowa kraina, ale przede wszystkim kraj o widokachzapierających dech w piersiach, wspaniałych dziełach ludzkiej i Bożej ręki.Kraj bogaty w ruiny zamków i opactw. Kraj utalentowanych artystów, przyjaznychludzi, chwytliwej i ujmującej muzyki. Kraj o imponującym dorobku dziedzictwanarodowego. Kraj mojej ulubionej tomato & basil soup i smakowitego masłaKerrygold. Kraj interesujących tradycji. Kraj Guinnessa, Smithwicksa, Irish Mista, Baileysa i innych wyśmienitych trunków. Kraj Riverdance. I moja drugaojczyzna. To także mój kraj.  

41 komentarzy:

  1. Taito, jesteś wielką szczęściarą, gdyż znalazłaś w Irlandii swój dom. Zazdroszczę ci tego. Ja na tym moim "Zadupiu Europy" siedzę ponad 2,5 roku i bardzo tesknię za przyjaciółmi w Polsce, za łagodniejszym klimatem i ludźmi mówiącymi zrozumiałym językiem. Na emigracji zyskałam niezalezność finansową, inne spojrzenie na ludzi i świat pozbawione polskiego, ksenofobicznego zabarwienia, poznałam nowy język, ale też straciłam zdrowie. Może gdybym zamiast w Norwegii mieszkała w Irlandii - moim wymarzonym kraju, moje życie poukładałoby się lepiej, mniej stresująco. Na zmiane jednak, juz za późno.Pozdraowienia z Zadupia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty to jesteś optymistką Taitko. Zarażaj mnie dalej swoim uśmiechem. W związku z tymi dwoma latami poza Ojczyzną życzę Ci dalszego odkrywania Irlandii i siebie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje z okazji rocznicy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to sie mowi: tam dom twoj gdzie serce twoje, czy cos w tym stylu. Ciesze sie, ze znalazlas swoje miejsce na ziemi szczesciaro :) . Masz racje Irlandia jest piekna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez niedluga bedzie moja druga rocznica. Rocznica moich powtornych narodzin. Jak dotad ot byl najszczesliwszy okres w moim zyciu i oby dalej bylo tak jak jest albo jeszcze lepiej. Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Wlasnie sobie uswiadomilam ze juz minela pare dni temu..

