wtorek, 22 lipca 2008

Odstąpi mi ktoś trochę energii? ;)

Ale jestem padnięta. Mieliście kiedyś wrażenie, że ktoścałkiem niepostrzeżenie wypuścił z Was całą energię? Tak? No to ja właśnie taksię czuję.

Wróciłam niedawno do domu. Umorusana, wyczerpana iwyglądająca jak siedem nieszczęść. Dobrze że nie musiałam w takim stanieparadować  przez całe miasto – jestempewna, że byłabym główną atrakcją mojej mieściny, a moje fotki ukazałyby sięwkrótce w lokalnej gazecie i byłyby sensacją roku.

Byłam dziś u Mary, mojej ulubionej koleżanki. Jakby Wampokrótce scharakteryzować tę kobietę? Hmm. Mary to taka, powiedzmy typowaIrlandka. Czasem mam wrażenie, że skumulowały się w niej wszystkie wady,których nie lubię u ludzi ;) Zakręcona jak karuzela. Cholernie spóźnialska, zgatunku tych, co to spóźniają się nawet na własny pogrzeb ;) Niepunktualna ażdo bólu! Na początku drażniło mnie to potwornie. Ja - fanatyczka punktualności– dostawałam szczękościsku, kiedy po raz setny kazała mi czekać na siebie ponadgodzinę. Z Mary można się umawiać na dowolną godzinę, ona i tak przyjedziewtedy, kiedy zechce. A jak nie zechce, to nie przyjedzie. Z czasem jednakprzyzwyczaiłam się do tej jej wady i zmądrzałam. Znalazłam na nią sposób. Jeśliumawiamy się, dajmy na to, na 10:00, ja do wyjścia gotowa jestem tak gdzieś wokolicach 11:00. Wiem, że ona i tak będzie miała spore spóźnienie. Bo Mary poprostu już taka jest - still behind, jak to ona mawia.  Pomimo tych przywar, nieszczęśliwie w niej skumulowanych,Mary jest przy tym niesłychanie rozbrajająca. Sympatyczna, miła i niezwykleprosta. Polubiłam ją od naszego pierwszego spotkania, kiedy to przywitałyśmysię, a ona na dobry początek naszej znajomości posłała mi szczery i wielkiuśmiech. To była (i nadal jest) jedyna osoba obcojęzyczna, z którą tak dobrzemi się rozmawia. Już trudno. Przeżyję jej bałaganiarstwo i egzaltowaną naturę.Od tego się nie umiera (jedynie wcześniej siwieje). Lubię ją, po prostu jąlubię! Za to „oh?” którym wyraża swój szczery podziw, kiedy opowiadam jej oczymś związanym z Polską. Za ten przesympatyczny charakter. Za to jaka jest. Zato, że jest aż do bólu irlandzka.

Uups, całkiem przypadkowo powstał dość sporych rozmiarówportret psychologiczny Mary. A przecież nie o tym miało być. Wybaczcie dygresje!:) Nie chciałam :)

Jeśli zastanawiacie się, skąd u mnie to umorusanie sięwzięło, to już Wam wyjaśniam. Bo to było tak… Jakiś czas temu Mary z mężemzakupili nowy dom. Tzn. nie całkiem nowy, bo używany, ale generalnie dom jestmłodszy niż starszy ;) Jako że mieszkali w nim poprzedni właściciele, dom był wtakim sobie stanie. Mniemam, że w niezbyt dobrym, bo Mary z mężemprzeprowadzili w nim gruntowny remont. Zmienili go od A do Z. Nawet przybudówkęzrobili, co Mary później z rozbrajającym uśmiechem skomentowała: „dom całkiemprzypadkowo wyszedł większy niż chcieliśmy”. No i w istocie. Dziś go zobaczyłampo raz pierwszy. Kolos. Wygląd zewnętrzny nie rzuca na kolana, chatka nadrabiajednak wnętrzem. Do tej pory żyłam w błogiej nieświadomości, myśląc, że mój domjest bardzo ładny. Kiedy zobaczyłam dom Mary, zmieniłam zdanie. Oprowadzającmnie po pokojach (jest tego trochę, samych łazienek jest co najmniej 6!), Marynaraziła się na niebezpieczny potok achów i ochów, który nieustannie wypływał zmoich ust. Urzekła mnie duuuża, przestronna kuchnia utrzymana w jasnej iciepłej tonacji. Gosh, taką kuchnię mieć, to byłoby coś! :) Do tego mnóstwoprzestrzeni, kilka pokoików z kominkiem i dużymi oknami – cudo, po prostu cudo!(ja już nie chcę mieszkać w moim domu!).

