wtorek, 4 września 2007

Tully & Kildare

Po spędzeniu ponad dwóch godzin w Emo, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do głównego punktu naszej wycieczki, czyli Tully w hrabstwie Kildare.


Hrabstwo to ma wiele do zaoferowania szczególnie dla miłośników koni. Słynie ono bowiem z gonitw i hodowli pięknych rumaków. Jednak to nie wszystko. Kildare to także  bujne łąki, moczary,  to mnóstwo rezydencji wiejskich, imponujące krzyże wczesnochrześcijańskie, wspaniała katedra świętej Brygidy.… Krótko mówiąc: każdy może znaleźć tu coś dla siebie. My przyjechaliśmy tutaj głównie ze względu na konie [kocham te urocze zwierzaki!] znajdujące się w Irish National Stud, czyli Narodowej Stadninie Koni.


Jej historia jest niezwykle fascynująca. Założona została w 1900 roku przez pułkownika Halla Walkera. Walker nie był przeciętnym człowiekiem. Wzbudzał wiele kontrowersji. Wierzył w horoskopy i wpływ gwiazd na sukcesy koni. Stajnie zostały więc rozmieszczone zgodnie z astrologicznymi  przekonaniami Walkera oraz wyposażone w specjalne świetliki umożliwiające wierzchowcom pozostawanie pod korzystnym wpływem księżyca i gwiazd. Najlepsze jest to, że czworonożni podopieczni Walkera odnieśli naprawdę wiele sukcesów! Czy był to zamierzony efekt czy też po prostu przypadek? Tego to ja niestety nie wiem.


W latach 1906-1910 Walker wraz z pomocą jednego z najlepszych ogrodników japońskich, Tassa Eida, urządził Ogrody Japońskie. Ogrodnik faktycznie był dobrym fachowcem i świetnie wykonał robotę, bo efekt po prostu zapiera dech w piersiach! Intencją tych ogrodów było ukazanie „wędrówki przez życie”. Japanese Gardens symbolizują więc „życie ludzkie” - można w nich przejść ścieżkę życia: od narodzin, przez małżeństwo lub celibat, aż po Bramę Życia Wiecznego. 


Ogrody są naprawdę ciekawe. Jednak ogrom turystów i rozwrzeszczanych dzieciaków nieco  odbiera im urok. Warto jednak udać się tam, by nacieszyć oczy uroczymi widokami. Polecam gorąco wszystkim, a już szczególnie miłośnikom natury, soczystej zieleni i po prostu piękna!


Irish National Stud oferuje wiele, wiele atrakcji. Warto zatem poświęcić kilka godzin na dokładne zaglądnięcie do każdego zakątka. Ogrody Japońskie nie są absolutnie jedyną atrakcją. Na terenie stadniny znajduje  się również Czarne Opactwo,  Muzeum Koni do którego warto zajrzeć chociażby po to, by zobaczyć szkielet Arkle’a – najlepszego wierzchowca, jaki startował w gonitwach z przeszkodami w Irlandii  w latach 60. XX wieku. Gorąco polecam również przepiękny Ogród św. Fiakra, irlandzkiego mnicha. Do jego głównych atrakcji należą kamienne cele i zatopiony dębowy las.


Ogród św. Fiakra to wspaniałe dzieło, które zawdzięcza swoją niepowtarzalną atmosferę zręcznemu połączeniu zadrzewienia, wody i architekturze kamienia. Efekt imponujący!  Przechadzaliśmy się jego ścieżkami, rozkoszowaliśmy się jego urodą, wyrażaliśmy zachwyt nad pomysłowością twórców. Najbardziej jednak zapadły nam w pamięć właśnie te kamienne cele pustelników.


Po oglądnięciu wszystkich skarbów, które stadnina miała do zaoferowania, udaliśmy się do restauracji i sklepu z pamiątkami. Nie mogliśmy narzekać na mały wybór. Sklep oferuje bowiem różnorakie produkty, od słodyczy, przez maskotki, breloczki, herby rodzinne, aż po ubrania. Uff! Szybko zapełniliśmy ręce pamiątkami i dla własnego dobra opuściliśmy ten przybytek. Ciężko się było oprzeć, a poza tym nie chcieliśmy zbytnio uszczuplić naszego portfela. Czekał na nas jeszcze obiad.


Wybór dań do spożycia okazał się strzałem w dziesiątkę, przesadziliśmy tylko z ilością jedzenia. Nie wiedzieliśmy, że porcje będą duże i mimo iż byliśmy głodni,  a potrawy  bardzo smaczne, nie zdołaliśmy wcisnąć w siebie wszystkiego. Przy okazji odkryłam, że surowe brokuły w odpowiednim sosie i w towarzystwie innych warzyw oraz sera fety i orzechów w zupełności nadają się do spożycia!


