wtorek, 8 lipca 2008

Siedem cudów Fore'u

Nadejściekolejnej niedzieli to dla nas następna okazja do bliższego zapoznania się zeskarbami Zielonej Wyspy. Pogoda jest dzisiaj dość kapryśna – straszą ciemnechmurzyska gromadzące się nad naszą okolicą. Po chwili zastanowienia decydujemyjednak, że zaryzykujemy i wyruszymy w teren. Jak się wkrótce okaże – to byłdobry wybór.


  


Ruch dziwniemały na drogach, odległość do pokonania niezbyt duża, toteż szybko docieramy docelu. Celem zaś jest Fore - mała, dość niepozorna wioseczka położona w malowniczejdolinie hrabstwa Westmeath. Normalnie raczej nie byłoby tu co robić i pewnienikt nie zwracałby na nią większej uwagi, gdyby nie grupka historycznychobiektów znanych pod wdzięczną nazwą „siedem cudów Fore’u”. Nazwa może sięwydać niektórym osobom zbyt emfatyczna, jako że nasuwa ona skojarzenia zosławionymi siedmioma cudami świata. Cóż, fakt, iż turysta nie znajdzie tutajatrakcji na miarę egipskich piramid, warto jednak zapoznać się z zabytkamiFore’u chociażby ze względu na ich historię. A ta jest w tym wypadku niezwykleciekawa, często wręcz przesycona fantastycznymi elementami.


  


Interesującenas obiekty znajdują się w bardzo przystępnym miejscu, tuż przy drodzeprzecinającej wioskę. Już z parkingu dostrzegamy kilka cudów Fore’u. Przedewszystkim rzucają się w oczy ruiny opactwa. Ruszamy w jego kierunku. Wąskadróżka przebiega nieopodal pastwiska wypełnionego krowami i ich cielaczkami.Teren być może faktycznie ma w sobie coś cudownego, bo mućki pochłaniającesoczystą trawę są wyjątkowo dorodne. Dobrze, że tym razem nie natrafiamy nastado byków, bo akurat odziałam się w piękną czerwień. „Męskie” towarzystwobyków z pewnością zwróciłoby na mnie uwagę!


  


Kierując się wstronę klasztoru, natrafiamy na inne cuda. Tuż obok parkingu znajdują siępozostałości po „Młynie bez młynówki”. Niestety jest on wyjątkowo nadgryzionyprzez ząb czasu, więc gdyby nie tablica informacyjna i przewodnik, to pewnienigdy bym nie wydedukowała, iż w przeszłości był to młyn. Wzniesiono go, bo taksobie zażyczył św. Feichin – założyciel tutejszego opactwa i generalnie ważnaówczesna osobistość.


  


Mimo że wmiejscu budowy młyna nie było wody, dla Feichina nie był to problem. Wartobowiem wspomnieć, że Feichin nie był takim zwykłym, szarym człowieczkiem. Jużchyba bliżej mu było do cudotwórcy niż do przeciętnego śmiertelnika. Jak jużwzniesiono młyn,  święty uznał, że czas skombinować wodę. Wziął laskę,walnął nią o pobliskie wzgórze i… taadaam – mamy wodę! Co prawda trochę mu tonie wyszło, bo woda zamiast płynąć w dół, na przekór przyjętym powszechnienormom, płynęła do góry. Ale nie czepiajmy się, ważne, że była ;) I ta oto wodauznawana jest za kolejny cud Fore’u.


  


Podążającdróżką natrafiamy na kolejne cuda, jakimi są „Studnia z wodą, która nie wrze” i„Drzewo, które nie chciało się palić”. Natrafiam też na widok, którego wprostnie znoszę. Drzewo obwieszone jest przeróżnymi rzeczami, które są dla mniezwykłymi śmieciami. Niestety, to taki głupi – wg mnie – zwyczaj. Turyścizostawiają po sobie "dary" w takiej właśnie  postaci. Wielu znich umieszcza w korze drzewa drobne monety. Efekt tych działań doprowadził dozatrucia drzewa miedzią, co spowodowało jego obumarcie. Oryginalne drzewko,które według legendy łatwo się łamało, ale nie paliło, zostało zredukowanie dopostaci szczątkowej. Konieczne było zatem posadzenie nowej sztuki. Po studni,która miała uzdrawiające właściwości również niewiele pozostało.

Znajdujące sięobok omszałe kamienie, to szczątki basenu, tzw: „Wanny św. Feichina”. To tuświęty spędzał całe noce, modląc się i klęcząc w zimnej wodzie. Wanna świętegouchodziła za cudowne miejsce, toteż matki często zanurzały w niej chore dzieciw nadziei na ich uzdrowienie.


  

Wreszciedocieramy do ruin opactwa, które wznoszą się na terenie otoczonym mokradłami istanowią kolejny cud. To najbardziej rozległy benedyktyński kompleks klasztornyna Zielonej Wyspie. Zwiedzający z upodobaniem fotografują się na jego tle, jakrównież uwieczniają jego doniosłą sylwetkę. Szczególnie ładnie prezentuje się zpobliskiego wzgórza, na którym znajdują się pozostałości po okrągłym gołębniku.To tutaj wspólnota mnichów hodowała gołębie, które dostarczały im pożywienia.