Remont nie został jeszcze skończony, więc domek wymagajeszcze ogromnego nakładu pracy. Na własnej skórze odczułam, ile wysiłku trzebawłożyć w jego uporządkowanie i doprowadzenie do idealnego stanu. Jako że Mary ijej mąż nie grzeszą wzrostem, zaoferowałam się, że pomogę im umyć okna. God! Przezkilka godzin szorowałam je, ścierałam paznokcie i naskórki, by usunąć z nichzbędne ozdobniki w postaci plamek po emulsji, której użyto do pomalowaniaścian. Napracowałam się za wszystkie lata beztroski i słodkiego obijania się. Jeszczedo teraz czuję na rekach zapach farby. Ciekawe, czy go zatuszuję, jak wyleję nasiebie buteleczkę moich ulubionych perfum? W walce z plamami straciłam conajmniej dwa paznokcie, ale reszta się zachowała więc chyba nie jest tak źle. Zyskałamkomplementy, podziękowania i uśmiechy państwa G, więc już jakoś przeboleję tezłamane paznokcie. W końcu kiedyś odrosną. Czego się nie robi dla satysfakcjiinnych? Teraz tylko pasuje się porządnie wymyć, bo czuję, że moje gładkie włosyzrobiły się niezwykle szorstkie – pewnie mam tam tonę kurzu i innych śmieci.

Okej, okej, już sobie idę. Ale się rozpisałam! Tym razemto już naprawdę koniec. Za niedługo do drzwi zapuka mój dzielny podróżnik, więctrzeba przygotować dla niego jakąś pyszną sałatkę :)

Nie martwcie się, najprawdopodobniej jutro wyjeżdżam nakrótki wypoczynek, więc i Wy będziecie mogli odpocząć sobie ode mnie :)

27 komentarzy:

  1. Ta Twoja znajoma ma wiele wspólnego z pewnym Pakistańczykiem dla którego pracowałem na szczęście dodatkowo. Generalnie bardzo fajny gość ale punktualność nie należała do jego najmocniejszych stron. Tzn spóźnienie godzinne było w normie because he was very busy. A wysiłku fizycznego troszkę jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Na zdrowie wyjdzie i parę kalorii się straci( jakbyś mnie widziała przed wyjazdem do UK i teraz znałabyś przyczynę) a paznokcie odrosną.

    OdpowiedzUsuń
  2. a z sałatek polecam tą, co Ci wysłałem jest pierwszorzędna i szybka. Wszystkiego może 10 minut roboty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może i odrosną, ale...(ja zawsze muszę mieć jakieś "ale") Zaczynam się urlopować, chciałoby się fajnie wyglądać, a French manicure już nie wygląda tak fajnie na krótkich paznokciach! ;) Poza tym nie lubię krótkich, zawsze miałam długie i krótkie mi po prostu nie leżą ;)Co do pracy fizycznej, to chyba żadne dziecko nigdy nie pracowało tyle, co ja ;) Nie żebym była dzieckiem (no może tak troszeczkę) Mówię o przeszłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś na pewno ja przetestuję, bo uwielbiam wszelkie sałatki :) Tym razem jednak nie miałam zbyt wielu składników w lodówce, bo wyjeżdżam, więc nie mogłabym jej zrobić. Zabrakłoby mi paru składników. Zrobiłam sałatkę tuńczykową :) Swoją drogą, to po raz pierwszy jadłam ją właśnie u Mary (jej mąż przygotował), więc pozwoliłam sobie ją skopiować ;) Też prosta w wykonaniu: tuńczyk, makaron (najlepiej muszelki), seler, jabłko, cebula i majonez :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W każdym jest trochę z dziecka mniej lub więcej a krótsze paznokcie to jakby bezpieczniejsze bo... kocórek nie ma czym nie daj Bóg podrapać.

