czwartek, 16 sierpnia 2007

Home, sweet home

Codziennie przekraczając próg mojego domu, uświadamiam sobie, jak ważne jest dla mnie to miejsce. Mój dom. Mój azyl. To miejsce jest w pewnym sensie magiczne, bo z chwilą przekroczenia jego progu, moje zmęczenie, trudy dnia obecnego, wszystko to zostaje na zewnątrz. Jest to dla mnie niesamowicie ważne, bo wracając do domu po długim dniu pracy [wczoraj np. prawie 10 h] marzę jedynie o tym, by się zrelaksować, odprężyć ciało i umysł. I tu, w tym domu, zawsze mi się to udaje.


To mój ósmy [w tym trzeci w Irlandii] dom, a zarazem pierwszy i jedyny, w którym czuję się tak dobrze i bezpiecznie. W którym jestem po prostu bardzo szczęśliwa. I tym moim ukochanym domem, nie jest dom rodzinny w Polsce, którego potężna, biała sylwetka dumnie prezentuje się na wzgórzu otoczonym zielenią. Z tym domem za dużo wiąże się złych wspomnień, za dużo cierpienia moich bliskich i mojego również... Zawsze wracam do tego rodzinnego domu z sentymentem i radością, bo tam ciągle są moi bliscy, ukochana mama i brat, moje zwierzaki, ale nie jest to miejsce w którym czułabym się tak świetnie, jak właśnie w tym małym, irlandzkim domku, niezbyt wyróżniającym się spośród dwustu mu podobnych... Starannie go upiększałam, wkładając w to całe serce, z radością kupując każdy drobiazg. Ten dom tętni życiem przepełnionym miłością i ciepłem. O takim domu marzyłam.

2 komentarze:

  1. Każdy z nas chyba poszukuje takiego swojego miejsca na ziemi. Szczęśliwi ci, którym się udało. Pozdrawiam.www.nikaaa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż to, Nika, otóż to... Współczuję tym, którzy nie znaleźli tego swojego wymarzonego kąta i błakają się po świecie :( Przesyłam moc uścisków :) Miło mi, że mnie odwiedziłaś :)

    OdpowiedzUsuń