Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, czy faktycznie tak jest, ale irlandzka wiosna w tym roku wydaje się być trochę opóźniona w stosunku do swojej polskiej kuzynki. Zazwyczaj bywało tak, że dość wyraźnie odczuwało się ją już z nadejściem pierwszego dnia lutego, który jest tutaj dniem świętej Brygidy, patronki wyspy. Tymczasem patrzę na te Wasze polskie ogrody, wiosenne zdjęcia, i mam wrażenie, że jesteśmy tutaj trochę do tyłu.
W zasadzie to nie powinno mnie to zbytnio dziwić. Pogoda jest średnio wiosenna, temperatury tym bardziej. Ten mijający kwartał roku był niemal cały dość szary i mokry. Trochę też zimny - mamy przecież ostatnie dni marca, a ogrzewanie nadal w użyciu.
Taką porą jak teraz, kiedy piszę te słowa (a jest już późny wieczór), termometr pokazuje zaledwie dwa stopnie. Czasami o tej porze roku już nie korzystaliśmy z ogrzewania. Zastanawiam się, czy to taki zwiastun pozostałej części roku, czy może po mało imponującym początku nastąpi nieoczekiwane, czyli długie i słoneczne lato? Pożyjemy - zobaczymy. Wygląda jednak na to, że po raz kolejny sprawdziło się stare porzekadło: w marcu jak w garncu.
Dziś od samego rana odbieram przesyłki - swoje, a nawet dla sąsiadki. Wszystko byłoby cacy, tylko czy kurierzy i listonosz naprawdę muszą zawsze dzwonić do drzwi w najmniej odpowiednim momencie?
Dziś jednak wszystko im wybaczam, wszak wielką radość mi uczynili, dostarczając zamówione paczki. Parę dni temu nie wytrzymałam i - z myślą o nadchodzącym urlopie - zamówiłam sobie dwie książki z księgarni Eason. Dotarły i są piękne: nowiutkie, błyszczące i pachnące. Teraz siedzę i wącham je jak głupia - zachłannie wciągam ich zapach jak narkoman kolejną działkę. To nawet nie jest takie głupie i przesadzone porównanie, jak mogłoby się wydawać. Chyba naprawdę jestem uzależniona od czytania. Koniecznie chciałam je dostać przed weekendem, i na szczęście się udało. Bowiem moją ulubioną wizją weekendu jest dobra książka do czytania.
Ubolewam tylko nad nadchodzącą zmianą czasu. Co jak co, ale zmrok, książka i koc to trio idealne. Po tym jak czas zostanie przesunięty o godzinę do przodu, już nie będzie tak fajnie - będzie się ściemniało w okolicach 20:30! Nie jestem na to psychicznie gotowa ;)
W drugiej paczce też były fajne rzeczy, ale nie tak istotne jak przesyłka z księgarni. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że moja kuchnia jest niekompletna, bo brakuje w niej praski do czosnku (dawno temu się zepsuła) i szczypiec. Te ostatnie udało mi się nabyć w Dunnes Stores, w czasie zakupów spożywczych, praskę też mieli, ale nie przypadła mi do gustu, więc wyszukałam ją w Arnotts, gdzie już miałam na oku parę innych rzeczy. Pewnie już to mówiłam, ale się powtórzę - uwielbiam czosnek. Żaden wampir mi niestraszny!
A tymi innymi rzeczami były między innymi kubki Le Creuset. Nigdy nie byłam specjalną fanką tej marki, nie lubiłam imbryka, który mieliśmy w pracy, bo leżał w dłoni gorzej niż moje domowe, które były dwukrotnie tańsze, jednak z czasem zmieniłam zdanie. Stało się to mniej więcej niedługo po tym, jak nabyłam dla szefa zestaw kubków do espresso. Były urocze, każdy w innym kolorze, a co najważniejsze, dobrze się spisywały. Kiedy miałam je już przetestowane, zdecydowałam się na prywatny zakup dwóch kubków, ale o normalnej pojemności - 330 ml. Wybrałam niebieski i zielony, a parę dni temu skusiłam się na żółty i pomarańczowy.
Czy Wy też tak macie, że musicie mieć inny kubek do herbaty, inny do cappuccino, a jeszcze inny do czarnej kawy? Czy to tylko ja jestem taka stuknięta? Te z Le Creuset mają świetne kolory, a ja wierzę w koloroterapię :) Mówcie co chcecie, ale to naprawdę działa, a kawa pita z żółtego kubka podwójnie stymuluje!
Naczytawszy się złych rzeczy o plastiku, zaczęłam rozważać wymianę pojemników na lunch - krok pierwszy już poczyniony. Dziś otrzymałam pierwszy szklany pojemnik z bambusową pokrywką. Już nie będę musiała się martwić, że kurkuma (albo inne przyprawy o intensywnej barwie) zafarbuje plastik.