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasem musi upłynać wiele lat zanim człowiek znajdzie swoje miejsce na ziemi - Tobie udalo sie to szybko. Cieszę się, ze Ci tam dobrze. Zyczę dużo dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dwa lata temu przyjechalam na Wyspy, na poczatku mieszkalam w Londynie, gdzie chodzilam na intensywny kurs angielskiego, poznalam mnostwo swietnych ludzi z calego swiata, wtedy poczulam sie naprawde w wielkim swiecie. Kochalam moje spacery po najslynniejszych parkach, Portobello Road i targ uliczny, zabytki, lubialam swoja szkole... Tesknilam z kazdym dniem za Londynem, a teraz gdy przyjechalam czulam cos innego. Moze to za sprawa tego, ze mieszkam w malym miasteczku i przyzwyczailam sie do ciszy...Taitko jesli kiedys w przyszlosci bedziesz sie wybierac do Londynu dam Ci kilka wskazowek, ktore moga Ci sie przydac i zobaczyc miasto Innymi Oczami!!! Twoja historia bardzo przypomina mi moje wspomnienia sprzed dwoch lat, zapewne kazdy emigrant czuje sie podobnie. U mnie jednak wkrada sie tesknota za Polska, za jedzeniem i przede wszystkim rodzina...dlatego nie czuje, ze jest tutaj moj drugi dom!!!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. O, dobrze wiedzieć, że żyłaś w Londynie, z pewnością skorzystam z Twoich cennych wskazówek :) A wyjazd planuję, na pewno będzie miał miejsce, ale jeszcze nie wiem kiedy ;) Myślałam, że może uda mi się zrobić to w tym roku, ale po przestudiowaniu naszego grafiku, dochodzę do wniosku, że nie da rady. Zresztą, słyszałam od koleżanki, że tam najlepiej wybrać się w czasie lata - my już mamy zaplanowane wyjazdy letnie i nie dotyczą one Londynu ;) Co prawda, mój narzeczony wkrótce tam leci, ale to będzie wizyta raczej służbowa, nie nastawiona na zwiedzanie ;) Co do Irlandii, to ja tutaj dobrze się czuję, lubię Irlandczyków i nie miałabym nic przeciwko, by tutaj zamieszkać na stałe. No, ale zobaczymy - kto wie, gdzie zapuszczę korzenie? Trzymaj się cieplutko i korzystaj z beztroski :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O, tak - pod tym względem jestem wielką szczęściarą. Żyję w kraju, który uwielbiam, rozwijam się, przeżywam najlepsze lata mojego życia... Wybór Irlandii nie był do końca przypadkowy - powiedzmy, że nigdy bym się nie zdecydowała na życie w kraju, którego języka nie znam i którego obyczaje i mentalność ludności nie są przeze mnie akceptowane, a nawet sprzeczne z moimi wartościami... Długo by tak wyliczać ;) Póki co nigdzie się stąd nie wybieram ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie pozdrawiam z okazji 2 -letniej rocznicy pobytu zakochanej w Irlandii :)) Miło, że jesteś zadowolona i szczęśliwa. Jak to się mówi - do odważnych świat należy i okazuje się, że większość świata jeszcze nie znamy a odkryty jest zaskakująco urzekający - jak Twoja Irlandia. Powodzenia:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Dwa lata - sporo czasu, a ja nawet nie wiem, kiedy ten czas przeminął. Niech ktoś przystopuje ten szaleńczy upływ czasu! ;) Uśmiech i optymizm zawsze jest wskazany, więc chętnie się z Tobą nim podzielę - zwłaszcza, że ostatnio go potrzebujesz (ot, takie moje spostrzeżenie)Uwaga! Wysyłam do Ciebie pokłady optymizmu, energii i mój najlepszy zestaw uśmieszków - łap przesyłkę ;) I zrób z niej użytek ;) Take care :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratulacje oczywiście przyjmuję i serdecznie za nie dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja jeszcze bardziej się cieszę i wyrażam szczerą nadzieję, że w najbliższym czasie nie będę musiała zmieniać kraju zamieszkania :) Czasem ciężko jest mi zaadaptować się w nowym miejscu, ale tutaj nie miałam z tym większego problemu - wszystko super się ułożyło, kiedy tylko opuściliśmy gniazdo szerszeni, czyli dom, który przez pierwsze miesiące dzieliliśmy z innymi Polakami (niestety kompletnie nie w naszym guście.. Ale to już inna bajka. No i zamknięty rozdział. Niech taki pozostanie!)Pozdrowienia z Zielonej Wyspy :) Choć o tej godzinie to ona jest raczej czarna, a nie zielona ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiesz, Dublinio... Ja postuluję, żeby było jeszcze lepiej! :) Chyba nie masz nic przeciwko? :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cóż, jak to mówią - lepiej późno niż wcale. Zresztą na uczczenie tak sympatycznej rocznicy nigdy nie jest za późno :) Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zgadza się. I ja cieszę się, że tak szybko odnalazłam to moje miejsce :) Pozostaje jedynie wierzyć i mieć nadzieję, że nie będę zmuszona do jego ponownego szukania. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj, wcale nie jestem taka odważna ;) Tak naprawdę to taki mały tchórz ze mnie ;) Gdybym Ci zdradziła, czego sie boję, to pewnie pokładałbyś się ze śmiechu na podłodze, a na wspomnienie moich wyznań miałbyś wybuchy niepohamowanego śmiechu jeszcze przez 2 tygodnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. gratulacje i zazdroszczę optymizmu. U mnie bilans wychodzi raczej na minus i zaczynam się zastanawiać nad powrotem do kraju. Coś mi się zdaje, że Anglia kosztuje mnie więcej niż mam z tego zysku. A może dopadła mnie tzw emigracyjna melancholia. Diabli wiedzą

