niedziela, 2 września 2007

Deadly september

I nastał wrzesień. Trochę za szybko. Nigdy nie lubiłam tego miesiąca. Jakoś tak źle mi się kojarzy. Gdy byłam dzieckiem, miesiąc ten oznajmiał mi przykry powrót do szkoły. Wrzesień oznaczał wtedy koniec wakacji (mniej lub bardziej beztroskich),  odnowienie znajomości z książkami, liczne obowiązki należące do ucznia, stresy… Bo przecież dla takiego dzieciaczka ze szkoły podstawowej klasówka to był prawdziwy stres. Oczywiście mówię tu o ambitnym dzieciaku, takim któremu zależy na dobrych stopniach i pochwale nauczyciela. A takim uczniem właśnie ja byłam. Nie żadnym kujonem. Żadnym tam dziobakiem zadufanym w sobie i przede wszystkim niezbyt koleżeńskim. Zależało mi na dobrych ocenach. To wszystko. Chciałam być po prostu dobra. Nie za dobra (by się nie wyróżniać), a jednocześnie nie należąca do klasowych osłów. Stać mnie było na bardzo dobre wyniki, ale nie zawsze dawałam z siebie wszystko. Czasem po prostu z lenistwa, czasem wręcz ze skromności (braku zbyt wygórowanych ambicji i pragnień). Świadectwo z czerwonym paskiem i średnia 4,75 w zupełności mi wystarczały. Wrodzona nienawiść do matematyki i wszystkiego co należało do grupy przedmiotów ścisłych, nie pozwalała mi na osiągnięcie w starszych klasach  średniej 5,0. Po prostu nie uczyłam się tych przedmiotów. Uwielbiałam przedmioty humanistyczne, języki obce, natomiast do przedmiotów ścisłych miałam  okropną awersję. Zresztą do nauczycielek matematyczek też. Tak na marginesie to z wzajemnością zresztą.  Jedna z nich skarżyła się nawet mojej mamie, jaka to ta jej córka jest niedobra. Jak nie chce rozwiązywać skomplikowanych zadań matematycznych, jak nie chce podchodzić do tablicy, gdy jest wywołana (urok bycia „prymusem” – nauczyciel wywołuje Cię do tablicy zdecydowanie częściej niż jakiegoś przeciętnie uzdolnionego Kowalskiego czy Nowaka). A że byłam jeszcze gówniarą, mało się przejmowałam zasadami „savoir-vivre” i miałam dość rozwiązywania głupich i znienawidzonych  zadań, to nie raz i nie dwa zdarzyło się, że powiedziałam „dość!”, zrobiłam naburmuszoną minę i oznajmiłam nauczycielce, że nie podejdę do tablicy. Wiem, byłam bezczelna. Na szczęście mi już przeszło. Teraz mam o wiele więcej taktu i wyczucia. Dzieci jednak mają to do siebie, że mówią prawdę, nawet najbardziej przykrą i bolesną nie patrząc przy tym na to, czy wypada, czy też nie.


Od tych moich wyżej opisanych wspomnień z życia dziecka i nastolatki upłynęło już kilka, nawet kilkanaście lat. Zmieniłam się przez ten okres. Zmądrzałam ;) Jednakże niechęć do września pozostała. Teraz, będąc dorosłą osobą, dostrzegam wiele złych wydarzeń, które zapisały się na kartach historii właśnie w tym miesiącu. Chyba wszyscy w pamięci mamy takie tragedie jak seria ataków terrorystycznych na World Trade Centre i Pentagon (11 IX 2001) czy zbrojny atak na szkołę w Biesłanie (1 IX 2004). Ze starszych wydarzeń, których pewnie żadne z Was nie pamięta, wymienić można chociażby straszliwy w skutki wybuch II wojny światowej (1 IX 1939), czy agresję ZSRR na naszą ojczyznę (17 IX 1939). Okropne tragedie. Mnóstwo zamordowanych. Niewinnych ofiar. Morze krwi. Morze łez. Bezgraniczna rozpacz rodzin zamordowanych ludzi. Ludzka solidarność wobec cierpienia i krzywdy.