A tak wygląda mój plan na nadchodzące dni:
W zasadzie to już go częściowo wykonałam, bo "przed chwilą" skończyłam czytać "Cracking the Case" autorstwa emerytowanego nadinspektora (tak się chyba tłumaczy "chief superintendent"?) Christy'ego Mangana. Jakie to było rozczarowanie! Pewnie nie pamiętacie, ale kilka lat temu opisywałam tu inną książkę irlandzkiego policjanta, detektywa Pata Marry'ego, i byłam nią zachwycona. Lektura była przyjemnością, a kiedy podzieliłam się nią z moją wykładowczynią z forensic science, również przypadła jej do gustu, bo książka została wpisana przez nią na listę zalecanych lektur. Liczyłam więc na coś podobnego, ale srogo się zawiodłam.
Powiem tak. Podziwiam Christy'ego za jego nieograniczoną empatię w stosunku do winnych, za szacunek i zrozumienie, które zawsze wszystkim okazywał. Na pewno jest wspaniałym człowiekiem, w to nie wątpię. Doceniam wiele jego heroicznych wyczynów, ale książka niestety nie podobała mi się. Była mocno nierówna. Owszem, zdarzały się ciekawe rozdziały, a raczej fragmenty, ale były też te nudnawe, kiedy przewracałam oczami z nudów i nie mogłam się doczekać końca. Dałam jej naciągane trzy gwiazdki, ale tylko i wyłącznie z sympatii dla autora i jego poczynań. Niemniej, przywraca wiarę w dobrych "gliniarzy".
Za to "Ostatni taniec Chaplina" bardzo mi się spodobał. Przeczytałam kilka kartek i muszę powiedzieć, że zapowiada się super lektura!
I to chyba wszystko na dziś. Dom udekorowałam już tydzień temu, dziś umyłam okna w kuchni i posprzątałam dom, mogę więc oficjalnie się obijać!
Wesołego Alleluja!
Tak, w takim razie jesteście do tyłu. :P Ba końcówkę marca synoptycy zapowiedzieli w Polsce na 20 stopni. Dzisiaj legalnie mogę wyjść z domu, więc idę to poczuć. :D
OdpowiedzUsuńDlatego ja zawsze zamawiam do paczkomatu, bo też miałam problem z dzwonkiem w niewłaściwym momencie. Czasami naprawdę nie mogłam otworzyć.
Kocham wąchać książki!! Witaj w klubie!! Ja nie zacznę czytać, póki nie powącham i w czasie czytania też podwąchuję. ;D ;D
Gdzieś przeczytałam, że to wampiry wymyśliły, że czosnek je odstrasza, bo tak naprawdę lubią jak człowiek się czosnkiem doprawi. XD
Jak mam czarne i brązowe kubki do kawy, jeden biały pół litrowy, ale żadko używam, bo rzadko mam ochotę na taką ilość. ;D
Do herbaty mam kolorowe różne.
Mam szklany pojemnik na wałówkę, ale go nie lubię, bo jest ciężki. Plecak wyraźnie przybrał na wadze. I nadal używam plastikowych.
O farbowanie sie nie martwię, bo są ciemno-zielone jak szczaw w sosie.
główny nadinspektor*
Nie obchodzę katolickich świąt, życzę Ci więc pogodnego i cieplejszego weekendu. ;)
A dzień dobry, dzień dobry :) Zacznę od końca, bo wygląda na to, że Twoje życzenia spełniły się w ekspresowym tempie - dziś od rana TAKIE słońce, że chyba będę musiała założyć okulary przeciwsłoneczne (do chodzenia po domu!). Tak po prawdzie, to te dwa ostatnie dni (czwartek i piątek) były dość słoneczne, w czwartek niemal wysuszyłam pranie w ogródku, ale w piątek już się nie odważyłam rozwieszać go, bo zapowiadali "burzę" :) Mam jednak wrażenie, że przez dużą ilość deszczu, a małą słońca roślinność jest opóźniona w rozwoju. Jeden tulipan mi dopiero zakwitł, reszta śpi. Za to na polskich blogach prawdziwy przekrój botaniczny - wszystko pięknie kwitnie. Z reguły było odwrotnie: w Irlandii wiosna już hulała, a Polska była jeszcze pod śniegową pierzyną ;)
UsuńRozbawiłaś mnie tym paczkomatem ;) My to chyba ich w ogóle nie mamy :)) Nie narzekam jednak na kurierów - z jednym już jestem za pan brat, zostawia mi przesyłki do sąsiadki, jak jej nie ma w domu, a listonosz też niczego sobie, jak nie otwieram od razu, to zostawia na wycieraczce albo pod :) Już nie pamiętam, kiedy dostałam jakieś awizo.