    OdpowiedzUsuń
  20. Całkiem niedawno moja koleżanka z Anglii miała identyczny problem. Poradziłam jej to, co teraz poradzę Tobie - po prostu idź za głosem serca. Jeśli nie czujesz się tam dobrze, tęsknisz za bliskimi i wiesz, że w Polsce będzie Ci lepiej, to czym prędzej pakuj się i wracaj. Trzeba znaleźć swoje miejsce na świecie. Jeśli Twoje jest w Polsce, olej Anglię ;) Współczuję dylematów, a zarazem trzymam kciuki za właściwą decyzję. Ja należę do tych szczęśliwców, którzy nie mają takich problemów. Nie przeszkadza mi środowisko obcokrajowców, którzy mnie otaczają. Nie spotkałam się z dyskryminacją. Życie w anglojęzycznym kraju nie jest dla mnie problemem. Coraz mniej tęsknię za Polską i wszystkimi jej wadami. Wiadomo... tylko bliskich brakuje - a dokładniej mówiąc, częstych kontaktów z nimi. Trzymaj się, nie daj się złamać! :) W końcu facet z Ciebie, a nie wątła baba :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Generalnie problemem jest to, co robić dalej. Siedząc w Anglii zdaję sobie sprawę z wszystkich minusów które na mnie czekają tzn stosunek Anglików do Polaków (ostatnio coraz gorszy) i szanse na znalezienie pracy lepszej niż fabryka. Plus niemożność robienia tego co się lubi i praca odbijająca się na zdrowiu. Niestety ale dla humanisty Anglia w moim odczuciu nie jest miejscem zbyt atrakcyjnym. Co z tego, że pracy jest skoro stawki( przynajmniej w moim regionie są bardzo podobne. DO tego szanse na ułożenie sobie życia po mojemu pobyt w Anglii raczej tego nie ułatwia choć nigdy nic nie wiadomo. Za powrotem zaś przemawia, że może faktycznie w kraju biednie ale przynajmniej u siebie ale minus znowu start od zera i no właśnie wracać w ciemno? a może to jest efekt sytuacji, że po blisko półtora roku w Anglii człowiek widzi, gdzie jest i do czego doszedł i zaczyna oceniać swoją sytuację pod kątem czy próbować dalej, czy nie. W każdym razie decyzję podejmę dopiero we wrześniu po urlopie. Wielu moich znajomych już wróciło do kraju a jeszcze paru się szykuje. Jak powiedziałem w pracy, że też nad tym myślę to zaczęli się bać. Ale jeszcze jest czas na decyzję.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ech, no niezbyt fajnie się to wszystko przedstawia. Jeszcze trochę czasu masz na podjęcie decyzji. Może akurat w tym okresie wydarzy się coś, co pomoże Ci się zdecydować. Mnie osobiście przerażają te coraz częstsze ataki rasistowskie, które mają miejsce w Anglii. Wiem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Polacy sami częściowo się do nich przyczynili - mam tu na myśli głównie tych, co robią oborę w UK i myślą, że im wszystko wolno. Widzę, że cierpliwość angielska szybko się kończy... Może to przypadek, ale zauważyłam, że więcej zadowolonych emigrantów z Polski mieszka w Irlandii, a nie w Anglii.Ciężko jest mi wypowiadać się na temat Anglików. Nie byłam tam, nie widziałam. Nie wiem, jak wygląda tamtejsze życie. Planuję krotki weekendowy wypad do Londynu, ale to za jakiś czas, najprawdopodobniej za rok (nie chcę lecieć w czasie jesieni lub zimy), więc może wtedy wyrobię sobie zdanie. Choć z drugiej strony ciężko jest poznać ich kulturę, ich samych w ciągu dwóch dni...