    OdpowiedzUsuń
  6. a sałatek z tuńczyka testowałem kilka rodzajów. Generalnie smakowo ciekawe do tego troszkę kucharka i przyprawy do sałatek(znalazłem takową gdzieś w markecie) i pyszności wychodzą. Jabłek zaś unikam może dlatego, że w mojej młodości w sadzie sporo lat przepracowałem a lekko nie było. Cóż uroki życia na wsi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehe, chyba nie całkiem ;) Mając dłuższe czuję się bezpieczniej ;) zawsze można ich użyć w obronie własnej ;) Lepsze niż gaz łzawiący ;) No i zawsze "pod ręką" ;) Choć w tym wypadku to określenie brzmi wyjątkowo dziwnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem jak Twój połówek ale ja generalnie za zbyt długimi paznokciami nie przepadam- krótsze to jednak i mniejsze ryzyko że ślady na ciele zostaną. Nijak się z tego wytłumaczyć. Głupio być drapniętym nawet przypadkiem a w bajkę że kot gdzieś spadł nikt nie uwierzy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam w klubie, kolego ;) Ja uwielbiam ryby, a już szczególnie łososia i tuńczyka, więc sałatka tuńczykowa należy do grupy tych moich ulubionych :) Jabłko zawsze możesz wyrzucić ;) W zasadzie to nie mogę gwarantować, że w oryginalnym przepisie było jabłko ;) Coś jednak kojarzę, że Mary wymieniła je podając składniki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha. No cóż ;) Jemu to nie robi różnicy ;) Choć jak się nad tym dłużej zastanowię, to raczej skłonna jestem powiedzieć, że on woli dłuższe niż krótsze ;) Zawsze można ich użyć do podrapania się po plecach ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja sie cheeeetnie podziele energia :o) mam jej w nadmiarze, czyli wszedlem w stan manii... znaczy sie rzeznicze :o) bedziesz miala sporo zaleglosci... A moze to tutejsze slonce tak mi dodaje energii? w kazdym badz razie jest super. Na wszystkich plaszczyznach.Pozdrawiam cieplo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przed prysznicem pozwolę sobie zajrzeć i popatrzeć, co tam ciekawego naskrobałeś ;) Eee, nie jest źle ;) Tylko dwa posty do przeczytania ;) Poradzę sobie z nimi bardzo szybko :)Pozdrawiam i zmykam ;) Bo przygotowania do wyjazdu, bo mycie włosów, bo narzeczony za niedługo zawita i takie tam ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aż polubiłam tą Mary!!! Fajnie ją opisałaś. I fajny domek mają, chyba jakiś mały pałacyk!? Idę sobie zrobić sałatkę, bo mi narobiłaś smaka!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja Ci chętnie odstąpię, bo mam jej mnóstwo, tylko na blogu będę dopiero w sierpniu. Ale energia nie zna czasu, więc zapraszam!!! :-))) A znam Cię od mojej Kochanej Paulinki :-))) Serdeczne pozdrowienia: firenze.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja uwielbiam Irlandczykow, pomimo tych ich wad, zalet maja mnostwo, a my tez mamy swoje wady przeciez! I zazdroszcze Ci czasu - masz czas na pisanie przemyslanych, dlugoch notek. Ja chce miec wiecej czasuuuu!

    OdpowiedzUsuń
  16. ~andziullawlck25 lipca 2008 13:14

    fajny blogasek zapraszam do mnie na www.mysza2.blog.onet.pl looknij plis i zostaw koma pozdro

    OdpowiedzUsuń
  17. Podziwiam cię, Taito! Ja bardzo nie lubię myć okien i czekam zazwyczaj z tą paskudną robotą na jakiś mój lepszy dzień :-) Szczerze mówiąc te 6 łazienek twojej znajomej nieco mnie przeraziło, a raczej myśl o konieczności sprzątania takiej ilości pomieszczeń + pokoje i salony, co najmniej raz w tygodniu. Brrr! ;-) Moja chatynka jest malutka, ale wszystkie znajome mi kobiety podsumowały jej rozmiar z niejaką zazdrością : "a jak mało do sprzątania!"Pozdrawiam rozleniwiona urlopem i słoneczkiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. dobro wraca ze zdwojona moca, nawet jesli zdzieramy w nim naskorki i paznokcie :-) milego wypoczynku!