Uśmiałam się z wampirów - ależ to naprawdę ma sens! Z czosnkiem wszystko smakuje znacznie lepiej, człowiek pewnie też ;)
O tak - podoba mi się ten szklany pojemnik, ale masz rację, jego waga jest słuszna :) Kupiłam go jednak dla Połówka, nie dla siebie, więc nie martwię się, że sobie z nim nie poradzi. No i on na rowerze nie jeździ (musiałby pokonać grubo ponad dwieście kilometrów w ciągu jednego dnia, taki dystans jest dobry dla Armstronga, ale nie dla zwykłego śmiertelnika) ;)
Chyba masz rację, dzięki :) Nie dość, że niepochlebnie wyraziłam się o książce, to jeszcze niechcący umniejszyłam biednemu Christy'emu! Ups!
Ale wszystkiego dobrego można zawsze wszystkim życzyć :) Dużo zdrowia dla Ciebie, szerokich dróg, powodzenia z książką i jak najmniej uciążliwej pracy :)
Pamiętam, że kiedy jeszcze w Szwajcarii mieszkałam, w Polsce była zima, a ja robiłam pierwsze zdjęcia kwiatów. Tam wszystko było najpierw. Zima też pierwsza przychodziła tam, więc miałam takie miłe wrażenie, że te przemiany w przyrodzie szybciej mnie zawsze cieszą.
UsuńW Szwajcarii paczki pan zostawiał na wycieraczce. Obojętnie co to było. Tam nikt nie kradł, wiesz, rowerów nawet się nie zapinało.
No i właśnie, jak samochodem dojeżdżam do pracy, to obojętne w co zapakuję jedzenie, ale jak rowerem, to waga ma olbrzymie znaczenie. Co prawda tylko niecałe pół godzinki jadę, ale jednak im mniej tym lepiej.
Wiesz co w pracy wnerwia najbardziej? Tylko i wyłącznie ludzie. Ale w tej branży bez ludzi pracować się nie da. ;)
Czyli podobnie jak tutaj - wiosna przychodziła wcześniej, mieliśmy więcej światła, bo zmrok zapadał później (latem to w ogóle dopiero przed 23:00), a w tym roku jakoś na opak z tą wiosną. Jakaś taka anemiczna, żadne z drzew w moim sąsiedztwie jeszcze nie kwitnie (poza magnolią sąsiadów).
UsuńTeż mi się nigdy nie zdarzyło, żeby ktoś coś ukradł spod drzwi, przestępczość jednak jest w kraju, jak wszędzie zresztą.
Czemu mnie to nie dziwi? :)
Skoro mieliście około dwóch stopni, to rzeczywiście u nas w Polsce było cieplej, choć mnie się wydawało, że wiosna już nie nadejdzie, bo jakieś marne 8 stopni - to szału nie ma. Dopiero dziś po raz pierwszy ściągnęłam czapkę (ale jako pani w słusznym wieku moje odczucie ciepła czy zimna zaczyna się zmieniać, a jeszcze niedawno nabijałam się z mamy, że jej ciągle zimno.
OdpowiedzUsuńW każdym razie dziś było bardzo przyjemnie i czuć było wiosnę w powietrzu.
Czytać lubię, zapach farby też.
Kubków używam wyłącznie do herbaty, najczęściej szklanych. Do kawy wolę filiżanki. Do tej pory używałam takiej otrzymanej od siostry z Vilaroy &Bosh (z pięknym motywem owocowym. Używałam jej na okrągło do kawy z mlekiem, lub raczej mleka z kawą. Jak dostałam rok temu na urodziny angielską porcelanową filiżankę z motywem kwiatków - to używam tylko jej. Częstuję kawą w tych filiżankach (mam dwie) jedynie wybranych gości.
Czosnek obiecuję sobie miksturę z czosnku prozdrowotnie i jakoś ciągle zapominam ją zrobić.
Szklane pojemniki na pewno zdrowsze i bardziej ekologiczne. Do pracy już nie chodzę, więc nie muszę ich nosić, ale prawda jest taka, że jakbym miała dźwigać to szkło to i tak wygra plastik. Ale popieram, jak najbardziej.
Zdrowych wesołych Świąt, jeśli obchodzisz, weekendu jeśli nie.
Pozdrawiam
Temperatura może nie rozpieszcza, ale ostatni trzy dni (wliczając w to ten dzisiejszy) mieliśmy intensywne słońce, więc to już coś :) Niemniej, w tym roku Irlandia zdecydowanie odpadła z wiosennego wyścigu. Od rodziny z Polski wiem, że nawet 22 stopnie mieli! Tylko czy to normalne o tej porze roku? Świat staje na głowie!