    OdpowiedzUsuń
  23. Sama lepiej bym tego nie wyraziła. Dobrze wiedzieć, że są jeszcze inni ludzie, którzy swój wyjazd traktują jako wspaniałą przygodę, okazję do sprawdzenia siebie i nauczenia się czegoś nowego. Dla mnie UK jest Domem. Czuję się tu bezpieczniej i swobodniej niż kiedykolwiek w Polsce.Pozdrawiam i zapraszam do siebie:http://blog-kokain.blog.onet.plKokain

    OdpowiedzUsuń
  24. 16go lipca minął rok, jak jestem tutaj i moje spostrzeżenia nie odbiegają od Twoich, Taito. Czasami jednak mam wrażenie, że pracuję z ludźmi nie do końca sprawnymi umysłowo, ale...na pewno nie zamieniłabym Irlandii na żadne inne miejsce! Studiuję w Polsce i latając tam odliczałam niecierpliwie dni do końca weekendu. Tęskniłam za Irlandią! Mam dosyć biedy w Polsce i nie mam tam za bardzo do kogo wracać. Mój Tata zmarł, mama ma nowego partnera i swoje "zabawki"...Mój mąż chce kategorycznie wrócić, gdyż "Dziecko musi uczyć się w polskiej szkole", więc szukam tu nowego męża;) Skończył szkołę zawodową i chce znowu płakać, jak mu jest ciężko i musi tłuc się za 900zł/mies. Ja tutaj jestem docenianym pracownikiem, spotykam się na każdym kroku z przejawami sympatii, w żadnym sklepie nie jestem anonimową osobą...zawsze ktoś spyta, jak się tam miewa moja Córcia...Tu jest mój świat i jedno wiem, że do Polski nie chcę i nie mam po co wracać. I nie chcę braku perspektyw dla mojej Córeńki. Może niższy poziom edukacji wcale nie jest taki zły? Irlandczycy są szczęśliwymi ludźmi-czego chcieć więcej? Cóż z tego, że polskie dzieci uczą się rachunków prawdopodobieństwa itp. bzdur, jeśli mają potem problemy ze znalezieniem fajnej pracy i są poniżane przez swoich pracodawców?I muszą uciekać zagranicę...? Irlandzkie dziecko umie się podpisać, umie policzyć, jaką resztę w sklepie powinno dostać i...portfel ma zasobny. Chciałabym tylko znaleźć partnera, któremu mogłabym zaśpiewać:"Kocham Cię jak Irlandię". Życzę dużo szczęścia, Taitko. Uściski

    OdpowiedzUsuń
  25. Widzę,że Twoje nastawienie do Irlandczyków nie zmieniło się przez ostatni rok(Jest ono moim zdaniem trochę za bardzo na plus).Porównuję obecną wypowiedź do tej z blogu "Słów kilka o tych złych Irolach", gdzie bardzo zacięcie ich broniłaś, negując wszelkie wypowiedzi "tych bardziej na minus".Tak więc z okazji rocznicy wypada mi tylko życzyć Ci,żebyś nie była zmuszona do zmiany swojej opinii.

    OdpowiedzUsuń
  26. Widzę,że przez ostatni rok nie zmieniłaś swoich poglądów na temat Irlandczyków.Porównuję z blogiem "Słów kilka o tych złych Irolach", gdzie ich zacięcie broniłaś negując niemal każdą wypowiedź tych "nastawionych bardziej na minus", lub może bardziej znających realia, lub też znających je z innej (tej gorszej) strony.Ludzie są tylko ludźmi i w każdym narodzie są ci dobrzy i ci źli. Z okazji rocznicy pozostaje mi tylko życzyć, abyś nigdy nie była zmuszona do zmiany swojej opinii.

    OdpowiedzUsuń
  27. ~doswiadczony19 lipca 2008 22:11

    Irlandia juz sie konczy, jak zaczna ci sie klopoty z robota to i poglady sie odmienia.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ty chyba nie rozumiesz, o czym jest ten post?