    OdpowiedzUsuń
  19. Mary jest super! :) Prosta, skromna, sympatyczna i przyjazna kobieta - takich ludzi lubię :) A domek mają w istocie pałacykowy ;) Nie pogardziłabym nim ;) Ale cóż.. nie dla psa kiełbasa ;) Cóż to za sałatkę sobie zrobiłaś, Nikuś? Eksportuję do Ciebie mnóstwo ciepła, bo u mnie dziś upał ;) Może Ci się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam, witam serdecznie :) Tak się składa, że parę dni temu (zanim napisałaś komentarz) po raz pierwszy weszłam na Twojego bloga i troszkę sobie poczytałam ;) Jak znajdę więcej czasu, to z ciekawością poprzeglądam archiwum. Lubię wiedzieć z kim mam do czynienia ;)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. O Dio!! Mnie interesuje cena tego domeczku :)) i tak juz przeliczam ile by on kosztowal tutaj we Wloszech. Widzialam tutaj jeden duzy domek,do srodka jednak nie wchodzilam, bo cena mnie wystraszyla na dobre 1.200 000 euro!!!! ile to bedzie w zlotych..??? upss...moze lepiej nie przeliczac ;))milego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj, Pełnoletnia ;) Z tym czasem to jest tak, że raczej niezbyt dużo go mam. Lubię jednak moich czytelników, lubię dla nich pisać, to naprawdę sprawia mi przyjemność. Piszę, kiedy mam wenę, kiedy czuję taką potrzebę i właśnie to uważam za fajne. Blog jest dla mnie czymś więcej niż zwykłym pamiętnikiem, w którym opisuję moje wspomnienia i przemyślenia. Dzięki niemu poznałam naprawdę ciekawych ludzi. Blog służy mi także do komunikowania się z osobami, które naprawdę lubię, do których w jakiś sposób się przywiązałam. To takie moje okno na świat, na ludzi rozproszonych po różnych zakątkach świata. Gdyby nie blog, nie znałabym ich, nie wiedziałabym, jak wygląda ich życie...Znów się rozpisałam ;)Bardzo lubię irlandzki naród. Szczególnie starszych ludzi, mogłabym przegadać z nimi cały dzień. I ku rozpaczy niektórych osobników, uczciwie stwierdzę, że Irlandczycy są według mnie dużo sympatyczniejsi i bardziej otwarci niż Polacy. Ale to już inna bajka.Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Postaram się zajrzeć w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  24. Współczuję poszukiwań domku. Wiem, że to ciężkie i męczące zajęcie. A do tego te wygórowane ceny. Przesada. W Irlandii nie miałabyś niestety ułatwionego zadania. Tutejsze domy również są strasznie drogie. Ceny przyprawiają o zawrót głowy. No i standardowe sytuacje - cena często nie jest adekwatna do stanu posiadłości...Mam nadzieję, że wkrótce znajdziecie coś przytulnego, a przede wszystkim w rozsądnej cenie :)Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Hiszp/Anko, zgadzam się z Twoimi poglądami :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak słusznie zauważyły Twoje znajome - mały dom, mało sprzątania. Jak znam Mary, to dom będzie troszkę zabałaganiony. Część pokoi pewnie w ogóle nie będzie użytkowana, bo Mary ma tylko dwójkę dzieci. Jej dom ma wielką zaletę - posiada dużo przestrzeni i bardzo duży ogródek. Mój nie należy ani do kolosów ani do mikroskopijnych chatek, ale czasem z chęcią zamieniłabym go na coś większego. W salonie nie mam już miejsca na kolejny regał na książki, po dużych zakupach kuchnia wydaje się za mała ;) No i ogródek też bym poszerzyła, tak aby można było zasadzić w nim dużo kwiatów, zrobić patio, etc.. Najważniejsze to to, aby dobrze się czuć w swoim domu. A ja się w moim bardzo dobrze czuję :) Mam nadzieje, że Ty również :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Grunt to mieć taką pomoc, która daje z siebie wszystko :) W razie waszych remontów czy przeprowadzek na pewno będziecie mogli liczyć na pomoc Mary

    OdpowiedzUsuń