UsuńCzytanie to jedna z tych niesamowicie przyjemnych czynności, a co najważniejsze - darmowa, bo przecież można udać się do biblioteki :)
Znam Villeroy&Boch, to porządna firma, więc filiżanka musiała być dobrej jakości. Też mi się zdarza zdradzać jeden kubek na rzecz innego, w końcu kobieta zmienną jest :) Mam filiżanki, nawet o dwóch pojemnościach, ale to bardziej "wyjściowa" zastawa, korzystam z niej, kiedy mam gości na herbatkę.
Po prostu zacznij, później wejdzie Ci to w nawyk. Ja akurat czosnek dodaję najczęściej do potraw, za to od jakiegoś czasu codziennie piję miksturę z imbiru i cytryny. Już na stałe weszła do mojej codzienności.
Całkowicie go niestety nie wyeliminujemy, mam wrażenie, że samym producentom na tym nie zależy, bo niektóre produkty mają aż nadto tego plastiku. Mierzi mnie to strasznie.
Oczywiście, że obchodzę, święta są takie fajne, czemu miałabym się pozbawiać tej przyjemności? Zostałam wychowana w takiej tradycji i mam zamiar się tego trzymać :) Dziękuję za życzenia, i przesyłam Ci serdeczności :)
Już widzę, że coraz więcej mamy wspólnych cech.
OdpowiedzUsuńTeż wącham książki... mało tego, robię to z rozkoszą. Uwielbiam ten zapach.
A więc książki kupuję nie tylko do czytania, ale także do wąchania :)
Też uwielbiam czosnek i często zdarza mi się przesadzić z jego serwowaniem :)
Ale to nic, jak coś lubię, to nie mam hamulców...
I też mam kilka kubków... inny do herbaty, inny do kawy.
Raz dziennie piję kawę rozpuszczalną, też w innym kubku :)
Aż mi się ciepło i milutko zrobiło od tych podobieństw...
Buziaki.
Jasne, że mamy - swój do swojego ciągnie :) Nie czytam blogów, które mi nie odpowiadają, i których autorów nie lubię.
UsuńKsiążki mają cudowny zapach, i choćby dlatego nie zamienię ich na żaden czytnik. Wiesz, ktoś mógłby sobie pomyśleć: "ona jest molem książkowym, kupię jej czytnik e-booków, na pewno się ucieszy". Dla mnie tymczasem byłby to jeden z najgorszych prezentów. To już nie byłoby to samo co tradycyjna książka, jestem pewna, że taki czytnik zabiłby całą przyjemność, jaką dają mi papierowe lektury :) Te, które pokazałam we wpisie są przepiękne - błyszczące, i mają dobrej jakości papier, no i pachną zniewalająco :))
Czosnek to naturalne remedium, nie żałujmy sobie ;) Choć muszę przyznać, że staram się go nie nadużywać, kiedy wiem, że będę wśród ludzi :) Kiedyś - będąc przeziębioną - zjadłam całą główkę, a niedługo później zapakowałam się do auta. Połówek dołączył do mnie parę minut później i stwierdził, że zasmrodziłam cały samochód ;) Zionęło ode mnie czosnkiem jak od smoka wawelskiego ogniem :)
Muszę sobie dać na wstrzymanie z tymi kubkami, bo już mi się w szafkach kuchennych nie mieszczą ;) Cieszę się, że mamy tyle podobieństw, Iwonko :)
Serdecznie dziękuję za Twój sympatyczny komentarz i życzę Ci pięknej Wielkanocy :)
Witaj!
OdpowiedzUsuńU mnie temperatury w tym i nadchodzącym tygodniu wahają się w dzień od 5-15°C. Dopiero po 7 kwietnia wzrosną do 20°.
Jak się uzależnić, to najlepiej od pozytywnych nawyków, a czytanie do takich właśnie należy. 👍
Lubię latarnie morskie, nie czytam kryminałów, ale lubię zagadki.
Zaciekawiły mnie Twoje nowe kubki. Znam firmę. Nawet mam jedną patelnię, ale niestety jest ciężka. Kubków za to nigdy dość, zwłaszcza ślicznych.
Życzę pięknej pogody, wiosennej atmosfery i wielu miłych spotkań.
Temperatury podobne do naszych (oczywiście nie to 20 stopni) :)
UsuńZgadzam się - czytanie dało mi bardzo dużo, nadal daje, dlatego nie wyobrażam sobie świata bez książek! Może nie być alkoholu, papierosów, narkotyków, ale książki MUSZĄ być! :)) Najzdrowsze i najfajniejsze uzależnienie ever :)
faktycznie Wasza wiosna opóźniona bo nasza po długim okresie deszczów ma się całkiem nieźle. Wszystko pięknie rozkwita. Teraz jest ten super czas pięknych kwiatów na drzewkach owocowych, magnolie się rozbijają i jest już sporo zieleni na drzewach.