    OdpowiedzUsuń
  29. Ludzie, nie oczekujcie ode mnie nienawiści do Irlandczyków! Tak ciężko jest pogodzić się z tym, iż ktoś może naprawdę uwielbiać ten kraj? Za co mam nienawidzić tubylców? Za to, że mi pomogli? Za to, że uśmiechają się do mnie przyjaźnie i serdecznie pozdrawiają? Za to, że są gościnni i przyjacielscy? Nie moja wina, że trafiliście akurat na tych gorszych ludzi... Jak słusznie zauważyłeś: wszędzie są ci lepsi i gorsi. Wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dzięki za słowa uznania, Kokain. Ja nie należę do tych, którzy ciułają każdy grosz i dla których Irlandia jest tylko tymczasowym przystankiem - nic nie znaczącym kraikiem, który mają zamiar opuścić w momencie, kiedy ich konto osiągnie satysfakcjonującą ich kwotę...

    OdpowiedzUsuń
  31. Widzę, Moniko, że bardzo dobrze mnie rozumiesz. I mnie będąc w Polsce zdarzało się odliczać dni do powrotu do Irlandii. Jak widzę niektórzy mają ogromny problem ze zrozumieniem takiego zachowania. Wbrew pozorom tutaj nie chodzi tylko i wyłącznie o kasę. Chodzi o coś więcej...Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia.PS. ta wymiana męża to już ostateczna decyzja? ;) Może trzeba dać mu szansę? :)

    OdpowiedzUsuń
  32. generalnie ci starsi i wykształceni są bardzo w porządku ale tzw proletariat i młodzież są okropni. Są mili owszem ale to sztuczne. Mam dziwne uczucie że uważają nas za przybyszów z kraju, w którym rosną palmy a po drzewach skaczą małpy. Z tego co rozmawiam z kolegami wynika, że te prace, które są najcięższe i trzeba je szybko zrobić dostają Polacy podczas gdy Anglik może się obijać i wszystko jest OK. Ot mobbing w czystej postaci. Generalizować oczywiście nie wolno ale przynajmniej obecnie sytuacja nie zachęca do dłuższego pobytu tutaj. Ale się zobaczy. A przepisy doszły?

    OdpowiedzUsuń
  33. A i fakt że jest coraz mniej bezpiecznie a kąśliwe uwagi o "polaczkach" już nie raz słyszałem. Anglicy choć sami tego nie powiedzą, są narodem bardzo rasistowskim. Może inaczej jak widzą, że ktoś jest miękki i ustępuje dla świętej zgody to pokazują jacy są ważni. Ale wystarczy się im postawić a zaczynają się trochę bać. tak mi się wydaje, że są zmęczeni modelem społeczeństwa wielokulturowego. A jak jest naprawdę sam nie wiem. Ostatnio poważnym zagrożeniem są ataki nożowników. Komentarz jednej z pań- burmistrza jednego z miasteczek był ciekawy. Stwierdziła, że wszyscy Polacy chodzą z nożami w kieszeniach. Oczywiście wywołało to oburzenie organizacji polonijnych ale... skoro polityk pozwala sobie na takie wypowiedzi to jest to jakiś sygnał.

    OdpowiedzUsuń
  34. Taitko, bo Ty potrafilas spojrzec na ten kraj innym okiem i zintegrowac sie z nim, zaakceptowalas to, co tam zastalas, a potem pokochalas to. Poza tym kraj tworza ludzie, wsrod nich zyjemy, wiec to, ze sa uczciwi, mili i uczynni to juz jakies 80% sukcesu i swiadczy o tym, ze bedziesz tam wracala z checia. Tak samo bylo ze mna.. wiele krytyk nasluchalam sie ze strony moich rodakow.. odpowiadalam im, ze jesli sie im nie podoba to zawsze moga wyjechac, nic ich tu nie trzyma. za to ja..juz zapuscilam korzenie:).