Wrzesień zapisał się w historii jako miesiąc przesiąknięty krwią. Miesiąc wielu potwornych tragedii… Nie wiem, czy którykolwiek inny miesiąc zawiera w sobie tyle przerażających wydarzeń. Tyle straconych istnień ludzkich…


Mam wielką nadzieję, że karty wrześniowej historii nie zostaną już nigdy zbrukane takim morzem krwi. Morze sukcesywnie zasilane napływami „wrześniowej krwi” jest już wystarczająco głębokie.  Powiedziałabym nawet, że bezdenne.  Niestety nie jest to powód do dumy. Jest to przykry obraz destrukcyjnego zachowania ludzkiego. Życie ludzkie, ten kruchy i wspaniały dar od Boga, ciągle nie jest odpowiednio doceniany. Jakie to przykre… I jak smutny musi być Bóg, gdy na to patrzy. Nie odważyłabym się spojrzeć Mu prosto w oczy…

7 komentarzy:

  1. A mi się podoba, że potrafiłaś wyrazić swoje zdanie matematyczce ;) To z kolei był mój ukochany przedmiot - tak dla równowagi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubiłam matmę! A z tym wrześniem..,nidgy wcześniej się nad tym zastanawiałam. Masz rację, to powinien być bardzo smutny miesiąc. ..Ale jesień to moja ulubiona pora roku (zaraz obok wiosny) i może dlatego tak do tego nie podchodzę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. kama_kasperek@onet.eu2 września 2007 17:16

    Hallo, ja też jestem humanistką, a matematykę lubiłam jedynie w podstawówce- w liceum (oczywiście klasa human.) zależało mi na nauce literatury, historii i j. ang. i fr. Fizyka jakoś sama mi wchodziła, chemia i matma były beee :)Nigdy nie patrzyłam na wrzesień w taki sposób... choć to prawda, nie jest on najprzyjemniejszym z miesięcy. Mam jednak nadzieję, że któregoś wrześniowego dnia dostaniesz najmilszą w świecie niespodziankę (cokolwiek miałoby to być) i od tej pory będziesz uwielbiała ten miesiąc, jak żaden inny, czego z całego serca ci życzę. Pozdrawiam, trzymaj sie cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to nigdy nie pomyśałam o wrześniu w ten sposób. Ale rzeczywiscie to chyba jeden z najbardziej dramatycznych miesiecy. Ciekawe dlaczego

    OdpowiedzUsuń
  5. promyczek83@op.pl2 września 2007 19:21

    A ja zawsze lubiłam wrzesień:):) nowe zeszyty, książki, piórniki, flamastry hehe och co to był za raj.....ale pażdziernik to już ho ho:)zaczynałasię prawdziwa szkoła hahahahaI pamiętam jak dziś pierwsza moja ocena w nowym Liceum to pała z dyktanda jak nic hahaha tak oto Promyczek przywitał czas licealny:)Ale to mała wpadeczka , bo Promyczek lubił się uczyć:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~http://mlode-malzenstwo.blog.onet.pl/3 września 2007 17:13

    nigdy nie odbierałam tak września. masz racje, że był to w historii dość krwawy miesiąc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja zawsze lubilam wrzesien, to z powodu porannych mgiel, szalenstwa kolorow opadajacych lisci, kasztanow glucho rozbijajacych sie o trawe, cieplych dni i coraz zimniejszych nocy, dzieki jablkom u babci w sadzie i ....winogronom, dzieki zapachowi palonych lisci w ogrodku, dzieki temu ze nadchodzaca jesien ma TEN zapach, niepowtarzalny, inny niz wszystkie...

    OdpowiedzUsuń