OdpowiedzUsuńŁadny wazoniko-stroiczek :) ja się skusiłam na silikonowe tulipany ale jeszcze nie dotarły zobaczę czy będą faktycznie mocno przypominały żywe.
Ja nawet zimą chyba raz czy dwa odkręciłam kaloryfer. Jednak mieszkanie w bloku ma swoje plusy. A wiosnę teraz mamy rekordową pewnie już wiesz, że mamy w te święta ponad 20 stopni ciepła. Wczoraj i przedwczoraj dosłownie było upalnie :) ekstra
Ja mam dwie rozgrzebane książki. Jeszcze nie dokończyłam tej o dopasowaniu pracy zawodowej i jestem w połowie kolejnej o rodzinnych traumach. Nawet ją musiałam przedłużyć w biblio bo już mnie gonili do zwrotu.
Ściemnia Ci się o 20:30 ????????????????????? rany a u nas po 18:00 no nieeeee tego zawsze zazdroszczę innym. Nawet tym u nas nad morzem bo tam słońce zachodzi później niż na południu :(
Praskę do czosnku mam z IKEA i jestem z niej bardzo zadowolona.
Bardzo ładne energetyczne kubeczki ale 330 ml sporo dla mnie za duże preferuję na herbatę ok. 250 ml a na kawę filiżanki 150 ml. I oczywiście, że z kawowych filiżanek nie piję herbaty ani odwrotnie ;) oczywista oczywistość.
Też mam sporo pojemników z plastiku a tylko jeden szklany. Ale najgorzej te pojemniki podgrzewać w mikrofali więc nie wyrzucam tylko w nich np. przechowuje w lodówce albo mrożę a podgrzewać staramy się w szklanych. Choć ja nie bo w domu mikrofali nie mam a do pracy nie chodzę.
My mamy teraz fazę na teflon. Cały komplet garnków z których jestem bardzo zadowolona mamy z taką powłoką i 2 patelnie a ostatnio Łukasz słuchał audycji w radio, że nawet jak nie jest zarysowana to powyżej jakiejś tam temp. ten teflon i tak przechodzi do jedzenia. I trujemy się od lat i ponoć ma iść do wycofania ta powłoka. No cóż ...
Świetny zając ale chyba kusiłoby mnie dorobić mu pyszczek :D
Spokojnych Świąt z lekturą (bo jeszcze trwają) a ja zaraz jadę do teściów :)
Tak, tak, doniesiono mi o tych wysokich temperaturach! Ja tymczasem ściągnęłam pościel z linki w ogrodzie, bo zdaje się, deszcz nadchodzi.
Usuń"Rozgrzebane książki" - bardzo fajnie to nazwałaś :) Ja takich rozgrzebanych mam sporo, i czytam w zależności od ochoty. W tym także tę polecaną przez Ciebie - czytasz ją od deski do deski, czy tylko rozdziały, które Cię osobiście dotyczą? Ta o rodzinnych traumach brzmi interesująco. I co ona u Ciebie robi? Myślałam, że nie lubisz książek tego typu.
Tak, szarówka od około 20:20/20:30. Latem zawsze mamy bardzo długie dni - dopiero przed jedenastą w nocy robi się ciemno. Dla jednych fajnie, dla innych nie.
IKEA jest w Dublinie, aż tak daleko nie chce mi się jechać po praskę :)
Nawet Was okłamałam, bo zdaje się, że mają 350 ml (tak jest w opisie na stronie), a nie 330. Ja akurat lubię takie duże do herbaty, bo sporo jej piję.
Z tego co widzę po komentarzach, to chyba większość, jak nie wszyscy, ma swoje kubkowe fanaberie :) Miło wiedzieć, że jest nas więcej :)
Z moimi umiejętnościami artystycznymi to tylko zrobiłabym mu krzywdę, dlatego zostawię go takiego, jakiego stworzyła go natura ;) A raczej fabryka :)
znaczy masz swoich szpiegów :D
UsuńNo tak właśnie są rozgrzebane. Jedna 3/4 druga do połowy a trzecia chyba w 1/3.
Tą o pracy mam prawie skończoną utknęłam na ostatnich rozdziałach gdzie trzeba już konkretnie własny przypadek przemyśleć. A czytałam połowę od deski do deski a potem już tylko te 4 bodajże bloki które mnie dotyczyły (ten który mi się dopasował) i podobne 3 bo sprawdzałam czy jednak na pewno dobrze sobie dobrałam i okazało się, że tak. Pozostałych (przykładowo w moim przypadku tych introwertycznych w ogóle nie czytałam bo po co).