Po obiedzie udaliśmy się do naszego samochodu i pojechaliśmy obejrzeć znajdująca się nieopodal stadniny studnię świętej Brygidy. Miejsce ładne, teren troszkę podmokły. Zostalibyśmy tam dłużej, ale deszcz skutecznie zagonił nas do samochodu. Mnie dodatkowo odpychało rosnące tam drzewo wotywne, na którym pozawieszane były przeróżne przedmioty począwszy od gumek do włosów, przez chusteczki higieniczne [brudne w dodatku], bransoletki, naszyjniki a skończywszy na fotkach z prośbami o modlitwę. Miało coś co mnie odpychało, nie chciałam tam przebywać zbyt długo.


Bezpiecznie schronieni przed deszczem, siedząc w samochodzie, zapoznaliśmy się z czasem i doszliśmy do wniosku, że wpadniemy jeszcze na chwilę do miasteczka Kildare, by zwiedzić górującą nad miastem Katedrę św. Brygidy. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że katedra właśnie za 5 min zostanie zamknięta, więc nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Połówek musiał się rozczarować. Koniecznie chciał się wspiąć na 33-metrową okrągłą basztę („tylko” 103 szczebelki drabiny dzielą śmiałków od szczytu i możliwości podziwiania panoramy Kildare). Po zwiedzeniu katedry musieliśmy przetestować nasze zdolności do szybkiego biegania, gdyż nastąpiło straszne oberwanie chmury. Z ulgą schroniliśmy się pod bezpiecznym dachem naszego wozu  i obraliśmy kierunek dom. Kildare żegnało nas rzewnymi łzami… My natomiast opuściliśmy je z wielkim uśmiechem na twarzy…

12 komentarzy:

  1. ~Ciekawa Świata5 września 2007 01:30

    przeczytałam, zakodowałam, zapamiętam i wykorzystam przy pierwszej możliwej okazji :) . Pozdrawiam serdecznie.. PS. więc wycieczkę zaliczamy do udanych ? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. zanzarina@buziaczek.pl5 września 2007 13:50

    No niezbyt zachęcające musi byc to zaśmiecone drzewko...Ale co tam.. reszta warta zobaczenia : )Buziaki : *cathy

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna wyprawa. Przez chwilę czułam się jakbym tam była :)

    OdpowiedzUsuń
  4. promyczek83@op.pl5 września 2007 15:05

    Powiem jeszcze raz, że wycieczka suuuuper:):)Zdjęcia miejsc, tez piekne:) I to jedzonko:):) Mmmm pyyysznie wygląda hihihihihi Promyczkowi ślinka poleciała:):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie. Teraz musicie wymyśleć, co robicie w następną niedzielę. Oby pogoda dopisała! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście moja droga :) Nie podlega to żadnej wątpliwości :)Ja również gorąco pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na Twojego nowego posta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się ono nie podoba, ale nie dla walorów estetycznych ono tam jest. Każda rzecz pozostawiona na nim, to odrębna historia jakiegoś człowieka, który przybył tam w wielkiej wierze i nadziei, że jego prośba zostanie wysłuchana. Całusy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W rzeczy samej :) Było bosko :) Warto się tam wybrać :) Gorąco wszystkim polecam :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O taak, Promyczku :) Jedzonko to był prawdziwy raj dla podniebienia :) Było pyszne :) A wycieczka faktycznie była super :) Całkowicie się zrelaksowałam i naładowałam baterie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Plany już mamy. Jeżeli wszystko wypali, to wybieramy się na dwa dni na zachodnie wybrzeże Irlandii. Tam nas jeszcze nie było. Muszę tylko załatwić sobie wolny poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
  11. faktycznie ty jesteś niezłą idiotką, po co opisujesz swoje ochy i achy, i to jeszcze w taki idiotyczny sposób - myślisz że to kogoś obchodzi ? czujesz się potrzebna w ten sposób ? a może chcesz żeby koleżanki z biednej Polski zazdrościły? idź do psychiatry.

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoje zdanie na mój temat naprawdę mnie nie interesuje, więc daruj sobie. Nie rozumiem tylko po co czytasz bloga jakiejś "niezłej idiotki" zagłębiając się aż tak w archiwum i tracąc swój drogocenny czas? Nie podoba ci się - nie czytaj. Proste? Proste! Normalny człowiek, by to zrozumiał. Ale nie taki plujący jadem frustrat, jak ty. Blog to mój prywatny kawałek sieci - pisze go przede wszystkim dla siebie. To nie jest lektura OBOWIĄZKOWA. Swoje bolączki zachowaj dla siebie. Nie dla mnie.Żegnam frustrata. Nie utop się w swoim trującym jadzie.

    OdpowiedzUsuń