    OdpowiedzUsuń
  35. Podziele się zTobą opowieścią o mojej przygodzie.A więc ,jestem moge tak określić,młodą kobietą z doświadczeniem dziesięcioletniego stażu małżeńskiego,mam dwójkę wspaniałych dzieci.Angele 10letnią i 3 letniego Norbusia.Nigdy w życiu nie brałam pod uwage że kiedykolwiek wyjadę za pracą do innego kraju.Niestety,czas płynął ,dzieci rosły, a w Polsce ,przyszłośc była nie w różowych okularach.Mieszkaliśmy całą rodzinką w jednym pokoju,mieliśmy kuchnię i łazienkę.Fakt własne ale nie dla takiej rodzinki.Mąż ma dobrą pracę i dobre zarobki ale nie na tyle by wybudować Dom.Ja też pracowałam w Polsce za grosze.Ale nigdy nie mogliśmy sobie żyć normalnie.Odkładaliśmy pieniądze ale ciągle mało bylo.No i podjęliśmy decyzję o moim wyjeżdzie.Jestem tu prawie rok ,przyjechałam tu bez języka ,bez wizji pracy,miałam tu siostre o tyle dobrze.No i udało się.Po 3 tygodniach znalazłam pracę,a nawet dwie prace.Musiałam wybrać którąś,uczyłam się podstaw angielskiego by móć się dogadywać.Irlandzycy to wspaniali ludzie,perpektywy w różowych okularch,nawet pogoda mi nie przeszkadza.Jest jedna rzecz którą wbijam se w swe myśli,uwielbiam te miejsce ale nigdy je nie pokocham,bo moje miejsce jest na mazurach wśród moich ukochanych osób.Więc Tobie zazdroszcze tego ,że to może być dla Ciebie miejsce do końca życia.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  36. Twoja historia jest w istocie smutna. Ty podzieliłaś los tych ludzi, którzy z bólem sercem musieli opuścić swoich bliskich. Normalną rzeczą są Twoje pragnienia, aby ponownie znaleźć się wśród bliskich Ci osób. Tego Ci życzę. Przesyłam ciepłe pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Wiem, Alku. Rozumiem Twoje poglądy i przekonania. Młodzież, zarówno ta angielska jak i irlandzka, to prawdziwa klęska. To chodzący przykład upadku wszelkich wartości i poczucia bezkarności. Ci ludzie są potwornie niebezpieczni. Co najgorsze - stwarzają realne niebezpieczeństwo dla zupełnie niewinnych osób. Dla ludzi, którzy całkiem pechowo i przypadkowo trafili na zepsutą młodzież... Skutki takich spotkań bywają opłakani. Jak dla mnie, ci młodzi ludzie stanowią jedną z największych plag Irlandii i Anglii.

    OdpowiedzUsuń
  38. Niestety. Niechęć do Polaków w Anglii rośnie zastraszająco szybko. Negatywne przykłady mnożą się z dnia na dzień. Coraz częściej słychać o wykorzystywaniu Polaków. Dyskryminacja i ataki na polskie społeczeństwo zwiększają zasięg. Polacy coraz częściej odnoszą wrażenie, że nie są tam mile widziani...

    OdpowiedzUsuń
  39. uboczny efekt bezstresowego wychowania ot co. Nie znaczy to, że jestem tego przeciwnikiem, ale przykładów dzieciaków bezstresowo wychowywanych naoglądałem się dość i raczej mam na ten temat niezbyt pozytywną( delikatnie rzecz ujmując) opinię

    OdpowiedzUsuń
  40. Może inaczej problem jest proporcjonalny do ilości przybyszów z danego kraju. Ale fakt niechęć jest odczuwalna. A po ostatniej mojej przygodzie (wiesz jakiej) rzeczywiście zastanawiam się, czy aby przypadkiem nie jest tak, że Anglicy wyładowują na nas niechęć do emigrantów dając nam do zrozumienia, że cobyś nie zrobił i jakich byś nie miał studiów i kursów ukończonych to i tak będziesz w gorszej sytuacji niż Anglik z skończoną podstawówką. Chyba że to jest też przyczyna tego, źe generalnie wielu Anglików uważa ten rok za bardzo trudny z względów finansowych i tak jak kiedyś o wszystko zło winiło się Żydów, tak teraz za swoje kłopoty obwiniają nas.

    OdpowiedzUsuń