Rodzinne traumy mnie zainteresowały z opowiadania nie-teściowej. Ona to czytała i w sumie dało mi do myślenia bo mam takie swoje lęki od dziecka nie wiadomo skąd i nie umiem się ich pozbyć i ta książka pokazuje, że one mogą być przekazane genetycznie. Bardzo interesujące to jest i w sumie muszę przyznać, że prawdziwe.
O jaaaaa a u mnie 19:30 i już mam ciemno buuuuuu
No nie każę jechać ale tylko zagaiłam, że ja mam taką i jestem zadowolona. Bo można trafić kiepską.
Ja mam bardziej filiżankowe do kawy kubki mi obojętne :)
Eeeee tam, masz talenty masz. A leniwiec w święta powędrował do kolekcji zwierzaków mojej siostrzenicy bo stwierdziła, że nie ma :)
Ja właśnie skończyłam dwie, jedną wczoraj, dziś drugą, ale nie próżnuję - w kolejce do ukończenia "Ostatni taniec Chaplina", który pokazałam Wam na zdjęciu. Całkiem niespodziewanie wyprzedziły ją dwie inne lektury.
UsuńTeraz to mnie zaskoczyłaś tymi lękami - miałam Cię za nieustraszoną :) Psychologiczne lektury często otwierają oczy i pomagają zrozumieć wiele zjawisk, a także uporać się z nimi.
nie ma ludzi nie ustraszonych. Ty się nigdy niczego nie bałaś ? gwałtu, wojny, biedy, głodu ? bezrobocia ? różne strachy w ludziach siedzą od dzieciństwa :) czasem warto zgłębić skąd się wzięły.
UsuńNo jasne, że tak! "Worrier" to moje drugie imię ;) Jak by to brzmiało po polsku, hmm? "Zamartwiacz"? ;) Myślę, że każdy z nas ma swoje - większe bądź mniejsze - niepokoje, ale nie każdy je ujawnia, by nie okazywać słabości. Niepokoje i lęki to jednak nie są jednak do końca tożsame z traumami, bo te ostatnie mają korzenie w przeszłości, a te pierwsze często umiejscowione są w teraźniejszości i przyszłości.
UsuńA ja wczoraj wreszcie zrobiłam postęp w polecanej przez Ciebie książce, i przedarłam się przez te typy osobowości (skrótowce), które początkowo wydały mi się mocno zagmatwane, i które na dość długo mnie przyblokowały. Poczytałam objaśnienia i nieco rozjaśniło mi się w głowie.
okazuje się z mojej książki, że niektóre mogą być w ogóle cudze nie nasze własne ;)
UsuńNieee no bez objaśnień to to jest chińszczyzna :) ja i tak wracałam do tego kilka razy. A dziś lecę do bibilioteki po aktualną wersję zobaczyć jakie zawody mi dopisali :)
Zacznę więc odpoczątku. W mojej północno-wschodniej Anglii był jak narazie 1 (słownie JEDEN) wiosenny dzień. Chce mi się płakać jak patrzę na prognozę pogody. Dwa tygodnie temu weszłam w posiadanie drogą kupna farby do płotu. I ona nadal stoi w szopie nieotworzona.
OdpowiedzUsuńPraskę do czosnku zaimałam mojej eks teściowej jakieś 20 lat temu i ta praska przyjechała ze mną do UK. Stara jest, ale żadne Ikeowe nie dorastają jej do pięt ;) . Swoją drogą, ciekawe czy ex teściowa sie kiedykolwiek skapnęła, że jeszcze jak mieskzałam w PL w mojej kuchni była jej praska.
Zaintrygowały mnie te książki o latarniach. Daj znać co sądzisz po przeczytaniu i czy są przydatne w planowaniu latarnianych przygód.
Kubki temat rzeka jak dla mnie. Mam swoje specjalne i one są mniejsze od tych 330 ml, ale jednak większe od typowyh filiżanek. Ja swój kubek zabieram m.in. idąc do swojej fryzjerki i nie dlatego, ze się brzydzę pić z jej kubków. Nie...ja poprostu lubię ten jeden rozmiar ;) .
Uściski z deszczowej Anglii.
Kochana Moja, mogę tutaj wspomnieć, że najbardziej lubisz pić herbatę w kubku do grzanego wina? Czy nie mogę?🙂❤️
UsuńTo chyba powinnam czuć się szczęściarą, bo u mnie tego słońca jest ostatnio więcej, już parę razy suszyłam pranie w ogródku, i niemal całkowicie wyschło :)
UsuńNie wiem, jak Twój, ale mój płot niszczy się w zatrważającym tempie, malowałam go chyba dwa lata temu, w tym roku też nie zaszkodziłoby go odświeżyć, ale powiem Ci szczerze, że już nie chce mi się w to bawić... Mam nadzieję, że wybrałaś jakiś fajny kolorek :))
Stare sprzęty są czasami najlepsze!