  


Po zwiedzeniuopactwa udajemy się w drogę powrotną, by dotrzeć do dwóch pozostałych cudów,które znajdują się na stromym wzgórzu po przeciwnej stronie. Schodki prowadząnas do kościoła św. Feichina, którego główna bryła pochodzi z XIIw. Masywnenadproże kaplicy to „Kamień wydźwignięty modlitwami św. Feichina” – kolejny jużnadzwyczajny czyn dokonany przez świętego, który okazał się prawdziwym StrongManem ;)  Z kamieniem nie mogło sobie poradzić kilku robotników, ale tymsię zajął św. Feichin: kiedy wrócili po śniadaniu kamień był już na miejscu. Nałuku prezbiterium wyrzeźbiono niewielką postać siedzącego mnicha, która wzbudzadość duże zainteresowanie zwiedzających.


  


Po zapoznaniusię z ruinami świątyni, przechodzimy do znajdującego się nieopodal budynku.Jest to pustelnicza cela, w której na początku XVII w. mieszkał eremita PatrykBegley.  Cela  jest jedyną w swym rodzaju – ponoć nie ma takiejdrugiej w całej Irlandii. Jej specyfika polegała na tym, iż osoba duchowna,która przekroczyła jej próg i przysięgła spędzić w niej żywot, musiała pozostaćtam aż do śmierci. O smutnym losie przebywającego w niej eremity przypominałacińska inskrypcja znajdująca się na celi: „Ja, Patryk Begley, eremita zuświęconego zacisza, ukryty i pogrzebany w tej pustej stercie kamieni…”„Pustelnik w kamieniu” to ostatni obiekt na liście 7 cudów Fore’u.


  

 
Po zwiedzeniu wszystkich zabytków, udajemy się dopobliskiego centrum informacji turystycznej, gdzie zapoznajemy się zinteresującym materiałem audiowizualnym, a następnie opuszczamy Fore. Czasnaszej gościny w tej małej wiosce dobiega końca. Kiedy złowrogie i ciemnechmury pokrywają niebo i zraszają osadę deszczem, my jesteśmy już bezpiecznieschronieni w samochodzie…

10 komentarzy:

  1. aga.stankiewicz@onet.eu8 lipca 2008 20:24

    Ciekawa wyprawa... Też nigdy bym się nie domyśliła że chodzi o młyn, widząc to co jest na zdjęciu. Najbardziej podoba mi się przedostatnia fotka, tej celi... Wygląda tak jakby to była miniaturka ustawiona na polu... Może to dziwne, ale taka była moja pierwsza myśl na widok tego zdjęcia :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietna wycieczka i dobrze, ze nie padalo, bo przez deszcz na Wyspach mozna zwariowac ;-) tak sobie mysle, czy ty juz wszystko zwiedzialas w Irlandii??

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby nie tablica informacyjna, to przeszłabym koło tego młyna, nie wiedząc, że właśnie minęłam jeden z siedmiu cudów Fore'u ;) Co do fotki celi, to bardzo mi się ona podoba m.in ze względu na kształt i kolor chmur :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe :) Paulinko, zwiedziłam wiele miejsc, ale to zaledwie maleńka część tego, co oferuje Zielona Wyspa. Co do wycieczki, to mieliśmy szczęście, zaczęło padać, kiedy już odjeżdżaliśmy - zresztą na zdjęciach możesz zaobserwować, jak zmieniała się barwa chmur ;)PS. U mnie święto ;) Upał! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale tam pięknie!!! Szkoda że mam tak daleko! Ale może kiedyś, jak Maja podrośnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniała podróż. Kolejna udana niedziela. Zdjęcia są piękne, zwłaszcza to przedostanie. Kiedyś też tam sie zjawię :). Pięknie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kto wie? W życiu wszystko jest możliwe, więc być może pewnego dnia całą trójką zawitacie na Zieloną Wyspę ;) W końcu macie niedaleko :)Pozdrawiam serdecznie i zaraz lecę sprawdzić, co tam u Was słychać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam nic przeciwko ;) Myślę, że Irlandia by Cię usatysfakcjonowała :) Tyle tutaj pięknych miejsc - tylko czasu nie zawsze wystarcza, by do wszystkich dotrzeć :( Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. E no bez przesady. Przecież na Wyspach leje tylko średnio co trzeci dzień a jak już to z reguły w okolicach lunchu. I to z taką regularnością że od biedy można do niego zegarek ustawiać. Gorszy jest wiatr on bardziej daje w kość.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej Taito!Wygrzebałem ten wpis z czeluści Twojego bloga dlatego, że sam przygotowuję podobny. Tak się zdarzyło, że 2 dni temu zjawiłem się w Fore i również podziwiałem to niesamowite miejsce. Pogoda dopisała, zresztą wiesz sama jaka panuje w Irlandii od paru dzionków, porobiłem trochę foteczek, porozmawiałem z krówkami :-) i generalnie delektowałem się tym wszystkim.A czy natrafiłaś na zamek nieopodal Castlepollard? Byłem ale niestety otwarty tylko w weekendy a podobno również fajne miejsce.pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń