środa, 14 listopada 2007

Dalszy ciąg perypetii kierowcy :)

Dziś znów będzie o jeździe samochodem. Jeśli więc ktoś ma już dość tego tematu, to nie będę mieć nic przeciwko, jeśli odpuścicie sobie tę notkę ;) Wiem, że ostatnio staję się monotematyczna, więc jak przesadzę, to powiedzcie stop ;) Ostatnio nauka jazdy stała się moją obsesją i o niczym innym nie myślę, tylko o tym, jak by się tu wkraść do naszego wozu i zasiąść za jego kierownicą ;) Nie wiem, może sama sobie wjechałam na ambicje i wmówiłam, że skoro wszyscy potrafią, to czemu ja mam być gorsza? A może  właśnie to pragnienie posiadania mojego wymarzonego cuda na czterech kółkach tak mnie pcha i mobilizuje do nauki? W końcu po co mi samochód, jeśli nie będę umieć go prowadzić? ;) Mojemu narzeczonemu w zupełności odpowiada nasze auto i nie zamierza go sprzedawać, ale ja marzę o innym ;) Owszem, bardzo lubię nasze obecne, dobrze się spisuje,  jest zgrabne, ale jak widzę na ulicy obiekt westchnień  moich  i mojego brata, to nie mogę się powstrzymać od rozpływania się w zachwycie nad nim. Ten kształt, perfekcyjna forma… Mmm!  Piękna limuzyna :) Tak więc pilnie się uczę, by kiedyś zasiąść za jego kierownicą.

Wczoraj udało mi się wymusić kolejną lekcję jazdy. Po zmroku, bo po zmroku, ale innej opcji nie było. Przez cały dzień towarzyszyło mi dziwne uczucie, że już wiem, jak się to robi,  i że kolejny raz na pewno będzie łatwiejszy ;)  Zasiadłam więc za kierownicą z wielką ekscytacją i mimo że tym razem nie rozładowałam akumulatora, to jednak rozczarowałam się, bo nie poszło mi tak, jak bym chciała ;) Wiem, nie od razu Rzym zbudowano. Jednak to uczucie mnie zmyliło, bo wydawało mi się, że ochłonęłam już po pierwszej jeździe i że już sobie w głowie poukładałam te wszystkie biegi. Lekcja była króciutka, i byłaby całkiem udana, gdyby nie jej zakończenie, kiedy to rozwinęłam za dużą prędkość i zamiast pięknie zaparkować (jak zrobiłam to w niedzielę) to po prostu wjechałam na chodnik przed domem. Jeszcze nie opanowałam hamulca ;) Wystraszyłam się konkretnie i uznałam, że jak na moje biedne serce, to wystarczy mi już tyle tych emocji ;) Mój mały sukces, to piękne przejechanie kilkuset metrów  po linii prostej ;) Bez szarpania wozem ;) Tylko to parkowanie.. ;)

Wiem jednak jedno: jeśli zobaczę, że pomimo wielu lekcji, jestem totalne dno jako kierowca, to na pewno nigdy nie wyjadę na ulicę. Nie będę ryzykować życia innych i mojego. Funkcja kierowcy niesie ze sobą zbyt duże ryzyko i odpowiedzialność. Osoby nietrzeźwe, nie mające pojęcia o jeździe po prostu nie powinny nigdy kierować autem. Takie jest moje zdanie na ten temat. Jestem zwolenniczką zaostrzenia kar dla pijanych  i nieodpowiedzialnych kierowców, bo wiem, że zbyt dużo cierpienia oni już spowodowali. Tak łatwo przecież zniszczyć cudze życie… Byłam niestety świadkiem takich tragedii i  było to bardzo przykre przeżycie.  Polskie drogi zbyt gęsto usiane są krzyżykami upamiętniającymi ofiary wypadków samochodowych…Nie chciałabym nigdy, przenigdy stać się jedną z tych, którzy swoja nieumiejętną jazdą doprowadzili do śmierci pasażerów. Nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że zabiłam kogoś i zrujnowałam życie rodziny tej zabitej osoby… Zbyt wrażliwą naturę mam. Mnie szkoda zabitego zwierzaka, a co dopiero człowieka…Kiedy widzę jakieś zwłoki, to od razu przed oczami staje mi rodzina tej osoby…

Ostatnio, prawie tydzień temu zabiliśmy kota. Przez przypadek oczywiście… Wracaliśmy z mojej uczelni, było ciemno, jechaliśmy przepisowo. Nagle zobaczyłam biegnącego kota. Był zbyt blisko, może jakieś dwa metry od naszego samochodu. Biegł po trawie i niebezpiecznie zbliżał się do jezdni. Nie zatrzymał się, wbiegł wprost pod koła… Było za późno na jakiekolwiek manewry, bo wszystko działo się w ułamku sekundy. Mimo że narzeczony odbił w prawo, on i tak wbiegł pod koła. Poczułam, jak przejechaliśmy po nim i powiem, że zrobiło mi  się niedobrze. Do dziś przed oczami mam obraz kota beztrosko wbiegającego pod nadjeżdżający samochód…  Nie wiem, dlaczego się nie zatrzymał, dlaczego nie przystopował, kiedy zobaczył zbliżające się światła. Biegł na wprost siebie, nie rozglądał się i to go zgubiło. Mimo że narzeczonemu solidnie oberwało się za to, to i tak w głębi duszy wiedziałam, że w tej sytuacji nie było wyjścia. Że to musiało się tak skończyć…

24 komentarze:

  1. Oj to musiało być przykre wydarzenie z kotkiem :(( ja kiedyś przejechalam wiewiórkę albo podobne do niej zwierzątko :( ale też nie była to moja wina, sama wbiegła pod koła :((Jeśli chodzi o kobiety za kierownicą to denerwuje mnie to, ze męzczyźni uważają że sa lepszymi kierowcami. Grr!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie jesteś monotematyczna Taito.To zupełnie normalne, że chcesz się dzielić Twoimi przeżyciami kierowcy. Życzę Ci szerokiej drogi i ładnej pogody.Buziaki i ciepłe myśłi przesyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadza się, nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie. Wybacz, że Cię zdenerwuję, ale uczciwie przyznam, że też uważam, iż faceci są lepszymi kierowcami niż kobiety ;) Z wieloma osobami jeździłam, i nieraz miałam okazję przekonać się, że kobiety nie mają jazdy "we krwi". Owszem, może jeżdżą bardziej ostrożnie, ale w wielu wypadkach nie potrafią słusznie reagować na to, co dzieje się na drodze. Nie wiem, może to taki uraz po tym jak pewna baba rozwaliła auto mojemu bratu - nie dostosowała prędkości do warunków jazdy i w efekcie rozwaliła 3 samochody: swoje i 2 obce...Uważam, że mężczyźni ( a przynajmnije większość) są bardziej pewnymi kierowcami i mają do tego powołanie. Zauważ, że facetów przeważnie nie trzeba uczyć jeździć, siadają po raz pierwszy za kierownicą i jadą, zupełnie, jakby robili to od zawsze! Mają to w genach, czy jak ;) A wiesz, że tu, w Irlandii, faworyzowane są kobiety? Uważane są za bezpieczniejszych i rozważniejszych kierowców i w związku z tym mają mniejsze ubezpieczenie niż mężczyźni. Taka ciekawostka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Cię nie zanudzam swoimi opowieściami :) Nie ukrywam, że nauka jazdy stała się dla mnie ostatnio małą obsesją :) Szkoda tylko, że nie wychodzi mi tak, jakbym tego chciała ;) Pozdrawiam cieplutko kochana i dziękuję za maile :) Przesyłam serdeczne uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  5. promyczek83@op.pl15 listopada 2007 17:08

    E tam, jaki monotematyzm?:) Każdy pisze o tym co dla niego najważniejsze, a my to czytamy z wypiekami na policzkach hihihiAle ten kotek....biedactwo....:/ Ale wypadki sie zdarzają.Kiedyś jak jechałam w rodzicami to dzika świnia nam na jezdnię wybiegła z lasu, dobrze, że nie wpadła nam pod koła:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, wiem, że nie wypada się śmiać, ale rozbroiłaś mnie tym tekstem ;) Hihi, dzika świnia ;) Ale to brzmi ;) Nie potrafię się powstrzymać od smiechu ;) Dobrze, że nie wpadła pod koła, bo to duże stworzenie, mogła wiele szkód wyrządzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. kochana! niestety takie rzeczy zdazaja sie kazdemu. nie ma co sie zniechecac, tylko trzeba cwiczyc i porzadnie sie koncentrowac na tym, co sie dzieje wokol ciebie. zobaczysz... jeszcze bedziesz smigac i smiac sie ze swoich poczatkow. w kraju, w ktorym mieszkasz jest o wiele latwiej kierowac niz w polsce, wiec nie bedziesz musiala skakac od razy na gleboka wode.u mnie technika byla dobra od poczatku, ale to ciagle bujanie w chmurach to chyba mnie dyskwalifikuje... za kazdym razem, gdy poczuje sie pewniej za kierownica, zaczynam myslec o innych rzeczach i przestaje sie koncentrowac na drodze. dlatego unikam samochodu...powodzenia!!!! buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie wypadki są niestety na porządku dziennym. Mnie też serce boli i przeżywam przez następny tydzień jak widzę jakieś zabite zwierzątko. Ostatnio miałam pecha zobaczyć martwego wielbłąda tuż obok autostrady... w tym momencie współczuję zarówno zwierzakowi jak i kierowcy samochodu. Pozdrawiam serdecznie, Ciekawa Świata

    OdpowiedzUsuń
  9. promyczek83@op.pl16 listopada 2007 11:07

    Hihhihi e tam śmiej się na zdrowie hehehehe teraz sama się z tego śmieję :) :D:D No byłoby było, wypadek murowany:) Ech te dzikie świnie hihi

    OdpowiedzUsuń
  10. Powiem tak jakby ktos mi dzis dal w prezencie Chevroleta Capitive to jeszcze dzis poszlabym na prawo jazdy- jest to moje marzenie, a jakby w dodatku w kolorze miodowym-metalik to padlabym ze szczescia. Teraz mamy Renault Espace, jest sliczny ale jednak marzy mi sie Chevrolet.Kotka szkoda ale to nie Wasza wina, no szkoda ale co zrobisz- sam wpadl pod kola-to sie zdarza-buuu. Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  11. taita kurde Polak chce polak potrafi!!Ale ja tez kiedyś przejechałam szczura dwa tygodnie bałam sie wsiąść do auta. ten trzask w uszach nie dawał mi spac po nocach. mlode-malzenstwo.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawa ciekawostka :))) Fakt, mężczyźnie wcale nie potrzerbują wiele czasu by nauczyć się jeździć. Ja jednak myślę, że to stereotyp i nie ma na to reguły. Może dlatego, że mężczyźni jeżdżą więcej i częściej, bo któen facet w związku czy małżeństwie odda "kółko" kobiecie? Chyba, ze ona drobi się własnego autka hihi ;)Praktyka, praktyka i jeszcze raz prkatyka :)

    OdpowiedzUsuń
  13. aga.stankiewicz@onet.eu16 listopada 2007 17:39

    To było przykre z tym kotem, ale trudno, jak napisałaś - sam wbiegł wam pod koła. Nie wasza wina. A nauka, powoli, spokojnie i uda Ci się na pewno. Przecież robisz postępy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam taką nadzieję Aguniu. Choć czasem ja powoli tracę, bo ja bym chciała juz jeździć, tak od razu ;) W gorącej wodzie jestem kąpana ;) Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Szcura akurat zbytnio bym nie żałowała ;) Ale sam fakt przejechania jest nieprzyjemny. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Widzę, że gustujesz w dużych, rodzinnych autach ;) Nie zaprzeczę, całkiem fajne autko :) Tutaj w Irlandii pełno takich :) Teraz moda na 4x4 :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja mam niestety tak samo :( Zawsze mi nieprzyjemnie, jak widzę zwłoki zwierzaka, w dodatku takie zmasakrowane...Pozdrawiam cieplutko i jak najmniej takich widoków życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bujanie w obłokach w czasie jazdy autem jest wyjątkowo niebezpieczne ;) Więc z umiarem kochana :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ta dzika świnia mnie rozwala ;) Dobrze, że nie rozwaliła Wam autka ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Co kraj, to obyczaj ;) A co do praktyki, to jak najabrdziej: ćwiczę i ćwiczę, ale nie jest tak, jakbym chciała ;) Oby to się zmieniło wkrótce :) Ciepłe uściski i pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Według mnie kierowanie autem powinno sprawiać przyjemność. Jeśli więc to polubisz i nawet nie będzie Ci wychodzić, próbuj dalej. Małymi kroczkami, a na pewno się uda

    OdpowiedzUsuń
  22. Widzisz, idzie coraz lepiej. Ja bardzo duzo jezdzilam przed podejsciem do egzaminow. trening czyni mistrza. dam Ci tez jedna rade - jak juz bedziesz miala przwo jazdy nie kupuj od razu nowego samochodu, zbyt duzy stres. lepiej nabierac wprawy jezdzac starym, w przypadku jakiejs drobnej rysy (co zdarza sie tez i najlepszym,) nie bedzie Ci tak przykro.pozdrawiam mlodego kierowce ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Masz rację Melisso :) Nie zniechęcam się - wprost przeciwnie :) Wczoraj dokonałam prawdziwego wyczynu i byłam z siebie bardzo dumna :) Mam nadzieję, że wkrótce to opanuję :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Dobra rada Beatko :) Jeśli zrobię prawo jazdy, to na pewno nie kupię od razu mojego wymarzonego auta właśnie dlatego, że bałabym się, iż go rozwalę. Poczekam, aż będę mistrzem kierownicy ;) (oby ten dzień nadszedł :)

    OdpowiedzUsuń