Co do Twojego pytania, to tak - na pewno są pomocne, zwłaszcza "The British Lighthouse Trail". To takie kompendium zawierające spis niemal wszystkich latarni w UK (w tym także na Wyspie Man i w Irlandii Północnej). Zdjęcia, dostęp, rok budowy... Nie ma w niej jednak żadnej historii, ani nawet ciekawostek, co uważam za spory mankament. Ma jednak mapy wszystkich regionów z umieszczonymi na nich latarniami, i to jest bardzo przydatne. Zabiorę ją ze sobą na urlop. "Scottish Lighthouse Pioneers" natomiast zawiera więcej informacji, ale poświęcona jest tylko latarniom na Szetlandach i Orkadach, a tam raczej już nie dotrę :(
Your observations about the delayed Irish spring compared to its Polish counterpart resonate with the unpredictable nature of weather patterns. It's fascinating how geographical locations can experience varying seasonal transitions. Your musings about the changing temperatures and your anticipation for a potentially sunny summer capture the essence of spring's uncertainty.
OdpowiedzUsuńReceiving parcels, especially ones containing anticipated items like books and kitchen essentials, brings a sense of joy and excitement. Your delight in the arrival of new books from the Eason bookstore and the anticipation of cozy weekends spent reading is palpable. The importance you place on having the right tools for your kitchen, like the garlic press and Le Creuset mugs, highlights your attention to detail and appreciation for quality.
As for your book reviews, it's disappointing when a highly anticipated read falls short of expectations, as with "Cracking the Case." However, it's heartening to hear that "Chaplin's Last Dance" has piqued your interest and promises to be an engaging read.
Overall, your narrative paints a vivid picture of your daily life, filled with small moments of joy, contemplation, and anticipation for the season ahead.
Read my new blog post: https://www.melodyjacob.com/
A big thank you, Melody, for taking the time to read and comment on my entry :)
UsuńChyba rzeczywiście w Polsce wiosna zawitała szybciej, my już od ponad tygodnia nie grzejemy i jest przyjemnie w mieszkaniu. Ach ten zapach książek, ja też mogę je wąchać jak głupia! Co zabawne, kiedyś marzyłam o perfumach o tym zapachu lub zapachu powietrza po deszczu! Kolejny przecudny zapach! Co do kubków, ja póki co mam swój idealny pomarańczowy kubek do kawy, myślę że z innymi napojami to kwestia czasu i przeprowadzki na swoje. :D Przepiękne ozdoby wielkanocne! Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńW tym roku zdecydowanie wcześniej Was odwiedziła, bo my nie możemy dobić do 15 stopni, a Wy już mieliście ponad 20!
UsuńRozbawiłaś mnie perfumami o zapachu książek :)) Może praca w jakiejś starej bibliotece lub archiwum sprawiłaby, że byś nimi przesiąkła? ;)
To jest plan! :D
UsuńEj no, wąchanie książek jest zupełnie normalne, nienormalni są Ci, którzy tego nie robią. Jak przychodzi do mnie książkowa paczka to każda książka jest na początek przegłaskana i przewąchana. Podczas czytania też wącham regularnie, nie powstrzymuje mnie nawet to, że jadę pociągiem. Kiedyś nawet miałam taką fajną przygodę, którą pozwól że opowiem jako anegdotę. Wracam z pracy, siadam w pociągu, wyciągam książkę, wącham i zabieram się do czytania. Nagle słyszę miły głos jak się okazało pana siedzącego po drugiej stronie: otóż to, czytnik może i jest wygodny ale zapach książek to jeden z najpiękniejszych zapachów świata 🙂. Trudno się z tym panem nie zgodzić.
OdpowiedzUsuńNa temat kubków mogłabym długo, uwielbiam je kupować i w tym temacie jestem wybredna, chociaż może nie aż tak jak mi się wydaje skoro już mi się w szafkach nie mieszczą. Oczywiście mam swoje ulubione, specjalne do kawy i herbaty, z tych herbacianych kawy w życiu nie wypiję, i na odwrót.
Pocieszę Cię, że u mnie pada niemal bez przerwy od dwóch dni i ma tak być aż do piątku...
O czosnku zapomniałam a też uwielbiam!
UsuńO tak - głaskanie i wąchanie to obowiązkowe czynności :)) No i koniecznie trzeba jeszcze trzymać te książki gdzieś na widoku, aby cieszyły serce za każdym razem, kiedy spocznie na nich wzrok :)
UsuńOtóż to - nie twierdzę, że czytnik nie ma swoich zalet, ale jednak nigdy nie zastąpi mi książki. Na szczęście do tej pory nikt nigdy nie wpadł na pomysł, by mi go sprezentować.
