czwartek, 6 grudnia 2007

Babysitting, czyli praca i przyjemność w jednym

Dziś, w ramach podenerwowania Was, muszę się pochwalić, że piękne czasy dalej trwają, a ja sobie siedzę w domku ;) Trzeci (i niestety ostatni) dzień wolnego właśnie nastał, a ja skwapliwie korzystam z jego uroków. Śpię do oporu, czytam do oporu i relaksuję się do oporu :) Jak już jestem znużona tymi czynnościami, to zabieram się za „męczenie” ukochanego, które objawia się szerokim repertuarem z mojej strony ;) Zawsze to jakaś rozrywka. A on przy tym tak fajnie się denerwuje ;)  Nie ma się więc co dziwić, że Mikołaj nie chce mnie odwiedzić ;) Pewnie ukochany napisał do niego list pełen żalu, zaznaczył, że jego połówka była upierdliwa i oto efekt: zero prezentów ;) A Mikołaj, sprytna sztuka, nie uwierzył w mój żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. Choć podejrzewam, że w tym wypadku zadziałała męska solidarność ;)

W ramach rozrywki, udaję się dziś do mojej znajomej Irlandki. Nie, nie będę robić za tego siwego staruszka ;) Udaję się tam na babysitting. Mary wyjeżdża z mężem na jakieś party i koniecznie potrzebują kogoś, kto by zajął się ich córkami: Caoimhe (2,5 roku) i Eimear (10 miesięcy) (cóż za urocze imiona, nie? :) A że lubię Mary ogromnie, to nie mogłam jej odmówić. Co się tyczy samego zajęcia, to babysitting, generalnie jest bardzo przyjemną i łatwą formą zarobienia kasy. Polega on głównie na tym, że człowiek siedzi w cudzym domu, dzieci śpią, on sobie ogląda telewizję i jeszcze mu za to płacą ;) I to całkiem dobrze :) Jako że, mieszkańcy Zielonej Wyspy są dość towarzyskim narodem, zdarza się im wypadać na wszelkiego typu imprezki. A że są nie tylko towarzyskimi, ale także dzieciatymi ludźmi, to zwykle potrzebują kogoś, kto by robił za stróża wtedy, kiedy oni będą się bawić. Więc jadę. To będzie mój najdłuższy babysitting, bo aż dziewięciogodzinny (od  17:00- 2:00 nad ranem ;) Żeby nie zasnąć i nie zanudzić się, zaopatrzę się w książki Paulo Coelho :) Rozrywka gwarantowana :) Mam tylko nadzieję, że nie zasnę. Jak kawa i książki nie pomogą, to chyba wezmę się za sprzątanie domu ;)     Najdziwniejsze jest to, że oni z reguły nie chcą, by w tym czasie wykonywać jakieś czynności domowe, typu sprzątanie. To ma być relaks i już!:) Na moje pytanie: „Czy chciałabyś, abym coś zrobiła?” zawsze słyszę „Nie, oglądaj TV, to wszystko” :)

W moim irlandzkiej historii zdarzyło mi się pary razy mieć taką fuchę i wspominam to bardzo przyjemnie. Co ciekawe rodzice dzieci, często godzą się na to, by babysitterka przyszła na przykład z drugą osobą. Krótko mówiąc: dbają o to, by ten czas, upłynął jej miło. Na mój pierwszy w życiu babysitting poszłam z moim ukochanym. Szczęka mi opadła, kiedy okazało się, że w domu matka dzieci, Deirdre (po irlandzku „smutna” – faktycznie zawsze ta kobieta taka była ;) ugościła nas polskim piwem, zachęcała, by coś zjeść, oglądać TV i w ogóle czuć się, jak u siebie w domu.  To było zaraz po moim przyjeździe do Irlandii i powiem szczerze, że wywarło to na mnie wrażenie! Dzieci oczywiście w tym czasie spały, a po zakończeniu babysittingu dostałam kasę i jeszcze zapłaciła nam za taksówkę :)

Kolejna taka fucha trafiła mi się u innej znajomej, Sarah. Też pojechałam z moją drugą połówką. Przy okazji okazało się, że obydwoje już dawno się znają, bo Sarah, często odwiedza firmę, w której pracuje mój ukochany  :) Jaki ten świat mały :) Tu ponownie zostaliśmy ugoszczeni, co najmniej jak ważne osobistości, dostaliśmy pilota do ręki i mieliśmy za zadanie miło spędzić czas. W międzyczasie dostałam od niej smsa, że mamy się poczęstować ciastem, które jest w lodówce. Sofia, córka Sarah i Antoona, oczywiście już dawno spała w łóżku i czasem tylko wydawała rozkoszne pomruki. Pewno śniło się jej coś fajnego :) A tak na marginesie.. To ich dziecko jest tak urocze i mądre (ma 17 miesięcy), że nawet ja uległam jej czarowi i doszłam do wniosku, że na takie dziecko, to nawet ja bym się skusiła ;)