Ja dostałam czytnik w pracy chyba trzy lata temu i przeczytałam na nim dwie książki. Za każdym razem kiedy przychodzi paczka z książkami i np. wiem, że odebrała ją sąsiadka, jestem taka szczęśliwa, że czasem się zastanawiam czy to normalne 😃. Wracam do domu unosząc się nad ziemią.
OdpowiedzUsuńWcale mnie to nie dziwi, wiesz? Ja mam w domu tablet, na którym mogę czytać e-booki, i... w życiu! Nawet go nie dotykam. Nieporęczny, ciężki, i zero przyjemności z czytania książki!
UsuńNormalne, normalne, nie martw się, jesteś rozgrzeszona, idź i postępuj tak samo :)) Ja to w ogóle wyniosłam to na wyższy poziom, bo jak dostaję książkową przesyłkę, albo jakiś fajny list, to nie otwieram od razu, tylko zostawiam sobie na potem, na IDEALNY moment :) Tak jakby otwarcie od razu było jakimś paskudnym bezeceństwem, haha :)) Nie, MUSI być specjalny rytuał :)
Tablet?! Do czytania książek? Ja mam w salonie monitor zamiast telewizora i też na nim mogę czytać e-booki. Zgadujcie do dwóch razy ile książek na nim przeczytałem? Ze względów praktycznych, po tym gdy moja lepsza połowa doszła do wniosku, że MOICH książek to nikt w domu czytał nie będzie i należy im znaleźć nowy dom, przesiadłem się na Kindle'a i jedynie zapachu i szelestu kartek mi brakuje. Ale nie aż tak bardzo. Starszy syn na Boże Narodzenie sprezentował mi pierwszy tom pewnego cyklu w formie klasycznej, a teraz jestem na 16% przedostatniego, dziewiątego tomu na czytniku. Bo mogę czytać Kindle'a wieczorem przy kominku i nie mam problemu z czytaniem w poczekalni NCT Centre czy czekając na autobus lub samolot. :)
UsuńNo tak :) Tablet bardzo przypomina czytnik, nie widzę dużej różnicy między nimi ;) Ale jak wspominałam - nie lubię ani jednego, ani drugiego. Korzystanie z tych gadżetów nie daje mi żadnej satysfakcji, zabija dla mnie cały urok czytania. Może dlatego, że elektronika kojarzy mi się głównie z pracą i nauką. Po książkę sięgam zaś w ramach odpoczynku i relaksu.
UsuńOj u nas jest istne szaleństwo temperaturowe. W święta było 21 stopni! Dawno już nie było tak ciepłej Wielkanocy. Dziś i wczoraj z kolei na dworzu mamy 27 stopni. Ciepło jest od wczesnego rana do wieczora. Nie jest to na pewno normalna sytuacja, chociaż cieszy niezmiernie. Dziś za oknem zauważyłam, że rozkwitają bzy! Natura szaleje! Udane zakupy zrobiłaś. Miłej lektury! :)
OdpowiedzUsuńByłam zszokowana, kiedy parę dni temu prognoza pogody pokazała mi 27 stopni dla Warszawy! Ja wiem, że takie temperatury mogą cieszyć wiele osób, ale to też trochę martwi, bo normalne raczej nie jest. U nas tymczasem jesień pełną gębą ;)
UsuńDzisiaj mieliśmy kolejny "wiosenny" dzień. Było śliczne słoneczko, był deszczyk, był zefirek urywający głowę i nawet gradem sypnęło... Tfu!!! Na psa urok z taką pogodą. Za kilkanaście dni zaczyna się irlandzkie lato, a od ubiegłego września nie było ani jednego bezdeszczowego tygodnia. Głowy nie dam, ale stówkę postawiłbym w zakład, że nie było w naszej okolicy czterech suchych dni z rzędu od początku roku. Jeśli taka pogoda potrwa jeszcze miesiąc to albo zacznę jeździć w deszczu albo znajdę sobie psychoterapeutę. Jak długo mieszkam na tej wyspie, to TAKIEJ pogody utrzymującej się tyle miesięcy nie pamiętam. I chyba nie mogę zrzucić winy na wiek i sklerozę. ;)
OdpowiedzUsuńTak! Ten grad był naprawdę brutalny! Aż poszłam do okna, aby lepiej przyjrzeć się temu arcyciekawemu zjawisku :) Na szczęście nie trwało to zbyt długo.
UsuńU mnie chyba tak źle nie było, zdarzały się słoneczne i suche dni, ale widzę duży spadek temperatur - wiosna jest naprawdę zimna. Mało kiedy korzystałam z ogrzewania w połowie kwietnia! Kilka lat temu mieliśmy w kwietniu 26 stopni, albo nawet więcej.
Może powinieneś wyskoczyć do jakiegoś ciepłego kraju wygrzać kości? :)
Dziękuję za komentarz - wiem, że sporo Cię to kosztowało ;)