Jak sami widzicie- babysitting to naprawdę fajne zajęcie. Nigdy nie odmawiam, kiedy ktoś mnie o to prosi :) A uprzejmość tego gościnnego narodu ciągle mnie oczarowuje… I tak już od półtora roku…

16 komentarzy:

  1. ja sama sie rozmarzylam jak to przeczytalam..jakie przyjemne zajecie. Chocbym pracowala nie wiadomo ile w ciagu dnia to na cos takiego sama bym sie skusila z uwagi sczzegolnie na to, ze wlasnie oni sa tacy sympatyczni i dyspozycyjni. I kto mowi, ze Irlandczycy sa niemili? u nas to poewnei byloby nie dotykaj tego i tamtego, albo czy przypadkiem nei zajrzala do lodowki. Swietna sprawa. tak wiec zycze Ci Taita milego wieczoru i nie zasnij tylko nad ksiazka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. aga.stankiewicz@onet.eu6 grudnia 2007 17:17

    Taka praca to sama przyjemność. Żeby tak chciało być w Polsce, to by było coś.... Takiej lekkiej i przyjemnej pracy życzę Ci częściej :) Udanego dnia Świętego Mikołaja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. promyczek83@op.pl6 grudnia 2007 20:18

    Naprawdę miło i sympatycznie...a dzieci nie dają w kość???Opieka nad moim Chrześniakiem by wykończyła hehe ciągle wymyśla coś nowego i chodzi spać o 24:00 hihihi a ma dwa latka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że w Polsce nie ma takiego zajęcia. Podobałaby mi się od czasu do czasu taka praca :)))Buziaki Taitko i miłego dnia jutro :))).

    OdpowiedzUsuń
  5. praca idealna, jak dla mnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja zona tez lubila babysitting, ale pewnego razu sprawy potoczyly sie zupelnie inaczej niz zwykle. Dzieci przez caly wieczor plakaly za mama i zamiast ogladania tv byly malo skuteczne proby uspokojenia ich. Od tego czasu zona jest pelna niepokoju, gdy bierze te fuche ;)Pozdrawiam serdecznie :)PS: Ostatnio znow Cie zaniedbuje, ale jestem naprawde zawalony robota, a po powrocie do domu jedyne, na co mam ochote, to schowanie sie pod koldra ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie :) ja musze przyznać, ze w ramach koleżeńskiej przysługi zajełam się wczoraj 6-cio letnia córcią mojego kolegi. Znam Martyśkę od dawna, ale zawsze po godzinie mielismy jej dosyć :) A wczoraj, o dziwo, spędziłyśmy razem same trzy godziny, a potem jeszcze godzinę z jej ukochanym wujeczkiem (czyli moim mężem) i nawet sprawiało mi to przyjemność. To chyba na mnie juz najwyższa pora :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Ella i Jeremy7 grudnia 2007 13:56

    Super..nastepnym razem wez mnie-hehhehe. Kurcze wszystko pieknie i ladnie ale jak sie taki brzdac obudzi i zobaczy obca osobe nad lozeczkiem to Ja dziekuje..wtedy zaczyna sie baby-szok-hehehhe. Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  9. Generalnie jest to bardzo miłe zajęcie, ale czasami zdarzają się niezbyt przyjemne sytuacje. Jeśli dzieci śpią - jest OK, jeśli się obudzą- potrafią zrobić prawdziwe piekło. Ale o tym wnowym poście ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję Aguniu :) A w Polsce pewnie trochę inaczej wygląda taki babysitting ;) Nie wiem, nigdy nie miałam okazji się przekonać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oh my God :) Przyznam szczerze, że nie chciałabym takiego urwisa ;) O 24:00 to on już dawno powinien słodko spać :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To prawda Miledko :) Nie jest to zbyt męczące zajęcie, a przy odrobinie szczęścia mozna dobrze zarobić nie wysilając się przy tym :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze do wczoraj tez myślałam, że to praca idealna ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dave :) Opisałeś moją wczorajszą przygodę :) Z dzieciakami nigdy nic nie wiadomo :) Do tej pory udawało mi się, że zawsze spały, ale wczoraj niestety się nie udało ;) PS. Wiem, że jesteś zapracowany. Nie rozpieszczasz mnie, już się przyzwyczaiłam ;) Ale zawsze z niecierpliwością Cię oczekuję! :) Trzymaj się cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Cieszę się, że udało Ci się spędzić te godziny w miłej atmosferze :) Ja tyle szczęścia nie miałam ;) Co do odpowiedniej pory, to ja po Twoich postach widzę, że ta pora już jakiś czas temu nastała :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dokładnie tak Ella :) Właśnie wczoraj, po raz pierwszy, przeżyłam taka przygodę :) Nie wspominam tego zbyt miło ;)

    OdpowiedzUsuń